Tylko, że naprawdę wolałaby zająć się czymś innym. Przecież teren Mrocznej Ziemi sam się nie spatroluję, nikt też za nią nie będzie gnębił innych, czy odpoczywał leniwie na płaskich skałach.
Zamiast tego, musiała prowadzić całą bandę lwiątek na specjalnie przyszykowany plac. Ziemia była tam o wiele twardsza, co ułatwiało zrobienie sobie przez przypadek kilku ran. Oblizała pysk, wspominając smak pysznej krwi, gdy wylizywała obolałe poduszki łap.
-Daleko jeszcze?
Zastrzygła uszami, słysząc irytująco słodki głosik jakiejś lwiczki. Zagryzła zęby. Miała ochotę ją od razu rozszarpać. Czy te małe pokraki nie mogły zrozumieć, że ma dzisiaj gorszy dzień i jedyne o czym marzy to samotność?!
Wybawienie pokazało się dość szybko. Lwiątka na widok miejsca treningu, zamilkły, od razu rzuciwszy się tam susami. Przepychały się, każde z nich chciało być pierwsze. Zaimponowanie Gizie, było podstawą. Sama lwica, nie była specjalnie zainteresowana ich wyczynami. Czujnie rozglądała się dookoła. Wielu mieszkańców, kryjąc się w cieniu, przyglądało im się. Giza uśmiechnęła się szyderczo pod nosem. Boją się podejść.
-Dobrze, sierściuchy, czas zacząć szkolenie. Od niego zależy moja reputacja, tak więc, jeśli ktoś nie spełni moich warunków, instynktownie zostanie zagryziony i pozostawiony na pewną śmierć, konając z bólu.-uniosła do góry jedną brew, widząc w niektórych oczach strach.-Nauczę was, jak byś mrocznoziemcami. Przede wszystkim, nie możecie się bać, odwaga jest naszą siłą, a rozlew krwi najpiękniejszym życiowym widokiem.
Potraktowała ich chłodnych spojrzeniem. Głos miała dość przerażający, by wzbudzić w młodzikach strach. Trzepnęła wściekle ogonem, przygotowując się do wykonania pierwszego zadania.
-Poćwiczmy na początku podstawy walki.-mruknęła. Ustawiła się w odpowiedniej pozycji dość szybko, wysuwając przy tym ostre pazury.-To najłatwiejsza pozycja, pózniej będą coraz trudniejsze.
-Aż ich tak dużo?-mruknął jakiś lewek
-Myślisz,że przeciwnik zaatakuje cię tylko jednym ruchem, by nie zranić twoich małych uszu?!-syknęła Giza, jeżąc sierść. Uspokoiła się. Musiała zachować spokój, jeśli chciała do nich dotrzeć. Zbliżyła się o kilka kroków do przodu.-Tak więc, jest wiele idealnych kombinacji ruchowych. Wszystkie spróbujecie. Mamy czas do zachodu słońca.
-Zachodu? nigdy nie widziałam słońca..-wyszeptała jakaś pomarańczowa lwiczka. Jej głos zabrzmiał z tyłu, więc Giza odwróciła głowę, akurat w momencie, w którym ciszę przeszył głośny śmiech. Córka Uasi warknęła pod nosem. Salla.
-Czego tutaj szukasz?
-Przyszłam obejrzeć trening wnuczek, to oczywiste.-na jej pysk wszedł fałszywy uśmiech. Pomarańczowa, brązowa i czarna lwiczka, bez słowa odeszły od swojej babci, dołączając do grupy. Oczywiście spóznione. Giza zmrużyła gniewnie oczy, gdy mrocznoziemka kontynuowała.-Chociaż znając twoje zdolności, będą uczyć się jedynie łapania liści. Ze mną przynajmniej nauczyły by się jak nie być zdrajcą.
-Sugerujesz mi nielojalność?!-warknęła gardłowo.
Lwiątka za jej plecami, spojrzały na siebie porozumiewawczo. Super! Będzie walka! Ucieszone, obserwowały ruchy obu lwic, które niebezpiecznie się do siebie zbliżyły.
-Właśnie to mówię, kochanie, chyba, że ze słuchem też już masz problemy.-zamrugała "słodko" Salla.
-Przynajmniej wzrok mam dobry. Ty nawet już zwierzyny upolować nie możesz. Widziałam również jak się potknęłaś, łapki już nie takie młode, co? Starzejesz się, wkrótce bez problemu, staniesz się słaba jak rajskoziemcy.
Salla syknęła wściekle. Rzuciła się w stronę Gizy. Córka Uasi była przygotowana na atak. Wysunęła pazury, padając na plecy. Kopnęła tylnymi łapami brzuch Salli, gdy starsza lwica próbowała dorwać się do jej gardła. Tarzały się po ziemi, gryząc i drapiąc bez cienia litości. Żadna nie mogła przez dłuższy czas utrzymać prowadzenia. Mocowały się, uderzały silnymi łapami, czy skakały sobie na plecy. Z ucha Salli pociekły krople krwi, natomiast bok Gizy był lekko podrapany.
Dysząc, odskoczyły od siebie. Tylko jeden ruch, dzielił je od ponownego rzucenia do walki. Wtedy mogłoby to skończyć się dużo gorzej.
-M-możemy wrócić do t-treningów?-pisnęła jakaś lwiczka
-To było super!-zachwyciła się jedna z wnuczek Salli. Była zachwycona umiejętnościami babci.
Salla rzuciła w jej stronę krótkie spojrzenie, po czym odeszła zirytowana. Giza nie zamierzała czekać, aż ta całkowicie zniknie na horyzoncie. Zamiast tego, wróciła do pokazywania pozycji, jakby poprzednia scena w ogóle nie miała miejsca.
-Powtórzcie wszystko doskonale.-mruknęła.
Lwiątka bez wątpliwości wykonały zadanie. Bardziej upartym, udało się od razu. Mniejszość, musiała bardziej się starać, pod surowym warkotem mentorki.
***
Sierść Kifo zjeżyła się. Lew wysunął pazury i niebezpiecznie zbliżył się do pobratymki. Mogła poczuć na sobie jego ciepły oddech i wściekłe spojrzenie. Prawie wytrąciła go z równowagi. To jednak było na plus.Uasi zmrużyła oczy. Wpatrywała się w Kifo znudzonym spojrzeniem, podczas gdy ciemny lew opisywał nocne spotkanie z pobratymcem. Lew doniósł mu, że na granicy z pustynią został znaleziony martwy lwioziemiec. Sprawa była na tyle skomplikowana, że nie czuć było na nim zapachu mrocznoziemca.
- Lwioziemcy będą mieć swoje teorie. Spodziewam się, że mogą zaatakować.
Uasi prychnęła pod nosem.
- Simba nie przejmie się śmiercią zwykłej szarej myszki. Jest głupi, jak jego ojciec, więc nie odważy się wezwać swoich lwów do walki.
- Może wykorzystać to, że przez zatrucie zwierzyny, nasi wojownicy są chwilowo... no... osłabieni.
Córka Shetani ryknęła wkurzona, wskakując od razu na równe łapy. Pokazała swojemu partnerowi łapę z wysuniętymi pazurami. Kifo również warknął. Mierzyli się dłuższy czas rozgniewanymi spojrzeniami, zanim Uasi ponownie usiadła i wygładziła zjeżone futro.
- Mroczna Ziemia nigdy nie pokaże słabości. Jesteśmy przyzwyczajeni do głodówek, a po zatruciach będą raptem kilka dni boleć brzuchy. - stwierdziła. - Powinniśmy zaatakować. Nie spodziewają się teraz ataku.
- Zgodzę się, że nie może im to ujść na sucho, ale chcesz zaatakować od razu?
- Czekanie kilka miesięcy może nie być dla nas opłacalne.
Kifo uniósł uszy i uśmiechnął się szyderczo.
- Ale ty przecież lubiłaś wyzwania, prawda?
Uasi rzuciła mu krótkie spojrzenie spode łba. Potem podniosła się na równe łapy i wróciła do jaskini. Kifo odprowadził ją wzrokiem, zanim ruszył w stronę Czarnych Skał, by powrócić do trenowania swoich lwów.
Idąc w stronę Czarnych Skał, natknął się na Sallę. Właściwie to lwica na niego prawie wpadła, nie patrząc gdzie lezie i mamrocząc pod nosem wyzwiska. Zatrzymał się i warknął na nią ostrzegawczo, czym zmusił lwicę do zatrzymania i spojrzenia na niego z odrazą.
- Patrz, gdzie leziesz. Następnym razem nie będę taki łaskawy, żeby cię przepuścić bez draśnięcia.
Salla zmarszczyła brwi. Koniuszek jej ogona poruszył się lekko, zanim jej wzrok stał się bardziej wyzywający. Partner Uasi odwzajemnił jej spojrzenie.
- Zatem poza byciem giermkiem Uasi, masz również własny rozum? - przekrzywiła szyderczo łeb. - Myślałam, że drapiesz jedynie na jej rozkaz.
- To źle myślałaś. - stwierdził warknięciem.
Salla prychnęła z kpiną.
- Nie sądzę. Większość lwów zdradza już dawno swoich partnerów, podczas gdy ty wiernie się trzymasz jednej. Przyznaj, że się boisz. Bez Uasi nie osiągnąłbyś swojej pozycji. Z resztą bez niej pewnie byś dawno nic nie znaczył w tym stadzie.
- Lwioziemcy będą mieć swoje teorie. Spodziewam się, że mogą zaatakować.
Uasi prychnęła pod nosem.
- Simba nie przejmie się śmiercią zwykłej szarej myszki. Jest głupi, jak jego ojciec, więc nie odważy się wezwać swoich lwów do walki.
- Może wykorzystać to, że przez zatrucie zwierzyny, nasi wojownicy są chwilowo... no... osłabieni.
Córka Shetani ryknęła wkurzona, wskakując od razu na równe łapy. Pokazała swojemu partnerowi łapę z wysuniętymi pazurami. Kifo również warknął. Mierzyli się dłuższy czas rozgniewanymi spojrzeniami, zanim Uasi ponownie usiadła i wygładziła zjeżone futro.
- Mroczna Ziemia nigdy nie pokaże słabości. Jesteśmy przyzwyczajeni do głodówek, a po zatruciach będą raptem kilka dni boleć brzuchy. - stwierdziła. - Powinniśmy zaatakować. Nie spodziewają się teraz ataku.
- Zgodzę się, że nie może im to ujść na sucho, ale chcesz zaatakować od razu?
- Czekanie kilka miesięcy może nie być dla nas opłacalne.
Kifo uniósł uszy i uśmiechnął się szyderczo.
- Ale ty przecież lubiłaś wyzwania, prawda?
Uasi rzuciła mu krótkie spojrzenie spode łba. Potem podniosła się na równe łapy i wróciła do jaskini. Kifo odprowadził ją wzrokiem, zanim ruszył w stronę Czarnych Skał, by powrócić do trenowania swoich lwów.
Idąc w stronę Czarnych Skał, natknął się na Sallę. Właściwie to lwica na niego prawie wpadła, nie patrząc gdzie lezie i mamrocząc pod nosem wyzwiska. Zatrzymał się i warknął na nią ostrzegawczo, czym zmusił lwicę do zatrzymania i spojrzenia na niego z odrazą.
- Patrz, gdzie leziesz. Następnym razem nie będę taki łaskawy, żeby cię przepuścić bez draśnięcia.
Salla zmarszczyła brwi. Koniuszek jej ogona poruszył się lekko, zanim jej wzrok stał się bardziej wyzywający. Partner Uasi odwzajemnił jej spojrzenie.
- Zatem poza byciem giermkiem Uasi, masz również własny rozum? - przekrzywiła szyderczo łeb. - Myślałam, że drapiesz jedynie na jej rozkaz.
- To źle myślałaś. - stwierdził warknięciem.
Salla prychnęła z kpiną.
- Nie sądzę. Większość lwów zdradza już dawno swoich partnerów, podczas gdy ty wiernie się trzymasz jednej. Przyznaj, że się boisz. Bez Uasi nie osiągnąłbyś swojej pozycji. Z resztą bez niej pewnie byś dawno nic nie znaczył w tym stadzie.
- Nie boisz się stracić języka, głupia lwico? Rozgadywanie takich kłamstw zaprowadzi cię do grobu. Nie będę się wahał zabić się na miejscu. - warknął. Uderzył ją z barku, gdy ją mijał. - Z resztą przydałoby się zabić matkę zdrajcy. Kamba dawno wącha kwiatki od spodu, towarzystwo matki, rodzeństwa, albo innych krewniaków byłoby dla niego miłe, nie uważasz?
Salla warknęła gardłowo. Odwróciła się, gotowa zaatakować lwa. Ciemny jednak się oddalił, będąc już daleko na horyzoncie. Lwica zatrzymała łapę w locie i uderzyła nią kamień, który odleciał spory kawałek dalej. Ryknęła z wściekłością. Kifo, Uasi, Giza... wszyscy działali jej na nerwy! Jak śmiał zagrozić śmiercią jej bliskich? Wystarczyło, że dość dużo bólu przeżyła, gdy patrzyła na śmierć swoich dzieci. Gdyby jej synowi udał się bunt i objąłby władzę na Mrocznej Ziemi uniknęliby słabości. Obecnie lwica uważała, że ta nadciąga do ziemi wyrzutków nieodwołanie.
***
Erevu i Shetani nie odważyli się opuścić jaskini bez pozwolenia. Nie bali się zaatakowania - oboje wiedzieli, że jako dzieci potężnych lwów są bezpieczni. Po prostu nie chcieli narazić się swojej matce. Uasi spogląda na nich kątem oka i wydawało się, że lwica ich nie puści. Erevu nie obraziłby się, gdyby zabrała go na jakiś trening. Chętnie pokaże swoje łowieckie i bojowe umiejętności. Shetani również chciałaby się co nieco nauczyć. Dziwiła się, że nie wzięli udziału w szkoleniu prowadzonym przez Gizę. Może następnym razem trafi się odpowiednia okazja?
- Co tak leżycie jak zdechłe myszy? Znikać mi z oczu. - fuknęła ciemna lwica.
- Naprawdę możemy? - spytała Shetani, robiąc wielkie oczy.
Uasi wbiła w nią niecierpliwe spojrzenie.
- Lwiątka w waszym wieku już dawno się biją.
Erevu wziął uwagę matki do siebie. On pobije wszystkie lwiątka! Pchnął siostrę nosem i nie czekając skierował się do wyjścia z jaskini. Pewnie przekroczył próg, zanurzając się w ciemność. Umiał już rozpoznawać dzień i noc. Ojciec mu zdradził, że bierze się to poprzez zapach i zachowanie zwierzyny. Jakoś nigdy go nie ciągnęło do zobaczenia prawdziwego słońca, czy świata poza granicami Mrocznej Ziemi. Giza opowiadała, jak wyglądało życie na Lwiej Ziemi i to mu wystarczało. Poza tym nauczył się trochę geografii królestw, żeby mieć jakąś podstawową wiedzę. Wiedział, że wiele od tego zależy.
Shetani opuściła jaskinię za bratem. Zrównała z nim kroki, gdy oboje szli w stronę skałek. Lwiątka powinny były już skończyć trening. Lwiczka pomyślała, że wśród rówieśników będzie mogła zaznać jakiejś swobody. Może nawet wyjść z cienia brata, faworyzowanego przez matkę i ojca.
Faktycznie skałki były oblegane przez najmłodsze pokolenia. Niektóre lwiątka były nawet młodsze od nich, innym już zaczęła wyrastać grzywka. Erevu prychnął pod nosem. Mu niestety jeszcze nie wyrosła, ale była to kwestia czasu. Shetani jakby wyczytując jego myśli, spojrzała na brata szyderczo.
Lwiątka bawiły się w zapasy. Suchy wiatr przyniósł zapach nowych towarzyszy, więc zaprzestali i spojrzeli na rodzeństwo z ciekawością, niektórzy nawet z wrogością. Erevu od razu się dumnie wyprostował.
- Patrzcie jak się puszy! Jakby był sową! - zarechotał czarny lwiak z brązową grzywką.
- Huhu! Huhu!
- Huhu! Huhu!
Lwiątka zaczęły naśladować dźwięki wydawane przez sowę. Erevu zjeżył sierść i syknął ostrzegawczo. Shetani powstrzymała się przed śmiechem. Miło było widzieć, jak brat się denerwuje.
- Radziłbym wam nie stroić sobie ze mnie żartów. - syknął syn Kifo.
- Ojoj, bo się popłacesz kociaczku? Wracaj do mamusi! - warknął rudawy lewek.
Erevu zastrzygł uszami. Jakby nagle ożywiony na to zdanie, wyprostował się z pewnością i dumą. Zmierzył wzrokiem roześmiane lwiątka.
- Skoro tak bardzo chcecie, to pójdę po moją mamę. Uasi z pewnością się ucieszy, że będzie miała obiad.
Lwiątka zaprzestały śmiania. Spojrzały po sobie. Erevu nie mógł stwierdzić, jakie uczucia malują się na ich pyszczkach, ale podobał mu się zapach zmieszania i strachu.
- Żarty sobie z nas robi, nie może być jej synem. - stwierdziła mała, czarna lwiczka.
Szara lwiczka zacisnęła zęby.
- Matka mówiła, że ma dwójkę lwiątek.
Między lwiątkami wybuchła dyskusja. Została po jakimś czasie przerwana, gdy wszystkie zgodnie stwierdziły, że to faktycznie dzieci Uasi. Od razu zaczęli zachowywać się inaczej. Erevu uśmiechnął się z wyższością.
- Skoro już sobie to wyjaśniliśmy, to który przyniesie mi zwierzynę? Zgłodniałem. - stwierdziło lwiątko, wpatrując się w towarzyszy. - Poza tym przyda się jeszcze woda i nie będę narzekał na masaż grzbietu.
Shetani wpatrywała się jakiś czas w "przyjaciół", którzy zaczęli usługiwać jej bratu. Położyła uszy na łebku. Widocznie gdziekolwiek postawi łapkę, zawsze będzie jedynie dzieckiem Uasi i siostrą Erevu.
- Twój brat ma kość zamiast mózgu. - czarne lwiątko przysiadło się do niej. - A ty nie chcesz masarzu łapek? Wyglądasz na taką, która lubi być w centrum uwagi.
Usłyszała w jego głosie drwinę. Zwróciła na lewka spojrzenie niebieskoszarych oczu i syknęła z niezadowoleniem.
- Ktoś cię pytał o zdanie? Nie latasz już z wywieszonym językiem przy moim bracie?
Lewek warknął. Zeskoczył ze skały. Shetani owinęła ogonek wokół łap. Przywykła do samotności.
- Co tak leżycie jak zdechłe myszy? Znikać mi z oczu. - fuknęła ciemna lwica.
- Naprawdę możemy? - spytała Shetani, robiąc wielkie oczy.
Uasi wbiła w nią niecierpliwe spojrzenie.
- Lwiątka w waszym wieku już dawno się biją.
Erevu wziął uwagę matki do siebie. On pobije wszystkie lwiątka! Pchnął siostrę nosem i nie czekając skierował się do wyjścia z jaskini. Pewnie przekroczył próg, zanurzając się w ciemność. Umiał już rozpoznawać dzień i noc. Ojciec mu zdradził, że bierze się to poprzez zapach i zachowanie zwierzyny. Jakoś nigdy go nie ciągnęło do zobaczenia prawdziwego słońca, czy świata poza granicami Mrocznej Ziemi. Giza opowiadała, jak wyglądało życie na Lwiej Ziemi i to mu wystarczało. Poza tym nauczył się trochę geografii królestw, żeby mieć jakąś podstawową wiedzę. Wiedział, że wiele od tego zależy.
Shetani opuściła jaskinię za bratem. Zrównała z nim kroki, gdy oboje szli w stronę skałek. Lwiątka powinny były już skończyć trening. Lwiczka pomyślała, że wśród rówieśników będzie mogła zaznać jakiejś swobody. Może nawet wyjść z cienia brata, faworyzowanego przez matkę i ojca.
Faktycznie skałki były oblegane przez najmłodsze pokolenia. Niektóre lwiątka były nawet młodsze od nich, innym już zaczęła wyrastać grzywka. Erevu prychnął pod nosem. Mu niestety jeszcze nie wyrosła, ale była to kwestia czasu. Shetani jakby wyczytując jego myśli, spojrzała na brata szyderczo.
Lwiątka bawiły się w zapasy. Suchy wiatr przyniósł zapach nowych towarzyszy, więc zaprzestali i spojrzeli na rodzeństwo z ciekawością, niektórzy nawet z wrogością. Erevu od razu się dumnie wyprostował.
- Patrzcie jak się puszy! Jakby był sową! - zarechotał czarny lwiak z brązową grzywką.
- Huhu! Huhu!
- Huhu! Huhu!
Lwiątka zaczęły naśladować dźwięki wydawane przez sowę. Erevu zjeżył sierść i syknął ostrzegawczo. Shetani powstrzymała się przed śmiechem. Miło było widzieć, jak brat się denerwuje.
- Radziłbym wam nie stroić sobie ze mnie żartów. - syknął syn Kifo.
- Ojoj, bo się popłacesz kociaczku? Wracaj do mamusi! - warknął rudawy lewek.
Erevu zastrzygł uszami. Jakby nagle ożywiony na to zdanie, wyprostował się z pewnością i dumą. Zmierzył wzrokiem roześmiane lwiątka.
- Skoro tak bardzo chcecie, to pójdę po moją mamę. Uasi z pewnością się ucieszy, że będzie miała obiad.
Lwiątka zaprzestały śmiania. Spojrzały po sobie. Erevu nie mógł stwierdzić, jakie uczucia malują się na ich pyszczkach, ale podobał mu się zapach zmieszania i strachu.
- Żarty sobie z nas robi, nie może być jej synem. - stwierdziła mała, czarna lwiczka.
Szara lwiczka zacisnęła zęby.
- Matka mówiła, że ma dwójkę lwiątek.
Między lwiątkami wybuchła dyskusja. Została po jakimś czasie przerwana, gdy wszystkie zgodnie stwierdziły, że to faktycznie dzieci Uasi. Od razu zaczęli zachowywać się inaczej. Erevu uśmiechnął się z wyższością.
- Skoro już sobie to wyjaśniliśmy, to który przyniesie mi zwierzynę? Zgłodniałem. - stwierdziło lwiątko, wpatrując się w towarzyszy. - Poza tym przyda się jeszcze woda i nie będę narzekał na masaż grzbietu.
Shetani wpatrywała się jakiś czas w "przyjaciół", którzy zaczęli usługiwać jej bratu. Położyła uszy na łebku. Widocznie gdziekolwiek postawi łapkę, zawsze będzie jedynie dzieckiem Uasi i siostrą Erevu.
- Twój brat ma kość zamiast mózgu. - czarne lwiątko przysiadło się do niej. - A ty nie chcesz masarzu łapek? Wyglądasz na taką, która lubi być w centrum uwagi.
Usłyszała w jego głosie drwinę. Zwróciła na lewka spojrzenie niebieskoszarych oczu i syknęła z niezadowoleniem.
- Ktoś cię pytał o zdanie? Nie latasz już z wywieszonym językiem przy moim bracie?
Lewek warknął. Zeskoczył ze skały. Shetani owinęła ogonek wokół łap. Przywykła do samotności.
***
Giza nie spodziewała się, że będzie miała gości. Zakończyła trening lwiątek na dzisiaj, a te od razu odbiegły na skałki. Lwica miała więc czas dla siebie. Zastanowiła się, czy udać się do wodopoju, lasu a może w stronę Czarnych Skał. Zanim jednak się zdecydowała, czarna lwica o fiołkowych oczach podeszła do niej powoli. Giza warknęła i odwróciła w jej stronę zniesmaczony wzrok.
- Bachory gdzieś polazły, jeśli szukasz swojego dzieciaka.
- Właściwie to przeszłam do ciebie. - odezwała się powoli lwica.
Za nią stanęła czarna lwica o zielonych oczach. Obie wydały się Gizie bardzo podobne. Na pewno już kiedyś miała z nimi do czynienia. Zmrużyła oczy w zastanowieniu. Przypomniała sobie. Były to jej mleczne siostry. Wychowywała się z nimi przez pierwsze miesiące życia, zanim ponownie trafiła pod opiekę rodziców. Vitani i Vita. Ostatnim razem rozmawiały ze sobą, gdy były małymi lwiątkami. Obrzuciła ich niechętnym spojrzeniem i nastawiła uszu, gdy jedna z nich otworzyła pysk.
- Dawno się nie widziałyśmy, co?
- Poprawne stwierdzenie. Chcecie czegoś? Zajęta jestem. - skłamała złota.
Zielonooka pokręciła głową.
- Chciałyśmy porozmawiać. W końcu wychowywałyśmy się razem, a nasz kontakt się urwał.
- Teraz mamy własne rodziny i tak jakoś nie było okazji. - odezwała się Vitani. Przekrzywiła lekko głowę. - Pamiętam, jak szkoleniem lwiątek zajmowali się rodzice, a potem opiekunowie. Ciekawe, czy tą funkcje masz na stałe.
- Jestem stworzona do większych rzeczy niż opieka nad pchlarzami. To przejściowe, dopóki nie wygramy bitwy z Lwią Ziemią. - stwierdziła Giza. A ta zacznie się szybciej niż myślimy.
- Rozumiem. - Vita spojrzała na moment na siostrę. - Obserwowałyśmy z daleka trening. Pewnie jak sama doczekasz lwiątek, nie będą miały z tobą lekko. Całkiem duże tempo narzuciłaś.
- Przynajmniej nie wyrosną na słabeuszy. - najokrutniejsza lwica nawet nie mrugnęła.
Vita odpowiedziała prychnięciem.
- To z pewnością, ale jak ktoś, kto nie ma lwiątek może wiedzieć, jak je odpowiednie wytrenować?
- Właśnie, Giza! Masz już swoje lata, czy to nie czas na powiększenie waszej okrutnej rodzinki? - wtrąciła się Vitani, nie ukrywając szyderczego uśmieszku na pysku.
Giza zmarszczyła nos i warknęła.
- To nie wasza sprawa, sierściuchy.
- Może masz rację, ale to wciąż interesujące. - Vita wzruszyła ramionami. - Giza, no nie obrażaj się. Co powiesz na polowanie?
Złota lwica zmrużonymi oczami wpatrywała się w szyderczy pysk Vitani i oczekujące spojrzenie Vity. Wzięła głęboki wdech. Jeśli chciały ją podrażnić, to im się udało, ale ciężko było Gizę wyprowadzić z równowagi. Uśmiechnęła się więc złośliwie.
- Nie poluje z plebsem.
O kurka, O bulwa, ona żyje!
Nie było mnie tutaj... rok. Dość dużo czasu, zwłaszcza, że obiecywałam i nie dałam konkretnej wiadomości. Cóż, nie sądziłam, że czas tak szybko mija. Wręcz byłam pewna, że pisałam ostatni rozdział w 2020 roku! Po części była to prawda - w roboczych miałam otóż rozdział z tego okresu. Jest to właśnie ten rozdział, tyle, że jedynie początkowa scena treningu lwiątek i starcia z Sallą. Resztę dopisałam dzisiaj. Tym razem dokończę ten sezon i mam nadzieję, że część z Was jeszcze przesiaduje w tym zakamarku świata. Pozostaje mi Was przeprosić, że tyle musieliście czekać! Możecie mnie obrzucić pomidorami w sekcji z komentarzami.
A teraz - drodzy mrocznoziemcy - czas brać się do pracy!
Pozdrawiam, Emilka Uru
- Bachory gdzieś polazły, jeśli szukasz swojego dzieciaka.
- Właściwie to przeszłam do ciebie. - odezwała się powoli lwica.
Za nią stanęła czarna lwica o zielonych oczach. Obie wydały się Gizie bardzo podobne. Na pewno już kiedyś miała z nimi do czynienia. Zmrużyła oczy w zastanowieniu. Przypomniała sobie. Były to jej mleczne siostry. Wychowywała się z nimi przez pierwsze miesiące życia, zanim ponownie trafiła pod opiekę rodziców. Vitani i Vita. Ostatnim razem rozmawiały ze sobą, gdy były małymi lwiątkami. Obrzuciła ich niechętnym spojrzeniem i nastawiła uszu, gdy jedna z nich otworzyła pysk.
- Dawno się nie widziałyśmy, co?
- Poprawne stwierdzenie. Chcecie czegoś? Zajęta jestem. - skłamała złota.
Zielonooka pokręciła głową.
- Chciałyśmy porozmawiać. W końcu wychowywałyśmy się razem, a nasz kontakt się urwał.
- Teraz mamy własne rodziny i tak jakoś nie było okazji. - odezwała się Vitani. Przekrzywiła lekko głowę. - Pamiętam, jak szkoleniem lwiątek zajmowali się rodzice, a potem opiekunowie. Ciekawe, czy tą funkcje masz na stałe.
- Jestem stworzona do większych rzeczy niż opieka nad pchlarzami. To przejściowe, dopóki nie wygramy bitwy z Lwią Ziemią. - stwierdziła Giza. A ta zacznie się szybciej niż myślimy.
- Rozumiem. - Vita spojrzała na moment na siostrę. - Obserwowałyśmy z daleka trening. Pewnie jak sama doczekasz lwiątek, nie będą miały z tobą lekko. Całkiem duże tempo narzuciłaś.
- Przynajmniej nie wyrosną na słabeuszy. - najokrutniejsza lwica nawet nie mrugnęła.
Vita odpowiedziała prychnięciem.
- To z pewnością, ale jak ktoś, kto nie ma lwiątek może wiedzieć, jak je odpowiednie wytrenować?
- Właśnie, Giza! Masz już swoje lata, czy to nie czas na powiększenie waszej okrutnej rodzinki? - wtrąciła się Vitani, nie ukrywając szyderczego uśmieszku na pysku.
Giza zmarszczyła nos i warknęła.
- To nie wasza sprawa, sierściuchy.
- Może masz rację, ale to wciąż interesujące. - Vita wzruszyła ramionami. - Giza, no nie obrażaj się. Co powiesz na polowanie?
Złota lwica zmrużonymi oczami wpatrywała się w szyderczy pysk Vitani i oczekujące spojrzenie Vity. Wzięła głęboki wdech. Jeśli chciały ją podrażnić, to im się udało, ale ciężko było Gizę wyprowadzić z równowagi. Uśmiechnęła się więc złośliwie.
- Nie poluje z plebsem.
O kurka, O bulwa, ona żyje!
Nie było mnie tutaj... rok. Dość dużo czasu, zwłaszcza, że obiecywałam i nie dałam konkretnej wiadomości. Cóż, nie sądziłam, że czas tak szybko mija. Wręcz byłam pewna, że pisałam ostatni rozdział w 2020 roku! Po części była to prawda - w roboczych miałam otóż rozdział z tego okresu. Jest to właśnie ten rozdział, tyle, że jedynie początkowa scena treningu lwiątek i starcia z Sallą. Resztę dopisałam dzisiaj. Tym razem dokończę ten sezon i mam nadzieję, że część z Was jeszcze przesiaduje w tym zakamarku świata. Pozostaje mi Was przeprosić, że tyle musieliście czekać! Możecie mnie obrzucić pomidorami w sekcji z komentarzami.
A teraz - drodzy mrocznoziemcy - czas brać się do pracy!
Pozdrawiam, Emilka Uru