Ponowne spotkanie z Simbą, wywróciło świat Gizy do góry łapami. Lwica zdołała pogodzić się z faktem, że straciła w swoim życiu jedynego lwa, którego pokochała. Jednak los lubił zaskakiwać. Początkowo mieli spotykać się raz na jakiś czas na przyjemnej rozmowie. Szybko okazało się, że ich spotkania są uzależniające. Simba wybierał się do dżungli w przerwie od licznych obowiązków (chociaż często jakieś odwoływał, żeby tylko spotkać się z lwicą), natomiast Giza musiała wymyślać najróżniejsze wymówki. Nie było łatwo przechytrzyć mrocznoziemców. Wykorzystywała swoją pozycję szpiega, zwalając często na dostarczenie nowych informacji. Czasami udawało jej się uciec w tajemnicy, innym razem zwalała na polowanie. Uwielbiała polować, więc szybko łapała zwierzynę, którą wręczała stadu wyrzutków na dowód swoich słów. Nikt się nimi nie interesował. Mogli w spokoju cieszyć się swoim zakazanym uczuciem. Simba otwarcie nazywał to miłością. Gizie ciężej przychodziło okazywanie uczuć. Starała się zapewniać go na każdym kroku o swojej wierności. Oboje uznali, że wszystkie żale o przeszłość odetną grubą kreską.
Giza czasami zastanawiała się, dlaczego wybaczył jej zabicie ojca, wszystkie kłamstwa i bycie wyrzutkiem. Simba twierdził, że nie zna odpowiedzi, ale tak się po prostu dzieje. Dużo opowiadał o życiu na Lwiej Ziemi, a Giza czasami wspominała o Mrocznej Ziemi. Robili to jednak w inny sposób: Simba wymieniał jedynie silne strony lwioziemców, podczas kiedy Giza opisywała mroczne, stare czasy. Lubiła też słuchać o tym, jak Simbie idzie prowadzenie stada.
- Czy po śmierci Uasi zajmiesz jej miejsce i będziesz przywódcą Mrocznej Ziemi? - zapytał pewnego dnia, kiedy leżeli przytuleni do siebie. Giza odwróciła pyszczek w jego stronę, a jej leniwe spojrzenie zrobiło się złośliwie rozbawione.
- Mojej matki boi się nawet śmierć. Tylko ona jest naszym liderem. Trudno sobie wyobrazić, co będzie bez niej, ale pewnie tą rolę przejmie najsilniejszy lew lub najokrutniejsza lwica.
- Więc masz duże szanse. - mruknął, chociaż coś w jego głosie mówiło, że wątpił w jej okrutną naturę. Takie lwy jak Simba, które dorastały w dobrobycie i nigdy nie musiały walczyć o przetrwanie, nie będą potrafiły zrozumieć przywiązania mrocznoziemców do Uasi. To dzięki ciemnej lwicy nastały dla nich potężniejsze i lepsze czasy dla wyrzutków. Kiedy jej partner opowiadał o Uasi, widziała w jego oczach pewien strach. Uasi była okrutna i sprytna, a to zawsze dobre cechy, żeby przetrwać.
Giza nie była pewna, czy umiałaby przewodzić mrocznoziemcami, ale w głębi duszy marzyła o tym zaszczycie. Jej uwagę odwróciło dopiero spojrzenie Simby. Król pochylił się w jej stronę i złożył na jej pyszczku pocałunek.
To Uasi pierwsza zwróciła uwagę na jej brzuch. Lustrowała go spojrzeniem, zanim wtrąciła ostry komentarz na temat lwiątek. Giza dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że odkąd zaczęła spotykać się z Simbą, stała się bardziej nieswoja i wiecznie głodna. Więcej spała i miała mniej energii do codziennych patroli czy treningów. Wkrótce zaczął rosnąć jej brzuch i tak pozostało, aż do porodu. Ciąża córki Uasi krążyła na językach wszystkich mrocznoziemców. Byli ciekawi, ile lwiątek się narodzi i tym samym powiększy się najsilniejszy ród. Nawet Uasi i Kifo zdawali się zadowoleni z wizji wnuków, chociaż oboje z podejrzliwością oczekiwali ich narodzin. Giza musiała zabić jednego z lwów w ich stadzie i wymyślić, że to on był ojcem młodych. Pytania ucichły, przynajmniej tak jej się wydawało.
Chociaż Giza nie widziała się w roli matki, to świadomość, że wkrótce na świat przyjdzie kolejne pokolenie z jej krwi, była całkiem satysfakcjonująca. Dopiero później pojawiły się myśli, jak powinna je wychować i czy będą podobne do swojego biologicznego ojca. Simba miał charakterystyczną sierść, odziedziczoną po swoim ojcu. Znała mało lwów, których kolor oczu przypominał krew. Uspokajała się, że przecież nikt o ich spotkaniach nie widział i że lwiątka będą bezpieczne pod jej ochroną, tak długo, jak sekret pozostanie sekretem.
Poród zaczął się podczas pory suchej, co Giza wyraźnie odczuwała. Był również bolesny i długi. Musiała zaciskać zęby na patyku, żeby nie wydrzeć się na cały teren. To byłaby oznaka słabości. Uasi, która już przeszła przez dwa porody, zdecydowała się pomóc córce. Wkrótce w łapach złotej lwicy znalazły się trzy kulki. Giza przyjrzała się swoim dzieciom z zainteresowaniem. Różniły się od siebie futerkami, wyglądały na zdrowe i silne. Odetchnęła z ulgą, chociaż trwało to zaledwie uderzenie serca. Wyczuła na swoich młodych czujne spojrzenie ich babci.
- Są duże i silne, wyrosną na waleczne lwy. - stwierdziła Giza, chcąc zwrócić uwagę matki. Uasi skinęła głową, ciągle wpatrzona w lwiątka. Jej uwagi nie zwrócił nawet ruch przy wejściu do rodzinnej jaskini. Kifo, Erevu i Shetani usiedli niedaleko, chcąc przyjrzeć się nowym członkom rodziny. Erevu i Shetani wykrzywili pyszczki w grymasie, a lewek nawet szepnął coś niezadowolony, czym oberwał ostrym spojrzeniem ojca.
- Są ładne. - zwrócił się do Gizy.
- Podobają ci się, matko? - spytała dla pewności złota lwica. - Czy zgodzisz się, żebym nadała swojej córce twoje imię? To będzie zaszczyt.
- Zobaczymy na kogo wyrosną. - odparła ciemna lwica. - Nie będziesz żadnemu z nich nadawać mojego imienia. Nawet jeśli to moja krew, są pewne granice.
Giza wywróciła oczami. Nie była zadowolona z odpowiedzi matki.
Kto by pomyślał, Giza została matką! Szybko się to rozegrało. A jeszcze niedawno myślałam, że do tego nigdy nie dojdzie. Jej lwiątka wyglądają ślicznie. Najbardziej podoba mi się Kira, ma takie ładne kolory. Mam nadzieję, że wszystkie przeżyją.
OdpowiedzUsuń