środa, 1 listopada 2017

Zawieszenie!

Cześć! Może od razu przejdziemy do rzeczy,bo zapewne,wiecie już co się szykuję po tytule.Tak,muszę zawiesić bloga.Nie jest to jednak spowodowane brakiem weny,której mam jeszcze pełno.Chodzi bardziej o szkołę,co za tym idzie brak czasu.Jeśli ktoś czyta blog o Exile,wie,że i ten blog zawiesiłam.Zarówno w tym,jak i tamtym przypadku,mogę zagwarantować,że na 100% wrócę z tym blogiem.Odwiesze bloga w czerwcu lub wcześniej.Na razie jednak,pozostaje mi powiedzieć tylko tyle,że zostaje zawieszony.

Mam nadzieję,że poczekacie.
Do zobaczenia!

#7 /Graniczne drzewo/

Uasi otworzyła niechętnie oczy.Shetani trącała jej bok.Kiedy dojrzała,że córka wstała,warknęła:
-Co tak długo?!
Uasi usiadła.Spojrzała na horyzont.Było strasznie ciemno,co sugerowało,że nieznane jej słońce,jeszcze nie wzeszło na niebo.Spojrzała ponownie na matkę.
-Jeszcze wieczór,-warknęła Uasi,-czemu mnie budzisz?!
-Nie tym tonem,-Shetani wyciągnęła już łapę by przywalić córce,lecz widząc iskierki w jej oczach,opuściła łapę i uśmiechnęła się szyderczo,-Widzę,że to ci nie przeszkadza.Usta kłamią,ale nie oczy.
Uasi wykrzywiła się i skinęła głową
-Eh...masz rację,chciałam spotkać się wcześciej z przyj..
-Nie używaj tego słowa!-syknęła z jadem Shetani,-tu nie ma przyjaźni,tu króluję tylko nienawiść.\
-Niea najgor...nie wierzę,mamo,-wydusiła lwiczka.
Shetani pochyliła się nad nią
-To uwierz.Weź się w garść,nie chce byś przyniosła mi wstyd,-powiedziała,-idziemy,nauczę cię walczyć
-Znowu?
-Jakie znowu?!-syknęła,-musisz być najlepsza,chyba,że chcesz wylądować na najgorszej pozycji!
Uasi pochyliła głowę.Wraz z matką,opuściła jaskinię.

Ciemno brązowa lwiczka,upadła na ziemię.Jej odech pracował szybko.
-Wstawaj! Atakuj jeszcze raz!
Na głos matki,wstała i od nowa,ustawiła się w pozycji walczącej.Shetani czekała już na odebranie ataku.Uasi przyspieszyła,skacząc pod koniec na matkę.Uderzyła ją łapą.Shetani nie pozostała dłużna,kopnęła ją tak,że lwiczka poleciała kilka metrów dalej.Mimo to,wstała jednak i ponownie,zaatakowała łapą.Shetani,zaśmiała się,co zbiło młodą z tropu.Lwica jednym ruchem,przyspiliła lwiczę do ziemi.
-Słabo! Jesteś beznadziejna!
-Staram się,-warknęła Uasi
-Widzę,-warknęła Shetani,-wiesz,może już lepiej wracaj do jaskini..odpocznij,-jej głos złagodniał.Pomogła wstać córce ,po czym oddaliła się znacznie,rzuciła tylko przez ramie,-no na co czekasz?!
Uasi kiwnęła głową i szybkim krokiem,pognała w stronę jaskini,W brzuchu jej zaburczało.Lwiczka zatrzymała się.Cały dzień nic nie jadłam..a trening,był wyczerpujący.Może..może upoluję coś? Po chwili niepewności,kiwnęła głową.Szła do przodu,ukrywając się w cieniu.Ciemne futro,pomagało jej w tym.Większość lwów jej nie zauważyło,a jak umknęła już przez wzrok któregoś,puszczała to w niepewność.Pomimo tego,że szukała jedzenia,czuła się źle że świadomością,że nie wykonała rozkazu matki.Mimo iż często się sprzeczały,była jednak jej jedyną bliską osobą i na pewno ją kochała,chodź nieznane do końca było jej to uczucie.Wiedziała,że znaczy ono to,że obdarza się kogoś bezpieczeństwem,że bije mocniej serce,że nie chce się tej osoby stracić.Uasi była ciekawa,czy jej mama,myśli tak samo o niej.Ciekawa była także tego,kim był jej ojciec,ale nawet w snach dniach,bała się o to zapytać matki.
Nachwile usiadła,czując zmęczenie ,przeszywające jej ciało.Próbowała uspokoić odech.Przez jej myśl,przemknęła pewna sprawa.Może mama specjalnie zakończyła wcześniej trening.Widziałam jej zdenerwowanie.Ukrywa coś? Phi.Przedemną! Z resztą..co się dziwić.Jestem dla niej tylko futrzakiem! Wstała,otrzepała się i ponownie ruszyła przed siebie.Pora odebrać kolejnemu zwierzęciu słodko-gorkie życie! 

Było warto-pomyślała,przegryzając ostatni kęs góralka.W brzuchu,nie czuła już takiego uciszku,raczej normalne dla mrocznoziemców napełnienie,czyli jedna mała zdobycz.Ziewnęła.Poczuła się śpiąca,po długiej wędrówce aż do granicy.Wytężyła wzrok.Niedaleko był kamień.Zagrożenie było wysokie,co doskonale wiedziała,w końću urodziła się nie wczoraj,by wiedzieć,że na Mrocznej Ziemi,na pewno,nie jest bezpiecznie.Mimo to,czuła się zbyt senna,by chodźby się ruszyć.Zrobiła to jednak,by podejść do kamienia.Ułożyła się wygodnie,a jej powieki od razu opadły.Porwał ją sen.


Trawa powiewa na wietrze
Ziemia pod łapami jest mięka i żyzna
Uasi kładzie się na plecach
Śmieję się.
Nie jest jednak pewna czy szczerze
Przekręcza się na bok
W oddali widzi znajomą sylwetkę
Lew uśmiecha się
Odwzajemnia to
Lew biegnie w jej stronę
Wstaję,by także zacząć do niego biec..
..kiedy traci grunt pod łapami
Wszystko spowrotem staję się ciemne
A ją znów otaczają drzewa
Dostrzega kolejną sylwetkę
Tym razem mniej wyraźną
Wyszczerze ona kły i rzuca się w jej stronę

Uasi krzyknęła,wyrawając się ze snu.Jej ciało trzęsło się,była cała spocona.Co to było!? Usiadła,by złapać oddech.Co to było?! Powtórzyła.Podsąsnęła kilka razy głową,aż w końcu westchnęła,wypuszczając powietrze.To był tylko zły sen.
-Ale masz zjeżoną sierść!-usłyszała za sobą sorstki śmiech.Od razu,uspokoiła się po niemiłym śnie i odwróciła się z warkotem za siebie.
-Spójrz lepiej na siebie.Ja nawet zjeżona,potrafie się jakoś pokazać!
-Jakoś nie widzę,-odwarkął lewek,-a tak wogóle,miło cię widzieć Uasi,widzę,że nikt cię nie zjadł,kiedy sobie tu smacznie lulałaś
-A szkoda co..-Uasi przewróciła oczami,-Kifo,cieszę się,że ruszyłeś kuper,żeby się spotkać ze mną,Ale...czekaj,pamiętałeś?
-Jak widać,nie tylko ja.Dobrze się wczoraj bawiliśmy nie? Powtóreczka
Lwiątka rzuciły się na siebie dla zabawy.Powalały się na plecy i obrzucały łapami,co i rusz gryząc się w uszy i łapy.W końcu,odskoczyli od siebie.
-To co..mamy jeszcze trochę czasu,-powiedziała,spoglądając w niebo,-umiesz czytać z nieba?
-No..tak trochę,-przyznał,-nigdy jakoś mnie nie uczono.Wiesz,dla mnie,ważniejsza jest każda chwile na naukę,a nie jak ty,na patrzenie  w niebo
-Zauważyłam,-przewróciła oczami lwiczka,-chodź lepiej,zanim mi tu całkiem,zaczniej nawijać o głupotach
-Miło mi słyszeć,twój jakże piskliwy głosik
-Uważaj,bo pazurki nie schowane,-powiedziała Uasi,przez ramię,po czym pobiegła przed siebie.Kifo ruszył za nią,co i rusz odwracając się za siebie,by mieć pewność,że napewno nikt go nie zaatakuję.Jak mawiała babcia,przede wszystkim musisz wykryć przeciwnika.Vita..no właśnie.Do myśli lewka dopadło pragnienie,żeby go nie zauważyła,bo wtedy napewno będzie po córce Shetani,którą on naprawdę polubił.
Po chwili,Kifo zdał sobie sprawę z tego,że jest w tyle.Przyspieszył.Po dosłownie minucie,zrównał się z Uasi.Przed ich oczami,przeleciał ptak.Mimo to oboję,nie mieli ochoty przestać biec.Uasi i Kifo,co chwile,próbowali wzajemnie się wyprzedzić.Była to teraz rywalizacja,nie spokojny bieg,w nieznanym im kierunku.

-Dobra starczy,-wydyszała Uasi
-Czyżbyś się podała?-zakpił Kifo,uśmiechając się szyderczo.
-Nie mysi móźdzku,-odpowiedziała tym samym uśmiechem lwiczka,-patrz tam!
-Chodzi ci o to drzewo? Drzewo jak drzewo..
-Widziałeś kiedyś u nas drzewo z liśćmi!-zakpiła Uasi,-co powiesz,by trochę tam pobudzować.Może znajdziemy coś do jedzenia?!
Na to słowo,w bruszku lewka zaburczało,więc przyznał lwiczce rację.Uasi kiwnęła głową i wyciągnęła łapę do przodu.Ruszyli równym krokiem w stronę drzewa.Uasi w miarę jak się zbliżali,zdawała sobie sprawę z tego,że drzewo rośnie na granicy.Zdziwił ją ten fakt.Jakiś odludek,-pomyślała,-na Mrocznej Ziemi,nie ma dobrej ziemi dla roślin.Już i tak dziwne,że co kolwiek tu rośnie.Właściwie..
-Kifo,-zatrzymała się,-jak myślisz,czemu akurat wszyscy dają się złapać?
Ciemny lewek,odwrócił się w stronę lwiczki i jakby na chwile zaniemówił.
-W jakim sensie?
-No wiesz..-Uasi usiadła,-przecież wszyscy mieszkańcy Mrocznej Ziemi,są tutaj wbrew woli.Przez to,że zostali wygnani na ziemiach..eh,poza tym terenem.
-Tak,a my jako ich dzieci,nie mamy prawa powrotu,-odpowiedział,-to nie jest złe.Mrocznoziemcy rosną w siłę,dajemy sobie radę.
-Nie twierdzę,że nie! Przecież żyjemy,nie?! Chodzi mi o to..wiem,że nie jeden już prubował uciec,to czemu..ciągle łapano.Nie da się uciec
-Strażnicy,-warknął szybko,po czym westchnął,-chodź już,Vita nie może nas tutaj widzieć
-Bo inaczej przetrzepie mi skórę,-zakpiła lwiczka,-nie boję się.Jestem córką Shetani!
Lewek parsknął,po czym ruszył przed siebie,szybkim krokiem.Uasi przewróciła oczami i pognała za lewkiem.Po chwili,oboje byli już pod drzewem.Granicznym drzewem.Oczy Uasi błyszały,kiedy wpatrywała się w czubek drzewa.Nie było specjalnie wielkie,ale było w nim coś,co wyrużniało je spośród innych.Spojrzała porozumiewawczo na Kifo i ruszyła wzdłuż drzewa,uważnie je obkrążając.Lwiczka zatrzymała się przed wydrążoną w drzewie dziuże.Zakryta dużymi liśćmi.Uasi przesunęła je,jednym ruchem łapki i po chwili,była już w środku.Kifo pewnie poszedł za nią.Matka od zawsze go oczyła,żeby nie pokazywał strachu.Nie dał sobie wmówić,że jest gorszy.Właśnie za tą domeną chodził.Spojrzał na swoje łapy.
-Pazury są po to by ich używać,-szepnął

W środku było dziwnie,jak określiły to lwiątka.O dziwo,było jasno.Mogły bez problemu dostrzec się,bez wytężania wzroku,jak czynił to każdy mrocznoziemiec.Lwy z Mrocznej Ziemi,były przyzwyczajone do ciemności.To dla lwiątek było coś nowego,nie koniecznie przyjemnego.Kifo wpatrując się w Uasi zaniemówił.Ładna,-pomyślał.Rozejrzał się.Oprócz światła,było tu także ciepło.W drzewie,-zakpił,-coś nowego.
-Zwiedzamy?-spytał Kifo Uasi
Lwiczka kiwnęła niepewnie głową.Ciekawa była,kto zamieszkiwał to miejsce,bo na pewno,nie mogło być niczyje.Jeśli mieszka tu jakiś mrocznoziemiec..damy mu radę!-pomyślała z warkotem,ruszając.Drzewo nie było zbyt wielkie,ale miało piętra.Na pierwszym,tym na którym się znajdowali,były tylko zerwane trawy,liście,jak i zwierzyna.Lwiątka wybałuszyły oczy,a przyjemny zapach pokarmu,dotarł do ich nożdzy i tam pozostał.
-Skusimy się?-spytała lwiczka
-No a jak,nikt się nie obrazi,-powiedział dziarsko lewek,ruszając na przód.Wziął góralka dla siebie,a Uasi podał ptaka.Oboję położyli się,gotowi zjeść posiłek.
-Nie wiecie,że nie można kraść,-od razu wstali na dźwięk obcego głosu.Wystawili pazury,obnażyli kły,a ich futra zjeżyły się.
-Kim jesteś?!-warknęli
-Chodź,to przecież typowe dla mrocznoziemców.Sami złodzieje,-ponownie uniusł się głos
-Nie igraj z nami,-syknęła Uasi,-i tak nie wyjdziesz z tąt żywy!
-Skąd to przypuszczenie,-głos zaśmiał się,-przecież nawet nie wiesz lwiczko jak wyglądam,mogę być silniejszy,może ktoś że mną jest,siedzący cicho! Może to ty nie wrócisz do domu
-Twoje słowa nie mają sensu,-prychnęła Uasi,-nawet gdy będzie cię więcej,nawet nie znając twojej siły,mamy przewagę,bo jak sam wspomniałeś jesteśmy mrocznoziemcami.
-Od urodzenia gotowymi zabijać,-syknął Kifo
-Ha,racja,-odezwał się głos,po chwili milczenia,-całkiem mądrze powiedziane.Zjedźcie coś,a później..zapraszam do siebie!
Nie odezwali się,spojrzeli tylko na siebie i w mgnieniu oka,zabrali się za konsumowanie zwierzyny.Była świeża i bardzo dobra,a ich żołądki,poczuły ulgę.Uasi poczuła jednak niepokój,który szybko minął,kiedy lwiak wstał.
-Chodź,sprawdzimy kto tak udaje mądrość,-zakpił z warkotem,wskakując w górę.Uasi poszła w ślad za nim i po chwili i ona,znalazła się na drugim piętrze.

Były tam tylko kamienie.Lwiątka wybałuszyły oczy.Uasi po chwili prychnęła donośnie.
-No nieźle,bawisz się z nami.Nie że mną takie numery,radzę od razu się pokazać,byś konał w mniejszych męczarniach,-syknęła
-Czyżbyś nie lubiła zabawy?-spytał głos,-przecież,jesteś jeszcze lwiątkiem.Ha,no właśnie,lwiątkiem z Mrocznej Ziemi,nie znającym przyjemności!
-Dla nas przyjemnością jest zabijanie,-warknął Kifo
Zza skał,wynużyła się szara głowa,po chwili także ciało.Szary lew,usiadł przed lwiątkami,rzucając na nie szybko zielonymi oczami.Na czole,widniały mu trzy znaki,w odcieniach fioletu i zieleni.Lew wystrzeżył się w głupkowatym uśmiechu.Lwiątka zaniemówiły.
-Widać,że jesteście małymi buntownikami,-lew schylił się i szybko ich powąchał,-zapowiadacie się na świetnym mrocznoziemców,-na te pochwałe,oboje mimo wszystko,wypieli dumnie pierś,-A także parę dobrym przyjaciół,Widzę lojalność.Ha,aż szkoda,że mroczne futra wami głoszą.
-Co masz na myśli?-spytała Uasi,-bycie mrocznoziemcem jest złe?
Lew pochylił się nad nią,a jego uśmiech nie szedł z pyska.
-A ty jak myślisz.Chcesz być nazywana wyrzutkiem,nie będąc nim?
Lwiczka prychnęła
-Wogóle kim ty jesteś?-spytała
-Jestem Kiburi*,młoda mrocznoziemko
Czemu ciągle używa określenia tej ziemi?
-Nie jesteś mrocznoziemcem?-pytanie tym razem zadał Kifo,czujnie wysuwając pazurki.Nikomu na Mrocznej Ziemi nie można ufać.
-Ha! Masz rację,można powiedzieć,że nie jestem.Jestem szamanem,dawno temu tu wysłanym,żeby zapanować nad chorobami.Mrocznoziemcy,te bestie,potrafiące się zabić z byle powodu,przegoniły mnie,a ja..nie mogę już wrócić do mojej ojczyzny.Zobowiązałem się mimo woli zostać i teraz to czynię,-prychnął,-ci mrocznoziemcy..
-Przestań!,-warknęła Uasi,-My przynajmniej reprezentujemy siłę
-Taak? To gdzie młoda lwiczko podziała się Maisha?
-Jaka Maisha?-lwiątka spojrzały na siebie porozumiewawczo
-Oo,nie znacie Maishy? To przecie lwica z Mrocznej Ziemi.Spytajcie o nią,niech wam powiedzą,co się z nią stało.O biedna Maisha!
Uasi
Ale on jest dziwny.Coraz bardziej dopadały mnie myśli o ucieczce.Byłam jednak ciekawa,co ten stary głupiec jeszcze opowie.Maisha? Nie słyszałam o lwicy o takim imieniu.Spojrzałam na Kifo porozumiewawczo.Oboje kiwnęliśmy głową.
-Jesteś dziwnym lwem Kiburi,-powiedziałam,-już lepiej będziemy wracać
-Oo,rozumiem młoda lwiczko,-parsknął,po czym schylił się i wyszeptał mi do ucha,-zapowiadasz się na świetną mrocznoziemkę
Już to mówił.Przewróciłam więc oczami.Kiburi denerwował mnie,ale i intrygował.
-Pamiętajcie,-zwrócił się do nas,-codzinnie rano,wychodzę polować,możecie czasem tu przychodzić i zabierać coś na przekąskę.Pamiętajcie jednak,żeby nikomu o mnie nie wspominać...nie chce nieproszonych gości,-lew położył się,a jego zielone oczy,spojrzały na mnie,-jeśli kiedyś będziecie potrzebować mojej pomocy,rady,jestem do usług.
Po co? Nie powiedziałam jednak tego na głos.Coś wewnątrz mnie zabroniło mi to robić,czyżby przeczucie? Podeszłam bliżej Kifo i stanęłam mu na łapie,żeby słuchał uważnie.Ten tylko cicho zawarczał.
-Okazujemy wdzięczność za twoją propozycję,-ledwie przeszło mi przez usta.Mrocznoziemcy i uprzejmość,brzmi jak początek kiepskiego kawału.Stałam niewzruszona,-dowidzenia!
-Żegnajcie,-odpowiedział
Wraz z Kifo,opuściliśmy drzewo i od razu,skierowaliśmy się do wody.Przed wyjściem,złapałam jeszcze jednego ptaka,by mieć wymówkę dla mamy.Nad wodą,wzięliśmy kilka szybkich łyków i spojrzeliśmy na siebie.
-Przyjaźń jednak istnieje
-Co?!
-Chodzi mi o to ptasi móżdzku,że dobrze się z tobą czuję.Pozostaniesz mi lojalny?
-Tak,-odpowiedział lewek,-cóż,było całkiem miło,tylko ten lew!
-Nie wspominaj już o nim,-parsknęłam,-to co? Wyścig do jaskiń?
-Z przyjemnością
Wzięłam w pysk zdobyć i wraz z Kifo,ruszyłam biegiem w stronę naszych domów.Biegliśmy szybko,ramie w ramie.Wyprzedzaliśmy się jednak co jakiś czas,aż w końcu,dotarliśmy na miejsce.Upuściłam ptaka i rozejrzałam się wokół.Nikogo nie było.A może to tylko pozory?
-Do zobaczenia
-Pa
Przybiliśmy sobie szybko piątki i oboje,ruszyliśmy we własnym kierunku.Wzięłam w pysk ptaka i udałam się do jaskini.Od razu,po przekroczeniu jej progu,poczułam się obserwowana.Upuściłam ptaka i usiadłam.Na samym końcu,siedziała moja matka.Shetani wpatrywała się we mnie,mrużąc oczy.
-Gdzieś ty była!? Jest już  godzina śmierci!
-P-przepraszam mamo,-pochyliłam głowę,-byłam głodna,ruszyłam na polowanie.Zobacz,przyniosłam ci ptaka
Podeszła do zwierzyny,łapiąc ją szybko w zęby.Rzuciła go w kąt jaskini.Spojrzałam na nią pytająco.
-Mówiłaś,że każde jedzenie,należy od razu jeść,-zakpiłam
-Milcz Uasi! Ty nic nie rozumiesz! Mogłaś zginąć,-wyczułam w jej głosie jakieś ciepło,lecz po chwili,kiedy już miałam nadzieję,że powie to,na co czekałam,warknęła,-z resztą,byłoby tak lepiej!! Idę zabijać! Niech kolejne życia zostaną zabrane! A tobie radzę spać!
Wyszła.Po prostu wyszła.Chwile jeszcze patrzyłam w ślad za nią,po czym położyłam się z pochyloną głową.Ciągle robie coś źle tak? a tylko chce,by chodź raz,nie była do mnie taka sorstka.No dobra,na co ja liczę.Uczucia nie grają roli,liczy się tylko zysk.Zabij! Wysunęłam pazury.Lub zostań zabitym! Wybiegłam z jaskini.Chuczała we mnie taka energia,że byłam pewna,że z łatwością,wykończe moją pierwszą ofiarę.Już miałam ruszyć do przodu,kiedy przypomniałam sobie o tradycji.To jeszcze nie czas.Warknęłam.Muszę być coraz silniejsza! Musze.Będę tą,którą być powinnam.Tą,którą być powinnam-powtórzyłam.Wskoczyłam na "dach" jaskini,a mój wzrok powędrował ku horyzontowi.Tylko drzewa.Westchnęłam.Coś się musi dalej dziać.Za tymi drzewami czeka coś,na co mam wielką ochotę.Schowałam pazury.W końcu i ja to zdobęde.
Pytanie dla was:Jak myślicie,Uasi będzie zła czy dobra?
*************************************
*arogancki
Hej! Mam nadzieję,że rozdział mimo wszystko się spodobał.Przyznaję się bez bicia,że nie wyszedł najlepiej.Starałam się,a wyszło jak zwykle.Co myślicie o postaci Kiburiego? Jak dla mnie jest tak irytujący,że aż śmieszny.Mogę zdradzić,że jeszcze się pojawi.A sen Uasi...myślicie,że będzie ważny dla historii? Spełni się? Co oznaczał?
Zapraszam do zakładki z bohaterami
Pozdrawiam! c:

wtorek, 19 września 2017

#6 /Coś niemożliwego!/

Uasi obudziła się dzisiaj bardzo wcześnie,jakoś nie czuła potrzeby długiego snu.Wyszła więc z jaskini,nie chcąc budzić matki.Tak jak się domyśliała,na dworze,panował jeszcze pół mrok,a zza drzew,wychyliło się kilka promieni wschodzącego słońca.Ciekawe jak wygląda słońce..-przeleciało jej przez głowę.Jednym zgrabnym ruchem,wskoczyła na "dach" jaskini.Rozejrzała się po Mrocznej Ziemi,lecz jak zawsze spotkała się z tym samym widokiem,co zazwyczaj.Westchnęła cicho,po czym weszła z powrotem do jaskini.Wiedziała,że nie weźmie jej sen,musiała więc porobić co innego.Znalazła mały kamyk niedaleko i od razu,rzuciła się na niego z łapkami.Bawiła się nim do puki,Shetani się nie obudziła.Brązowa lwica przeciągnęła się,po czym od razu przerzuciła spojrzenie na córkę.
-Co ty wyprawiasz?!-warknęła
-Nie miałam co robić..-powiedziała obojętnie Uasi
-Taaaa? To może powinnam ci znaleźć jakieś zajęcie!-Shetani podeszła do córki,patrząc jej prosto w oczy.
Uasi wzruszyła ramionami
-Jak chcesz mamo,ale...
-Świetnie!-syknęła lwica,-w takim razie,czekaj tu na mnie,wrócę wieczorem!
-Ale..-lwiczka nie dokończyła jednak,bo Shetani wyszła z jaskini,burcząc coś pod nosem.Brązowa patrzyła jeszcze chwile,jak jej mama opuszcza jaskinię,po czym że wściekłości kopnęła kamień,-Świetnie! Zapowiada się kolejny nudny dzień w jaskini!

Było wiadome,że Uasi nie lubi siedzieć gdzieś za długo.Często siedziała w jaskini,w końcu na zewnątrz,roiło się od niebezpieczeństw.Mimo to,chciała wyrwać się z tąt.Westchnęła jednak zrezygnowana i położyła się w najbliższym koncie.
***
-Nie chce mi się!-burknął czarny samczyk,przewróciwszy oczami.Mlezi,wpatrywała się w lwiątko,szaroniebieskimi oczami,natomiast Vita siedząca nie daleko nich i przyglądała się z dumą wnukowi.Był idealną partią mieszkańca Mrocznej Ziemi.Była pewna,że w przyszłości,zajmie najwyższą rangę,której nawet Mwana nie mógł zdobyć.Na myśl o lwie,warknęła cicho.Nienawidziła go całym sercem,z wzajemnością i pomyśleć,że kiedyś spędzali,że sobą mase czasu.Szybko pokręciła głową,by wymazać te wspomnienia,po czym podeszła do wnuka i córki.
-Kifo,rusz coś upoluj,-syknęła Vita,a córka zgromiła ją wzrokiem.
-Oszalałaś,a jak ktoś go zaatakuję?
-Po to mam pazury,żeby ich używać,-powiedział dziarsko lwiak,po czym wyszedł z jaskini.Mlezi warknęła na matkę.
-Czemu go nastawiasz przeciwko mnie?!
Lwica nic nie odpowiedziała,tylko ponownie odeszła w kąt.Mlezi zaklneła tylko pod nosem i także,odeszła w inny kont.
***
Uasi otworzyła z trudem oczy.
-Przysnęło mi się,-powiedziała sama do siebie,ziewając.Rozejrzała się z przymkniętymi lekko oczami,po jaskini.Shetani dalej nie wróciła.Uasi wstała,po czym powolnym krokiem,stanęła u wejściu z jaskini.Spojrzała na niebo,lecz jak zawsze,było ciemnawe.Westchnęła więc i zaczęła węszyć.Mrocznoziemcy,potrafili po zapachu,ustalić porę dnia.Z tego co czuła,był jeszcze dzień.Usiadła więc szybko,wpatrując się w horyzont.Dostrzegła na nim,kilka sylwetek lwów,ale nawet nie zamierzała drgnąć.Zamiast tego,dopadł ją szalony pomysł.Czemu to ma siedzieć w jaskini? Czy nagle ma porzucić swoją naturę buntownika? O nie! Lwiczka puściła się biegiem,opuszczając jaskinię.

Przypomniała jej się wyprawa,którą odbyła miesiąc,czy może dwa temu.Kiedy to o mało nie zginęła przez Lwy z Czarnych Skał,na samą myśl zadżała.Nie chciała,żeby się to powtórzyło,ale napewno nie będzie siedzieć w jaskini! Jeśli będę unikałą starć,dam radę! Muszę jeszcze wrócić przed nocą..-pomyślała,chodź wiedziała,że trudno będzie się obszedź sarkazmą.Westchnęła cicho i od nowa,zaczęła węszyć.Miała sporo czasu,przed wieczorem.Nie mogę także spotkać po drodzę mamy-kolejna myśl przeszła jej przez głowę i właśnie w tej chwili,przyspieszyła.Postanowiła udać się wzdłuż granicy.Oczywiście wiedziała,żeby uważać.Nikt nigdy nie wrócił,jeśli przeszedł granicę.I nie była to typowa bajka mrocznoziemców,była to prawda.

Kiedy więc lwiczka dotarła w tamto miejsce,upewniła się,że jest w bezpiecznej odległości,po czym rozejrzała się po terenie.Na szczęście,nikogo nie było.Poczuła duszne powietrze,więc mogła się domyślić,że wszyscy są nad wodopojem.Pewnie jest tam niezła bujka,-pomyślała,-szkoda,że nie mogę tego zobaczyć...Gdybym tylko miała pewność,że matki tam nie będzie,poszła bym zobaczyć,jak obrywają po mordzie.
Zaśmiała się cicho,po czym usiadła.Co miała teraz robić? Teraz,skoro już opuściła jaskinię? Odpowiedź przyszła szybko,kiedy tylko jej wzrok natknął się na mysz.Od razu,oblizała pyszczek,a jej brzuch zaurczał,upominając się o prowiant.Nie jadła przecież nic od dwuch dni.Uśmiechnęła się szyderczo,po czym przybrała pozycję łowiecką,powolnym i czujnym krokiem,zbliżając się do zwierzyny.

Będąc blisko,wysunęła pazury i obnażyła kły.Łapa za łapą,dotarła do myszy,na którą od razu skoczyła.Jednak zamiast myszy,w łapach miała głowę lewka.Mysz uciekła spłoszona.Uasi i jasnoczarny lewek,stanęli na baczność,gromiąc się wzrokiem.Warczali na siebie zajadle,nie chowając pazurów.Obchodzili się w kółko,jak to zawsze bywa.
-Spłoszyłeś mi zdobycz,-wyszyczała z jadem Uasi
-Raczej twój ptasi mózdżek się pomylił,-syknął lewek,-to była moja zdobycz
-Ptasi mózdżek ja ci zaraz pokaże,kiedy skączysz jako mięso dla hien.Chodź,czekaj,nie wezmą po terminie
W tym właśnie momencie,oboje skoczyli na siebie,zajadle się drapiąc i gryząc.Mimo iż byli mali,wyglądało to jak prawdziwa walka,bo w rzeczywistości nią była.Kurz uniusł się w powietrze,zakrywając oba lwiątka.Uasi ugryzła czarnego w ucho,co spowodowało,że krople krwi,spadły na trawę.Lewek nie pozostając dłużny,ugryzł ją w łapę,po czym udrapał jej pyszczek.Brązowa syknęła,ale i tak nie czuła długo bólu.Kopnęła go w brzuch.Można powiedzieć,że ciągle ruchy się powtarzały,ale z zamierzonym skutkiem.
Uasi ugryzła jego tylną łapę,sprawiając,że ten się przewrócił.Nie skoczyła jednak,a zaczęła go zajadle drapać.Lwiak podniusł się,od razu gryząc jej łapy.
Brązowa lwiczka,w końcu skoczyła na lewka i z całej siły,przytrzymała go swoim ciężarem.Była jednak chuda i mała,więc nie było jej łatwo przetrzymać większego lewka.Ugryzła więc go w łapy i kopnęła w brzuch.Ugryzła także jego ucho,a strużki krwi,pokryły jego czarną sierść.Lwiak syknął,nie rzucając się już lwicze.
Uasi warknęła w jego pysk,nie schodząc z niego.
-Nigdy więcej,nie waż się polować na moją zdobyć! Następnym razem,zginiesz od razu!!
-Chyba,że role się odwrócą!!-odwarknął lewek.

Uasi zeszła z czarnego i od razu,zajęła się myciem swojej sierści.Czarny zaśmiał się pod nosem.
-Mogę cię teraz porównać,do tych lwic z Lwiej Ziemi,he!
-Nie obrażaj mnie futrzaku!-warknęła,po czym się roześmiała,-w sumie pasuję do ciebie,wyglądasz jak wyjęty z tyłka hipopotama!
-Którego nigdy nawet nie zobaczysz!-syknął,-weź mnie królewno nie obrażaj!
-Za późno,-odparła Uasi,zbliżając się do lewka,obsypując go przy tym spojrzeniem,-jestem Uasi
-Kifo
Lwiątka podały sobie łapki.
-Puścili cię z jaskini?
-Zawsze puszczają,-powiedział lwiak,-nie mają się o co obawiać.Poradzę sobie
-Taaa jasne,-lwiczka przewróciła oczami,-co teraz planujesz?
-A po co ci to wiedzieć?!
Uasi prychnęła
-Idę polować,kazała mi Vita coś upolować..
-Vita?-zdziwiła się Uasi,-znam
-Pewnie jak każdy z tej zakichanej ziemi!-burknął Kifo,-będę tu kiedyś na najwyższej randze
-Taa,kiedy myszy zaczną latać,-prychnęła Uasi,-a Shetani znasz?
-Znam.To ta okropna lwica,której moja matka nieznosi
-Dzięki za komplement,przekaże,-odparła Uasi
-Aha,córka Shetani,no pięknie..-Kifo przewrócił oczami

Zapadło długie milczenie,które w końcu przerwał lewek.
-Idziesz,że mną zapolować?
-Gdzie chaczyk?-spytała Uasi,nurtując go wzrokiem.
-Nigdzie,-powiedział lewek,po czym zaczął się oddalać,-idziesz?!
-No pewnie futrzeku,-uśmiechnęła się lekko lwiczka i przez chwile jej się zdawało,że tak samo postąpił lewek.Spojrzała jeszcze na boki,a jej oczom,ukazała się grupa lwów idąca w ich stronę.Ruszyła więc za lewkiem.

Szli szybkim krokiem,by jeszcze przed zachodem coś upolować.Już niebo zaczęło czernieć,więc z odetchnęli z ulgą,kiedy na drodze spotkali ptaka.Czerwonopióre stworzenie,nieświadome niebezpieczeństwa,skubało coś w trawie.Lwiątka przycupnęły,wysunęły pazury i coraz bardziej,zaczęły zbliżać się do zwierzęcia.W odpowiedniej chwili,wykonali skok.
-Kurde,nie udało się!!-warknął Kifo,kiedy ptak uciekł,spojrzał na Uasi,-i co teraz?!
Uasi nie patrzyła jednak na niego,wzrok miała utknięty w czymś innym.Dała lewkowi znać,żeby spojrzał w te stronę co ona.Kifo odwrócił się i jego oczom,ukazała się tylko ciemność.
-O co ci..
-Ciii.Patrz,-lwiczka wskazała mu łapką,ruszający się ciemny kształt.Lewek od razu przycupnął,po czym razem z lwiczką,podeszli do czarnego ptaka,od razu wykonując udany skok.Po chwili więc,ptak zwisał z pyszczka lewka.
-Nigdy jeszcze takiego nie widziałam,-powiedziała lwiczka
-Dobrze się maskował,-odparł jasnoczarny,-trochę tak jak ja
-To wiemy już w czym jesteś dobry,-zaśmiała się cicho córka Shetani,po czym spojrzała na niebo,-będę wracać..
-Może jeszcze nie?-Kifo wypluł ptaka,-chodź się jeszcze przejdziemy,co ci szkodzi?
Lwiczka kiwnęła głową.Kifo szybko chwycił ptaka i razem z lwiczką,ruszyli prosto przed siebie.

Nim się obejrzeli,byli już nad wodopojem.Napili się szybko wody,po czym usiedli na niskich kamieniach.
-A ty,masz jakieś marzenia?-spytał lewek
-Marzenia to rzecz zbędna,ale mam pare.Chciałabym naprzykład,zobaczyć wschód słońca...
-A nie wolisz wysokiej pozycji?-zakpił lewek
-No pewnie,że wolę,-powiedziała szybko Uasi,-ale wiesz,mi w przeciwięstwie do ciebie,to się uda
-Osz ty..
Lwiątka rzuciły się na siebie,lecz tym razem walczyli dla...zabawy.Było to dziwne,ale skuteczne.W końcu lwiątkiem być,to nie tylko próba przeżycia.
Kifo spojrzał na brązową
-Spoko jesteś wiesz.Może cię nie zabiję
-O jaki ty łaskawy,futrzaku,-odparła Uasi,-też jesteś w porządku

-To co,do jutra?-spytała brązowa,gdy razem z lewkiem,kierowali się cichymi krokami,w stronę jaskiń.
-Mi pasuję
Lwiątka,puściły się biegiem,by szybciej dotrzeć do jaskiń.Udało im się to,po kilku minutach.Uasi zaczęła kierować się więc,w stronę swojej i mamy jaskini,podobnie robił Kifo.
-To nara!-rzuciła i już miała pobiec do jaskini,kiedy lewek jej przerwał.
-Jakie masz jeszcze marzenia?
-Może kiedyś je poznasz,-powiedziała lwiczka
-Jesteś tajemnicza,Uasi.
-Nawet nie wiesz jak bardzo,-powiedziała i po chwili jej cień,mignął w ciemności.

Szybko wskoczyła do jaskini,akurat o dwie minuty przed tym,jak Shetani weszła do jaskini.W pysku niosła czerwonego ptaka i Uasi dopadła myśl,czy to ten sam ptak.A skoro tak,to czy mama ją widziała?
Podeszła do lwicy.Brązowa rzuciła pod łapy córki ptaka.
-Jedz,nie wiadomo,kiedy się znowu coś uda upolować.Prawie nic nie ma
Uasi na te słowa uniosła wysoko brwi.Przecież,jest mnustwo zwierzyny,nie jedną dzisiaj widziałam.Co mama wygaduję?
I właśnie wtedy,dostrzegła na jej futrze ślady błota,a przecież nie padał deszcz.Kiedy jednak,lwica na nią spojrzała,rzuciła się na ptaka,by nie widziała jej wzroku.Shetani prychnęła tylko,po czym poszła w ciemny kont.Uasi zjadła pół ptaka i także poszła w jeden z kontów.Co ona ukrywa?-pomyślała,położywszy się wygodnie.Zamknęła oczy i rozmyślała.Pojawił się jej obrazk lewka,którego dzisiaj poznała.
Fajny ten Kifo,-pomyślała,-Czekaj,to coś niemożliwego,czy spotkałam przyjaciela?

Hej!
Tak oto,kończy się kolejny rozdział.Mam nadzieję,że wam się spodobał.Pod koniec,zróbcie sobie taką pałzę.
1.Co myślicie o znajomości Uasi i Kifo? Co z tego wyniknie? Coś dobrego,czy złego?
2.Co ukrywa Shetani?
3.Podobał wam się rozdział?
4.Chcecie kolejny?
Niedługo zakładka z bohaterami! (Tak Mfalme,możesz się cieszyć)
Pozdrawiam c:

wtorek, 22 sierpnia 2017

#5 /Podobieństwo/

Ciężko było otworzyć oczy Uasi.Kiedy się to jej jednak udało,od razu rozejrzała się do okoła siebie.Znajdowała się w jaskini...jej jaskini.Czyli jednak nie umarłam? Po chwili dostrzegła,że koło niej leży jej mama.Podniosła się resztkami sił,po czym podpełzła do matki.Dopiero wtedy zauważyła,że jej ciało jest posmarowane czymś,a jej tylne łapy i ucho,zabandarzowane w jakieś liście.Powochała siebie.Pachniała ziołami,lecz o dziwo,nie czuła bólu.Jak to możliwe? Trąciła matkę nosem,lecz dopiero za drugim razem,dało to jakiś efekt.Shetani spojrzała na nią i od razu się podniosła.Uderzyła córkę w policzek,przez co lwiczka pisnęła.
-Jak szmiałaś tam iść! Dawno powinnaś zginąć! Miałaś szczeście,że Mwana się nad tobą zlitował!
-Jaki Mwana?,-spytała,-a z resztą,nie ważne.Przepraszam okey! Mamo,czym jestem posmarowana,czemumnie ciało nie boli? Przecież to nie możliwę.Powiedź,jak to zrobiłaś..kto to zrobił.
-Nie twoja sprawa,Uasi!-warknęła,-lepiej się prześpij,czeka nas dzisiaj trudny dzień!
Lwiczka kiwnęła głową.Nie było co się buntować,pewnie oberwała by za to jeszcze raz,ale mocniej.Nie przychodziło jej nic innego,jak zasnąć.Zwinęła się więc w kłebek i zamknęła oczy.Mimo starań,sen jednak nie przychodził.W końcu,dała sobie z tym spokój.Wstała i na chwiejnych nogach,podeszła do matki,siedzącej na dworze.Wiatr powiewaj jej futrem.Nieugiętym wzrokiem,obserwowała Mroczną Ziemię.Uasi dotknęła ją łapką.
-Mamo,możemy już zacząć ten ciężki dzień? Nie mogę jakoś zasnąć
-A już myślałam,że przestaniesz być leniwa,-burknęła lwica
-Nie jestem,-odburknęła lwiczka
Shetani przewróciła oczami,po czym zwłapała córkę za skórę.Szybkim krokiem,ruszyła w stronę tylko sobie dobrze znaną.Uasi przez ten czas,oglądała się na boki.Próbowała rozpoznać okolicę i pomału jej się to udawało.W końcu,Mroczna Ziemia,była bardzo mała.Nie było miejsca,gdzie nikogo by nie było.Tym razem,też tak było.Shetani,położyła córkę na kamieniu.Znajdowały się koło granicy z prawej strony.Było tam kilka lwic,na które jej matka od razu się rzuciła.Rozpoczeła się walka.Trud i upartość Shetani,sprawiły jednak,że nie poddawała się tak łatwo i w końcu,spłoszyła przeciwniczki.Brązowa podeszła do córki.
-Nie mogliśmy się z nimi podzilić miejscem?
-Nigdy nie można się z nikim dzielić,miejsca nie ma dla nas wszystkich.Na Mrocznej Ziemi,trzeba walczyć o każdy pokarm,posłanie,rodzinę.Nie ma tak łatwo!
-Nie ma nic za darmo,-dokończyła Uasi,na co jej mama kiwnęła głową.Był to swego rodzaju,znak do dumy.Tak więc,lwiczka wystawiła dumnie pierś do przodu.
-Pokazałam ci,jak załatwia się sprawy z terenem.Teraz pokaże ci jak umieć się obronić
Uasi kiwnęła głową
-Ale najpierw,znajdź mi coś do jedzenia,-powiedziała Shetani
-Nie wiem,czy mi się uda..
-Lepiej,niech ci się uda,-na te słowa,lwica wyciągnęła pazury
Co pozostawo więc więcej Uasi,kiwnęła ponownie głową,po czym ruszyła w stronę środka.

Uasi
Dalej czułam się słaba,ale wiedziałam,czym grozi sprzeciw matce.Musiałam więc przyspieszyć.Na moje szczęście,nie spotkałam potęcjalnego zagrożenia.Zatrzymałam się dopiero,gdy dostrzegłam coś na drzewie przedemną.Wytężyłam wzrok.Ptak.Smakowity konsek,nie łatwy do złapania.Zaczęłam biec,ile tylko miałam sił w łapach.Wysunęłam pazury,po czym wykonałam skok na drzewo.Pnęłam się w górę,coraz wyżej i wyżej.Kiedy byłam bliżej ptaka,skoczyłam na niego.Udało mi się,złapać jego nogę i równocześnie zachować równowagę na gałęzi.Pociągnęłam go do siebie,po czym złapany za szyję,od razu stracił życie.Uśmiechnęłam się lekko.Może mi się nie oberwie.W końcu,taki żadki konsek.Gorzej było z tym,żeby go po drodze nie stracić.Już miałam schodzić,kiedy usłyszałam różne głosy.Dobiegały z lasu,co mnie ciekawiło.Co może kryć się w tym lesie takiego,że wydaję takie odgłosy? Czy to koniecznie przyniesie mi śmierć?
Wiem,że jak opuszczę granicę,od razu zginę,ale jak kocham pozostawać przy życiu,przejdę przez ten las i dowiem się,co wydaje takie odgłosy.Przyrzekam.

-Co tak długo?-warknęła mama,kiedy z powrotem,do niej przyszłam.Rzuciłam jej pod łapy ptaka,którego cudem tu przyniosłam.To ją trochę rozchmurzyło.Od razu,zatopiła w nim swój pysk.Zjadła go w niemal całości,zostawiła jednak coś dla mnie,jak przystało na żywicielkę.Także zjadłam co nieco,po czym usiadłam,czekając na to,co powie mama,a raczej,co zrobi.

Brązowa lwica,wstała,po czym ustawiła się w pozycji gotowej do walki.Wystawiła pazury i obnażyła kły.Chwile stałam,nie wiedząc co zrobić.W końcu jednak,także przybrałam taką pozycję.
-Musisz umieć walczyć..
-Nawet jeśli przeciwnik jest odemnie większy?-spytałam
-Nawet wtedy
Wybiła się w górę,po czym znalazła się przy mnie.Powaliła mnie szybko na ziemię.
-Widzisz,już byłabyś martwa! Musisz umieć się bronić!-warczała
Kopnęłam więc mamę delikatnie w pysk,po czym odbiegłam trochę od niej.Ta tylko warknęła cicho.
-Całkiem całkiem,-powiedziała podnosząc do góry głowę,-ale to za mało,żeby sobie poradzić.Chodź.

Udałyśmy się z powrotem do naszej jaskini,ale o dziwo,nie kazała mi tam wejść,co więcej czekać na dworze.Miałam wraz z nią,obserwować Mroczną Ziemię? Nie.Tu chodziło o coś więcej.Nie mogła nawet zapytać,pozostało mi po prostu poczekać.Kiedy zapadł wieczór,przyznam,że poczułam lęk.Słyszałam opowieści mamy o tym,że to  morderczy i ciemnobójcy,chodzą po zachodzie.
-Mamo,na co my czekamy?-odważyłam się w końcu zapytać,przełykając uwcześnie ślinę
-Na ofiarę,-powiedziała tajemniczo mama,schylając lekko łeb,-przybierz pozycję skradania
Kiwnęłam głową,po czym ustawiłam się w tej pozycji.Trwałyśmy w niej trochę czasu,puki pod naszą jaskinię,nie zawędrował lew.Lew..trudny cel,lecz mamie to nie przeszkadzało.Wystawiła pazury,po czym wykonała skok na plecy lwa.Ugryzła go trwale,co spowodowało,że spadł na ziemie.Warknął na mamę,po czym uderzył ją łapą.Przeraziłam się,lecz mama widocznie nie.Wbiła mu pazury w plecy,czym sprawiła mu ból.Następnie,ugryzła go także w kark,uniemożliwiając mu,wykonanie jakiegokolwiek ruchu.Pewnie był młodym walczącym,lub to był jego egzamin,a on akurat niewłaściwie postąpił,wędrójąc akurat pod naszą jaskinię.Mama jedyn mocnym ruchem,odebrała mu życie,a potok krwi i dźwięk łamanych kości,były ostatnim znakiem,że lew już nie wruci do życia.Padł na ziemie.
-Uasi,chodź tutaj!
Przełkęłam ślinę,po czym podeszłam do mamy i lwa.Lwica chwyciła mnie za głowę i przybliżyła bliżej krwawiącej rany na plecach.Wyglądało to okropnie.Nie dała mi odwrócić wzroku.
-Patrz i zapamiętaj! Tak wyglądają ci,którzy nie mają prawa do życia! Musisz tak ich zabijać,by być najsilniejszą!
Dopiero wtedy,mogłam już nie patrzeć na ciało.Mama złapała go za skórę i podsunęła pod inną jaskinię.Spojrzała na mnie po wszystkim.
-Nie chce sobie brudzić łapek jakimś sierciuchem!-odrzekła siadając.Mama uważnie się obmyła.
-Już to zrobiłaś,-uśmiechnęłam się szyderczo
Kiwnęła głową.Kiedy omyła się z krwi,wraz że mną,ruszyła do naszego "domu".Szłam oczywiście z tyłu,wciąż myśląc nad jej słowami.Zapamiętam,ale czy naprawdę,wszyscy zasługują na śmierć?
-Będziesz zawodową morderczynią,najokrutniejszą lwicą w stadzie..już ja tego dopilnuję,-powiedziała mama,kiedy znalazłyśmy się w jaskini.Nie rozumiałam wiele,tylko jedno,mama na pewno nie odpuści.Z tą myślą,zasnęłam.
*************
Hej! Mam nadzieję,że rozdział się podobał.Był głównie poświęcony relacją Uasi ze Shetani,chodź niektórzy mogli się nie domyślić.Podobieństwo-czy jest pomiędzy tymi dwiema? Nie długo pojawi się kolejny rozdział.
A teraz,zestaw pytanek:
1.Jaką wolicie narracie? Taką jak jest teraz,czy jak opowiada wszystko Uasi?
2.Czy Uasi wie,kto jest jej ojcem? Dowie się? Czy już wie?
3.Kto pomugł Uasi z jej ranami?
4.Czy Uasi faktycznie,zostanie morderczynią i najgorszą lwicą w stadzie?
Pozdrawiam c:

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

#4 /Nie wszystko idzie,po naszej myśli/

Serce Uasi zabiło szybciej,kiedy ujrzała przed sobą łapę.Zacisnęła zęby,starając się uspokoić oddech.Nie było to jednak takie łatwe.Miała nadzieję,że lew nie schyli się,bo wtedy na pewno,dostrzegł by małą przerażoną lwiczkę.Niestety nie miała tego szczęścia.Mwana,położył się na legowisku.Był przerażająco blisko miejsca,gdzie ukryła się lwiczka.
-Masz tego intruza,-spytał z sarkazmem Kejeli
-Czuję,że on nie poszedł,-odparł Bundi,na co Mabaya warknął.
-Widzisz przecież,że Mwana nie interweniuję,więc na pewno teren czysty!
-Nie koniecznie,-odezwał się w końcu Kivuli,podchodząc do trójki lwów,-ja także czuję ten zapach,ale wydaję się słaby..czyli intruz jest tu od dość dawna
-Przestańcie w końcu!-warknął Mwana,-przejmujecie się jakimś sierściuchem.Jeśli gdzieś tutaj jest..-lew wysunął pazury,-..nie wyjdzie stąd żywy!
Cała paczka lwów,zaśmiała się.Uasi nie było jednak do śmiechu.Jak miała się skąd wydostać,kiedy ci nie mieli nawet zamiaru się ruszyć.Trzeba poczekać,-pomyślała,-mam tylko nadzieję,że mój plan się uda...

Zapadł zmrok,co było jasnym znakiem,by ruszyć na mordy,jak to mówiły lwy z tamtych stron.Mwanie jednak nie za bardzo się spieszyło do wyjścia z jaskini.Rzucił więc tylko swoim towarzyszą wyraźny znak,że dzisiaj sobie odpuszczają,po czym ponownie wygodnie ułożył się na swoim legowisku.Nigdy nie lubiał spać w nocy,wolał wtedy robić coś co uwielbiał-zadawać ból.Po co mu odpoczynek? Nie potrzebował go.Jeśli chciał być dalej na najwyższej pozycji,musiał się nieźle na pracował.Między innymi,ważna była forma i siła,nic innego,nie było mu potrzebne.No może tylko instynt i spryt.
Co innego myślała Uasi.Była jeszcze za mała,by wytrzymać długo na łapach.Teraz,spała by smacznie w jaskini,z zapewne pustym żołądkiem.Adrenalina sprawiła jednak,że brązowa nie mogła teraz uciąć sobie dżemki nawet na chwile.Głód? Nie przeszkadzał jej.Jak już wcześniej wspomniała,wiele razy głodowała.Tak jak każdy mrocznoziemiec,była na to odporna..do połowy,ale była.Mama jej mówiła...no właśnie,mama.Uasi dopiero teraz oświeciło.Dlaczego,jej rodzicielka jej nie szuka.Myśli,że uciekła? Że ją zabili? Druga opcja w sumie możliwa i zawsze może się wydarzyć,ale powinna chociaż poszukać jej ciała.Przecież szacunek do matki sprawiał,że wróciła by na pewno.Shetani widać,nie do końca miała ochotę jej szukać,co ją zasmucało.Była wszak jej jedynym dzieckiem,chodź bardzo chciała mieć rodzeństwo.Taką siostrę,bądź brata.Szkoda,że nie doczeka się ich.
Lwiczka nagle poczuła,że jej powieki zaczynają odpadać.Sama ona,stała się bardziej delikatna,co zapewne było wyraźnym znakiem,że zaczynała usypiać.Nie możesz Uasi,w każdej chwili,może wydarzyć się szansa na ucieczkę,nie możesz spać...nie możesz.Myśli jednak przegrały bez problemu z naturą.Po chwili,lwiczka zasnęła,całkiem nieświadoma tego,co się zaraz wydarzy.
***
Shetani wpatrywała się w niebo.Leżała na "dachu" swojej jaskini,bez strachu.Nie opchodziła ją ewidętna śmierć,która mogła stać za rogiem,lub za nią.Miała mocny argument:Tutaj każdego dnia mogła zginąć,nie obecnie od pory.
Nie martwiła się,nie smuciła,ale żałowała.Jej córka Uasi,najprawdopodobniej już nie żyję,bo pozwoliła jej ruszyć się z jaskini.Zacisnęła zęby i wysunęła pazury.Może kochała córkę,a może nie.Nie znała tego uczucia.Wystarczy,że raz sobie pozwoliła kogoś pokochać...Wystarczy,że tak to się skoczyło.Chciała tylko,by Uasi,była przy niej.Uderzyła by ją raz i dobrze,a napewno,więcej by się nie spuźniła..Teraz zapewne na to za późno.
-Witaj Shetani,-odezwał się głos za lwicą,-nie boisz się siedzieć tu sama?
-A ty..wychodzić bez ochrony mamusi,-odparła bez emocji,odwracając się do lwicy.Doskonale znała tą złotą sierść,szaroniebieskie oczy.Mlezi.Jedna z kochanek Mwany,jedna z jej najsłabszych wrogów.Nie bała się jej.Mogła by przyjść do niej w środku nocy z nożem,a Shetani tylko by się zaśmiała.Do lwicy nie miała żadnego szacunku.Nie bała się więc,stanąć z nią twarzą w twarz.
-Mama jest na mordzie,-odparła
Jej matką była Vita.Shetani wiedziała,że z lwicą jakby stanęła do pojedynku,miały by takie same szanse na zwycięstwo.Czego nie lubiła.
-Więc..nie boisz się śmierci z moich łap,-zaśmiała się brązowa,-masz szczęście,żę akurat nie mam na to nastroju.
-O jakie szczęście,-rzuciła lwica sarkazm,po czym zaczęła odchodzić.
-Czego chciałaś?!-warknęła Shetani,zasłaniając jej drogę ucieczki.
-Mam do ciebie propozycję..
-Jaką?
***
Uasi otworzyła oczy.Wybałuszyła je od razu.Na pysku,poczuła oddech,a przed sobą,dostrzegła głowę lwa,przyglądającą się jej z kpiną.Serce zabiło jej szybciej,nie mogła uspokoić oddechu.To koniec.
-Mam cię!-warknął Kejeli,-patrzcie chłopcy,tu jest ten pchlasz!
Ustąpił miejsca,kolejnemu lwu,który także zatopił w niej zielonkawe oczy.
-To lwiczka.Łatwy cel,-zaśmiał się Kivuli,-Mwana,chodź..przedstawię ci nasz dzisiejszy obiadek!
Nie trzeba było dwa razy powtarzać,by Uasi zrozumiała.Cofnęła się do tyłu,jeszcze bardziej,co sprawiło,że stanęła na tylnych łapach.Muszę uciec.Nie było żadnego wyjście,może tylko jedno,ryzykowne..ale ostatnie.Westchnęła ciężko,po czym wystartowała jak z procy w stronę,gdzie był pysk lwa.Ugryzła go z całej siły,co sprawiło,że od razu jasnoczarny,odskoczył jak popażony.Ona natomiast,wybiegła ze szczeliny,szybko orientując się,że w jaskini,jest cała chmara lwów.Wszyscy na pewno silniejsi i większy od niej.Ale..zawsze jest nadzieja,co nie? Wystawiła małe pazurki,po czym pognała do przodu.Przebiegła pod łapami jednego,po czym minęła kolejnego.Szło jej to całkiem całkiem.Biegła,mijając ich jak popażona.Przekroczyła nawet pierwsze wyjście,kiedy poczuła,zaciśniętą szczękę na jej plecach.Lew podniusł ją do góry.Pisnęła.Pomimo strachu,dała radę kopnąć go z rozmachem,co sprawiło,że na chwile ją puścił.Zdążył jednak szybko się opamiętać i wymierzyć jej mocny cios w policzek.Poleciała pod ścianę.Podniosła się obolała,lecz długo nie pozostała na łapach.Lew ponownie ją podniusł,lecz tym razem mocniej zacisnął szczękę.Uasi wyczuła zapach krwi,wiedziała,że to jej krew.Syknęła z bólu.Krew spłynęła po jej brzuszku,po czym spadła na ziemię,razem z lwiczką.Brązowa nie mogła złapać oddechu.Lew podniusł łapę i już miał zadać kolejny cios,kiedy nagle..
-Przestań!
-Bo co?!-warknął
Podszedł do niego kolejny lew,a za nim cała paczka.
-Bo...ja także chce jej zadać ból,-zaśmiał się
-Wziąłeś sierściucha tylko dla siebie,-warknął kolejny,o białej sierści
-Niech wam będzie..proszę bardzo,-odparł Mabaya

Lwiczka zamknęła oczy,kiedy poczuła,nad sobą ich ostre oddechy.Jak wygląda śmierć? Poczuła,pierwszy cios,wymierzony bezpośrednio w jej brzuch.Jasnoczarny lew,któremu zadała ostatnio ona cios,ugryzł ją w łapy,co spowodowało że pisnęła.
-Proszę..zostawcie mnie,-powiedziała,kiedy kolejny cios,padł na jej brzuch.Kolejny potok krwi,spadł na ziemię,powodując ją już całkiem czerwoną.Brązowej,kręciło się w głowie,wszystko widziała na rozmazany obraz.Mimo wszystko jednak,chciała dalej się bronić.Kopnęła lwa,który miał ugryźć ją w łapę,oraz drapnęła tego,który także się do niej schylił.Spowodowało to,że dostała jeszcze mocniej w brzuch.
-Nie damy litości!-warknął Mabaya
-Nie mamy jej,-potwierdził Kejeli
-Tym bardziej dla lwiątek,-dokończył Kivuli,po czym udrapał ją w plecy.Nie miała jednak już siły,nawet na krzyk.Jeden z lwów,ugryzł ją poważnie w ucho,co sprawiło,że kolejna strużka krwi,spłynęła na jej pyszczek.

Temu wszystkiemu przyglądał się w zastanowieniu Mwana.Jedno jego słowo,mogło uratować tą lwiczkę z opresji.W końcu,wszystcy muszą się go słuchać.Ale po co miałby ratować jakiegoś sierściucha? Wolał się przyglądać temu w zamyśleniu.Przyglądając się tak jednak,dostrzegł pare szczegółów,które go zirytowały.Kolor futra,oczu,mały wzrost,chuda postura.To..była ona.Warknął cicho.
-Przestać! Teraz!!-rozkazał,a lwy natychmiast odsunęły się od pół żywej lwiczki.Mwana,podszedł do niej z wysuniętymi pazurami.Podniusł jej główkę tak,że musiała spojrzeć mu w oczy.Patrzyła na niego że smutniem,błagalmym wzrokiem.On natomiast na nią bez emocji.Oczka Uasi,zamknęły się nagle.Nie miała już siły...nie miała siły żyć.
-Zabij ją,-odparł że stoistym spokojem Kivuli
-Nie mów mi,co mam robić!-warknął Mwana,po czym schylił się w stronę ciała brązowej lwiczki.Złapał ją za kark,zacisnął zęby i..podniusł ją do góry.Wyszedł z jaskini.Jego pomocniczy,spojrzeli na siebie porozumiewawczo.Co on szykował?

Mwana szedł wściekłym krokiem w stronę dobrze sobie znaną.Wszyscy,którzy go spotykali,milkli natychmiast,odsuwając się na bok.Lew przyspieszył,żeby zbulwersowany,wbiec do dużej jaskini.Shetani podniosła się z miejsca na jego widok.Przyjrzała się czemuś,co miał w pyszczku.Była to...jej córka.Warknęła cicho.Lew jakby bez emocji,odstawił ją pod ścianą.
-Co ONA robiła na Czarnych Skałach?!
-ONA ma imię.Uasi.A co tam robiła..to nie wiem tego,-warknęła Shetani,-czemu jest taka pogryziona!
-A co myślałaś?! Że wyjdzie ztego bez szwanku! Nie ma tak łatwo! Moi kumple,zajęli się nią tylko..
-Jak możesz!! Jest twoją córką,-warknęła ostrzegawczo lwica
-Po raz kolejny (3),darowałem jej życie.Kolejnym razem,nie będę taki łaskawy!-lew zaczął odchodzić,-ale muszę przyznać,że nieźle ją wyszkoliłaś

Kiedy Mwana zniknął,Shetani podeszła do Uasi.Westchnęła tylko.Co miała zrobić.Nie było szamana.Miała małe szanse na przeżycie.I wtedy odezwało się w niej coś,co nigdy nie ujrzało światła dziennego.Położyła się obok córki,ogrzewając ją własnym ciałem.Nie spała,czuwała.Nie mogła jej stracić.
-Od jutra,pora zacząć szkolenia na zabójcę,córeczko,-odparła,-jeśli..przeżyjesz

*Kejeli-sarkazm
*Bundi-sowa
Hej! Bardzo się starałam,ale przepraszam,jeśli nie rozbudowałam akcji z walki i ucieczki.Nigdy nie byłam w tym dobra.
Co myślicie o rozdziale? Nie długo,pojawi się kolejny,a nawet dwa! Wena odżywa.
1.Czy Uasi przeżyję?
2.Jak tak,to czy poniesie jakieś skutki swojej "wyprawy"?
3.Czy Mwana pokocha w końcu córkę?
Pozdrawiam c:
Ps:Ile osób chciało by zakładkę z bohaterami?

piątek, 18 sierpnia 2017

#3 /W pułapce/

Uasi
Dom-to określenie,ma wiele znaczeń.Dla jednych,może oznaczać ono ciepło,miejsce do którego zawsze będzie chciało się wracać.Dla innych,po prostu miejsce narodzin.Moim domem,jest miejsce,do którego żadko dociera światło,gdzie o mały kawałek mięsa,toczy się walka na śmierć i życie.To jest mój dom.Jestem wygnańcem,chodź wcale nic złego nie uczyniłam.Mam przynajmniej takie szczęście,że moja matka,mimo iż wiele razy,mnie wyśmiewała i poniżała,broni mnie.W końcu,jestem jej jedynym dzieckiem.

Zmrużyłam oczy,po czym spojrzałam na mamę.Właśnie myła łapę,lecz kiedy dostrzegła mój wzrok,na chwile zaprzestała tych czynności.Ale tu chyba nie chodziło o moje spojrzenie,tylko sam mój widok.Miałam zaś,zawsze czekać na nią w jaskini i nigdy nie wychodzić.Kiedy jednak,ja tak już nie mogę! Ile można siedzieć w ciemności,tylko leżeć,jeść i pokazywać się ze złej strony.Dlatego,wyszłam dzisiaj za mamą,po posiłku w postaci myszy.
-Co ty tutaj robisz?-spytała
-Ja tylko..
-Grrr,nigdy nie możesz się jąkać! Wróg wykorzysta to za słabość,-wyprostowała się,po czym spojrzała w stronę odledłej granicy.Także tam spojrzałam,lecz dostrzegłam tylko drzewa.Tworzyły one las,w którym kryli się strażnicy.
Mama westchnęła.
-Przejdź się,nie chce cię widzieć do wieczora,-powiedziała niby sucho,ale coś wyczułam w jej głosie i to raczej nie była obojętność.Kiwnęłam głową,po czym odbiegłam od jaskini.Czułam jeszcze przez pewien czas wzrok matki na sobie,po chwili to uczucie jednak zniknęło,a ja znalazłam się przed wodopojem.

Nad wodopojem,było sporo lwic i lwów,ukryłam się więc za kamieniem.Wrodzony spryt,pozwolił mi jednak szybko wymyślić strategie i oto ja,ciekawskie i wrednawe lwiątko,znające wszelkiego rodzaju sarkazmy,ruszyłam pewnie w stronę wody.Nie była może czysta,ale napewno dała radę,zaspokoić pragnienie.Wzięłam kilka łyków i jak się domyśliłam,wszyscy spojrzeli w moją stronę.Pozostałam jednak niedotknięta,wyprostowana.Pomału zaczęłam odchodzić,kiedy nagle,drogę zagrodziła mi lwica.
-A ty gdzie się wybierasz mała pchło?
-W przeciwięstwie do ciebie,nie posiadam pcheł,-odwarknęłam z chytrym uśmieszkiem,-a to gdzie się wybieram,to nie twoja sprawa,więc lepiej rusz swój wielki tyłek z drogi!
-Bo co mi zrobisz?!-lwica wysunęła pazury i kły.Pozostało mi tylko warczeć,bo co innego miałam robić.Mama mnie nauczyła,by nigdy,ale to nigdy,nie okazywać strachu.Stałam więc nieugięta,wciąż pozostawając w poprzedniej pozycji.Lwica jednak nieodpuszczała i dopiero wark białego lwa,wyrwał ją z chęci,zabicia mnie,chodź wiem,że i tak pozostała jej na to ochota.Owy lew,zmierzył nas obie wzrokiem,lecz pozostał na niej.
-Zostaw to coś,jeśli będzie się włuczyć w nocy i tak zginie,po co masz sobie brudzić pazurki,siostrzyczko?
Na tym poprzestali,ale miałam ochotę,rozszarpać im obojgu gardła.Powstrzymałam się jednak i pozostałam na warknięciu.Ruszyłam w stronę przeciwną od tej,gdzie znajdował się wodopój.

Mijając blisko drzewa,przeszły mnie ciarki.Wiał z tej strony zimny wiatr,a zapachy soczystej zwierzyny,czułam z daleka.Pewnie strażnicy,robią sobie przerwę na obiad.Sama bym coś zjadła..Mysz mi widać nie wystarczyła.Rozejrzałam się po bokach,ale nic nie dostrzegłam.Nie raz miałam pusty żołądek,tak więc,nie przejmując się tym,ruszyłam do przodku.

Przeszłam większość trasy,ukrywając się.Ach,gdybym mogła być tak silna jak mama,potrafiłabym dobrowadzić każdego do okazywania mi szacunku.Mam nadzieję,że szybko urosnę.
Przyszpieszyłam,kiedy na choryzoncie,dostrzegłam Czarne Skały.Zawsze ciekawiło mnie to miejsce.Zatrzymałam się jednak przed wejściem do jednej,uwaznie obwąchując powietrze.Czułam zapach lwów.Nie przejęłam się tym zbytnio i postawiłam pierwszy pewny krok.Za nim poszedł kolejny i jeszcze jeden.W końcu,znalazłam się w niej cała.Panował tam na ogół mrok,co mi szczerze przeszkadzało.Jaskinia była szeroka,miała kilka korytarzy.Udałam się jednym z nich i szybko dotarło do mnie,że jednak ta droga nie jest poprawna.Głównie,kiedy oberwałam o ścianę.Szybko się jednak podniosłam i obrałam kolejny kierunek.Przeszłam ich chyba jeszcze trzy,nim znalazłam właściwe wejście,akurat pierwsze.
To przejście,zaprowadziło mnie do szeroko otwartej przestrzeni,gdzie większość miejsca i tak zajmowały legowiska z trawy,oraz różnorakie kamienie,różnej wielkości.Wyglądało to pięknie,kiedy oświetlała je garstka światła.Aż miałam ochotę się na chwile zdżemnąć.Bo w sumie,czemu nie? Podeszłam więc do jednego z nich,akurat tego,pomiędzy ciemnością a światłem,po czym wygodnie się ułożyłam.Po chwili,porwał mnie sen.

Na szczęście,obudziłam się od razu,kiedy usłyszałam głosy i kroki.Po chwili,dotarła do mnie świadomość.Od razu,ukryłam się w jednej że szczelin,modląc się,żeby mnie nie dostrzegli,a co gorsza,nie poczuli.Po głosach i ciężkości kroków,dotarło do mnie,że to lwy.Na moje nieszczęście,dziewiątka lwów,o różnych kolorach futer,weszła do tego samego "pomieszczenia",co ja.Wyjrzałam na chwile,żeby upewnić się,z kim mam do czynienia.Wyglądali na dość masywnych i do tego,znających swoje miejsce w stadzie.A ja też je znałam.Puki nie stanę się nastolatką i nie zawarczę o pozycję,będę tylko "nędzną" kępą sierści,którą w każdej chwili można zabić.Byłam pewna,że mnie zabiją,nawet bez wzruszenia,czy zawachania.Wcisnęłam się więc jeszcze głębiej w szczelinę,modląc się do Haya,żeby mnie oszczędzili.

Narrator
-Czujecie to?-spytał jeden z nich,upuszczając na ziemię góralka,którego dzisiaj złapał na obiad
-Tak..twój smród kretynie!
-Nie obrażaj mnie,Mabaya*! Sam nie pachniesz fiołkami!
-Zamknijcie się idioci!-warknął jeden tak przerażliwie,że tamci od razu,postawili po sobie uszy.-Kto szmiałby wkroczyć do tej jaskini! Nikt nie byłby tak głupi!
-Może..ale ja naprawdę coś czuję,Mwana!
-Ja..z resztą też,-odezwał się kolejny lew
Mwana,od razu zaczął wąchać i także coś poczuł.Wystawił pazury,po czym zaczął chodzić po jaskini,coraz bardziej zmierzając do celu,chodź tego nie wiedział.Zapach był tak lekki,że łatwo mógłby zniknąć i rozmyć się w powietrzu.Lew jednak,zdążył go wyniuchać.Podszedł do jednego z legowisk,po czym uważnie je obwąchał.
-Tu ktoś był,-warknął,-i czuję,że wcale z tąt nie odszedł..

*Mabaya-zło
Hej! Mam nadzieję,że rozdział się podobał
1.Czy znajdą Uasi?

#2 /Krąg..no właśnie,czego?/

Kolejne lew,padł bezwładnie na ziemie,przyciśnięty do niej wielką łapą.Wiercił się,gdyż pomału nie mógł oddychać,czekoladowy lew,nie miał jednak zamiaru go puścić.Mwana,zbliżył się do kumpla i lwa,który właśnie walczył,by się wydostać.Warknął przeraźliwie,po czym zbliżył głowę bliżej leżącego.
-Nigdy więcej,nie waż się uważać za silniejszego ode mnie!-wystawił pazury i z całej siły,walnął lwa w policzek.Ten tylko syknął,bo co innego miał zrobić,nie mógł się ruszyć,a co za tym idzie,bronić.Mwana,zadał jeszcze trzy ciosy,po czym wraz z czekoladowych,oddalili się znacznie od leżącego.

Szli przez znany im teren,z wysoko uniesioną głową.
-Naprawdę ci się sprzeciwstawił?-spytał z niedowierzaniem czekoladowy
-Przecież mówiłem!-warknął brązowy,-wielu takich chodzi,ale to dobrze..
Czekoladowy lew,spojrzał na Mwanę ,że zdziwieniem
-..bo inaczej nie było by zabawy,-zaśmiał się brązowy

Szli jeszcze trochę,zatrzymując się dopiero,przed wodopojem.Na szczęście,nikogo przy nim nie było.Dwójka lwów podeszła do niego i ochoczo,zaczęła pić wodę.
-Dobra,idę..-powiedział tylko Mwana,po czym zaczął się kierować w zupełnie inną stronę,niż przyszedł.Czekoladowy,nie chciał pytać gdzie idzie.Znaczy,był ciekawy,ale wiedział,że takie pytanie,może się zakończyć dla niego uderzeniem w policzek.Westchnął więc,po czym udał się w stronę Czarnych Skał.
W tym czasie,Mwana przemierzył już dawno,większość trasy.Pod jego łapami,znalazło się już kilka małych kamyczków,ale nie zważał na ból,właściwie to się z niego cieszył.Słońce,nie docierało na Mroczną Ziemię,może tylko od czasu do czasu małe promyki słońca.Lew zmrużył oczy,zatrzymał się na chwile,po czym przyspieszył kroku,był bliżej celu.

Szybko przystanął,oraz wyrównał oddech.Przycupnął,po czym zaczął się stradać w stronę gryzonia,który stał mu na przeciw.Wysunął pazury,łapy przylegały idealnie do ziemi.Obnażył kły,po czym posuwał się coraz bliżej celu.Kiedy był już wystarczająco blisko myszy,skoczył na nią,tym samym doprowadzając ją do śmierci.Uśmiechnął się szyderczo,po czym wziął pożądny kęs posiłku,po nim nastąpił kolejny i tym samym,zakończył posiłek.Pomlaskał chwile,rozglądając się do okoła.Kiedy zobaczył duży kamień,podbiegł do niego,po czym zajął miejsce na jego górze.Ułożył się wygodnie i nawet nie poczuł,kiedy zabrał go sen.
***
Shetani,przeciągnęła się wygodnie,po czym odwróciła się na drugi bok.Leżała na podwyżu,które było symbolem tej wielkiej jaskini.To właśnie na nim,Kesho wydawał rozkazy.Teraz,było tylko legowiskiem,pokrytym trawą.W koncie,leżał świerzo upolowany ptak.Domyśliła się,że był to ten,którego upolowała przed wschodem słońca,kiedy jeszcze się dobrze czuła.Teraz,bolał ją strasznie brzuch,ale to ignorowała.Wiedziała otóż,co jej dolega.Wiedziała i widziała.Poczuła,że to nie długo nastąpi.Umyła więc starannie swoje dotąd brudne futro,po czym położyła się w najciemniejszym koncie jaskini.

Trochę czasu później,dostała pierwszego skurczu.Za nim poszedł drugi,a następnie,poczuła,że zaczyna rodzić.Nigdy nie przyjmowała porodu,to było jej pierwsza niechciana ciąża.Kiedy dowiedziała się,że jest w ciąży,z początku miała ochotę płakać,co jej się nie zdarzało,a potem..zabić każdego kogo spotka na swojej drodze.Uspokoiła się jednak i nie powiadamiając o tym ojca dziecka-Mwany,ruszyła do jaskini.W niej,spędzała większość swojego czasu od tej wiadomości.A dzisiaj,bez niczyjej pomocy,miała wydać na świat potomka.

Skurcze zmoczniły się,próbowała więc się wyluzować,podobnie mięśnie.Syknęła z bólu,kiedy poczuła najgorszy skurcz.To już..
***
Nie tylko Shetani,tego dnia rodziła.Lwica Mlezi*,także wydawała na świat potomka.Ta jednak,mogła liczyć na pomoc matki.Vita*,była surową lwicą,nikogo nie pozostawiała przy życiu,kto jej podskoczył.Jednka,z całego serca,kochała swoją córkę.W prawdzie,tylko ona jej pozostała,kiedy to jej syn zginął w niewyjaśnionych okolicznościach.Od początku,nie była za tym,żeby związała się z czarnym lwem,zaprzyjaźnionym i pomagającemu Mwanie.Mlezi,kochała jednak szczerze Kivuliego*,a także była pewna,że szczerze pokocha ich dziecko.Właśnie w chwili,kiedy ból ustał,mogła w spokoju,spojrzeć na swoje dziecko.Umyła go,po czym spojrzała z uśmiechem na matkę.Mały miał jej oczy,niebieskoszare,futro natomiast odziedziczył po ojcu.

Vita mruknęła w zamyśleniu.
-Jest dość duży jak na noworodka,będą jeszcze z niego lwy
-Wiem o tym matko,będzie też z niego,idealny władca Lwiej..
-Ciii! Zamilcz!-warknęła Vita,-nikt nie może wiedzieć o tym! ściany mają uszy pamiętaj!
-Dobrze,matko
Kiedy Vita opuściła jaskinię,Mlezi mogła w spokoju podziwiać syna.Nie był jej pierwszym dzieckiem i napewno nie ostatnim.Miała kiedyś dwie córki,jednak zginęły,zabite przez ich ojca.Teraz,miała wymarzonego syna i modliła się do..nie miała kogo.Nikt na Mrocznej Ziemi,nie wierzył w Duchy Przodków.Śmiali się z nich.Wierzyli,że po śmierci,ich dusze się odradzają w ciemnej armi.

-Nazwę cię Kifo,-polizała syna po łebku,po czym wyjrzała wzrokiem z jaskini.Było już ciemno,a właśnie w najgorszym stadium ciemności,po dworze chodzili..ci najgorsi.Jej matka,także wtedy chodziła i jak jej tłumaczyła,nie raz zabijała włuczących się nocą.Czy była to bajka dla dzieci? Może tak,może nie.Mlezi nie zamierzała tego sprawdzać.Złapała syna za kark,po czym cofnęła się znacząco pod samą ścianę.Otuliła go solidnie w łapach,co spowodowało,że szybko zasnął.Ona nie zamierzała spać,wolała czuwać.
***
Mwana,otworzył oczy,gdy poczuł,że ktoś go dźgnął łapą.Spojrzał na winowajce.Był to młodszy lew,może gdzieś nastolatek.Skulił po sobie uszy,po czym przepraszająco spojrzał na lwa.Normalnie,Mwana by zabił "łatwy cel",w tej jednak chwili,nie miał ochoty na rozlew krwi.Ale mogło się to jeszcze zmienić..
-Czego chcesz?!
-Ja-ja...mam wiadomość,że Shetani,urodziła dzisiaj...lwiątko,-jąkał się nastolatek.Kiedy tylko wydusił z siebie te słowa,zaczął uciekać od miejsca,gdzie przebywał brązowy.Mwana,zamyślił się przerażliwie.W jego głowie buszowało milony pytań.W końcu,zacisnął zęby,po czym powolnym krokiem,ruszył w stronę jaskini lwicy.

To nie było jego pierwsze dziecko.Miał ich już trzynastkę.Z tego co pamiętał,dziesiątkę synów,a reszte córek.Dwójkę córek,miał nawet z Mlezi,córką Vity-lwicy,którą bardzo dobrze znał.Walczył z nią nie raz.To właśnie ona,warczała zajadle,kiedy brał jej wnuczki.Nie chciał być ojcem,nie chciał i tyle.Nienawidził tego.Kiedy tylko,jakaś z jego "partnerek",urodziła mu lwiątko,zabierał je od matki,po czym zabierał je nad wodopój.Na samym początku,zabijał je,po czym wrzucał ich małe ciałka do wodopoju.Robił to wielokrotnie i wiedział,że musi postąpić tak i tym razem.

Kiedy dotarł już do jaskini Shetani,z ciężko bijącym sercem,wszedł do środka.Nie wiedział czego się spodziewać.Kiedy znalazł się w środku jaskini,dojrzał w koncie lwice.Shetani widząc lwa,lekko się uśmiechnęła,lecz po chwili,ten uśmiech szedł z jej pyska.Brązowy zbliżył się do niej szybkim krokiem.Spojrzał w jej łapy,gdzie z wielkim uśmiechem,brązowa lwiczka wpatrywała się w niego jasnoniebieskimi oczami.Była bardzo drobna,co mu się nie specjalnie podobało.
-Nie mówiłaś,że jesteś w ciąży,Shetani,-odezwał się w końcu lew
-To było nieistotne,widzisz przecie,że jest do nas podobna,-odparła lwica
-Mhm..może i jest,-syknął,-ale to nie zmienia faktu,że jest słaba! Nie przeżyje nawet pięciu minut,poza twoimi łapami!,-warknął,-daj mi ją!
-Co zamierzasz z nią zrobić?-spytała bez emocji lwica
-To co z jej rodzeństwem,zabiję i utopię.I tak,długo by nie przeżyła!
Lew wyszczerzył kły,co przeraziło lwiczkę.Schylił się,żeby wziąść ją w zęby.Zamiast tego,został odepnięty.Spojrzał zdezorientowany na brązową.
-Co to ma znaczyć? Daj mi tą małą pokrakę!
-Nie dam!-zasłoniła ją łapą,-Także nie jestem zadowolona z tego,że jest taka drobna! Także,nie chciałam mieć dziecka,ale wiem jedno! To krew z mojej krwi i nie dam ci jej zabić! Sama ją wykarmie!
-I tak,prędzej czy później zginie,-warknął,po czym spojrzał ostatni raz na lwiczkę i wyszedł z jaskini.Jego i Shetani drogi,rozeszły się raz na zawsze.Lwica nie zamierzała dać po sobie znać,że jest jej z tym źle.Spojrzała na ciemnobrązową.Miała po niej oczy,co jej najbardziej pasowało.

-Mroczna Ziemia,to okrutne miejsce,-odparła surowo,-każdego dnia walczymy tu o życie.Postaram się ci pomóc,wykarmie cię,ale resztą..ty się musisz zająć.Musisz mieć najwyższą rangę i stać się najokrutniejsza.Tylko w ten sposób,dasz radę!
Lwiczka ziewnęła,po czym zmrużonymi oczkami,dalej wpatrywała się w matkę.
-Eh!-przewróciła oczami Shetani,-trzeba cię jakoś nazwać..może by tak Kisasi? Nie.Może Kuua*? Nie.Wiem!.. Uasi* ,to zdecydowanie do ciebie pasuję.
Brązowa ziewnęła,po czym wraz z lwiczką,zasnęły.
***
Mwana,chodził niespokojnie po jaskini,gdyby ktoś wszedł mu teraz w drogę,mógły tego nie przeżyć.Te nerwy,nie dały mu myśleć.Wybiegł z Czarnej jaskini,po czym podążył tropem sawanny.Wszedł do jaskini Shetani,bez zapowiedzi,po czym powolnym krokiem,ruszył w stronę lwicy i lwiątka.Chwycił swoją córkę w zęby,po czym je mocniej zacisnął.Lwiczka pisnęła,co prawie obudziło Shetani.No właśnie..prawie.Jeden ruch,mógł teraz przekreślić życie Uasi,a lew doskonale wiedział,jaki będzie ten ruch.

Hej! Mam nadzieję,że rozdział 2 się spodobał c:
*Mlezi-opiekun
*Vita-bitwa
*Kivuli-cień
*Kifo-śmierć
*Kuua-zabij
*Uasi-bunt
1.Jaki ruch wykona Mwana,czy Uasi przeżyję?

czwartek, 17 sierpnia 2017

#1 /Jak to się zaczęło/

Mroczna Ziemia.Istaniała właściwie od zawsza.Była jednak tak legendalna,jak to,że surykatki nauczyły się latać,po czym dotknęły księżyca.Stała się znana,dopiero wówczas,kiedy Król Ziemi Kisasi*,zesłał tu pierwszych wygnańców.Od tego czasu,wszystkie ziemi poszły w ślad za nim.Wysyłali jednak najokrutniejszych.

Mieszkający tam lew Haya*,zapragnął zmienić swój los.Zebrał więc wszystkich mrocznoziemców,po czym wyruszył z nimi,na podbój Lwiej Ziemi.Oczywiście,przegrali,a Haya zginął na polu walki.Mrocznoziemcy,przez długi czas,opłakiwali swojego prywódcze,a Legenda o Wielkim Królu Hayu*,stała się tam znana.Zwiększyły się także patrole straży,co zaskutkowało większym okruciężtwem,wśród tam mieszkającym lwów.Mogły nawet łamać sobie nawzajem kości,byle żeby tylko ten drugi cierpiał.Zabierali sobie jedzenie,doprowadzali siebie do śmieci.Innym słowem,byli gotowi zrobić wszystko,byle przeżyć,oraz zobaczyć cierpienie drugiego.

Kolejnym lwem,który zapragnął coś zmienić,okazał się wojownik Kesho*.Bez strachu,czy nawet zawachania,zabił on strażników,patrolujących granice.Poległ jednak,podobnie jak jego poprzednik.Następca jego,objawił się po śmierci czarnego lwa.

Był nim Huruma*.Przez większość życia,pomagał stadu,by regenerowali siły i jak sam powtarzał:Robię to tylko dla siebie
Zaatakował pewnej nocy,mieszkające na pustynni zwierzęta.Zabił prawie całą pustynnie,kiedy strażnicy,odużeni pyłem,spali jak zabici.Przez niego,Krąg Życia,znacznie ucierpiał.To właśnie on,wymyślił Krąg Śmierci.Zajmował się także ziołami,dzięki czemu,zdołał uśpić strażników.Kiedy następnego dnia,ci się obudzili,byli w szoku,co się wydarzyło.Huruma powtarzał swoje czyny wielokrotnie,coraz bardziej zbliżając się do Lwiej Ziemi,kiedy nagle straszliwie zachorował.Choroba zabrała go z tego świata.Jego córka,Kuiba*,postanowiła pomścić ojca.Była to także pierwsza,której udało się wydostać z Mrocznej Ziemi.Wraz z synem,ruszyła na Złą Ziemię.Niestety,została w znanym uwcześnie kanionie,zabita.Jej syn jednak przeżył i jak dowiedziało się później stado,zbliżył się do córki Simby,czym wszedł na miejsce,następnego króla.

Tak to właśnie,Mroczna Ziemia,przez wiele pokoleń,nie zmieniała niczego.Wciąż panowały tu okrutne zasady,oraz charaktery.Wciąż pozostały te same tradycje,jak naprzykład walki lwów i lwic,o dominację nad stadem.Stado Mrocznoziemców,powiększało się,jak i malało.

Stado Mrocznoziemców,inaczej nazywane Kivuli kundi*,było jednak żżyte ze sobą.Gdy ktoś,kto nie jest wygnańcem,zabijał jego mieszkańca,całe stado jak jeden mąż,rzucało się na niego.Powstawały sojusze,drużyny.Jednak dalej,każdy myślał o sobie.

Istatniała jednak miłość.To mało coś,co żadko się pojawiało.Niektórzy,wiązali się z przymusu,lub żeby mieć więcej szans na przeżycie.U niektórych jednak,była to decyzja prosto z kitu midundo* jak nazywali serce.Właśnie to,można powiedzieć nie dotyczyło Mwany*.W jego sercu,nie było miejsa na miłość,nie wierzył w nią,nienawidził jej.

Co prawda,związywał się z różnymi lwicami,ale to tylko dla jednego,czego chyba nie muszę wyjaśniać.Wszyscy oddawali mu szacunek,bo był najpotężniejszym i największym lwem w stadzie.Bali się go,szanowali,unikali,oddawali mu jedzenie(tylko wtedy,kiedy tego żądał,lub chcieli zachować się przy życiu).Miał także kumpli,którzy według niego,byli tylko nędzną kupą futra,która mu pomaga.Jak kazał,zabijali,lub co żadko się zdarzało,oszczędzali.To dzięki ich pomocy,zdobył największą jaskinię,dawniej zamieszkującego Kesha.Było to trudne,ale w końcu wykonalne.Nie mieszkał jednak w niej,wolał mieszkać na Czarnych Skałach z kumplami.Jaskinię oddał lwicy,która najbardziej go zachwyciła.Nie tylko pięknem oczu,futra,ale także charakterem.Była tak jak on,pokarana przez los,okrutna.

Tylko jej,zdradził,że rodzice go pozucili na rzeż hieną,ale uratował go jeden ze strażników.Dorastał daleko od tego miejsca,jako nastolatek jednak,sprawiał wiele kłopotów.W końcu,nieumyślnie,zabił księżniczkę,za co przez okrutnego,surowego i bardzo nadopiekuńczego króla,został zesłany tutaj.Postanowił więc zabijać,bo i tak miał taką opinię.Chrakter zmienił mu się z czasem,podobnie jak on cały wydoroślał,dalej pozostając okrutnym.

Shatani*,bo tak nazywała się lwica,także wiele mu opowiedziała,o tym,co ona przeżyła.Pomagała mu,zdobywać szacunek,jak i zabijać.Znała zasady tego życia,od czasu,kiedy tu trafiła.Wspólnie przez pewien czas,sobie pomagali.Brązowa,zakochała się nawet w zielonookim,ale pozostała z tym uczuciem w ukryciu.Wolała stać u jego boku,niż pokazywać słabość.

Tak właśnie toczyło się życie na Mrocznej Ziemi.Pewnego dnia jednak...


Hej! Mam nadzieję,że rozdział się podobał
*Ziemia Kisasi-nie istatnieje,od pewnego czasu.Lwy zamieszkujące te ziemie dawniej,rozeszły się po świecie.
*Legenda o Wielkim Królu Hayu-najbardziej znana.Mówi o tym,że kiedy Hayu umierał,wyrosły mu demoniczne skrzydła,po czym porwał cień Króla Lwiej Ziemi i poleciał z nim do Ciemnej Strony Piekła.
*Haya-chodź
*Kesho-jutro
*Huruma-litość
*Kuiba-kraść
*Kivuli Kundi-Stado Cienia
*Kity midundo-coś co bije
*Mwana-syn
*Shetani-diabeł

Prolog

Kolejny dźwięk rozległ się po pustym kanionie.Susza unosiła się do okoła,a grzejące słońce nie pomagało biegnącej przez kanion lwicy.Ta jednak pomimo zmęczenia i ciągłego pragnienia nie mogła się zatrzymać.Po jej brązowym futrze,przeszła kolejna fala gorących promienni.W swojej głowie,wciąż słyszała ostatnie słowa,wypowiedziane przez króla Simbę.

         Zostajesz wygnana na Mroczą Ziemię!!

Te słowa były gorsze niż śmierć.Każdy lew od małego lwiątka począwszy słyszał o tej ziemi.Właściwie,nie była to dokończa ziemia.Był to mały teren,za pustynią,otoczony gęstym lasem.Ziemia,po której tam chodziły wygnańcy,była sucha i twarda,deszcz pokazywał się tam rzadko.Wodopój,był tylko jeden,za to jaskiń,było multum.Czy byli szamani? A który by chciał,przez resztę życia użerać się z nieznośnymi i wrednymi lwami,pokaranymi przez los? Odpowiedź była jasna:Nikt.Tak więc,kiedy ktoś zachorował,od razu wiadome było co go czeka:śmierć.W lepszym przypadku,szybka i bezbolesna,w gorszym powolna i bolesna.Nie którym,udało się jej uniknąć i dalej żyć,walcząc o każdy dzień.
Jedzenia,było mało,głównie same gryzonie i ptaki.Zapytacie się pewnie,czemu więc nie mogli jej opuścić.Nie dało się.Strażnicy,całymi dniami,kryli się w lesie,a kiedy tylko nakryli kogoś na ucieczce z terenu,od razu go zabijali,bez cienia litości,nie patrząc czy to małe lwiątko,czy starszyzna.Na tej ziemi,znalazli się sami najgorsi,zesłani z różnych ziem.Najgorsza jednak była zasada,jaka tam panowała:
                   Życia i Śmierci

Brązowa,nie zamierzała tam trafić.To fakt,zabiła syna Simby,Kiona,ale to przecież on,skazał na ten sam czyn,jej przyjaciela z dzieciństwa.Hiene Janje.Mieli w sumie podobne charaktery,obojgu też żależało na władzy.Ale widać tak bywa w Kręgu Śmierci-jak to go nazywała.Nie przestrzegała zasad Kręgu Życia,dla niej liczył się tylko ten drugi,mroczniejszy,zupełnie jak ona.Miała instykt przywódczy,z którym nawet na krok się nie roztawała.To właśnie dzięki niemu,udało jej się obrać dobrą strategie,dzięki której z każdym krokiem,myśliła goniące ją lwy.
Byli to strażnicy,którzy mieli za zadanie,doprowadzić ją na Mroczną Ziemię,lub Ziemię Śmierci,z resztą..jak kto wolał.I tak,było tam tak samo,więc każda nazwa pasowała.
Oczy miała jasno niebieskie,niczym chmury,połączone z niebem.Odziedziczyła je po swojej matce,ojciec był wielkim wojowniku  Złej Ziemi.Eh! Dalej nie mogła uwierzyć,że wybrał życie lwioziemca i nawet się nie sprzeciwił,kiedy to została wygnana na to cierpienie.
Nie miała ochoty,biec po gorącym piasku pustynie,skręciła więc.Miała wielką nadzieję,że zgubi w ten spospób przeciwnika.Niestety,myliła się.Po chwili,usłyszała głośne warknięcie i jeszcze wcześniej,ujrzała czarnego lwa.Warknęła,cofając się do tyłu.Tak jak on,wysunęła pazury,w każdej chwili,będąc gotowa do walki.Niestety,za nią,pojawiła się kolejna piątka strażników.Każdy potężnie zbudowany,warczał na nią zajadle.Na jednym z nim,siedział wściekle wyglądający ratel miodożerny.Bunga,przyjaciel Kiona.Na myśl o synie simby,uśmiechnęła się szyderczo.
-Witaj Bungo,co tak się czaisz,chcesz wyglądać na walecznego niczym lew? No cóż,Kionowi się to nie udało!
-Nie waż się nawet wymawiać jego imienia,Shetani!-odżekł,po czym zwrócił się do strażników,-brać ją!!
Od razu,odskoczyła,kiedy zaczeli się do niej zbliżać.Szukała wzrokiem,jakiejść ucieczki,lecz dobrze wiedziała,że jest tylko jedna,Musiała walczyć.Kiedy więc się na nią rzucili,nie pozostała dłużna.Drapała,gryzła,byle tylko dać radę.Jeden z nich,przycisnął jej twarz do ziemi,a po chwili,zablokował całe ciało.To był czysty znak,przegrała..
-Mroczna Ziemia czeka..-rzekł jeden z czarnych lwów,po czym razem z towarzyszami,zaczęli ją ciągnąć w stronę pustyni.


Hej! Prolog,myślę że mi wyszedł,chodź wiem,że krótki i wprowadziłam zbyt mało pościgów.Mam jednak nadzieję,że i tak wam przypadł do gustu ;)
Otwiera on zupełnie nową historię.Nie,od razu mówię,że ta lwica,nie jest główną bohaterką.Ją poznacie nie długo.
Pozdrawiam c: