niedziela, 30 grudnia 2018

#39 Następca /po epilogu/

Sezon 3:Wyrzutki
Rozdział 39

Lwy biegły we wskazanym kierunku, umięśnionymi łapami przyciskając ziemię.W miarę jak się zbliżali, odgłosy ich kroków stawały się głośniejsze, sylwetki grozniejsze, a oni sami rośli. Pojawiło się więcej lwów, o podobnych ciemnym futrach , potężnie zbudowanym sylwetkach, morderczym spojrzeniem. Część z nich, w pyskach niosła patyki, których końce palił ogień. Falował na czerwono-pomarańczowo, kołysąc groznym językiem. 
Lwy przeszły jeszcze sporo, nim zatrzymały się przed gęstym lasem. Pomarańczowy lew zwrócił się do swych towarzyszy.
-A teraz podpalcie las. 
Lwy skłoniły głowę. Nie musiał powtarzać dwa razy, by towarzysze z podpalonymi patykami , z ulgą rzucili je w krzewy, trawę, a nawet gałęzie drzew. Od razu część lasu zaczęła się palić, a dym, jeszcze niewielki stworzył małą mgłę. Kilka lwów zaksztusiło się, ale dalej stali prosto, obserwując swoje dzieło. Ogień stopniowo pochłaniał las. 
Pomarańczowy uśmiechnął się z wyższością.
-Możemy poinformować króla, że zadanie wykonane. 
-A jesteś pewien, że się nie uwolnią?-spytał mniejszy brązowy lew
Lwia Straż, chroniąca swojego króla od niedawna, niedziała, że musi być mu apsolutnie oddana i wypełnić każde swoje zadanie jak najlepiej. Inaczej, znów mogli skończyć jako włóczęgi. Lwy spojrzały więc na przywódcę z nieukrywaną ciekawością, co też zarządzi. Pomarańczowy, nie  mógł podejmować własnych decyzji, a być oddanym królowi Lwiej Ziemi. Teraz jednak odpowiedział:
-Otoczcie las i dopilnujcie, by nikt z niego nie uciekł. Wyrzutki powinni spalić się, a wtedy nasz król zazna spokoju.
-Niech żyję król Simba II!-wykrzyknął brązowy
-Niech żyję król Simba drugi!-reszta pochwyciła jego słowa.
Rozeszli się, by wykonać rozkaz, a pomarańczowy znów skierował się ku Lwiej Ziemi, by donieść o jak myślał, udanych postępach.
***
Lwica o ciemnym futrze, szybko przemykała między jaskiniami. W jej stronę wiał suchy wiatr, więc musiała zmrużyć oczy.  
Weszła do swojej jaskini,  z nadzieją, że nikogo w niej nie będzie. Myliła się.  
Kifo leżał na ich wspólnym legowisku, z liści. Gdy weszła, podniósł czujnie głowę. Mruknął coś pod nosem, nim usiadł.
-A ty nie w pracy?-spytała unosząc jedną brew Uasi
Kifo prychnął.
-No co ty... wolne!-zarechotał, bo śmiechem nie można było tego nazwać.-Nie mamy co robić. Powalczyłbym, pozabijał, czy coś.
Uasi, usiadła obok niego.
-A jak sprawuję się mój mały eksperyment? Pewnie świetnie jak zawsze.
Kifo wydał się zamyślony. Jego pysk spochmurniał.
-Cóż... Kissasi robi duże postępy, ale nie dorównuję sile lwom. Jest szybka, sprawna, sprytna, no i odważna ale..
-To się nabywa z czasem. Jest pierwszą lwicą z Czarnym Skał. Bądz więc taki surowy, żeby doprowadzić ją do czegoś,-mruknęła Uasi. Nagle poczuła, że jest głodna. Nie miała jednak ochoty samej się trudzić, więc w ostateczności, posłuży się kradzieżą. Nikt nie miał większej władzy niż ona.Nikt nie mógł jej podskoczyć.
-Tylko żeby nie złapała jej jakaś choroba psychiczna,-rzucił nagle Kifo. Nie było w jego głosie złośliwości, ale Uasi i tak warknęła pod nosem.
-Czy sugerujesz, że jesteśmy słabi?
Kifo zmarszczył brwi. Także warknął.
-Kobieto, za kogo mnie uważasz, za zdrajcę?!-nie czekając na odpowiedz, mówił dalej,-Chodzi mi tylko o to, czym powinnaś się przejmować-jedna piąta naszych, zaczyna cierpieć psychicznie. 
-I to niby moja wina?-syknęła , jeżąc futro,-Próbuję zrobić społeczeństwo. Zlikwidowałam nocne zabijanie, a każde lwiątko jest od urodzenia uczone walki i polowania. Każę zabijać jedynie nieudaczników i słabiaków, takich jak starsi. Choroby psychiczne, są jednym z objawów słabości,-odetchnęła głęboko, by zebrać myśli,-Wez swoje lwy  i pozbądz się każdego, kogo choćbyś podejrzewał o załamania! 
Kifo otworzył pysk, żeby jeszcze coś dodać, ale zdał sobie sprawę z jednej rzeczy-jak Uasi się uprze,lepiej nie wchodzić jej w drogę.
Czarny lew, opuścił jaskinię. 
Uasi chciała się przespać, ale zdecydowanie, nie była zmęczona. Także opuściła więc jaskinię. Zamieszkiwała największą, z której miała widok na całą Mroczną Ziemię. Ale to nie dlatego ją lubiła. To właśnie w niej mieszkała z mamą-Shetani-nim ta została zabita, przy próbie opuszczenia ciemnego lasu. Teraz, Mroczna Ziemia była już bezpieczna. Strażnicy, co do jednego, zostali zamordowani przez wyrzutków.Las, jak i cały teren należał do nich, a co za tym szło, do Uasi, która nimi władała. Ciemna lwica uniosła wyżej głowę.Pochłonęła ją taka dumna. Była potężniejsza niż jej poprzednicy, a nawet rodzice. Nikt nie mógł być od niej wyżej.

Z zamyśleń wyrwał ją mocny pisk. Uasi podniosła powieki, by rozejrzeć się wokół. To tylko lwiątka, bawiące się brutalnie przed swoją jaskinią. Uasi zastanawiała się, za ile będą mogli rozpocząć trening-potrzebowała wojowników. 
By zachować brutalność wśród mieszkańców, co miesiąc, na tak zwanym torrent ya damu, zbierało się całe stado, by obserwować jak jeden z nich ginie. Co miesiąc po jednym lwie, lub lwicy. 
Stado musiało się się rozmnażać, a do tego potrzebna była miłość. Tego jednak Uasi nie potrafiła przekazać swoim, bo sama tego nie czuła. Tak, kochała Kifo, ale to był inny rodzaj miłości. Połączenie bezpieczeństwa, przyjazni i uczucia. Dobrze czuła się w jego towarzystwie i oboje byli silni, ale Uasi nigdy nie będzie mogła poczuć tego samego, co czują dobre lwy.

Udała się przed siebie, mijając kilka okolicznych mieszkańców. Mroczna Ziemia dalej była mała, nawet z dodatkiem lasu. Uasi zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad pewną opcją.

Doszła nad wodopój. Lwice, siedzące nad nim, odsunęły się błyskawicznie, by zrobić miejsce dla Uasi. Ciemna lwica szybko napiła się chłodnej wody. Do mrocznoziemek odwróciła się z grozną miną.
-Która z was skoczy coś upolować?!
Lwice milczały, spoglądając na swoje łapy. Uasi wystawiła pazury. Wskoczyła na jedną z nich, mocno przyciskając ją do ziemi. Lwica warknęła w odpowiedzi,ale nie odważyła się zaatakować. Uasi z szyderczym wyrazem pyska, pochyliła się do niej.
-Nie lubię słabości.Nie możesz bać się zaatakować, odpowiedzieć, niczym słaby lwioziemiec.
Z tymi słowami zeszła z lwicy, która błyskawicznie się podniosła. Uasi wróciła wspomnieniami do przeszłości. Jej pierwszego wyjścia nad wodopój. Właśnie wtedy lwica, uznająca się za silniejszą, chciała wyrządzić lwiczce krzywdę. Przypomniała sobie także, jak Mlezi , musiała bronić młodych przed inną lwicą. Uasi nie była już słabą lwiczką, która da sobą pomiatać.
Lwice , wcześniej obecne nad wodopojem, potwierdziły to, przynosząc pod jej łapy okazałą wiewiórkę pustynną. Uasi zatopiła w niej kły, zjadając błyskawicznie. Głód ustał... Każdy mrocznoziemiec był przyzwyczajony do małych porcji jedzenia, a nawet jego braku. Teraz było lepiej, ale czasami następował czas suszy, w którym brakowało jedzenia. 
-Dawno nie było deszczu,-mrukneła Uasi, sama do siebie, wpatrując się w jak zwykle zamglone, ciemne niebo. Nigdy na Mrocznej Ziemi, nie było widać, czy jest noc, czy dzień.Nigdy nie było tu ciszy, szusza panowała, a lwy musiały być silne. Uasi, była jednak przykładem innego mrocznoziemca-jej pysk pokryty bliznami po wielu bitwach, stoczonych na granicy, wyrazał tylko i wyłącznie władczość, której nikt nie podważał. Ciemne futro, świadczyło skąd pochodzi. I jedynie to, że była najmniejszą lwicą ze wszystkich, o niewidocznych mięśniach, sprawiało, że dało się w nią zwątpić. Kto jednak próbował, szybko przekonywał się, jak szybka potrafi być i ginął błyskawicznie, albo w łaskawości, odchodził ślepy.

Ciemna lwica, usłyszała nowe kroki, więc spojrzała prosto przed siebie. W jej stronę szła lwica, złota, o podobnych oczach. Nie zważając na obecność kogoś innego, napiła się wody. Dopiero pózniej, usiadła zwrócona do Uasi. Była od niej większa, ale jej pysk przedstawiał wyłącznie znudzenie. Również była chuda, o niewidocznych mięśniach, a przez futro, łatwo można było porównać ją do lwioziemca.
-Jak się miewasz, matko?-spytała szorstkim głosem.
Uasi spojrzała na nią uważniej.
-Wszystko w porządku. Zdrowie mi dopisuje. Jak idą treningi?
Giza, córka Uasi i Kifo, objęła pozycję najokrutniejszej lwicy. Nie mogła być wyżej od rodziców, ale również niżej od przypadkowego lwa. Chodz nie przypominała z wyglądu matki, nikt nie miał wątpliwości, że ta okrutna mrocznoziemka, jest właśnie jej córką. 
-Postępują. Mam jednak nadzieję, że niedługo przydzielisz mnie do kadry nastolatków, albo wojowników. Trenowanie lwiątek walki jest wykańczające, nawet dla tak cierpliwej i skromnej lwicy jak ja.
-Nie wątpie,-kąciki pyska Uasi poruszyły się, co świadczyło o lekkim uśmiechu,-Ale uwielbiam patrzeć, jak wrzeszczysz na nie, gdy zle postawią łapę. 
Rozmowa na chwilę się urwała, a obie lwice wstały, by obejść wodopój, w celu upolowania czegoś. Znalazły dwie myszy, przechodzące między trawą. Uasi schyliła się. Giza wystawiła pazury i także przybrała odpowiednią pozycję. Obie zaczęły się skradać, a niewiele pózniej, skoczyły, trysła krew i mogły rozpocząć posiłek. 
Giza zatopiła kły w mięsie myszy.Uasi chwilę przyglądała się swojej, nim odparła.
-Powinnaś zająć się założeniem rodziny. Straciłam zbyt dużo wojowników, a chce wojny.
Giza przestała rzuć twarde mięso, by z  zaskoczeniem malującym się w oczach, zwrócić się do Uasi. Ciemna lwica, wiedząc, że ją zaciekawiła, zanurzyła kły w mięsie myszy. Nie przerwała jedzenia, dopóki zirytowana Giza, nie spytała:
-O co ci chodziło,  mówiąc wojna?
Przemilczała temat rodziny, ponownie. Niestety, dla Uasi było to tajemniczą, dlaczego jej jedynę młodę, zawsze milczy w tej sprawie. Minęły przecież trzy miesiące, od kiedy wróciła ze swojej misji odbytej na Lwiej Ziemi. Miała tam, zniszczyć życie mieszkańców, a także pozbyć się wszystkich członków rodziny królewskiej.
Wtedy też ,Uasi rozpoznała w niej po raz pierwszy córkę, gdy po wykonaniu zadania, wróciła do domu, z wieścią, że oszczędziła Simbę, syna królewskiego. I Uasi nie mogła jej za to winić, przypominając sobie swoją przeszłość.
Teraz jednak nie rozumiała córki.
Zmieniła jednak temat na ten, który widocznie pasował złotej lwicy.
-Mam pewien pomysł, ale zastanawiam się jeszcze nad nim.
-Zdradzisz mi go?-spytała zaciekawiona, ale również znudzona.
Uasi pokręciła przecznie głową.

Wstała, bo na horyzoncie dostrzegła swoich poddanych-Lwy z Czarnych Skał. Na ich przodzie szedł Kifo, prowadząc dumnie grupę. Lwów , o ciemnych sierściach, było pełno, a wśród nich , jedna silna lwica, o pomarańczowej sierści w ciemniejszym odcieniu. Lwy z Czarnych Skał, zatrzymały się przed Uasi, by się jej pokłonić.
Kifo spojrzał na partnerkę i córkę z nieskrytą radością w oczach. Pysk nie wyraził nic. Uasi zmrużyła oczy.
-Jak patrol? Granice bezpieczne? Brak zagrożeń, zgonów, bójek?
-Bójki zawsze są gdzie kolwiek, taką mamy naturę,-odparła Giza, wyczytując jakby myśli ojca. Kifo skinął jej głową.
-Zgonów trzy, dwóch psychicznych i jeden  z ostatniego tygodnia. Zagrożenia.. no cóż...
-Strażnicy nie powrócili,-mruknęła Kissasi,-Ale jesteśmy zaniepokojeni...
-Pozwoliłem ci się odezwać,-odwrócił się do niej Kifo, jeżąc sierść. Warknął gardłowo.Młoda lwica spoglądała na niego buntowniczo, nim pochyliła przepraszająco głowę.
 Kifo, ponownie odwrócił się do Uasi.
-Nie byliśmy dzisiaj zbyt głęboko w lesie. Tam chowa się tylko zwierzyna, a rzeka czysta.
-Dobrze,-mruknęła Uasi.


Zanim ciemna się obejrzała, podbiegła do niej czarna lwica, która omało co nie dostała w pysk z zaskoczenia. Lwica, o kolorze czarnym sierści, pochyliła głowę, by wyglądać na niewinną, ale jej oczy były wrogie.
Uasi wzruszyła ramionami.
-Co się dzieję?
-Byłam na polowaniu na zebry. Zauważyłam w lesie dym.
-Dym? A nie mgłę?-Z kpiną spytał Kifo
Czarna lwica , spojrzała na niego , ale nie odezwała się.
-To był duszny dym, od ognia.
-Ale ogień tutaj?-zdziwiła się Giza,-Kto..
-Myśl, córko,-syknęła Uasi, prostując się.Spojrzała na chwilę w stronę Gizy, której wzrok był nieruchomy, nim przeniosła spojrzenie na Lwy z Czarnych Skał.-Niech każdy zbierze się tutaj. Macie moją zgodę na użycie siły w razie sprzeciwu.
Lwy z Czarnych Skał, skłonili głowy i szybko pognali wykonać rozkaz. Uasi zastanowiła się. Dym oznaczał ogień, a ogień był zły. 
Nie musiała się długo zastanawiać, by wiedzieć, że kto mógł im zaszkodzić: Lwia Ziemia.
  Głupcy, głupcy, myślą, że są silniejsi, że jeśli nas osłabią, zdobędą przewagę. Głupcy, z tych lwioziemców.Póki ja mam władzę nad tą bandą mysich móżdzków, nikt , ale to nikt, nie pokona mnie.   
Trzeba się tylko teraz jakoś pozbierać....
-Co zamierzasz?-mruknęła Giza
Zirytowana, spojrzałam na Gizę. Co się z nią działo? Musiała ruszyć głową, by się domyślić , a tylko mnie pytała. Głupia ta moja córka.
-Słonko, powinnaś się sama domyślić.
Giza zmrużyła oczy.
-Myślę, że powinniśmy poszukać wodę, a ogień sam się rozejdzie?
-Bingo! Nie możemy uciekać, bo to będzie jakby porzucenie terenu, co będzie porażką.
-Ale jeśli ogień się nie uspokoi?-spytała nieśmiało czarna lwica.
Uasi nie czekała, a uderzyła ją mocno w policzek, że ta poleciała wiele metrów dalej. Podniosła się, otrzepała z piasku i wyzywająco spojrzała to na jedną, to na drugą lwicę.
-Chcesz jeszcze coś powiedzieć?
-Nienawidzę cię.
-To jak muzyka dla moich uszu,-wycedziła z przebiegłym uśmiechem Uasi, a Giza jej zawtórowała.

Wiele czasu pózniej, wszyscy mieszkańcy Mrocznej Ziemi-nawet lwiątka-byli nad wodopojem, z niepokojem i żalem wpatrując się w Uasi. Ciemna stała jednak prosto, nie uginając się pod ich spojrzeniami. Giza również stała w takiej samej pozycji, ale to ona odezwała się pierwsza.
-Został wywołany pożar przez naszych wrogów,-mówiła głośno,pewna siebie,-Musimy więc znalezć rzekę i spróbować jakoś to powstrzymać.
-Będziemy czekać na deszcz?-spytał Bundi
-To trwałoby za długo... chyba,-mruknęła Giza.
Mrocznoziemcy , spoglądali po sobie. W końcu zostali podzieleni na dwie grupy: Pierwsza grupa krzyczała wyzwiska w stronę Uasi, a pozostała część stała cicho pogodzona z losem.
Uasi ani drgnęła i jedynie jej ogon poruszał się w te i drugą, tworząc w powietrzu linię.
-Spokój, bo zabiję!
-Zmuszasz...
-Dość!-warknęła,-I słuchajcie mnie niemądrzy!-poczekała, aż pobratyńcy się uspokoją. Następnie zaczęła szorstko,-Las jest teraz dla nas niebezpieczny.Możemy kopać tunele, pozbywać się drzew, ale powietrze i tak będzie duszne.
-To opuśćmy las..-splunął jeden z lwów
-Nie!-syknęła Uasi, strosząc gniewnie  futro,-Przecierpimy, ale nie godzę się z opuszczeniem lasu. A teraz.. ci którzy nie pójdę za mną, zostaną natychmiastowo zabici. Nie będę trzymała tu zdrajców,-mruknęła. Odwróciła się i nieodwracając, ruszyła w stronę części lasu. Tej części, gdzie było widać gęstą pulę dymu. Giza bez mrugnięcia okiem, poszła za ciemną lwicą, a Kifo potrzymywał im kroku, prowadząc swoje lwy.

Ci, którzy zdecydowali się zostać, zaszyli się w jaskiniach. Większa jednak część , potraktowała Uasi poważnie i ruszyli jej śladem, nie obawiajac się nocy, po której nie nastąpiłby już dla nich dzień.
***
Skubani... najgorsi... to chyba żart... Takie słowa teraz mieli na języku wszyscy z Lwiej Ziemi, gdy wracali do domu. Ich futra były mokre, a grzywy kleiły się na oczy.

Deszcz. Tak dawno go tu nie było, że Uasi nie mogła powstrzymać radości. Śmiała się głośno, z sadysfakcją. Nie udał się ich podły plan. Co prawda, kilka drzew zostało spalonych. Ich kora zeszła, straciły liście, padły na ziemię niemal czarne. Przez to zapaliła się trawa, krzewy. Z tamtej części lasu, zniknęła więc zwierzyna, a teren był wolny. 

Deszcz pojawił się trzy dni po tym, jak mrocznoziemcy, kaszląc, dalej pozostawali nad wodą. Pomimo nurtu, trzymali się w wodzie, lub  nad jej brzegiem. Gdy dym się zbliżał, musieli się trochę oddalać. Byli jednak bezpieczni. 

-Wracamy!-zarządziła wówczas Uasi.
Skierowała się w stronę obozu, ciągnąc za sobą całe stado. Kifo, którego grzywa opadała teraz na oczu, przez zmoczenie deszczem, szedł u boku partnerki. Uasi, spoglądała na niego przez pół zamknięte oczy.
-Zajmij się tymi, co nie poszli za mną.
-E tam, nie mrugniesz dwa razy, a już będzie po nich,-mruknął.
Uasi rzuciła w jego stronę czułe spojrzenie, przyspieszając. 

Nie minęło wiele czasu, jak życie na terenie wyrzutków wróciło do normy. Wszyscy powrócili do swoich zajęć. "Zdrajcy" zostali zabici ,tak jak mówił Kifo szybko, ale Uasi nie czuła sadysfakcji z tego, że nie cierpieli w bólu.  
Giza, zajęła się intensywnymi treningami, Kifo swoimi lwami, a Uasi właściwie została sama. Codziennie, siadała na szczycie swojego domu, obserwując teren, na którym mieszkała. Zatęskniła za czasem, gdy mogła wspinać się  na drzewa, obserwować nocą gwiazdy, bawić się całymi dniami w skwarze dnio-nocy. 
Dopadła ją refleksja, jak ten czas szybko mija.Pomimo wyglądu, wiedziała, że się starzenie. 
Wtedy też zadała sobie pytanie: Kto ją zastąpi?
Domyślała się, że nikt jej nie dorówna. Ona przebiła swoich poprzedników, ale nikt nie da rady zrobić więcej niż ona. 
Ktoś jednak w dalekiej przyszłości zajmie miejsce na czubku hierarchi i te lwy, które przed nią klękają, będą należeć do niego, jak resztki trawy, po której stąpa każdego dnia. Uasi mruknęła pod nosem. Zeskoczyła z "dachu" by wrócić do jaskini. Nadchodziła noc.
Dawniej, noc oznaczała czas zabijanie, teraz była tylko nocą. 
Uasi zauważyła córkę, która skierowała się do swojej jaskini, leżącej blisko jej jaskini. Ciemna lwica zmrużyła oczy, obserwując ją chwilę. Giza, była silną lwicą, podobną okrucieństwem do swej matki. 
Uasi potrząsnęła głową. Nie czuła w niej tego. Może była najokrutniejsza, jak mówiła jej pozycja, ale widziałaby ją bardziej na miejscu Kifo, by prowadziła lwich wojowników, niż jako liderka siedziała na "dachu" swej jaskini, wszystko opromieniając spojrzeniem.
Była jej córką, godną tego miana.
Uasi w tej chwili zapragnęła jednak czegoś innego:poszerzyć swój ród.
Uśmiechnęła się szyderczo. Musiała mieć następce.

Kifo, przyszedł do jaskini niewiele pózniej. Był okropnie zmęczony. Uasi olała to jednak i podbiegła do niego, by wtulić się w jego sierść.Zamruczała z czułością.
-Uasi, tęskniłaś?-spytał lew. Polizał ją za uchem.
Uasi spojrzała na niego jasno niebieskimi oczami. Zmrużyła je, uśmiechając się promiennie. 
-Oczywiście, i mam dla ciebie propozycję
Kifo,przytulił ją mocniej.
-Zamieniam się w słuch
Uasi odkleiła się od niego. Końcówką ogona przejechała po jego policzku. Kifo, zdziwiony tym gestem, poczuł, jak jego serce przyspiesza. Nie był może głupi, ale który lew domyśliłby się, czego chce jego partnerka.
Ciemna lwica powtórzyła ten gest. Następnie odwróciła się, rzucając przez ramię zalotne spojrzenie.
Kifo uśmiechnął się lekko, ruszając za partnerką.
***
Trzy miesiące pózniej

Uasi
Przeszłam przez teren, bez zawahania. Od razu odnalazłam moją jaskinię, mimo iż mrok spusztoszył całą Mroczną Ziemię. Była noc. Zapewne.
Weszłam do jaskini, świadoma, że Kifo jeszcze nie wrócił z patrolu. W tej chwili, byłam jednak za to wdzięczna. Ułożyłam się wygodnie na legowisku, tak by wielki brzuch nie przeszkadzał mi w wygodzie. Zastanawiałam się nawet, czy nie wezwać medyka, który dalej krył się w granicznym drzewie, ale zdecydowałam, że nie chce by rozpoznano we mnie słabość-powinnam urodzić w bólu.
Dalej słyszałam w głowie słowa Kifo: "Sama tego chciałaś, więc teraz się tym zajmij" , oraz Gizy: "Możesz je porzucić, tak jak mnie na początku". Oczywiście, dostali nauczkę za te słowa-tak do mnie nie można się zwracać.
Położyłam głowę na łapach. Spłynęła na mnie pierwsza faza bólu, więc się skrzywiłam. Syknęłam cicho pod nosem, gdy nadchodziły kolejne. Zbliżyłam się bliżej do ściany, gdzie nie padało żadne światło i dzięki temu, mogłam nie być widoczna, gdyby ktoś nagle się pojawił. Mogłam urodzić w spokoju mojego dziedzica.
Nie.. nie uważałam, że on mnie zastąpi. On-bo musiał to być syn. 
Nikt nie byłby lepszy ode mnie, ale urodzenie lwiątka ,pokaże innym, że myślę poważnie o rozwoju Mrocznej Ziemi. Mój syn zostanie tym najokrutniejszym samcem. Wszyscy pochodzący od mojej krwi, będą zajmować wysokie pozycje, jeśli okażą się tego godni-jeśli nie, wyrzeknę się ich- miałam już poważne plany.

Nadeszła kolejna fala bólu. Wiedziałam, że to już. Skuliłam się więc i przygotowałam na kolejny atak bólu. Dziwne, ale poczułam świeże powietrze, zapach kwiatów z wolnej łąki, na której bywałam  w młodości. Czy to był znak, czy omamy?  Nie.. dalej to czułam. Krew zabijanej zwierzyny, żar słońca, deszcz spływający po moim futrze.
Skrzywiłam się. Zbliżało się nieuniknione, wkrótce zostanę po raz kolejny matką.
Nie będę najlepszą,ale taką jaką była Shetani-będę troszczyła się o ich przetrwanie- przecież już raz wychowałam lwiątko, tym razem, nawet bez pomocy głupiej obcej lwicy sobie poradzę.
Westchnęłam głośno, jakby to miało mi pomóc.
Zaczęłam szybciej oddychać i myślę, że nawet się zmęczyłam. Wystawiłam pazury, zacisnęłam zęby. Zamknęłam też na chwilę oczy, gdy przyszedł kolejny ból.

Tym razem było warto. Płacz lwiątka przebił się przez ciszę w jaskini. Nie bacząc na nic, złapałam je szybko w zęby, by zbliżyć do mnie. Obmyłam je uważnie, nim się przyjrzałam mojemu nowemu dziecku. Wybałuszyłam oczy zbyt szczęśliwa, by to opisać. Lwiątko miało taki sam kolor sierści jak moja matka , czyli trochę jak ja.Oczy odziedziczyło po Kifo, idealnie niebiesko szare. Spoglądał na mnie zmrużonymi oczkami, nie wiedząc nic-kogo jest dzieckiem i gdzie się znalazł. Uśmiechnęłam się szyderczo, lecz ten uśmiech natychmiast zniknął.
To była dziewczynka!
Warknęłam pod nosem. Rzuciłam dzieckiem dalej ode mnie, nie mogąc znieść tej myśli. Zapłakało, ale mnie to nie ruszyło. Nie, nie uważałam, że bycie lwicą jest złe-przeciwnie, że lwice są lepszymi liderami od lwów (przykładem byłam ja sama). Niestety, mrocznoziemcy potrzebowali dowodu w postaci lwa z krwi i kości,a ja wiedziałam, że muszę go urodzić. Nie znosiłam tego, ale jeśli będę musiała, ponownie...

Moje myśli... przerwane. Nie mogę się teraz skupić, bo znów czuję ból. Czyżbym...
Krzyknęłam, gdy dopadł mnie mocny skurcz. Zacisnęłam zęby, skrzywiłam się, gotowa do jego powtórzenia. Ból powtórzył się jeszcze raz, nim kolejny płacz lwiątka, głośniejszy, rozległ się obok mnie. Dwójka! Minęło raptem cztery minuty, a ja byłam mamą trójki następców.
Prawda, Giza jest niezwykła, moja pierworodna i ulubienica....ale.... wielki Kesho, jakie to dobre uczucie!
Przybliżyłam do siebie z nadzieją... nie, bez nadziei.... przybliżyłam je do siebie i tym razem, miałam powód do radości.
Syn.
Jego pysk, nie był szeroki jak u jego siostry czy Gizy, miał go wąski, tak jak Kifo.I chodz patrząc na niego widziało się Kifo, kolor sierści odziedziczył po mnie, podobnie jak oczy.Spoglądał na mnie ,zmrużony jasnoniebieskimi oczami, a jego pyszczek rozchylał się w uśmiechu. Wydawał się silnym lwiątkiem.Czułam, że czeka go dobra przyszłość, więc liznęłam go delikatnie po brzuszku.
Szybko go obmyłam, by napił się mleka. Wtedy też przypomniałam sobie o tym drugim lwiątku. Westchnęłam ciężko.Siegnęłam jednak po lwiątko, jeszcze raz umyłam, by następnie ułożyć je przy moim brzuchu. Od razu zaczęło pić. Wzrostem dorównywała brata.
Zmarszczyłam jednak brwi. Nie czułam do niej miłości, a jedynie chęć ochrony, jako iż należała do mnie.


Gdy lwiątka się najadły, zasnęły błyskawicznie i ja też miałam na to ochotę. Musiałam jednak czekać, aż w jaskini nie pojawił się Kifo. Lew otrzepał grzywę z kurzu. Widziałam, że jest zmęczony, ale mnie to teraz nie obchodziło. Spytałam:
-Kifo, możesz na chwilę?
Kifo skinął głową, podchodząc do mnie w miarę szybko. Od razu, gdy zobaczył dwójkę lwiątek obok mnie, wybałuszył oczy i usiadł zaskoczony.
Prychnęłam
-A ty się masz za zmęczonego
-Odpoczniemy oboje,-mruknął. Spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami,-I ty się nimi zamierzasz zająć?
-Zrobię sobie takie... powiedzmy wakację,-odpowiedziałam
-No dobrze,-zmrużył lekko oczy,-Wiesz, że jestem ci oddany.
-Wiem.
Kifo wstał, ułożył się obok mnie. Poczułam , jak moje powieki robią się senne.


Obudziłam się. Widocznie, był już ranek, bo z zewnątrz, docierały podniesione głosy. Kifo, nie wyszedł jeszcze. Siedział obok mnie. Polizałam go w policzek.
-Podobają ci się?
-Bardzo. Wydają się silne. Czy to synowie?
-Tylko ten ciemniejszy. Jaśniejsza to córka.
-Podobna do twojej matki,-odparł z wahaniem, krzywiąc się lekko.
Przypomniał sobie pewnie dzień , gdy powiedziałam mu, że zabiłam jego matkę. Nie zapomniał, ale się z tym pogodził. Moja natomiast zmarła przez strażników, więc była potężniejsza. Poczułam mimowolną dumę, nawet jeśli mnie nie przewyższała.
-Więc pewnie nie zgodzisz się na imię Shetani?
-Myślałem o Hila, czy Uhaini,-mruknął, ale skinął głową,-Ale jak mogłbym ci odmówić?
-Więc Shetani***,-odparłam, spoglądając na małą cząstkę mojej matki.Ona będzie potężniejsza, bo jest moją córką.
-Więc? Jak nazwiemy syna?-spytałam, spoglądając w oczekiwaniu na Kifo.
 Lew był zamyślony.
-Może Kiroboto*?
Rozległ się nowy głos. Uniosłam głowę, a Kifo się odwrócił. Giza, stała w wejściu do jaskini. Złota przybliżyła się bliżej, by przyjrzeć się rodzeństwu. Skrzywiła się, a to mi się nie podobało.
-Czyżbyś była zazdrosna?
-A mam nie być?-spytała z drwiną,-Przecież muszę się teraz dzielić przywilejami.
-Pewnego dnia, możesz zawalczyć o znacznie więcej,-powiedział Kifo, zwracając się do Gizy.
Giza skinęła głową.
Przewróciłam oczami.
-Syna nazwę Erevu**,-powiedziałam, unosząc dumnie głowę.Kifo i Giza od razu na mnie spojrzeli.-Myślę, że to imię mu odpowiada.
-Zgodę się.  Brzmi dumnie,-powiedział Kifo,-Chodz wolałem Jioni.
-Zbyt damskie,-mruknęła Giza
-Ciebie nie pytałam,-syknęła Uasi, a następnie pokręciła głową. Giza westchnęła. Ułożyła się obok rodziców i tak jak oni, przyglądała się dwójce lwiątek w łapach Uasi.



*pchła
**sprytny
***diabeł
Cześć, witam was w 3 sezonie (dość nieoczekiwanym) na blogu o Uasi!  Chcieliście to macie, a ja mam nadzieję, że nie zawiodłam was tym rozdziałem i że mimo wszystko, okazał się dość dobry, jak na rozdział rozpoczynający nową historię.
Mam już zaplanowany kolejny rozdział, ale ustalmy, że nowe rozdziały będą pojawiać się w niedzielę, albo nawet w tygodniu, oki? ^^  Mam teraz na tego bloga, dużo czasu i na pewno go rozwinę. Nie zapomniałam o zrobieniu zakładki z bohaterami.. czy ktoś jest ciekawy jak będą wyglądać Erevu i Shetani?  Staną się starsze w 3 rozdziale.
Jak widzicie, Uasi dalej jest zła do szpiku kości. Życie jej nowych lwiątek, nie będzie więc łatwe. Jak myślicie, które z nich okaże się podlejsze... doceniany i szkolony Erevu, czy niekochana i samotna Shetani?
Chyba trochę za bardzo się rozpisałam... :)  Ten rozdział dedykuję Mfalme Lioness i Marii Kołtun, bo właściwie to dzięki wam, powstał ten rozdział i rozpoczął się nowy sezon.
Obiecuję, że będę się starała, byle was nie zawieść!
Pozdrawiam c:
ps:W następnym rozdziale pojawi się nie kto inny jak Salla, a ona albo niezle namiesza, albo coś naprawi ^^

3 komentarze:

  1. Dziękuję bardzo za dedykację :)
    Warto było czekać.
    Myślę, że zakończenie może zaskoczyć Erevu czy Shetani...? A może rywalkzacja pomiędzy rodzeństwem? Syn - chciany przez matkę, dopingowany, ma w przyszłości wiele osiągnąć, czy córka - matka opiekuje nie nią tylko dlatego, że jest jej latoroślą, od początku niechciana, tym samym zdeterminowana, by osiągnąć najwyższe szczyty.
    Stąd może płynąć walka brata i siostry, o której lisałam wcześniej.

    Pozdrawiam serdecznie i mam szczerą nadzieję, że nie utracisz weny, czasu na pisanie nie zabrsknie, ani inne podstępne przeszkody (lenistwo, zniechęcenie, znużenie ,nie staną Ci na drodze. Tego właśnie życzę Tobie w nowym - 2019 - roku ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisane w pośpiechu stąd przepraszam za blędy

      Usuń
  2. Jejku, nawet nie wiesz, jaką zrobiłaś mi niespodziankę tym rozdziałem i jak się ucieszyłam, gdy zobaczyłam, że napisałaś coś nowego! :D
    Rozdział bardzo ciekawy, podobał mi się. Cieszę się z narodzin Erevu i Shetani, liczę, że to Erevu będzie tym gorszym. Kto wie, może Shetani na przekór losowi i wychowaniu będzie dobra (niczym mroczny elf Drizzt!), zdradzi Mroczną Ziemię itp?
    Tak czy inaczej, przewiduję konflikty między bliźniętami i oczywiście Gizą.
    Dziękuję za dedykację, zaskoczyła i ucieszyła mnie.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę szczęśliwego Nowego Roku,
    Mfal

    OdpowiedzUsuń