Serce Uasi zabiło szybciej,kiedy ujrzała przed sobą łapę.Zacisnęła zęby,starając się uspokoić oddech.Nie było to jednak takie łatwe.Miała nadzieję,że lew nie schyli się,bo wtedy na pewno,dostrzegł by małą przerażoną lwiczkę.Niestety nie miała tego szczęścia.Mwana,położył się na legowisku.Był przerażająco blisko miejsca,gdzie ukryła się lwiczka.
-Masz tego intruza,-spytał z sarkazmem Kejeli
-Czuję,że on nie poszedł,-odparł Bundi,na co Mabaya warknął.
-Widzisz przecież,że Mwana nie interweniuję,więc na pewno teren czysty!
-Nie koniecznie,-odezwał się w końcu Kivuli,podchodząc do trójki lwów,-ja także czuję ten zapach,ale wydaję się słaby..czyli intruz jest tu od dość dawna
-Przestańcie w końcu!-warknął Mwana,-przejmujecie się jakimś sierściuchem.Jeśli gdzieś tutaj jest..-lew wysunął pazury,-..nie wyjdzie stąd żywy!
Cała paczka lwów,zaśmiała się.Uasi nie było jednak do śmiechu.Jak miała się skąd wydostać,kiedy ci nie mieli nawet zamiaru się ruszyć.Trzeba poczekać,-pomyślała,-mam tylko nadzieję,że mój plan się uda...
Zapadł zmrok,co było jasnym znakiem,by ruszyć na mordy,jak to mówiły lwy z tamtych stron.Mwanie jednak nie za bardzo się spieszyło do wyjścia z jaskini.Rzucił więc tylko swoim towarzyszą wyraźny znak,że dzisiaj sobie odpuszczają,po czym ponownie wygodnie ułożył się na swoim legowisku.Nigdy nie lubiał spać w nocy,wolał wtedy robić coś co uwielbiał-zadawać ból.Po co mu odpoczynek? Nie potrzebował go.Jeśli chciał być dalej na najwyższej pozycji,musiał się nieźle na pracował.Między innymi,ważna była forma i siła,nic innego,nie było mu potrzebne.No może tylko instynt i spryt.
Co innego myślała Uasi.Była jeszcze za mała,by wytrzymać długo na łapach.Teraz,spała by smacznie w jaskini,z zapewne pustym żołądkiem.Adrenalina sprawiła jednak,że brązowa nie mogła teraz uciąć sobie dżemki nawet na chwile.Głód? Nie przeszkadzał jej.Jak już wcześniej wspomniała,wiele razy głodowała.Tak jak każdy mrocznoziemiec,była na to odporna..do połowy,ale była.Mama jej mówiła...no właśnie,mama.Uasi dopiero teraz oświeciło.Dlaczego,jej rodzicielka jej nie szuka.Myśli,że uciekła? Że ją zabili? Druga opcja w sumie możliwa i zawsze może się wydarzyć,ale powinna chociaż poszukać jej ciała.Przecież szacunek do matki sprawiał,że wróciła by na pewno.Shetani widać,nie do końca miała ochotę jej szukać,co ją zasmucało.Była wszak jej jedynym dzieckiem,chodź bardzo chciała mieć rodzeństwo.Taką siostrę,bądź brata.Szkoda,że nie doczeka się ich.
Lwiczka nagle poczuła,że jej powieki zaczynają odpadać.Sama ona,stała się bardziej delikatna,co zapewne było wyraźnym znakiem,że zaczynała usypiać.Nie możesz Uasi,w każdej chwili,może wydarzyć się szansa na ucieczkę,nie możesz spać...nie możesz.Myśli jednak przegrały bez problemu z naturą.Po chwili,lwiczka zasnęła,całkiem nieświadoma tego,co się zaraz wydarzy.
***
Shetani wpatrywała się w niebo.Leżała na "dachu" swojej jaskini,bez strachu.Nie opchodziła ją ewidętna śmierć,która mogła stać za rogiem,lub za nią.Miała mocny argument:Tutaj każdego dnia mogła zginąć,nie obecnie od pory.
Nie martwiła się,nie smuciła,ale żałowała.Jej córka Uasi,najprawdopodobniej już nie żyję,bo pozwoliła jej ruszyć się z jaskini.Zacisnęła zęby i wysunęła pazury.Może kochała córkę,a może nie.Nie znała tego uczucia.Wystarczy,że raz sobie pozwoliła kogoś pokochać...Wystarczy,że tak to się skoczyło.Chciała tylko,by Uasi,była przy niej.Uderzyła by ją raz i dobrze,a napewno,więcej by się nie spuźniła..Teraz zapewne na to za późno.
-Witaj Shetani,-odezwał się głos za lwicą,-nie boisz się siedzieć tu sama?
-A ty..wychodzić bez ochrony mamusi,-odparła bez emocji,odwracając się do lwicy.Doskonale znała tą złotą sierść,szaroniebieskie oczy.Mlezi.Jedna z kochanek Mwany,jedna z jej najsłabszych wrogów.Nie bała się jej.Mogła by przyjść do niej w środku nocy z nożem,a Shetani tylko by się zaśmiała.Do lwicy nie miała żadnego szacunku.Nie bała się więc,stanąć z nią twarzą w twarz.
-Mama jest na mordzie,-odparła
Jej matką była Vita.Shetani wiedziała,że z lwicą jakby stanęła do pojedynku,miały by takie same szanse na zwycięstwo.Czego nie lubiła.
-Więc..nie boisz się śmierci z moich łap,-zaśmiała się brązowa,-masz szczęście,żę akurat nie mam na to nastroju.
-O jakie szczęście,-rzuciła lwica sarkazm,po czym zaczęła odchodzić.
-Czego chciałaś?!-warknęła Shetani,zasłaniając jej drogę ucieczki.
-Mam do ciebie propozycję..
-Jaką?
***
Uasi otworzyła oczy.Wybałuszyła je od razu.Na pysku,poczuła oddech,a przed sobą,dostrzegła głowę lwa,przyglądającą się jej z kpiną.Serce zabiło jej szybciej,nie mogła uspokoić oddechu.To koniec.
-Mam cię!-warknął Kejeli,-patrzcie chłopcy,tu jest ten pchlasz!
Ustąpił miejsca,kolejnemu lwu,który także zatopił w niej zielonkawe oczy.
-To lwiczka.Łatwy cel,-zaśmiał się Kivuli,-Mwana,chodź..przedstawię ci nasz dzisiejszy obiadek!
Nie trzeba było dwa razy powtarzać,by Uasi zrozumiała.Cofnęła się do tyłu,jeszcze bardziej,co sprawiło,że stanęła na tylnych łapach.Muszę uciec.Nie było żadnego wyjście,może tylko jedno,ryzykowne..ale ostatnie.Westchnęła ciężko,po czym wystartowała jak z procy w stronę,gdzie był pysk lwa.Ugryzła go z całej siły,co sprawiło,że od razu jasnoczarny,odskoczył jak popażony.Ona natomiast,wybiegła ze szczeliny,szybko orientując się,że w jaskini,jest cała chmara lwów.Wszyscy na pewno silniejsi i większy od niej.Ale..zawsze jest nadzieja,co nie? Wystawiła małe pazurki,po czym pognała do przodu.Przebiegła pod łapami jednego,po czym minęła kolejnego.Szło jej to całkiem całkiem.Biegła,mijając ich jak popażona.Przekroczyła nawet pierwsze wyjście,kiedy poczuła,zaciśniętą szczękę na jej plecach.Lew podniusł ją do góry.Pisnęła.Pomimo strachu,dała radę kopnąć go z rozmachem,co sprawiło,że na chwile ją puścił.Zdążył jednak szybko się opamiętać i wymierzyć jej mocny cios w policzek.Poleciała pod ścianę.Podniosła się obolała,lecz długo nie pozostała na łapach.Lew ponownie ją podniusł,lecz tym razem mocniej zacisnął szczękę.Uasi wyczuła zapach krwi,wiedziała,że to jej krew.Syknęła z bólu.Krew spłynęła po jej brzuszku,po czym spadła na ziemię,razem z lwiczką.Brązowa nie mogła złapać oddechu.Lew podniusł łapę i już miał zadać kolejny cios,kiedy nagle..
-Przestań!
-Bo co?!-warknął
Podszedł do niego kolejny lew,a za nim cała paczka.
-Bo...ja także chce jej zadać ból,-zaśmiał się
-Wziąłeś sierściucha tylko dla siebie,-warknął kolejny,o białej sierści
-Niech wam będzie..proszę bardzo,-odparł Mabaya
Lwiczka zamknęła oczy,kiedy poczuła,nad sobą ich ostre oddechy.Jak wygląda śmierć? Poczuła,pierwszy cios,wymierzony bezpośrednio w jej brzuch.Jasnoczarny lew,któremu zadała ostatnio ona cios,ugryzł ją w łapy,co spowodowało że pisnęła.
-Proszę..zostawcie mnie,-powiedziała,kiedy kolejny cios,padł na jej brzuch.Kolejny potok krwi,spadł na ziemię,powodując ją już całkiem czerwoną.Brązowej,kręciło się w głowie,wszystko widziała na rozmazany obraz.Mimo wszystko jednak,chciała dalej się bronić.Kopnęła lwa,który miał ugryźć ją w łapę,oraz drapnęła tego,który także się do niej schylił.Spowodowało to,że dostała jeszcze mocniej w brzuch.
-Nie damy litości!-warknął Mabaya
-Nie mamy jej,-potwierdził Kejeli
-Tym bardziej dla lwiątek,-dokończył Kivuli,po czym udrapał ją w plecy.Nie miała jednak już siły,nawet na krzyk.Jeden z lwów,ugryzł ją poważnie w ucho,co sprawiło,że kolejna strużka krwi,spłynęła na jej pyszczek.
Temu wszystkiemu przyglądał się w zastanowieniu Mwana.Jedno jego słowo,mogło uratować tą lwiczkę z opresji.W końcu,wszystcy muszą się go słuchać.Ale po co miałby ratować jakiegoś sierściucha? Wolał się przyglądać temu w zamyśleniu.Przyglądając się tak jednak,dostrzegł pare szczegółów,które go zirytowały.Kolor futra,oczu,mały wzrost,chuda postura.To..była ona.Warknął cicho.
-Przestać! Teraz!!-rozkazał,a lwy natychmiast odsunęły się od pół żywej lwiczki.Mwana,podszedł do niej z wysuniętymi pazurami.Podniusł jej główkę tak,że musiała spojrzeć mu w oczy.Patrzyła na niego że smutniem,błagalmym wzrokiem.On natomiast na nią bez emocji.Oczka Uasi,zamknęły się nagle.Nie miała już siły...nie miała siły żyć.
-Zabij ją,-odparł że stoistym spokojem Kivuli
-Nie mów mi,co mam robić!-warknął Mwana,po czym schylił się w stronę ciała brązowej lwiczki.Złapał ją za kark,zacisnął zęby i..podniusł ją do góry.Wyszedł z jaskini.Jego pomocniczy,spojrzeli na siebie porozumiewawczo.Co on szykował?
Mwana szedł wściekłym krokiem w stronę dobrze sobie znaną.Wszyscy,którzy go spotykali,milkli natychmiast,odsuwając się na bok.Lew przyspieszył,żeby zbulwersowany,wbiec do dużej jaskini.Shetani podniosła się z miejsca na jego widok.Przyjrzała się czemuś,co miał w pyszczku.Była to...jej córka.Warknęła cicho.Lew jakby bez emocji,odstawił ją pod ścianą.
-Co ONA robiła na Czarnych Skałach?!
-ONA ma imię.Uasi.A co tam robiła..to nie wiem tego,-warknęła Shetani,-czemu jest taka pogryziona!
-A co myślałaś?! Że wyjdzie ztego bez szwanku! Nie ma tak łatwo! Moi kumple,zajęli się nią tylko..
-Jak możesz!! Jest twoją córką,-warknęła ostrzegawczo lwica
-Po raz kolejny (3),darowałem jej życie.Kolejnym razem,nie będę taki łaskawy!-lew zaczął odchodzić,-ale muszę przyznać,że nieźle ją wyszkoliłaś
Kiedy Mwana zniknął,Shetani podeszła do Uasi.Westchnęła tylko.Co miała zrobić.Nie było szamana.Miała małe szanse na przeżycie.I wtedy odezwało się w niej coś,co nigdy nie ujrzało światła dziennego.Położyła się obok córki,ogrzewając ją własnym ciałem.Nie spała,czuwała.Nie mogła jej stracić.
-Od jutra,pora zacząć szkolenia na zabójcę,córeczko,-odparła,-jeśli..przeżyjesz
*Kejeli-sarkazm
*Bundi-sowa
Hej! Bardzo się starałam,ale przepraszam,jeśli nie rozbudowałam akcji z walki i ucieczki.Nigdy nie byłam w tym dobra.
Co myślicie o rozdziale? Nie długo,pojawi się kolejny,a nawet dwa! Wena odżywa.
1.Czy Uasi przeżyję?
2.Jak tak,to czy poniesie jakieś skutki swojej "wyprawy"?
3.Czy Mwana pokocha w końcu córkę?
Pozdrawiam c:
Ps:Ile osób chciało by zakładkę z bohaterami?
Świetny rozdział, Uasi nieźle pokazała tamtym łotrom co znaczy być córką Mwany :)
OdpowiedzUsuń1. Jest główną bohaterką bloga - tak.
2. Pewnie będzie miała na ciele więcej niż jedną bliznę na całe życie.
3. Wątpię. Nie on.
Ja chcę "bohaterów"! Ja, ja, ja!