niedziela, 21 lipca 2019

#44 Gra

Słońce wolno wschodziło na horyzoncie, sprawiając że niebo stawało się z ciemnego pomarańczowe. Ogrzewało tym samym jasny piasek, oraz niewielką trawę. Rzucało swoimi promieniami w stronę drzew. Wiatr zawiał, czochrając pysk lwicy, która wpatrywała się w ten krajobraz. Jej oczy były jasne jak niebo, podczas gdy cała reszta ciemna i sztywna. Lwica pochylała się, chcąc pozostać niezauważoną, a przy tym wszystko dokładnie widzieć. Wyczuwała zapach kogoś, kto wcześniej tędy przechodził, być może dwa dni temu. Zapach tego kogoś był słodki, tym samym wiedziała, że była to lwica i pewnie lwioziemka.

Gdy dosłyszała za sobą kroki, wyprostowała się. Nie odwracając się, wciąż wpatrywała w pustynię. Lew o ciemnej sierści usiadł obok niej, zachwycając się czystym powietrzem. Jego futro było mokre, co sugerowało, że pił wodę ze strumienia i pewnie do niego wszedł, by złapać ryby. 
Las okrywał ich swoją koroną z drzew. Cień sprawiał, że nie przeszkadzała im coraz to duszniejsza pora. W końcu lew przerwał milczenie:
-Masz dzisiaj jakieś specjalne plany?
-Nic specjalnego, a co?
-Chciałbym zabrać Erevu na dzisiejszy trening. Pokazać mu jak walczą prawdziwi wojowniczy.
-W porządku, to też twój syn. Pózniej zabiorę go na polowanie. Powinien jak najszybciej trwać w treningu. Dawał sobie radę wczoraj. 
-Wiedziałem. W końcu ma moją krew.
Lwica wywróciła oczami, ale nie odzywała się. Ostatni raz spojrzała przed siebie, by wstać następnie na równe łapy i skierować z powrotem do obozu. Kifo ruszył za nią. 

Dwójka lwów przedzierała się dłuższą chwilę przez cierniste krzewy. Szarpały one ich futra. Lwy szły dalej łapa za łapą. Przyspieszyli dopiero, gdy grunt stał się kamienisty. Tutaj już nie docierało słońce. Wszędzie panowała ciemność, a powietrze drapało w gardło. Sierść lwów pokrył kurz, gdy skradali się wzdłuż ostatnich drzew, ze zjeżoną sierścią. Ziemia była tutaj twardsza. 
Uasi uśmiechnęła się szyderczo, nie rozumiejąc jak lwiątka mogą narzekać na twardość ziemi i bolące łapki. Prawdziwi mrocznoziemcy nie odczuwali bólu. Twarda ziemia była lepsza do walk.

Gdy Uasi i Kifo weszli na polanę obozową, nikt na nich nie spoglądał. Dopiero gdy zbliżyli się do swojej jaskini, wybiegła z niej dwójka lwiątka. Oboje warknęli ostrzegawczo.
-Chcesz zapolować?-Kifo spojrzał na Uasi,-Bo ja nie jestem teraz głodny.
-Jedliśmy wczoraj,-wzruszyła ramionami.Omiotła wzrokiem lwiątka,-Oni też muszą się przyzwyczajać. To naturalne instynkty wygnańca.
Kifo skinął głową, w pełni popierając jej słowa. 
-Idziemy Erevu
Dał znać ogonem, już gdy tylko pognał w stronę Czarnych Skał. Erevu poderwał się z ziemi, ruszając za ojcem. 
-A ty do jaskini.
-Nie mogę pójść z nimi?-oczy Shetani były szerokie ze smutku,-Jestem równie silna.
-Twoim jedynym obowiązkiem, jest nie przynieść mi wstydu. Nie jesteś wybrańcem, Shetani i nie każ mi tobie o tym przypominać ostrzej,-wystawiła pazury, ukazując przy tym ostre zęby.
Shetani spuściła głowę. Uszy jej oklapły, gdy wracała do jaskini, by się pobawić jakimś kamieniem, a pózniej zdrzemnąć. 

Uasi ruszyła we własną stronę.

***

Gdy Kifo i Erevu dotarli do Czarnych Skał, lwy które tam trenowały, inaczej nazywani wojownikami, spojrzeli na nich twardo.
-Trenujemy?-spytał Shetan
Kifo krótko pokiwał. Lwy jak jeden mąż, automatycznie wystawili pazury i przygotowali się do ataku. Lwy walczyły dziko, nie oszczędzając ataków pazurów i zębów. Kifo bacznie ich obserwował.
-Widzisz, tak walczy się rozumiejąc każdy ruch swoich łap, nie pozwalając ani na chwilę się zawahać,-Erevu podniósł wzrok, słuchając,-Za chwilę spróbujesz. Oczywiście nie na otwartym ogniu. Co jak co, ale nie jestem na tyle głupi, żeby wysyłać lwiątko do doświadczonych lwów. Obserwuj, a pózniej powtórzysz wszystko poprawnie.
Erevu przygotował się. Gdy tylko lwy zakończyły pierwsze pojedynki, Kifo  dał znać. Ustawili się w jednym rzędzie. Erevu podszedł do nich , próbując wydawać się większy. Uniósł głowę wysoko i z dumą. Ustawił się w rzędzie, naśladując następnie ruchy, które kazał im wykonywać Kifo. 
Były trudne, ale za to ile sprawiały radochy! 

***

Mimo iż po treningu z ojcem, Erevu był zmęczony, podążał dzielnie za matką. Zastanawiał się, czy znowu będą trenować z kamieniem, jednak lwica zaprowadziła go blisko wodopoju. Napił się wody, by spojrzeć na nią czujniejszym wzrokiem.
-Dzisiaj zapolujesz. To ważna umiejętność.
-Nie można wyrwać komuś zwierzyny z pyska.
-Można mysi móżdzku, ale nie gdy niema takiej potrzeby. Zwierzyny jest mało, więc trzeba umieć być pierwszym,-fuknęła lwica.
Otworzyła pysk by wyczuć wyrazniejszy zapach zwierzyny. Napłynął do niej lekki aromat surykatki, ale tak słaby, że lwica zmarszczyła brwi.
Nie nadeszła jeszcze pora sucha, dlaczego więc nie ma więcej zwierzyny?-zastanowiła się. 

Erevu uderzył ogonkiem o ziemię z frustracji, gdy Uasi krążyła wokół wodopoju, próbując wychwycić jakiś trop. Gdy jednak oberwał od niej w ucho, przyłączył się do tego. Wreszcie, lwica dostrzegła góralka. Zwierzę było dość grubiutkie, by napełnić brzuchy dwóch małych lwów. Przywołała ogonem Erevu. Lwiak pochylił się, wpatrując w ten sam punkt co ona.
Tak jak był uczony, Erevu wysunął pazurki i pomału sunąć brzuchem po ziemi, zbliżał się do góralka. Gdy był już dość blisko, skoczył w jego kierunku. Chwycił go w zęby, zaciskając następująco strzękę. Trysła krew. Z dumą w oczach Erevu przyniósł go pod łapy matki. 
Wspólnie się poczęstowali.
-Czego mnie teraz nauczysz?-spytał ostrożnie.
Uasi zamyśliła się, marszcząc brwi.
-Przebiegniesz się z kilka razy dookoła wodopoju.
Erevu nie zadawał więcej pytań, tylko przystąpił do działania. 
Rozpędził się. Wykonywał nagłe skręty na zakrętach, a jego łapki obijały się o ziemię, powodując niewielki hałas. 

***

Alarm pojawił się niespodziewanie i Uasi poczuła gniew. Kto śmiał ryknąć na jej ziemi!? Przywołała do siebie gestem Erevu.
-Wracaj do jaskini.
Uasi pognała w stronę, skąd dochodził dzwięk. 
Na miejscu zgromadziło się już pół stada, w tym Giza. Córka  spojrzała na matkę oczami pełnymi niedowierzania. 
-Nie uwierzysz co się stało!
-Oni umarli!-wykrzyknęła jakaś lwica, stojąca obok Kivuli. Większość lwów pochwyciła jej lament. Uasi minęła ich, przyglądając się leżącym na ziemi ciałom lwów.
Warknęła pod nosem.
-Co się stało?!
-Jedli tylko antylopę,-odezwała się cichutko bura lwica. Uasi podniosła na nią wzrok pełen jadu.
-Mów, głupia, jaką antylopę!
-No tą upolowaną rano,-teraz odezwała się biała lwica, z niekiedy kremowymi łatami,-Wypatrzyliśmy kilka antylop na granicy.Co prawda dziwnie się zachowywały, ale to stanowiło łatwy cel. Zabiliśmy je. Było ich trzy. Każda z nas dostała swój kawałek dla rodzin. Ja jeszcze swojego nie zjadłam.
-Ahadi,-warknęła lwica o oczach czerwonych,-Zjadł najwięcej i teraz tutaj leży. Co było w tej antylopie?
Uasi miała straszne przeczucie. Leżała tu konkretna liczba ciał. Siedem.
Głodne lwy, rzucą się na każdy kęs-pomyślała przelotnie.
-Zakopcie je na pustyni i zapomnijcie o nich.-Uasi zmarszczyła brwi. Zwróciła się do białej w łaty,-Przynieś mi ten swój kawałek.
Lwica od razu wykonała polecenie.

Kifo i jego lwy, pędzili już w stronę zgromadzenia. Ich pyski były zmarszczone, a sierść zjeżyła się, gdy przyglądali się martwym. Członkowie stada chwycili ich za skóry za karkach, by potem pociągnąć do pustyni.
-Idzcie z nimi.Dla pewności.-warknął Kifo.
Lwy z Czarnych Skał, bez większych trudności, dogonili grupę, nie sprzeciwiając się poleceniom przywódcy.

Kifo przypomniał się czas, gdy jeszcze był małym lwiątkiem, wtulonym w matkę i z wielką ambicją w oczach, że zostanie kiedyś liderem Lwów z Czarnych Skał. Pragnął tego i cieszył się, że dorósł do równie wielkiego poziomu, by zostać liderem.

Skierował się teraz do Uasi, która obwąchiwała przyniesiony kawałek mięsa antylopy. Lwica miała zjeżoną sierść, gdy go wąchała.
-Pachnie trucizną.
-Jak to możliwe?-Kifo otworzył szerzej oczy.
-Podobno ruszały się niemrawo. Ktoś musiał im coś podać wcześniej. Zabił nam pół lwów.
-A część zatruł,-warknęła Giza, podchodząc do rodziców,-Znalazłam kolejne lwy, bliżej jaskiń. Mówią, że również się poczęstowali, ale nie udało im się wyrwać większych kawałków i to ich uratowało.
-Super, czyli część potruta, część nie żyję, to jeszcze brakuję by zaczęła się wojna!-Uasi uderzyła ogonem o ziemię, warcząc głośno.
Obeszła członków swojej rodziny dookoła, co jakiś czas waląc ogromną łapą kilka kamieni leżących blisko. Giza i Kifo nie próbowali jej przeszkadzać, również czując gniew.
-To na pewno Simba,-warknęła Giza.
-To oczywiste. Podążą śladem swojego głupiego ojca!-Uasi zatrzymała się na moment w miejscu.

Gdy tylko idący do granicy wrócili, lwica skoczyła na wysoki głaz, by spojrzeć na wszystkich z góry. Ryknęła, zwołując całe stado.
Wszyscy, bez wyjątku zebrali się pod jej obliczem. Nawet lwiątka nie chciały przegapić jej wystąpienia.
Uasi warknęła do stada:
-Dzisiaj część z nas doznała słabości. Przez to jesteśmy narażeni. Ogłaszam więc głodówkę. Nie można nic jeść, dopóki nie pozwolę,-rozniosły się okrzyki oburzenia, ale Lwy z Czarnych Skał od razu pogryzli sprawców. Uasi zmrużyła oczy. Kontynuowała,-Trucizna może być wszędzie. Lwioziemcy posługują się różnymi metodami by nas zniszczyć. Dlatego więc, wdrażam tryb bojowy. Trenujcie ciężko i przygotujcie się do przyszłego ataku. Zniszczymy ich. Tym czasem, chciałabym by treningi lwiątek zwiększyły się.  Gizo..-spojrzała na córkę, która stała prosto,-..jesteś najokrutniejszą samicą w stadzie. Chce byś nauczyła najmłodszych jak powinno się poprawnie walczyć. One także wezmą udział w bitwie, jeśli będzie to konieczne.
Zeskoczyła z kamienia.
Stado krótko wyszeptało coś do siebie, po czym wciąż ze zjeżoną sierścią wrócili do swoich jaskiń. Czy byli lojalni wobec rozkazu Uasi, czy może będą chcieli się wykłócać jak to wygnańcy mieli w naturze?
-Dlaczego ja mam się nimi zajmować!?-jęknęła Giza,-Nie masz  dla mnie lepszych zajęć?
-Tylko ty jesteś wyszkolona, by ich nauczyć. Wiem, że nie będziesz patrzyła przez pryzmat wieku i zrobisz z nich wojowników.
Giza otworzyła pysk, by coś dodać, ale Uasi już odwróciła się, by odejść wraz z Kifo.
Tak naprawdę wybrała Gizę, gdyż nie chciała by tą pozycję dostała Salla,czyli jedna z najsilniejszych w stadzie, cichych, sprytnych i szybkich. Uasi była świadoma, że lwica tylko na to liczy. A Uasi nie mogła pozwolić sobie na bunt wśród pobratymców.

Gdy tylko Kifo wszedł do głównej jaskini, Uasi ktoś zawołał i lwica niechętnie ruszyła w tamtym kierunku. Salla również się do niej przybliżyła. Uśmiechnęła się szyderczo, gdy Uasi warknęła:
-Czego?!
-Nie sądziłam, że kiedykolwiek dożyję do momentu, w którym Mroczna Ziemia stawać się będzie.. no.. nie mroczna.
-Nie staję się taka!-syknęła z jadem,-Jesteśmy coraz potężniejsi i bardziej odporni. Wkrótce zło wygra, tak jak za każdym razem gdy ja je wysyłam.
-Nie do końca mogę ci w to wierzyć,-syknęła Salla,-Kiedyś mówienie o treningach było niepotrzebne, gdyż najlepszym sposobem było nocne zabójstwo. Kiedyś lwy nie bały się zatruć, a od suchej ziemi poduszeczki łap nie puchły!
-Mówisz to tak, jakby to był błąd,-warknęła Uasi,-A przypomnij sobie, czym kończyły te nie śmierci.. zmniejszeniem liczebności wojsk.. a   co następowało pózniej? śmierć w lesie pełnym strażników. Czyżbyś zapomniała, że nie byliśmy wtedy wolni? Dalej jesteśmy gotowi podejmować ryzyka , ale świat się zmienia głupia kępo futra i my również musimy się dostosować by wygrać,-odwróciła się napięcie, by powrócić do siebie.
Salla warknęła gardłowo, gotowa rzucić się do ataku. W ostatniej chwili powstrzymała się. Uderzyła ogonem o ziemię, wbijając w nią również pazury. Zmrużyła oczy i wpatrywała się w Uasi tak długo, dopóki ta nie zniknęła w swojej jaskini. Wtedy też Salla wyprostowała się, wciąż ze zjeżonym futrem.

W jaskini panowała przyjemna ciemność. Uasi wskoczyła do legowiska. Ułożyła się z głową na łapach, a nos przykryła ogonem.
-Czy jutro mamy trening?
-Mogę poznać inne lwiątka?
Dotarły do niej głosy dzieci,ale była zbyt zmęczona, by udzielać odpowiedzi, więc po prostu zasnęła.
Kifo natomiast uniósł głowę i posłał im lodowate spojrzenie swoich niebiesko-szarych oczu.
-Tak, mamy jutro trening. Tak, możesz poznać inne lwiątka, ale nie baw się z nimi, bo jeszcze się czymś zarazisz i będziesz większym problemem. Okej?
Erevu i Shetani kiwnęli głowami. Kifo zaprosił ich do siebie, więc ułożyli się koło ojca i wtulając się w jego ciepłe futro zasnęli.
Kifo tym czasem czuwał.
Czarne chmury zwiastowały deszcz, który spadł niebawem. Krople wody spadały na suchą ziemię miejsca wyrzutków, a pioruny szalały na niebie.
Kifo wyciągnął przed siebie łapy, gotowy by również zasnąć. Wtedy jednak coś się poruszyło i sylwetka lwa stanęła w wejściu do jaskini, spoglądając mu w oczy.


***

Kolejny rozdział przygód Uasi! Mam nadzieję, że się spodobał. Z tego co zauważył, jest to dopiero 6 rozdział nowego sezonu. Historia dopiero zaczyna się rozkręcać. Nie jestem pewna, kiedy pojawi się następny rozdział. Liczę, że te trzy rozdziały które zostały opublikowane w tym tygodniu, sprawiły wam radość. 
Rozdział dedykowany Mfalme Lioness
Pozdrawiam!

sobota, 20 lipca 2019

#43 Znajdz swój cel

Erevu znowu śnił się ten sam sen. Ponownie był blisko wymierzenia śmierci i ponownie zostało mu to odebrane. Przez przypadek kopnął tylnymi łapkami Shetani, śpiącą blisko. Otworzył zaskoczony oczy, gdy lwiczka ugryzła go w ucho. Skoczył na równe łapki, warcząc na nią wściekły.
-Cisza!-warknęła Uasi, która dopiero co otworzyła oczy.
Kifo wywrócił oczami. Polizał w policzek swoją partnerkę, po czym szybkim krokiem oddalił się w stronę wyjścia.
Uasi usiadła. Spojrzała surowo w stronę lwiątek. Zwłaszcza jednego, którego sierść pokryta była teraz kurzem.
-To ona mnie obudziła!-próbował się usprawiedliwić Erevu
-Bo on mnie kopnąć!-jęknęła Shetani
Uasi przeniosła wzrok w stronę wyjścia. Otworzyła pysk, by wychwycić nutkę powietrza. Poranek. Suchy. Syknęła pod nosem, gdy podniosła się na równe łapy. Nie chciała by ktokolwiek jej teraz przeszkadzał, a jednak Giza nie cofnęła się stojąc w wejściu do jaskini.
Shetani otworzyła szerzej oczy. Ona była taka odważna!
-Co znowu?!
-Idę na patrol w stronę granicy. Czy chcesz mi towarzyszyć?-spytała Giza, mrużąc oczy.
Uasi warknęła:
-Oczywiście, że nie, mam ważniejsze sprawy na głowie!
Gdy Giza się oddaliła, Uasi uderzyła z irytacją ogonem o ziemię. Zwróciła się następnie do syna:
-Idziemy Erevu, pora na twój trening.
Skierowała się w stronę wyjścia, nie odwracając za siebie. Lwiak podbiegł do niej susami. Miał już pięć miesięcy. Był więc już dość duży, by rozpocząć szkolenie. Chciał być najsilniejszy, najsprytniejszy, najszybszy, najbardziej wytrzymały.
-A co ze mną?-pisnęła Shetani i również rzuciła się do przodu.
Ogon Uasi zniknął już za ścianą jaskini. Erevu przyspieszył więc, by dogonić matkę, nie zawracając sobie głowy siostrą.

Uasi prowadziła w nieznaną mu stronę. Zadżał, przypomniawszy sobie jak będąc maluchem został zaatkowany przez dwie lwice i o mało nie zginął. Od  tego czasu ich już nie spotkał..
Uasi szła po twardej ziemi, co jakiś czas przeskakując średniej wielkości kamienie.Zmrużyła oczy, czując kurz noszony przez wiatr.
Zmarszczyła nos, gdy wyczuła zapach zwierzyny. Instynktownie pochyliła się, by być niezauważoną. Było to łatwe przez ciemną sierść. Lwica spokojnie, łapa za łapą zbliżała się do zwierzyny. Będąc blisko, skoczyła prosto na ptaka, którego jednym ruchem łapy i kłów pozbawiła życia.  Zjadła szybko swoją zdobycz, delektując się słodką krwią i smakowitymi kąskami takimi jak mięso i kości.
Następnie lwica ponownie ruszyła swoją trasą. Prowadziła ona do wodopoju, który jak zawsze kipiał życiem. Część mrocznoziemców urządzała sobie właśnie pojedynki, ale gdy Uasi ryknęła, zaprzestali swoich czynności i rozproszyli po całej Mrocznej Ziemi.
Uasi pochyliła się,by napić wody. Była zimna i dobra. Gdy lwica uniosła głowę ponownie, spojrzała tym razem w stronę ciemnego lewka.
Erevu cały czas szedł dzielnie za matką, nie prosząc o postój czy jedzenie. Był już lekko poirytowany zachowaniem matki. Czy nie powinni zacząć treningu od razu a nie tylko chodzić po różnych miejscach?
-Zaczniemy od ustawienia się, czyli podstaw,-ciemna lwica spoglądała lodowato w jego oczy. Erevu starał się nie spuszczać wzroku, co na szczęście mu się udało.-Wystaw pazurki,pochyl się,roztąp tylne łapki, tak by przednie mocno dotykały ziemi i były blisko siebie... ale nie tak blisko!... teraz obnaż kły, musisz zjeżyć sierść na karku by wyglądać na większego!
Erevu starał się jak najlepiej wykonywać polecenia. Tak więc, gdy opanował już pozycję, Uasi nauczyła go jak stanąć na tylnych łapach i wymachiwać przednimi. Ćwiczyli również skoki i przewracanie się na plecy.
Gdy skończył ostatnie ćwiczenie, Uasi omiotła go wzrokiem od ogona po czubek nosa.
-Nie tak zle, ale dużo pracy przed tobą. Gdy będziesz w pełni sil, poćwiczymy na ofierze. A teraz może...
-...zapolujmy!-Erevu odwrócił zaskoczony  wzrok na Shetani. Nawet nie domyślił się, że tutaj jest. Była tak cicho.
Lwiczka dyszała zmęczona, a na jednej z przednich łapek miała małe ranki, co sugerowało, że musiała właśnie się potknąć. Pewnie powtarzała ruchy i jej nie wyszły...-pomyślał z sadysfakcją lewek. Shetani podeszła do nich bliżej, ale Uasi tylko warknęła w jej kierunku i ignorując ją, ponownie spojrzała w niebieskie oczy Erevu.
-Za mną. Coś ci pokażę.
Erevu minął siostrę, by podejść bliżej matki. Gdy Shetani chciała ruszyć , Uasi wystawiła pazury. Z jej gardła wydobyło się jeszcze większe warknięcie, przez co lwiczka się cofnęła.
-Ty do domu. Nie jesteś mi potrzebna.
Shetani pokiwała głową. Prędko zawróciła. Uasi uniosła dumnie głowę, by łapa za łapą odejść. Erevu ruszył jej śladem.

Szli dłuższą chwilę , obierając inną trasę. Erevu rozglądał się zaciekawiony. Przyzwyczaił się już do mroku, więc nie wpadał na różnych członków stada , czy kamienie, kłody. Lwiak nie zwalniał, cały czas brnąc przez Mroczną Ziemię.
Dopiero gdy zbliżali się do jaskiń, Uasi zwolniła. Erevu stanął u jej boku, dumnie wyprostowany. Dotknęła ogonem jego boku.
-Widzisz ten kamień przed nami?
Erevu wytężył wzrok. Średni kamień przed nimi był cały podrapany. Otworzył szerzej oczy i skinął głową.
-Trenował mnie tutaj mój ojciec. Niech tradycji stanie się zadość...
-Musiał cię trenować?
-Wtedy były inne czasy, Erevu,-mruknęła,-Jak z legend. Nadchodziły noce, gdzie się mordowało przeciwników i poranki gdzie nie było co do pyska włożyć. Strażnicy bronili lasu i zabijali każdego wyrzutka. Tak nas nazywali.
-I co się stało pózniej?
-Udało mi się uciec, zmylić lwioziemców, wrócić i zbudować nowy porządek,-wzruszyła ramionami,-Chodz nie wiem czy taki znowu nowy.  W każdym razie,-pchnęła go bliżej kamienia,-Dopóki nie każę ci przestać, będziesz w niego uderzał pazurami, zrozumiano?
-Ale łapy będą mnie boleć...?
Uasi warknęła tak głośno, że lewek od razu podskoczył do kamienia. Tak jak było powiedziane, bił go łapkami ze wszystkich sił starając się zadowolić matkę. Nie płakał, chodz bardzo bolały go łapki. Czuł na poduszeczkach łapek świeże strużki krwi. Szary kamień pomału zdobiły kolejne odblaski po śladach pazurów.
-Koniec.-Na dzwięk głosu matki, odskoczył jak poparzony. Spojrzał na nią z mieszaniną różnych uczuć.-A teraz uderz ponownie. Tym razem mocniej.
Erevu odetchnął głęboko. Wykonał zadanie w miarę jak najszybciej, chociaż szczerze wolałby się nie śpieszyć.
Uasi podeszła bliżej i wielką łapą przejechała kamień. Nawet się nie skrzywiła, a na kamieniu powstała duża skaza.
-Widzisz, dlatego musisz trenować. Znajdz swój cel.
Pokiwał prędko głową.
Uasi dała znak ogonem. We dwójkę wrócili do swojej jaskini.
Shetani spała w legowisku, więc Erevu ułożył się obok niej. Zaczął zmywać krew z łapek, próbując się nie krzywić z bólu.

Gdy tylko Kifo wrócił do jaskini, wspólnie z Uasi znów ją opuścili. Wrócili jednak szybko z upolowaną trójką ptaków. Jeden z nich rzucili w stronę lwiątek, które przepychając się, łapczywie jadły swój kawałek.
Kifo i Uasi mieli po swoim ptaku.
Gdy i oni zakończyli ucztę, Uasi ziewnęła głęboko. Nie wycofała się jednak do legowiska, jak zrobił to Kifo. Lwica wybiegła ponownie tego dnia z jaskini, kierując się przed siebie.

Minęła kilka pojedyńczych lwów, ale się nie przejęła. Dopiero gdy las się zakończył, a przed nią ukazała się pustynia, zatrzymała się i kamiennym wzrokiem wpatrywała w dal. Zemsta nadchodziła. 

czwartek, 18 lipca 2019

#42 Spotkanie

Erevu uderzył go z lewej, zmuszając, by lew stracił równowagę i runął na ziemię. W oddali zabrzmiał głuchy dzwięk. Błagając o litość, lew spoglądał na Erevu. Lwiak syknął pod nosem, kładąc łapkę na jego gardle. W jego oczach malowała się czysta nienawiść. Poczuł ciepły oddech obok swojego ucha. Potok krwi wylał się z ciała lwa, a rana stała się większa. Jeden ruch.... jedno wyciągnięcie pazurów i....

Erevu gwałtownie się obudził, gdy poczuł ukłucie w bok. Zamrugał wciąż nieprzytomnymi oczami. Wyczuł znajomy zapach, niemal taki sam ostry, więc zmarszczył nos. Wiedział, kto ośmielił się go obudzić. Przewrócił się na plecy. Gdy ponownie ktoś próbował go dzgnąć w bok, Erevu wysilił się, by wystawić kły i wbić je w łapkę napastnika.
Syn Uasi przeciągnął się, gdy z radością usłyszał gniewny syk siostry. Spojrzał na Shetani, machającą gniewnie ogonem. Wpatrywała się w niego z niezmienionym wyrazem oczu.
-Co jest? Nie widzisz kupo futra, że chce spać!-powtórzył identycznie słowa ich matki , gdy próbowali nie raz ją budzić, by się nimi zajęła, lub gdy byli głodni.
Przypomniał sobie nagle smak mięsa, którym uraczyła go dwa dni temu. Wciąż byli za mali na stały pokarm, ale nie mógł nie myśleć o tym, że bardzo pragnie być już dorosłym lwem i zdobywać taką zwierzynę. Mhm.. tylko jak taką zdobyć? Upo.. Upolować? Może? -pomyślał, wstając na równe łapy.
Zmierzył siostrę wzrokiem.
-No?
-No!-mruknęła Shetani



Erevu usiadł. Zaczął myć swoją łapkę. Shetani mrużyła oczy, widząc ignorancje brata. Przygotowała się i skoczyła w jego kierunku. Erevu powalił ją na ziemię, sprawiając, że jej ulizane futro pokrył kurz.
-Rodziców nie ma!
Siostra miała rację. Erevu uniósł głowę, rozglądając się po jaskini. Kifo i Uasi nie spali obok nich jak zwykle. Jaskinia była całkowicie pusta, nie było nawet nic na śniadanie. Erevu był bardzo ciekawy, gdzie znikają i co robią.
-Możemy to wykorzystać,-siostra spojrzała na niego proszącym wzrokiem,-I wybrać się sami na spacer!
-Zaznać przygód?-zaproponował Erevu. Bardzo spodobał mu się jej pomysł.
Shetani zeskoczyła twardo na ziemię, a Erevu zrobił to samo. Ruszyli spokojnym krokiem w stronę wyjścia  z jaskini. Tylko raz je przekroczyli...
Teraz musieli działać sami.
Erevu pierwszy postawił łapkę na progu. Na dworze panowała ciemność. Do tego było zimno, a suche powietrze drapało w gardło. Shetani poszła za bratem. Poruszała łapkami dzielnie, by nie poczuć zmęczenia. To uczucie wolności było wspaniałe.

Niezauważeni przez nikogo, skierowali się w jedną ze stron. Rozglądali się przy tym zaciekawieni. Ich jaskinia była największa ze wszystkich. Było jednak ich tak dużo, że nie mieli pewności, czy trafią pózniej do domu.
-Może odwiedzimy Czarne Skały?-zaproponował Erevu,odwracając głowę w stronę siostry,-Pamiętam jak tata mówił, że to miejsce tylko dla dzielnych lwów.
-A my jesteśmy dzielni,-powiedziała Shetani, marszcząc brwi. Mieli skierować się w stronę skał, jednak wybrali zły kierunek.
Dwójka lwiątek szła przed siebie. Miejsce do którego zmierzali, nie pokrywała żadna trawa, a jedynie gęstwina błota, tak rzadkiego, że ich łapki brudziły się i ledwo mogli się poruszać.
Na swoimi głowami słyszeli skrzeki ptactwa. Erevu machnął ogonem, chcąc przekazać siostrze, że powinni się pośpieszyć.
Shetani starała się dobrze kierować swoje kroki i gdy tylko wyszli z błota, mniej pewnymi krokami kierowali się dalej.
-Zapolujmy,-z pewnością w głosie poinformował brat.
Shetani zatrzymała się. Otworzyła pyszczek, uniosła głowę, by lepiej poczuć zapachy. Słaba woń góralka dotarła do niej i lwiczka padła na ziemię, skradając się powoli. Odczekała kilka sekund, nim dojrzała zwierzę. Erevu również ustawił się w pozycji łowieckiej. Strosząc futerko, odbił się , by wskoczyć na góralka. Shetani zrobiła to samo.
Rodzeństwo zderzyło się głowami. Shetani usiadła, łapką masując obolałe miejsce. Erevu nie zrobił tego samego, a ugryzł siostrę w ucho.
-Następnym razem daj mi atakować.
-Nie jesteś lwicą, nie znasz się!-fuknęła.
Warczeli na siebie jeszcze chwilę, mierząc się nieruchomym wzrokiem.
-Jestem pewien, że będę lepszym łowcą od ciebie.
-To się przekonajmy!-Shetani obnażyła kły,-Komu uda się ukraść więcej zwierzyny, ten wygrywa!
-Ukraść?-Erevu uniósł wysoko jedną brew.
Shetani wskazała lewkowi ogonem lwicę, która daleko od nich, ciągnęła właśnie antylopę. Ciekawe, gdzie ją znalazła?-pomyślał ciemny lewek, rozglądając się. Błękitne oczy zwrócił ku lasowi. Był tajemniczy, ciemny, kuszący..
Shetani pomknęła w stronę lwicy, łapkami uderzając o ziemię. Erevu skoczył za nią, biegnąc co sił w łapkach.  Lwica o kolorze sierści pomarańczowym, odsunęła się na chwilę od zdobyczy, by podejść do podobnej brązowej lwicy. Obie zaczęły rozmowę.
Erevu przyparł do ziemi, ocierając się o nią brzuszkiem. Sunął w kierunku mięsa. Ogonek starał się mieć nieruchomo, wiedział otóż, że najmniejszy zły ruch może go wydać.
Shetani była szybsza, pierwsza znalazła się przy antylopie. Odgryzła kawałek, oderwawszy od od skóry. Spojrzała szyderczo w oczy brata.
 Erevu warknął pod nosem. Wyskoczył, już mając w nosie to, czy zostanie dostrzeżony, czy nie. Jednym, silnym ruchem wyrwał kawałek mięsa.
-Ej! Wy!-pomarańczowa lwica odwróciła się, z furią w oczach. Jej brązowa towarzyszka zjeżyła futro na karku.
Erevu i Shetani, ze zwisającymi kawałkami mięsa w pyszkach, spojrzeli po sobie.
-Wiejemy!
Puścili się biegiem, w stronę granicznego lasu. Dwie lwice po chwili ruszyły za nimi, przebierając łapami. Dudniły one o ziemię.
Lwice były starsze i bardziej wytrzymałe niż zmęczone maluchy. Rodzeństwo czuło, że ich jedyną nadzieją jest las.
Przyspieszyli, chociaż łapki bolały ich od twardej ziemi. Gdy dobiegli do lasu, cudem udało im się schronić za jakimś drzewem.
Dwie obce lwice zwolniły. Otworzyły pyski, by wychwycić zapach.
-Jak ich znajdziemy, to wrzucimy do rzeczy!-splunęła brązowa,-Żeby tak kraść w biały dzień!
-Milcz!-warknęła pomarańczowa,-Niech się boją. Zabijemy je naturalnie i boleśnie.
Kroki lwic ucichły, ale zapach wciąż był wyczuwalny.
Erevu przełknął ślinę. Shetani odłożyła swój kawałek-był ciężki. Spojrzała wielkimi ze strachu oczami na brata. Jedna z poduszek jej łapek krwawiła.
-Czy one naprawdę nas zabiją?-szepnęła
Erevu nie wiedział co jej odpowiedzieć. To już nie była jedna z tych okropnie strasznych historii, które opowiadała im Giza, by ich wystraszyć. To było prawdziwe życie-na ich terenie, na Mrocznej Ziemi.
Skinął więc głową.
Erevu ostrożnie wyjrzał zza drzewa.
W tej chwili, jego siostra pisnęła przerażona. Erevu także poczuł strach, gdy jakaś łapa powaliła go na ziemię, złapała za  sierść na karku (co sprawiło mu ból) i pociągnęła w stronę środka lasu. Oba lwiątka próbowały się wyrwać, ale lwice mocno je trzymały, dopóki z siłą nie upuściły ich na ziemię. Lwiątka upadły, dławiąc się z nagłego bólu. Shetani poczuła mocne pieczenie łapki. Erevu wstał błyskawicznie i ją zasłonił. Pomarańczowa lwica wysunęła pazury i uderzyła nimi mocno w Erevu. Lwiątko poleciało trochę dalej. Na policzku miał wyrazny ślad.
Brązowa lwica chwyciła wtedy jego siostrę. Potrząsnęła nią tak, że lwiczka dostała zawrotów głowy. Następnie obca brązowa lwica upuściła ją na ziemię i udrapała kilka razy. Los lwiątek był jasny...

***

Kifo w skupieniu przyglądał się ćwiczącym lwom. Był zadowolony, gdy uderzali się w pyski, nie oszczędzając ciosów. Pierwsza lwica z Czarnych Skał, również radziła sobie dobrze-może nawet lepiej niż niejeden samiec.
Kifo uniósł głowę, gdy usłyszał kroki. Warknął:
-Czego?
-Może powinnam pójść na zwiady? Coś cicho ostatnio na granicy z pustynią,-Giza spojrzała pewnie w oczy ojca, który westchnął głęboko. Zjeżyła futro na karku,-Dlaczego mi nie ufasz?!
-Zamiast starać się ponownie pokazać jaką to jesteś kępą futra,-syknął. Wskazał ogonem walczących,-To lepiej pokaż im, jak powinno się atakować w brzuch. 
-Jakie ciapy! Lenie jedne,-syknęła lwica. Machała gniewnie ogonem, podchodząc do lwów. Z jej oczu dalej nie zniknęła determinacja, nawet wtedy gdy rzuciła się na pierwszego przeciwnika.
Kifo zmarszczył brwi. 

***

Shetani nie miała siły otworzyć oczu. Leżała ciężko oddychając, podczas gdy lwica dalej w nią uderzała. Erevu również nie potrafił się podnieść, ale przynajmniej nie był tak okaleczony. Shetani poczuła zapach krwi-jej własnej. 
-Proszę..-cichutko pisnęła.
Brązowa lwica zaprzestała swoich ruchów na sekundę.
-Zobacz, Fuli, ten gad błaga o litość.
-I słusznie,-pomarańczowa szybkim krokiem podeszła do Erevu i mocno ugryzła go w łapę,-Zrobimy z nich kaleki! 
-Nie radzę...
Nowy głos zabrzmiał w lesie, więc dwie lwice od razu się wyprostowały. Obnażyły kły, rozglądając się wokół. W końcu dostrzegły swój cel. Była to ciemna lwica, wpatrująca się w nie z wygładzoną sierścią. Jadowite oczy ani na chwilę nie schodziły z nich. Dwie lwice podeszły do niej spokojnie.
-Bo co?!-prychnęła brązowa
-Nie są to byle kogo lwiątka
-Znowu się puściłaś? Są twoje?-zarechotała pomarańczowa.
Ciemna lwica zmarszczyła brwi.
-Tak się składa, że należą do Uasi.
Na wspomnienie tego imienia, obie natychmiast spojrzały w stronę lwiątek, potem na siebie. Ich sierść momentalnie przestała być zjeżona, a pazury stały się schowane. Oczy miały z przerażenia otwarte szeroko, a uszy czujnie postawione.
-M-my nie wiedział-łyśmy...
-To twoja wina!-syknęła pomarańczowa,-Było ich tylko postraszyć. A teraz Uasi nas zabiję...
-Nie zabiję,-fuknęła brązowa,-Bo się nie dowie. Nie powiesz jej, Sallo?
-Nie powiem.
Salla dalej wpatrywała się w nie tym samym spojrzeniem. Obie lwice pochyliły się przepraszająco, po czym odbiegły. 
Salla podeszła pewnym krokiem do dwóch lwiątek. Erevu podniósł się na równe łapki, natomiast Shetani została przez nią podniesiona. Lwica ogonem dała znać Erevu i skierowała się w stronę rzeki.
Erevu przyspieszył, by ją dogonić. Nie znał tej lwicy.. a co jeśli miała złe zamiary?  
Syn Uasi zmarszczył brwi. Domyślał się, że na tej ziemi nie można nikomu ufać. Coś jednak napełniło jego serduszko pewnością siebie.. to jak zareagowały te lwice na wieść kim jest jego matka. Był dumny, że budziła taki strach. To znaczyło, że był nietykalny. Pragnął, być równie potężny.

Gdy doszli do rzeki, przyglądał się jak lwica odkłada lwiczkę, po czym delikatnie wpycha ją do wody tak, by ta dalej mogła częścią siebie pozostać na lądzie. Shetani syknęła, gdy rany zaczęły ją piec. Prawdą było jednak, że krew znikała, a łagodne fale sprawiały, że zrobiło jej się przyjemnie.
-Twoja kolej,-Salla spojrzała na Erevu.
Lwiak niepewnie wykonał polecenie.
Salla westchnęła ciężko, przyglądając się dwójce lwiątek. Jej dzieci już dawno były dorosłe i potężne. Pamiętała doskonale, jak każde z nich ciężko trenowała, by być w przyszłości z nich dumna. Gorzkie wspomnienia pełne krwi napłynęły do niej z ogromną falą. Mwana który uderzał ją mocno, by pokazać kto jest silniejszy i ona, która po jego śmierci, śmiała się do rozpuku. Salla zacisnęła zęby. Nienawidziła Mwany, ale również mu zazdrościła tego czego dokonał. 
Kolejnym punktem który ją drażnił była Uasi. Wiedziała, że wielu swoim dzieciom odbierał życie, więc czemu i jej nie mógł!?
Tego dnia gdy po raz pierwszy spotkała matkę Uasi, Shetani, wiedziała, że będzie miała w niej rywalkę, zwłaszcza gdy ta denerwowała jedyną istotę którą tolerowała (Tak,nawet do własnych dzieci miały różny stosunek) czyli Vitę. 

Salla napiła się wody, gdy tylko oba lwiątka ją opuściły. Spojrzała w ich kierunku zimno.
-Mogłabym was tutaj zostawić na pewną sierść, ale doskonale wiem, że i tak macie przekichane nosząc w sobie te brudne geny.
-Brudne?-zdziwiła się Shetani.
Salla pochyliła się, by spojrzeć jej w oczy. Shetani dzielnie wytrzymała jej spojrzenie.
-Zobaczysz lwiątko, że własna matka kiedyś was zniszczy.-wyprostowała się, dodała-Wracamy.
Lwiątka ruszyły za nią.

Gdy tylko opuścili las, Salla puściła je przodem. Erevu i Shetani nawet nie zauważyli, gdy doszli do swojej rodzinnej jaskini. Przełknęli głośno ślinę, gdy wyszła stamtąd  Uasi.
Lwica o ciemnym kolorze sierści, spojrzała na nich lodowatym wzrokiem.
-P-przepraszamy mamusiu..-Shetani spojrzała na własne łapki.
Uasi przyjrzała im się.
-Co się stało?
-Wyszliśmy na zwiedzanie,-powiedział Erevu,-Nudziło nam się w jaskini. I wtedy postanowiliśmy... my...
-Wysłów się,-syknęła
-...my ukradliśmy zwierzynę i te dwie lwice nas wtedy goniły. Gdy nas złapały, to mocno nas drapały i gryzły, dopóki nie pojawiła się inna ciemniejsza lwica o zielonych oczach i ich nie przegoniła, mówiąc, że jesteśmy twoimi dziećmi.
-Pózniej nas umyła.
-Wstyd mi za takie dzieci,-warknęła Uasi i dwoje lwiątek cofnęło się, widząc furie w jej oczach,-Nudzi wam się jaskinia? To trudno, macie w niej siedzieć i najwyżej zanudzić się na śmierć! Chcecie kraść? To mi się podoba, to dobra sztuka, ale róbcie to chociaż tak, by nigdy nie być złapanym. Jeśli już zostaniecie, macie pokonać przeciwnika, a nie dać mu  się stłamsić i zostać umytym!
Lwiątka pozwoliły się zaprowadzić jej ogonem do jaskini. Położyli się w swoim legowisku, wciąż nie patrząc na Uasi.
-Zawiodłam się na was,-wysyczała lwica.
Odwróciła się napięcie, z zamiarem opuszczenia jaskini.
-Mama jest zła, Erevu! Nie powinniśmy byli tego robić,-westchnęła Shetani,-Do tego się zle czuję.
-Odpocznij,-polizał ją za uchem. 
Shetani lekko skinęła głową, po czym zamknęła oczka. 
Erevu podniósł się z miejsca, zamiast zrobić to samo.
-Gdzie idziesz?
-Powiedzieć mamie, że nigdy więcej tego nie zrobimy.
Lwiak opuścił jaskinię. Na szczęście, Uasi siedziała wyprostowana przed nią, wpatrując się w horyzont. Ona doskonale wiedziała, że jest zachód słońca.
-Mamo?-odwróciła się. Erevu wytrzymał jej spojrzenie, chodz miał ochotę uciec,-Bo.. jeśli chodzi o tą sytuacje..
-Nie chce o tym słuchać, Erevu. 
-Ale to był pomysł Shetani z tym spacerem i to ona dała się złapać. Ja nie byłem ani myty, ani nie przegranym, walczyłem!
Uasi uniosła wyżej głowę. 
-Możesz wrócić do jaskini, wezmę to pod uwagę synu.
Erevu odetchnął z ulgą. Nie była na niego zła!
Odbiegł, by także zasnąć.
Uasi polizała się po boku, po czym wstała. Doskonale wiedziała, że kłamał.

Szła w stronę granicy krótką chwilę, gdyż jej cel przybliżył się w jej. Salla stanęła pewnie przed Uasi. Obie lwice długo mierzyły się spojrzeniem.
-Jesteś głupią lwicą, Sallo,-syknęła Uasi,-Naprawdę myślisz, że moje lwiątka nie poradziłyby sobie same? Musisz je jeszcze bardziej upokarzać?
-Wiesz, że to ja?-uniosła wysoko do góry jedną brew Salla.
Uasi uśmiechnęła się szyderczo.
-Teraz już wiem, bo nie zaprzeczyłaś. Jesteś po prostu zbyt dobra.
Salla warknęła:
-Nie jestem, idiotko!
Uasi wystawiła pazury.
-W takim razie, powiedz mi, które lwice ich zaatakowały?
-Fuli i Kivulia. 
Uasi obeszła Sallę do o koła, kierując się następnie w stronę jaskini tej dwójki. Salla warknęła pod nosem. Pewnego dnia..-pomyślała, również ruszając w swoim kierunku.

Uasi dotarła do jaskini dwóch lwic bardzo szybko. Była malutka, co świadczyło o ich pozycji. Brązowa i pomarańczowa właśnie posilały się antylopą, gdy weszła. Szybko się cofnęły.
-Okłamała nas. Niech ja ją tylko..-szepnęła Fuli, ale Uasi jej przerwała uderzając łapą w ścianę jaskini.
Kivulia opadła na ziemię, w ukłonie.
-Wybacz, Uasi, nie wiedziałyśmy, że to twoja lwiątka.. przysięgamy..
-To nie ma znaczenia. Nie słuchałyście moich rozkazów. Żadne lwiątko nie miało być mordowane...
-Nie w nocy?-próbowała się obronić Kivulia.
Uasi zjeżyła sierść i ryknęła.
-Nigdy nie miało  być mordowane. Uważacie, że ot tak możecie zmieniać moje polecenia?! Kim jesteście, żeby być ponad mną!!?
-Przepraszamy..-ale Fuli nie dane było dokończyć wypowiedzi.
-Którą z was mam zabić?-spytała pewnie Uasi.
Obie lwice spojrzały na siebie niewiele rozumiejąc, dopóki Uasi nie powtórzyła pytania.
-Fuli!-brązowa lwica podniosła się,-To był jej pomysł.
-Nie kłam!-Fuli spojrzała prosząco na brązową,-To ona za nimi pobiegła i najwięcej razy uderzała w tą małą ciemną lwiczkę.
-Nie chcesz w takim razie bym zabiła twoją towarzyszkę?-Uasi syknęła w stronę pomarańczowej,-Próbujesz się bronić, ale nie podałaś imienia tej której mam odebrać życie.
Kivulia uśmiechnęła się szyderczo, widząc strach Fuli.
-Nie potrzebuję tutaj słabiaków,-Uasi pokazała pazury, po czym skoczyła w kierunku Fuli. Chodz pomarańczowa była większa i lepiej odżywiona, nie próbowała walczyć, gdy Uasi ją zabijała. 
Kivulia odsunęła się na bok, gdy Uasi z czerwonym pyskiem, cofnęła się do tyłu.
-Dobra decyzja, pani..
Uasi zmarszczyła brwi.
-To nie koniec. Ona była słaba,ale ty jesteś przebiegła, takie też nie są mi potrzebne.
-Ale..-Kivulia wrzasnęły, gdy Uasi skoczyła na nią. Biły się, drapiąc ostrymi pazurami i mocując łapami. W końcu jednak Uasi chwyciła język lwicy, urwała go, wyrzuciła i spojrzała na nią z całą wrogością. Lwica podniosła się, dławiąc krwią.
-To ostrzeżenie. Nie próbuj więcej zadzierać z moją krwią,-Uasi ostentacyjnie wyszła z jaskini. Kivulia zachlipiała, wiedząc, że nigdy nie dane jej będzie ponownie się odezwać.

Uasi weszła do jaskini, gdzie już czekał Kifo z antylopą gnu. Uasi usiadła po jego drugiej stronie i wspólnie, w ciszy, zatopili kły w mięsie. Było twarde, ale dobre. Po skończonym posiłku, Kifo pierwszy się położył. Uasi obok niego, czując, jak lew okrywa ją ogonem. Uasi zamknęła oczy, odpływając do krainy snów.

czwartek, 6 czerwca 2019

Fragment rozdziału 42

Erevu uderzył go z lewej, zmuszając, by lew stracił równowagę i runął na ziemię. W oddali zabrzmiał głuchy dzwięk. Błagając o litość, lew spoglądał na Erevu. Lwiak syknął pod nosem, kładąc łapkę na jego gardle. W jego oczach malowała się czysta nienawiść. Poczuł ciepły oddech obok swojego ucha. Jeden ruch.... jedno wyciągnięcie pazurów i....

Erevu gwałtownie się obudził, gdy poczuł ukłucie w bok. Zamrugał wciąż nieprzytomnymi oczami. Wyczuł znajomy zapach, niemal taki sam ostry, więc zmarszczył nos. Wiedział, kto ośmielił się go obudzić. Przewrócił się na plecy. Gdy ponownie ktoś próbował go dzgnąć w bok, Erevu wysilił się, by wystawić kły i wbić je w łapkę napastnika.
Syn Uasi przeciągnął się, gdy z radością usłyszał gniewny syk siostry. Spojrzał na Shetani, machającą gniewnie ogonem. Wpatrywała się w niego z niezmienionym wyrazem oczu.
-Co jest? Nie widzisz kupo futra, że chce spać!-powtórzył identycznie słowa ich matki , gdy próbowali nie raz ją budzić, by się nimi zajęła, lub gdy byli głodni.
Przypomniał sobie nagle smak mięsa, którym uraczyła go dwa dni temu. Wciąż byli za mali na stały pokarm, ale nie mógł nie myśleć o tym, że bardzo pragnie być już dorosłym lwem i zdobywać taką zwierzynę. Mhm.. tylko jak taką zdobyć? Upo.. Upolować? Może? -pomyślał, wstając na równe łapy.
Zmierzył siostrę wzrokiem.
-No?
-No!-mruknęła Shetani

niedziela, 19 maja 2019

#41 Pierwsza prawdziwa krew

Shetani fuknęła pod nosem, gdy poleciała w dół, uderzając się w nos. Prędko otworzyła oczy, chodz dalej była senna.  Łapką przetarła bolące miejsce. Przeciągnęła się szybko, czując jak ciało jej zdrętwiało przez noc.  Jej brat, Erevu, spał sobie w najlepsze. Shetani zmarszczyła brwi. Zrzucił mnie i jeszcze ten futrzak śpi!? Jakim prawem!- lwiczka przygotowała się do skoku.
Zaskoczony Erevu, wbił pazurki w twarde podłoże, krzywiąc się przy tym. Shetani wdrapała się na niego, by ugryzć jego ogon.  Trzeba było jednak przyznać, że Erevu był od niej o wiele większy. Lwiak przewrócił się na drugi bok, przygniatając siostrę. Lwiczka syknęła pod nosem, starając się udrapać bok brata by się przesunął.
-Czemu mnie budzisz?
-Ty pierwszy mnie obudziłeś!
-Ehem.
Lwiątka momentalnie uspokoiły się, słysząc charknięcie. Spojrzały za siebie. Uasi siedziała wyprostowana, z ogonem uważnie owiniętym wokół łap. Przyglądała się swoim lwiątką bez wyrazu i chyba z lekką kpiną. Erevu skoczył na równe łapki, nagle rozbudzony, natomiast Shetani spuściła smętnie głowę, domyślając się, że to matka wyrwała ją ze snu.

Erevu otrzepał sierść z kurzu. Uasi w nocy była zajęta jakimiś sprawami. Było mu zimno, bez ciepłego futra matki i  dobrego mleka. Spojrzał na nią z nadzieją, która jednak zgasła w jednej chwili.
-Za mną!
Lewek przyglądał się chwilę, jak Uasi omija go, zeskakuję z podwyższenia i kieruję się prosto w stronę wyjścia z jaskini, nawet się nie oglądając.
Erevu szybko rzucił okiem na siostrę. Powoli wstawała na równe łapki. Dlaczego ona zawsze jest taka wolna!?-pomyślał z oburzeniem.
Zeskoczył niezgrabnie, by pognać za lwicą.
Przypomniał sobie pierwszą lekcje, jakiej go i siostrę nauczyła. Kilka dni po urodzeniu, gdy zaczęli raczkować, Uasi zmusiła ich, by nauczyli się chodzić. Musieli oczywiście iść prosto, bez przewracania się. Jednak ich łapki się do tego nie nadawały jeszcze i często upadali. Na szczęście, Uasi tylko spoglądała na nich z irytacją, co ich motywowało. Zwłaszcza go.

Shetani rozejrzała się po jaskini. Nigdzie nie było Kifo. Wielka szkoda.. pewnie miałby jakąś myszkę do zabawy. Przecież tylko do tego służyły...
Nie zdążyła otrzepać futra z niedoskonałości, bo brat już zniknął za ścianą. Lwiczka ześlizgnęła się po skale, czując ból piekących łapek. Pobiegła nierówno za rodziną, prosto w stronę wolności.
Lwiczka nigdy nie opuszczała jaskini. Było to miejsce, gdzie spała, jadła, bawiła się. Jedynymi lwami jakie znała był jej brat, ojciec, matka i siostra, co raz na jakiś czas się pojawiała. Shetani zadrzała. Giza była pasjonująca! Najstarsza, najodważniejsza, a równocześnie okropna dla nich.
 Shetani westchnęła. Może pewnego dnia ją polubi..

Erevu skupił się ponownie na drodze, którą przemierzał. Łapki odmawiały mu posłuszeństwa. Uniósł wyżej głowę, by nie stracić z oczu matki. Było to jednak trudne w ciemności.
-Czy jest jeszcze noc?-spytał głośno, zwracając się do matki.
-Zawsze jest ciemno. Jest dzień. Nauczysz się wkrótce jak to rozpoznać,-zatrzymała się , wciągając w powietrze. Po chwili ruszyła dalej.
 Shetani i Erevu przebierali łapkami nie zamierzając zwolnić.

Czuli ból piekący ich w poduszeczki łapek, oraz ciernie, szarpiące ich futra, gdy mknęli przez krzewy. Gdy dotarli w stronę granicy, Uasi prędko się zatrzymała. Swoje lwiątka przytrzymała ogonem, by się zatrzymały.Odwróciła się do lwiątek z surowym wyrazem pyska.
-Bądzcie cicho i mnie obserwujcie
Lwica wysunęła się do przodu, przypadając do odpowiedniej pozycji. Łapy ciemnej lwicy przylegały do ziemi, wystawiła pazury. Sunęła bardzo nisko ziemi, nie dotykając jej brzuchem, w pełni skupiona na celu przed sobą. Jej nos poruszał się gdy wyczuwała charakterystyczny zapach. Co jakiś czas, zatrzymywała się.

Erevu musiał wbić pazurki w ziemię, by nie ruszyć za matką, pełen energii. Warknął cicho. Shetani schowała się za bratem, również zaciekawiona.
Uasi brnęła dalej przed siebie i dopiero będąc blisko swojego celu, skoczyła szybko. Odwróciła się w stronę lwiątek z ptakiem w pysku.
Erevu i Shetani z szeroko otwartymi oczami, wpatrywali się w matkę i jej łup. Po raz pierwszy byli świadkami tak zdobywanego posiłku. W ogóle widoku mięsa. Rodzice nie jedli przy nich. Ten widok odebrał im mowę. Czy to było dobre wyjście, tak odbierać zwierzynie życie?
Erevu owinął łapki ogonem, natomiast Shetani zawęszyła w powietrzu, czując słaby zapach. Uasi usiadła obok nich, wsuwając sobie ptaka między łapy. Z siłą swoich zębów, zaczęła wyrywać mu pióra tak równo i szybko, że wkrótce pozostało same mięso.
-Jest smaczne,-mruknęła, wpatrując się uważnie w lwiątka,-Wasze pierwsze mięso, pierwsza prawdziwa krew. Śmiało, zjedzcie, kto silniejszy, ten zasłuży na więcej.
Erevu bez sprzeciwu rzucił się w stronę nieznanego. Na początku obwąchał zwierzynę, nim zanurzył w niej kły. Odgryzł mały kawałek. Przeżuwając go, czuł jak rozlewa się wewnątrz niego ciepły, smakowity  zapach. Wyczuł też zapach zwierzyny i jej krew.
Uasi przypomniały się natomiast słowa swojego ojca, które pewnego dnia przekaże swojemu następcy.
Erevu połknął.
-Pycha!
Zanurzył się ponownie w mięsie, wyrywając kolejny kawałek. Shetani zbliżyła się do brata, by również zaczerpnąć posiłku. Syknęła, by podzielił się mięsem, przytrzymała je łapkami i wbiła kły. Faktycznie było pycha. Miękkie i syte.
Oba lwiątka jadły szybko i z roszkoszą. Przeżuwając kawałek po kawałku, warczały na siebie, by zdobyć więcej.  Gdy jednak całe mięso zniknęło, Uasi łapą zgarnęła kości, by nie zjadły ich lwiątka. Erevu i Shetani węszyli w powietrzu, ciekawi, czy dostaną więcej.
-Byłem pierwszy! Chce więcej!-zarządał Erevu
-Nie myśl o tym!-syknęła Uasi, marszcząc brwi,-Jesteś zbyt młody. Minie wiele czasu, nim ponownie poczujesz zapach krwi.
-Mięsa?-spytała Shetani przechylając głowę na bok.
-Nie mięsa! Mięso jedzą słabi! My, mrocznoziemcy, żywimy się krwią naszych wrogów i zwierzyny. To jest krąg przetrwania!
Shetani i Erevu spojrzeli na siebie. Oboje nie rozumieli jeszcze za dużo o swojej ziemi. Właściwie o żadnej ziemi.
Shetani ziewnęła, przez co dostała ogonem w uszy. Uasi wywróciła oczami, ale podniosła ją. Udała się z powrotem w stronę jaskini. Erevu wyprostował się z dumą, by udowodnić matce, że on jest już silny. Nie domyślał się, że będzie to miało w przyszłości wielkie znaczenie.

Gdy dotarli do jaskini, w której mieszkali, Erevu nie wiedział, czy jest już noc. Uasi zrzuciła Shetani na legowisko, po czym opuściła ponownie jaskinię.
-Gdzie idziesz?-zawołał za nią Erevu, ale nie odpowiedziała.
Gdzie zmierzała? Na patrol, polowanie, wodopój?
Erevu ziewnął, czując ogarniające go zmęczenie. Dopiero wtedy przypomniał sobie,że łapki odmawiają mu posłuszeństwa, po długiej wędrówce.
Wdrapał się na podwyższenie, pózniej ułożył się obok siostry na posłaniu. Shetani spała smacznie, z głową ułożoną na ciemnych łapach. Erevu zmrużył oczy, także mając ochotę na chwilę snu.
W tamtym momencie jednak, do jaskini wbiegli Kifo z Uasi. Z pyska lwa zwisały dwa góralki. Uasi jednym susem znalazła się na podwyższeniu.
Chciałbym już być duży!-pomyślał jej syn.

Kifo prędko znalazł się obok partnerki. Oboje zaczęli zajadle jeść przyniosione przez niego łupy. Nic dziwnego.Może jako liderzy mieli więcej pożywienia niż reszta, ale mimo podbicia lasów, mrocznoziemcy wciąż mieli mniej jedzenia niż inne ziemię. Erevu jednak nie narzekał z głodu, dla niego jedzenia było zabawą.
Podniósł się z trudem na łapki, po czym podszedł do rodziców, gdy ci skończyli posiłek.
Uasi nie zwróciła na niego uwagi, natomiast Kifo zerknął na syna uważnie.
Erevu wyprężył dumnie pierś, starając się pokazać ojcu, jak  bardzo wydoroślał.
-Jedli dzisiaj mięso,-odezwała się Uasi, przeciągając się. Ułożyła się wygodnie, mając widocznie nadzieję na sen. Kifo położył ogon na jej plecach, po czym zwrócił się do syna:
-Już wkrótce, będziesz gotowy by stoczyć prawdziwą bitwę. I wtedy krew będzie dla ciebie jeszcze lepsza, zapewniam.
-A jeśli moje łapki nie dadzą rady?
-Nabiorą siły. Zaatakujesz wtedy więcej razy, niż jesteś w stanie zliczyć, Erevu
Erevu spojrzał na swoje łapki. Pokiwał głową, czując wstępujące w niego nowe siły.
-Kto był pierwszym przywódcą, zanim nastał czas mamy?-zapytał, chcąc poznać swoją ziemię.
Kifo odpowiedział od razu:
-Haya, to on pierwszy zapragnął zmienić nasz los.Zebrał wszystkich i ruszyli na podbój Lwiej Ziemi. Głupcy przegrali! Następnym był wielki Kesho, zabił strażników mieszkających dawniej w tym lesie.Poległ. Mieszkał kiedyś w tej jaskini. Następni byli Huruma i Kuiba. Przed twoją mamą nie było już najwyższego wodza. Największą pozycję objął jednak Mwana, twój dziadek.
-Czyli mrocznoziemcy są najpotężniejsi!
Kifo skinął głową, następnie położył głowę na łapach, ucinając tym samym rozmowę.
Erevu zawrócił do swojego legowiska. Wtulając się w ciepłą sierść siostry, poprzysiąkł sobie, że jeszcze, że rodzice będą z niego dumni.


******
Heeeej! Witam w nowym rozdziale.Podobał wam się? Bo mi bardzo! Przyjemnie się go pisało.
Kochani, ten tydzień mam pełen nauki, więc nowy rozdział prawdopodobnie pojawi się dopiero w weekend. Mam jednak dobrą wiadomość, wymyśliłam trzy nowe rozdziały, więc sezon 3 ruszy i rozdziały będą pojawiać się regularnie. A uwierzcie, warto było czekać!
Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru/dnia! :D

niedziela, 7 kwietnia 2019

#40 Bunt na Mrocznej Ziemi

Uasi podniosła zmęczone spojrzenie, gdy rozległ się głośny pisk. Od razu spojrzała na lwiątka leżące obok niej. Westchnęła ciężko, po czym łapą przesunęła je bliżej swojego brzucha, by się napiły mleka.Oba lwiątka, szybko do niej przywarły, wdychając jej zapach.
Kifo, otworzył oczy, podniósł głowę. Zamyślony, spoglądał na wyjście z jaskini.
-Myślisz, że muszę dzisiaj wyjść?
-Tak.
-Co za spekularnie długa wypowiedz,-mruknął, przenosząc spojrzenie w stronę Uasi,-Serio mi się nie chce trenować tych nieudaczników!
-Tak, są nieudacznikami, ale ty nie lepszy,-mruknęła, drażniąc się z lwem.
Kifo spojrzał na nią unosząc jedną brew, ale nic nie dopowiedział. Uasi przeniosła z powrotem spojrzenie na dzieci. Kiedy one będą duże? Tylko jedzą, śpią i piszczą, a powinny już zacząć treningi... oo...
Lwica przyglądała się teraz, jak jej syn, niucha w powietrzu. Lwiątko pokręciło zdezorientowane głową. Wciąż nie otwarło oczu. Pulchnymi łapkami, przebierał w miejscu, po czym wspiął się na swoją siostrzyczkę, przygniatając ją własnym ciężarem. Mała pisnęła, gdy ten ugryzł jej ogon, wbijając w niego ostre ząbki.
-Świetnie, Erevu!-krzyknęła uradowana.
Złapała małego za sierść na karku, by włożyć go w ciemne łapy.-Spójrz jaki duży! Idealny przyszły wojownik.


Kamba, warknął pod nosem. Wystawił pazury, dość ostre, by kogoś zranić. Stanął prosto na łapach, potem wskoczył, by zaatakować. Przetoczył się z szarym lwem po ziemi, wzbijając tumany kurzu i piachu w powietrze. Kamba, powalił go, przytrzymując jedną łapą pysk lwa. Szary warknął, ale się nie wyrwał.
-I co? Przeprosisz!?
Szary westchnął.
-Ok. Sorka.
Kamba zadowolony szedł z lwa. Jego czerwona grzywa poruszyła się lekko. Szary wstał wbijając w pomarańczowy nos kolegi nieprzyjemne spojrzenie, bo nie chciał patrzeć mu w oczy. Następnie odszedł w swoją stronę.
Kamba usiadł wygodnie w zagłębieniu, wpatrując się w zniszczone drzewa. Nie daleko był strumień, słyszał uderzanie wody o brzegi. Lew wzruszył ramionami. Nie był spragniony.

Podniósł wzrok na niebo, które było prawie ciemne. Zbliżała się noc, był tego pewien. Kamba myślał, czy dzisiaj będzie odpowiedni dzień, na wykonanie planu, czy lepiej z nim jeszcze trochę poczekać.

Ostatecznie wstał. Ukryte pod futrem mięśnie, naprężyły się. Lew zmrużył oczy, ruszając przed siebie. Wspiął się pod górkę, wbijaj pazury w twardą, popękaną ziemię. Kamba nie zawahał się ani na chwilę, gdy tak kroczył w stronę końca lasu.
Musiał przyspieszyć kroku. Delikatny wiatr muskał go w pysk. Rozglądał się wokół, dla pewności, że nikt go nie śledzi.
Szybkim krokiem zbliżał się do końca ich terenu. Widział przed sobą cząstkę jasnego światła. Denerwowało go to uczucie, przywykł otóż do ciemności.
Gdy oczom ukazała mu się rozległa pustynia, a gorące płomienie słońca ogrzały jego futro, lew westchnął. Dzielnie ruszył przed siebie, stawiając ciężkie kroki na piasku.
Nie obejrzał się, by sprawdzić jak daleko odszedł, doskonale znał tą drogę. Poruszył pomarańczowym nosem, starając się rozpoznać niewielki zapach. Nie tylko on dzisiaj  szedł tą trasą.

Dotarł do położonego na samym końcu trawiastego zakątka. Usiadł, zmęczony. Dopiero wtedy obejrzał się za siebie, oglądając położony wiele kilometrów stąd las.  Ciemny las, mienił się jednak na horyzoncie. Z goryczą przypomniał sobie, jak to było gdy był lwiątkiem. Strażnicy kryjący się w lesie, mieli zabijać każdego, kto tylko odważył się wyjść z wyznaczonego terenu obozu. Tak inne ziemię pilnowały najgorszych z najgorszych.  Czy mieli jednak gwarancję nad tym, że antagoniści staną się nagle pod ich całkowitą kontrolą i nigdy nie uciekną?  Czy ich lwiątka miały także stawać się złe?
Kamba podzielał jednak zdanie własnej matki, mówiące o tym, że strażnicy byli zbyt łagodni by przeżyć, a przy dobrej woli, każdy z tych leniwych pobratymców mógł uciec.  Opuścić teren okrutności. I tylko Uasi trzymała ich teraz w bryzach obozu.
Za to Kamba nienawidził lwicy.

Lew poruszał się dość ostrożnie na nieznanym mu terenie. Jego kroki nie dudniły o ziemię,stawiane co jakiś czas. Lew miał nastawione wszystkie zmysły. Wzrok. Słuch. Dotyk.
-Kamba..
Zatrzymał się szybko, na dzwięk znajomego głosu. Odwróciwszy głowę, zauważył swych sługów. Dumnie uniósł głowę. Nie zgubili się.
-Spózniłeś się,-mruknął jeden z nich, ciemny.
-Ja się nigdy nie spózniam,-syknął Kamba, strosząc ze złości sierść.
Czwórka obecnych lwów, skinęła głowami, nawet się nie odzywając. Natomiast piąty uniósł wysoko jedną brew.
-Po co nas wezwałeś? Zdajesz sobie sprawę przez co musieliśmy przejść!
-Ja nawet nie wiem, co to jest,-brązowy lew uniósł ogon w stronę słońca,-To chyba.. krzak.
-To słońce baranie! Ten stary szaman o tym gadał!-syknął stojący obok ciemnoszary lew, przewracając oczami.
Kamba zmarszczył nos.
-Skończyliście?.  Wracając do twojego pytania... Wezwałem was tu nie bez przyczyny. Nie mogłem powiedzieć tego w miejscu, gdzie wszystko jest pod czujnym okiem Uasi. Drzewa też mają uszy ,wiecie?
-Mów dalej.-zachęcił piąty lew
-Nikt was nie śledził?-uniósł wysoko głowę Kamba, a gdy reszta zaprzeczyła, kontynuował swoją wypowiedz,-Nie wiem, jak wy, moi wierni poplecznicy, ale ja mam dość życia w tym zamknięciu. Wszystkie ziemię uważają że wygrały z nami, bo my siedzimy cicho na Mrocznej Ziemi, tam gdzie chcą nas widzieć. Wszystko przez nią.
Piątka lwów spojrzała na siebie porozumiewawczo. Kamba wiedział, że żeby wygrać, musi zdobyć ich pełne zaufanie.
Westchnął:
-Wiedziałem, już was przekabacili. Nie pomyśleliście, jak Uasi udało się wyjść cało z lasu i powrócić w chwale?  Jest szpiegiem lwioziemców!
-Uasi?
-To ma sens!
-Skąd to wiesz Kamba?
Lew warknął pod nosem. Prędko zbliżył się do lwa. Był przygotowany na tego typu pytania zadawane przez "sługusów".
-Mądrzy się domyślają. Czyżbyś taki nie był, Kiburi?  Poza tym, słyszałem jej rozmowę, właśnie na granicy z pustynią i lasem. Ufacie mi prawda?
-Jesteś wielkim wojownikiem,-jeden z lwów pochylił głowę,-Mów.. co mamy robić, by zapobiec takiemu życiu.
-To proste..-Kamba uśmiechnął się szyderczo, zadowolony z siebie,-..trzeba pozbyć się Uasi.


Gdy Kifo zabrał się za wykonanie obowiązków, trzeba mu było przyznać, że nie był specjalnie zadowolony. Lwom z Czarnych Skał, szło dzisiaj kiepsko w walce. Nie mieli nawet pomysłu, co złego mogą zmalować. Kradzież? Nie.  Zabójstwo? Uasi zabrania. To może patrol? To dla nudziarzy!
Zdecydowali się więc zostać w jaskini. I pewnie wszystko by tak zostało, gdyby nie pojawienie się brązowego lwa o czerwonej grzywie.
-Giza zamordowana!  Na granicy!
-Co ty wygadujesz?!-warknął Kifo, zbliżając się do lwa. Wystawił pazury, wbijając je w jego bok. Brązowy nawet nie mrugnął. Trzymał się dzielnie, tłumacząc, podczas gdy Kifo jeździł po jego ciele pazurami.
Z otwartymi szeroko z zaskoczenia oczami, Kifo próbował przetrawiać informacje o śmierci córki. Według brązowego lwa, Wimbo, lwica musiała wybrać się na polowanie  do lasu (na małą zwierzynę oczywiście, rzadko pojawiały się antylopy) lub do szamana, Gdy on "zmęczony dzisiejszym dniem" wybrał się nad strumień, by się ochłodzić, znalazł ją nie żywą. Pewnie ktoś ją zabił... jak to na Mrocznej Ziemi...
-Powiedziałeś Uasi?
-Tak. Powinna być w drodze,-lew szybko pochylił głowę, gdy Kifo z teatralnym spokojem opuścił jaskinię, ciągnąć  za sobą towarzyszy.


Uasi, otworzyła oczy. Przeciągnęła  się, zdając sobie sprawę z tego, że musiała zasnąć. Spojrzała w stronę swojego brzucha, podziwiając dwoje lwiątek przy jej brzuchu. Powoli wstała, by wyjść z jaskini. Chciała zasmakować mroku poranka i.. może jakiegoś ciekawego towarzystwa? 
Właśnie w tej chwili do jaskini weszła Giza. Młoda dorosła. Tak na nią wołali, gdy przyglądali się jej delikatnym rysą i silnej sylwetce.
Podobnie jak swoją własną matkę, podróż do Lwiej Ziemi umocniła ją w charakterze.
Giza uśmiechnęła się delikatnie.
-Witaj matko, czy przychodzę w nieodpowiedni czas?
Uasi zmarszczyła brwi.
-Właściwie, jesteś mi potrzebna,-machnęła ogonem w stronę lwiątek,-Dopilnuj, żeby przeżyli pod moją nieobecność.
Oczy Gizy rozszerzyły się.
-Co? Mam pilnować tych bachorów?
-Uważaj na słowa. Ja też się tobą...-urwała. W rzeczywistości, zaraz po urodzeniu lwiczki, Uasi oddała córkę pod opiekę innej lwicy. Gizę ponownie otrzymała , dopiero gdy ta była gotowa do wykańczających treningów, by stać się najlepszą.
Giza była teraz najgroźniejszą samicą.  Udało się.
Uasi pokręciła głową.
-Zrób to. Wrócę nie długo.
Na tym urwała, wychodząc z jaskini.
Podążyła w stronę wodopoju, równym krokiem.  Przynajmniej miała taki zamiar, bo w połowie się zatrzymała. A może by tak ruszyć na polowanie?

Czasem Uasi dziękowała sobie samej za taki wzrost. Dzięki temu mogła się szybciej poruszać, oraz być mniej widoczna dla zwierzyny. Gdy tylko w znanej ciemności Mrocznej Ziemi, zauważyła ptaka o szarych piórach, zaczęła się do niego skradać. Skoczyła w jego kierunku z warkiem. Od razu go zjadła, nie kwapiąc się do pozostawienia po sobie kości.
Polana na której się znajdowała, położona była bliżej wodopoju. Lwica więc odwróciła się , by odejść. Zatrzymał ją głos.
-Twoje życie.. dobiegło..-ktoś na nią skoczył. Przyszpilił do ziemi, wbijając w jej ciało ostre pazury,-..końca..


Kifo prowadził swoich towarzyszy równym i szybkim krokiem w stronę strumienia. Las wydawał się jeszcze ciemniejszy niż przedtem, a przecież patrol wiele razy tędy kroczył. Milczeli i jedyny dźwięk który im towarzyszył, to ciężki odgłos kroków.
Kifo zatrzymał się dopiero wtedy, gdy dotarł do strumienia. Zmarszczył brwi.
-Gdzie..
-Teraz!
To pułapka
W stronę lwów z Czarnych Skał rzuciło się około ośmiu dobrze umięśnionych samców. Wszyscy z mordem  w oczach i wysuniętymi pazurami, gnali ku nim, w celu pozbycia się przeciwników. Kifo i jego towarzysze przez zaskoczenie, stracili przewagę.  U partnera Uasi pojawiła się jednak nieznana mu dotąd siła. Lew szybko odszukał wzrokiem Wimbo i to właśnie w jego kierunku wykonał szybki skok. Nie chciał słuchać wyjaśnień. Pragnął tylko śmierci brązowego.

-Głupi oni,-mruknął Bundi, gryząc się w kark, by pozbyć się pcheł. Kejeli usiadł, by umyć pełne krwi łapy. Ci, którzy ich zaatakowali, leżeli  obok martwi.  Lwy z Czarnych Skał, czuły radość na widok krwi. Coś jednak nie dawało im spokoju. W milczeniu spoglądali w stronę Kifo, stojącego nad.. tym co zostało.. z Wimbo. Ich lider miał zmrużone oczy.
-Coś mi tu nie gra,-warknął Shetan,-Nawet nie zdążyli żadnego z nas zabić. Było ich za mało. Zła taktyka.
-Nie grzeszyli intelektem. Z resztą ty też nie grzeszysz,-mruknął Kejeli, przez co kompan się na niego rzucił. Chwilę tarzali się w piachu. Przerwał im gniewny ton głosu Kifo.
-To nie my byliśmy ich celem
Ciemny lew odwrócił się, by przygotować się do odejścia. I nawet nie odwrócił się, by zobaczyć, czy inni za nim nadążają. Musiał jak najszybciej znaleźć się w obozie.


Uasi wyczuła zapach przeciwnika, śmierdzący, nieznany. Nie miała wątpliwości, że przeciwnik wywodzi się z Mrocznej Ziemi. To sprowadziło ją do większej furii. Jak śmiał! 
Próbowała się wyrwać. Przeciwnik był jednak od niej większy i trzymał w miejscu, które nie pozwalało jej wykonać jakiegokolwiek ruchu.  Uasi nie należała jednak do takich, którzy łatwo się poddają.
-Długo czekałem, by to zrobić.-warknął. Mocniej wbił pazury w jej kark. Pochylił się, by odebrać jej życie. 
-Pokaż tchórzu kim jesteś!  Co, boisz się stanąć ze mną do uczciwej walki?!
-Ty nie zachowałaś się uczciwie.. czemu ja miałbym?-syknął, unosząc głowę z wyższością,-..ale skoro sobie życzysz.
Jego uścisk zelżał. Kamba nie puszczając lwicy, przewrócił ją na drugi bok, ukazując cały swój pysk. Uasi wpatrywała się w lwa ze zmrużonymi oczami. Czerwona grzywa, pomarańczowy nos, brązowe futro. Zdrajca-pomyślała. 
Szybko wystawiła pazury, wbijając je w oczy Kamby. Lew syknął, czując piekący ból i na chwilę stracił równowagę. Uasi wykorzystała to, wyrwała się.
Stojąc naprzeciw siebie, mieli teraz równe szanse. Kamba warknął, odsłaniając kły.
-Będzie ciekawiej.-splunął
Uasi także ukazała kły. Pazury wbiła w ziemię, czując narastający gniew. Nagle przed oczami stanęły jej wszystkie treningi walki, którym poddawała ją zarówno matka jak i ojciec.
Prędko podskoczyła w stronę lwa, rzucając się w jego stronę.  Kamba uskoczył , wykonując atak z boku. Uderzył ją łapą z wystawionymi pazurami tak mocno, że Uasi poleciała na bok. Szybko złapała równowagę i z warkiem wskoczyła mu na plecy. Kamba wił się, próbując ją zrzucić. Ugryzł ją w łapę. Ciemna lwica wbiła natomiast w jego bok ostre pazury. Ugryzła go w ucho, odgryzając jego kawałek.
Kambie udało się w końcu zrzucić ją z siebie i teraz to on miał przewagę, drapiąc ją zaciekle. Uasi nie pozostała dłuższa. Rzucili się na siebie, turlając się w tumanie kurzu i dymu. 
Zwabione odgłosami walki stado, zaczęło gromadzić się wokół. Podchodzili możliwie jak najbliżej, by zdołać się przyjrzeć walczącym. Zamarli niemal wszyscy, gdy odkryli , że ktoś walczy z Uasi. Niespokojne szepty rozniosły się błyskawicznie. Wszyscy byli pewni, że to ostatnia walka ich przywódczyni.
Słysząc te głosy, Uasi nabrała jeszcze większej pewności, że musi wygrać tą walkę. Nie da zapamiętać siebie jako słabej! To jeszcze nie był jej czas..   Bez mrugnięcia okiem odskoczyła od lwa. Kamba przyjrzał się jej z nienawiścią w oczach. Uasi uśmiechnęła się szyderczo, co zbiło go z tropu. Lwica zamiast rzucić się bezpośrednio na niego, obskakiwała go ze wszystkich stron, drapiąc pazurami lub gryząc. Kamba miotał się próbując ją wytropić. W ostatniej chwili zauważył zatapiającą się w ciemności lwicę. Rzucił się w jej kierunku. 
Uasi zaatkowała go od tyłu, powalając na ziemię. Miotali się w walce jeszcze przez chwilę, nim lwica przejechała z całą okrutnością pazurami po jego brzuchu. Wylała się krew. Lew dostał drgawek, które po dłuższej chwili ustały, gdy wydał z siebie ostatnie tchnienie.


Uasi odwróciła się w stronę swojego stada, przenosząc na nich rozdrażnione spojrzenie. Jej ciemna łapa pokryta była jasno czerwoną krwią i lwica czuła, miłe łaskotanie, gdy wiał na nią suchy wiatr. Warknęła do swojego stada:
-Niech ten głupiec, będzie dla was przykładem. Nie zadziera się ze mną, bo gorzko się za to płaci. Nie znam litości, a jeśli ktokolwiek dopuści się podobnego czynu, spotka się z moimi pazurami!-splunęła.
Lwy powoli pokiwały głową, następnie rozchodząc się.
Tak z dużego tłumu, zostało jedynie kilka pojedyńczych członków stada. Giza, podeszła bliżej do matki, wlepiając w nią spojrzenie dużych oczu.
-Mało brakowało.
Uasi wyprostowała się gwałtownie, wcześniej skupiona w swoich myślach.
-Nie powinnaś zająć się rodzeństwem? Jeśli dowiem się, że coś zrobiłaś mojemu synowi to...
-Luz, żyję,-mruknęła jej córka,-Ale nie będę z nimi siedzieć.
To mówiąc chciała odejść. Powstrzymała się jednak, najpierw schylając z szacunkiem głowę przed lwicą. Miała nadzieję, że matka nie przyjmie tego jako buntu.
Uasi wydała się jednak tym nie przejmować. Pózniej zajrzę do lwiątek.. to je wychartuję.-pomyślała, stawiając kilka kroków przed sobą.

Przeszła po zimnym ciele Kamby, nawet nie zatrzymując się,  by je obwąchać. Pózniej je ktoś sprzątnie, to nie było jej zadanie.
Puściła się truchtem w stronę wodopoju, marząc o ugaszeniu palącego pragnienia.
Zanurzyła pysk w chłodnej wodzie, świadoma przerażonych spojrzeń zebranych. Byli przecież świadkami tragicznej śmierci zdrajcy, którego dokonała ich mała przywódczyni.
Lwica poczuła więc ogromną dumę. Niech stado wie, że nie powinno ze mną zadzierać i wtrącać swoje okropne pyski do mojej władzy!

Położyła się wygodnie, gdy zaspokoiła pragnienie. Coś jednak nie dawało jej spokoju. Po chwili, zjeżyła się lekko, usłyszawszy kroki. Tak, kroki jak kroki. Uasi nie bała się kolejnego ataku. Nie wiedziała, czemu tak zareagowała, zwłaszcza, że po zapachu poznała z kim ma do czynienia.
Jej spojrzenie zapłonęło gniewem, gdy odwróciła się do lwicy. Próbowała ukryć zdziwienie.
-Witaj, Uasi. Miło cię widzieć,-mruknęła ciemna lwica, przesuwając się trochę do przodu. Zanurzyła pysk w wodopoju.
Uasi poczuła ochotę by obedrzeć ją ze skóry. Powstrzymała się jednak, wiedząc, że to nie przyniosłoby jej wystarczającej sadysfakcji.
-Nie powinnaś wychodzić o zmierzchu, jeszcze ktoś zrani twoje delikatne ciałko,-mruknęła z jadem Uasi, kładąc się ponownie.
Lwica, odwróciła się w jej kierunku, z lekkim uśmiechem.
-Nie wygląda, żebym miała się czegoś obawiać..
Uasi spojrzała na nią gniewnie. Pewnie w nocy, nie było tego widać, ale mrocznoziemcy mieli dość dobry wzrok i nie obawiała się, pokazywać swoje zirytowanie.Wiedziała, że je zobaczy lub wyczuję.
-Rzucasz mi wyzwanie, Salla?
Salla usiadła. Oscentacyjnie podniosła swoją łapę, by ją umyć.
-A mam powody? Nie robię przecież nic złego.
Sama twoja obecność jest drażniąca. Czekaj tylko, aż wyrwę ci ten uśmieszek krwawymi pazurkami!-pomyślała z mocą Uasi.
Następnie odwróciła się, warknęła, odwróciwszy głowę, a pózniej z dumą odeszła, stawiając powoli kroki. Zmysły miała wyczulone.

Salla, spoglądała za nią, mrużąc oczy. Nie podobało jej się, jak ta się panoszy. Salla, była o wiele starsza, bardziej doświadczona i to dawało jej swego rodzaju pewność, że powinna  być bardziej szanowana.


***
Dedykacja dla Mfalme Lioness -dziękuję za cierpliwość :)
Cześć! 
Z rozdziałem trochę mi zeszło, ale to dlatego, że w każdy staram się wkładać  serce, żeby wychodziły jak najlepiej dla was! :D 
Postrzymałam się, przed opowiedzeniem historii nowej postaci Sally- a także przed tym jak ważną ma rolę w dzisiejszym rozdziale, by zostawić was w niepewności, tajemnicy. W każdym rozdziale będę więc wkładać urywek ważnego faktu o niej, ale to w następnym rozdziale, można będzie poznać bliżej jej powiązanie z .... pewną osobą.
Życzę wam miłego dnia/wieczoru. Następny rozdział pojawi się jak najszybciej.
Pozdrawiam! 
ps: Widzieliście już nowe postacie w zakładce "Bohaterowie" i "Przodkowie"?
pss: Pojawią się w niej również Sawa, Simba II i Leah, ale to później..   Taki spoiler: jedna z tych postaci jeszcze zagości na tym blogu. Pytanie tylko, czy żywa, czy martwa O.O

sobota, 6 kwietnia 2019

Fragment rozdziału 40

Premiera: 07.04.2019


Uasi odwróciła się w stronę swojego stada, przenosząc na nich rozdrażnione spojrzenie. Jej ciemna łapa pokryta była jasno czerwoną krwią i lwica czuła, miłe łaskotanie, gdy wiał na nią suchy wiatr. Warknęła do swojego stada:
-Niech ten głupiec, będzie dla was przykładem. Nie zadziera się ze mną, bo gorzko się za to płaci. Nie znam litości, a jeśli ktokolwiek dopuści się podobnego czynu, spotka się z moimi pazurami!-splunęła.
Lwy powoli pokiwały głową, następnie rozchodząc się.
Tak z dużego tłumu, zostało jedynie kilka pojedyńczych członków stada. Giza, podeszła bliżej do matki, wlepiając w nią spojrzenie dużych oczu.
-Mało brakowało.
Uasi wyprostowała się gwałtownie, wcześniej skupiona w swoich myślach.
-Nie powinnaś zająć się rodzeństwem? Jeśli dowiem się, że coś zrobiłaś mojemu synowi to...
-Luz, żyję,-mruknęła jej córka,-Ale nie będę z nimi siedzieć.
To mówiąc chciała odejść. Powstrzymała się jednak, najpierw schylając z szacunkiem głowę przed lwicą. Miała nadzieję, że matka nie przyjmie tego jako buntu.
Uasi wydała się jednak tym nie przejmować. Pózniej zajrzę do lwiątek.. to je wychartuję.-pomyślała, stawiając kilka kroków przed sobą.


Zaciekawiłam? ;)