-Nigdy więcej,nie waż się uważać za silniejszego ode mnie!-wystawił pazury i z całej siły,walnął lwa w policzek.Ten tylko syknął,bo co innego miał zrobić,nie mógł się ruszyć,a co za tym idzie,bronić.Mwana,zadał jeszcze trzy ciosy,po czym wraz z czekoladowych,oddalili się znacznie od leżącego.
Szli przez znany im teren,z wysoko uniesioną głową.
-Naprawdę ci się sprzeciwstawił?-spytał z niedowierzaniem czekoladowy
-Przecież mówiłem!-warknął brązowy,-wielu takich chodzi,ale to dobrze..
Czekoladowy lew,spojrzał na Mwanę ,że zdziwieniem
-..bo inaczej nie było by zabawy,-zaśmiał się brązowy
Szli jeszcze trochę,zatrzymując się dopiero,przed wodopojem.Na szczęście,nikogo przy nim nie było.Dwójka lwów podeszła do niego i ochoczo,zaczęła pić wodę.
-Dobra,idę..-powiedział tylko Mwana,po czym zaczął się kierować w zupełnie inną stronę,niż przyszedł.Czekoladowy,nie chciał pytać gdzie idzie.Znaczy,był ciekawy,ale wiedział,że takie pytanie,może się zakończyć dla niego uderzeniem w policzek.Westchnął więc,po czym udał się w stronę Czarnych Skał.
W tym czasie,Mwana przemierzył już dawno,większość trasy.Pod jego łapami,znalazło się już kilka małych kamyczków,ale nie zważał na ból,właściwie to się z niego cieszył.Słońce,nie docierało na Mroczną Ziemię,może tylko od czasu do czasu małe promyki słońca.Lew zmrużył oczy,zatrzymał się na chwile,po czym przyspieszył kroku,był bliżej celu.
Szybko przystanął,oraz wyrównał oddech.Przycupnął,po czym zaczął się stradać w stronę gryzonia,który stał mu na przeciw.Wysunął pazury,łapy przylegały idealnie do ziemi.Obnażył kły,po czym posuwał się coraz bliżej celu.Kiedy był już wystarczająco blisko myszy,skoczył na nią,tym samym doprowadzając ją do śmierci.Uśmiechnął się szyderczo,po czym wziął pożądny kęs posiłku,po nim nastąpił kolejny i tym samym,zakończył posiłek.Pomlaskał chwile,rozglądając się do okoła.Kiedy zobaczył duży kamień,podbiegł do niego,po czym zajął miejsce na jego górze.Ułożył się wygodnie i nawet nie poczuł,kiedy zabrał go sen.
***
Shetani,przeciągnęła się wygodnie,po czym odwróciła się na drugi bok.Leżała na podwyżu,które było symbolem tej wielkiej jaskini.To właśnie na nim,Kesho wydawał rozkazy.Teraz,było tylko legowiskiem,pokrytym trawą.W koncie,leżał świerzo upolowany ptak.Domyśliła się,że był to ten,którego upolowała przed wschodem słońca,kiedy jeszcze się dobrze czuła.Teraz,bolał ją strasznie brzuch,ale to ignorowała.Wiedziała otóż,co jej dolega.Wiedziała i widziała.Poczuła,że to nie długo nastąpi.Umyła więc starannie swoje dotąd brudne futro,po czym położyła się w najciemniejszym koncie jaskini.
Trochę czasu później,dostała pierwszego skurczu.Za nim poszedł drugi,a następnie,poczuła,że zaczyna rodzić.Nigdy nie przyjmowała porodu,to było jej pierwsza niechciana ciąża.Kiedy dowiedziała się,że jest w ciąży,z początku miała ochotę płakać,co jej się nie zdarzało,a potem..zabić każdego kogo spotka na swojej drodze.Uspokoiła się jednak i nie powiadamiając o tym ojca dziecka-Mwany,ruszyła do jaskini.W niej,spędzała większość swojego czasu od tej wiadomości.A dzisiaj,bez niczyjej pomocy,miała wydać na świat potomka.
Skurcze zmoczniły się,próbowała więc się wyluzować,podobnie mięśnie.Syknęła z bólu,kiedy poczuła najgorszy skurcz.To już..
***
Nie tylko Shetani,tego dnia rodziła.Lwica Mlezi*,także wydawała na świat potomka.Ta jednak,mogła liczyć na pomoc matki.Vita*,była surową lwicą,nikogo nie pozostawiała przy życiu,kto jej podskoczył.Jednka,z całego serca,kochała swoją córkę.W prawdzie,tylko ona jej pozostała,kiedy to jej syn zginął w niewyjaśnionych okolicznościach.Od początku,nie była za tym,żeby związała się z czarnym lwem,zaprzyjaźnionym i pomagającemu Mwanie.Mlezi,kochała jednak szczerze Kivuliego*,a także była pewna,że szczerze pokocha ich dziecko.Właśnie w chwili,kiedy ból ustał,mogła w spokoju,spojrzeć na swoje dziecko.Umyła go,po czym spojrzała z uśmiechem na matkę.Mały miał jej oczy,niebieskoszare,futro natomiast odziedziczył po ojcu.
Vita mruknęła w zamyśleniu.
-Jest dość duży jak na noworodka,będą jeszcze z niego lwy
-Wiem o tym matko,będzie też z niego,idealny władca Lwiej..
-Ciii! Zamilcz!-warknęła Vita,-nikt nie może wiedzieć o tym! ściany mają uszy pamiętaj!
-Dobrze,matko
Kiedy Vita opuściła jaskinię,Mlezi mogła w spokoju podziwiać syna.Nie był jej pierwszym dzieckiem i napewno nie ostatnim.Miała kiedyś dwie córki,jednak zginęły,zabite przez ich ojca.Teraz,miała wymarzonego syna i modliła się do..nie miała kogo.Nikt na Mrocznej Ziemi,nie wierzył w Duchy Przodków.Śmiali się z nich.Wierzyli,że po śmierci,ich dusze się odradzają w ciemnej armi.
-Nazwę cię Kifo,-polizała syna po łebku,po czym wyjrzała wzrokiem z jaskini.Było już ciemno,a właśnie w najgorszym stadium ciemności,po dworze chodzili..ci najgorsi.Jej matka,także wtedy chodziła i jak jej tłumaczyła,nie raz zabijała włuczących się nocą.Czy była to bajka dla dzieci? Może tak,może nie.Mlezi nie zamierzała tego sprawdzać.Złapała syna za kark,po czym cofnęła się znacząco pod samą ścianę.Otuliła go solidnie w łapach,co spowodowało,że szybko zasnął.Ona nie zamierzała spać,wolała czuwać.
***
Mwana,otworzył oczy,gdy poczuł,że ktoś go dźgnął łapą.Spojrzał na winowajce.Był to młodszy lew,może gdzieś nastolatek.Skulił po sobie uszy,po czym przepraszająco spojrzał na lwa.Normalnie,Mwana by zabił "łatwy cel",w tej jednak chwili,nie miał ochoty na rozlew krwi.Ale mogło się to jeszcze zmienić..
-Czego chcesz?!
-Ja-ja...mam wiadomość,że Shetani,urodziła dzisiaj...lwiątko,-jąkał się nastolatek.Kiedy tylko wydusił z siebie te słowa,zaczął uciekać od miejsca,gdzie przebywał brązowy.Mwana,zamyślił się przerażliwie.W jego głowie buszowało milony pytań.W końcu,zacisnął zęby,po czym powolnym krokiem,ruszył w stronę jaskini lwicy.
To nie było jego pierwsze dziecko.Miał ich już trzynastkę.Z tego co pamiętał,dziesiątkę synów,a reszte córek.Dwójkę córek,miał nawet z Mlezi,córką Vity-lwicy,którą bardzo dobrze znał.Walczył z nią nie raz.To właśnie ona,warczała zajadle,kiedy brał jej wnuczki.Nie chciał być ojcem,nie chciał i tyle.Nienawidził tego.Kiedy tylko,jakaś z jego "partnerek",urodziła mu lwiątko,zabierał je od matki,po czym zabierał je nad wodopój.Na samym początku,zabijał je,po czym wrzucał ich małe ciałka do wodopoju.Robił to wielokrotnie i wiedział,że musi postąpić tak i tym razem.
Kiedy dotarł już do jaskini Shetani,z ciężko bijącym sercem,wszedł do środka.Nie wiedział czego się spodziewać.Kiedy znalazł się w środku jaskini,dojrzał w koncie lwice.Shetani widząc lwa,lekko się uśmiechnęła,lecz po chwili,ten uśmiech szedł z jej pyska.Brązowy zbliżył się do niej szybkim krokiem.Spojrzał w jej łapy,gdzie z wielkim uśmiechem,brązowa lwiczka wpatrywała się w niego jasnoniebieskimi oczami.Była bardzo drobna,co mu się nie specjalnie podobało.
-Nie mówiłaś,że jesteś w ciąży,Shetani,-odezwał się w końcu lew
-To było nieistotne,widzisz przecie,że jest do nas podobna,-odparła lwica
-Mhm..może i jest,-syknął,-ale to nie zmienia faktu,że jest słaba! Nie przeżyje nawet pięciu minut,poza twoimi łapami!,-warknął,-daj mi ją!
-Co zamierzasz z nią zrobić?-spytała bez emocji lwica
-To co z jej rodzeństwem,zabiję i utopię.I tak,długo by nie przeżyła!
Lew wyszczerzył kły,co przeraziło lwiczkę.Schylił się,żeby wziąść ją w zęby.Zamiast tego,został odepnięty.Spojrzał zdezorientowany na brązową.
-Co to ma znaczyć? Daj mi tą małą pokrakę!
-Nie dam!-zasłoniła ją łapą,-Także nie jestem zadowolona z tego,że jest taka drobna! Także,nie chciałam mieć dziecka,ale wiem jedno! To krew z mojej krwi i nie dam ci jej zabić! Sama ją wykarmie!
-I tak,prędzej czy później zginie,-warknął,po czym spojrzał ostatni raz na lwiczkę i wyszedł z jaskini.Jego i Shetani drogi,rozeszły się raz na zawsze.Lwica nie zamierzała dać po sobie znać,że jest jej z tym źle.Spojrzała na ciemnobrązową.Miała po niej oczy,co jej najbardziej pasowało.
-Mroczna Ziemia,to okrutne miejsce,-odparła surowo,-każdego dnia walczymy tu o życie.Postaram się ci pomóc,wykarmie cię,ale resztą..ty się musisz zająć.Musisz mieć najwyższą rangę i stać się najokrutniejsza.Tylko w ten sposób,dasz radę!
Lwiczka ziewnęła,po czym zmrużonymi oczkami,dalej wpatrywała się w matkę.
-Eh!-przewróciła oczami Shetani,-trzeba cię jakoś nazwać..może by tak Kisasi? Nie.Może Kuua*? Nie.Wiem!.. Uasi* ,to zdecydowanie do ciebie pasuję.
Brązowa ziewnęła,po czym wraz z lwiczką,zasnęły.
***
Mwana,chodził niespokojnie po jaskini,gdyby ktoś wszedł mu teraz w drogę,mógły tego nie przeżyć.Te nerwy,nie dały mu myśleć.Wybiegł z Czarnej jaskini,po czym podążył tropem sawanny.Wszedł do jaskini Shetani,bez zapowiedzi,po czym powolnym krokiem,ruszył w stronę lwicy i lwiątka.Chwycił swoją córkę w zęby,po czym je mocniej zacisnął.Lwiczka pisnęła,co prawie obudziło Shetani.No właśnie..prawie.Jeden ruch,mógł teraz przekreślić życie Uasi,a lew doskonale wiedział,jaki będzie ten ruch.
Hej! Mam nadzieję,że rozdział 2 się spodobał c:
*Mlezi-opiekun
*Vita-bitwa
*Kivuli-cień
*Kifo-śmierć
*Kuua-zabij
*Uasi-bunt
1.Jaki ruch wykona Mwana,czy Uasi przeżyję?
No nie! Nie mogę uwierzyć, że nigdy przedtem nie przyszło mi do głowy, żeby nazwać jakąś lwicę "rebelia"! Czy mogę pożyczyć imię głównej bohaterki? :) Mam pomysł na blog o lwicy, która wznieci w królestwie rebelię... Oj, nieistotne.
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo ciekawy, tylko końcówka dziwna. Zawiesiłaś akcję w tak ważnym momencie, a w następnym rozdziale nie ma słowa wyjaśnienia o tym, co chciał zrobić z Uasi Mwana i czy rzeczywiście to zrobił ;)
Pozdrawiam
Dziękuję za komentarz.Co do imienia,jasne że możesz.Czy wznieci reberie? Nigdy nie wiadomo :P .Co do kończówki,napewno w swoim czasie,dowiesz się trochę więcej,co się wtedy stało c:
UsuńTakże pozdrawiam