Inny świat-tym właśnie była dla Uasi Lwia Ziemia.Wogóle nie przypominała Mrocznej Ziemi.Uasi uznała,że jest dobra,pełna zwierzyny,tylko na pech..nie była Mroczna.Dla Uasi jej dom był najlepszy,a lwioziemki najgorsze.Zwłaszcza Simba..
Zaplanowała już całą zemstę.
Tym czasem,tak jak mówiła,zbliżyła się do Sawy.Lew nic nie podejrzewał i odwzajemnił uczucie pięknej ciemnej lwicy.
Uasi ukończyła polowania z Leah,na własne rządanie,kiedy jej to świetnie wychodziło.Tajemnica nie wydała się,chodź minął cały miesiąc.
Uasi otworzyła jasne oczy,od razu ziewając.Postanowiła sprawdzić kryjówki,które pokazała jej Leah zaledwie dwa dni temu.Przecież musiała dokończyć swój plan.Chodź bardzo jej się zaczęło podobać na Lwiej Ziemi i nawet poczuła coś do Sawy,nie mogła zapomnieć o tym,dlaczego tutaj się nie urodziła.Przez wygnanie jej matki.
Uasi odkryła jednak coś,co ją zdziwiło.A była to informacja,że jej babcia żyję.Z daleka przyglądała się brązowej lwicy,mającej takie same oczy jak Uasi i Shetani.Nie odważyła się jednak podejść i przedstawić.To mogło zniszczyć jej plan na amen.
Szybko załatwiła to,co miała zrobić,by wrócić na obiad.Lwioziemcy już zjadali swój posiłek.Uasi przecisnęła się,by dorwać do mięsa zebry.Kiedy uznała że się najadła,odnalazła wzrokiem Sawę.
-Wiesz co,z chęcią przystanę na twoją propozycję?
-Tą o dżungli?
-Nie nie..tą o polowaniu,-uniosła do góry jedną brew,-trochę mi się nudzi.
Sawa uśmiechnął się szyderczo,lecz nim odpowiedział,zawołała do Kiara.Pobiegł więc do matki,po czym odeszli na bok.
Uasi usiadła.Dopadł ją pewien plan.A gdyby największą zemstą,było pozbycie się córki Simby? Albo i lepiej,otrucie całej sawanny! To było tak doskonałe,że Uasi uśmiechnęła się.
Kiedy Sawa ponownie do niej podszedł,ustalili,że zapolują na góralki.A trzeba dodać,że było to dziecinnie łatwe.
Uasi pewnie przyczupnęła,a gdy tylko dojrzała góralki,od razu zaatakowała.Złapała za pierwszym razem trzy.Sawa złapał jednego.Wybałuszył oczy.
-Ło,jakbyś całe życie jadła góralki.
-Bo tak było..-wypaliła Uasi,nim ugryzła się w język.Sawa uniósł do góry jedną brew, więc dodała,-I ptaki..są pyszne.
Sawa wybuchł donośnym śmiechem.
-W takim razie,możesz zjeść Zazu!-śmiał się dalej,-Tego starego majordamusa marudę!
-Ok,-wzruszyła ramionami Uasi.
Lew wybuchnął głośniejszym śmiechem.
-Zabawne! -kiedy uspokoił się,podeszli do wodopoju,z którego się napili.Sawa odezwał się:
-Muszę iść..mama mówi,że mamy lekcję
Uasi podniosła zaciekawiona brew i z kpiną spytała:
-O kręgu życia? No tak..w końcu jesteś przyszłym królem.
Sawa wzruszył ramionami.
-Nauka jest nudna,ale wiesz co..kiedyś gdy będę rządził,będę potrzebował królowej,-puścił do ciemnej oczko,przejechał ogonem po jej boku i odszedł ku Lwiej Skale.
Uasi od razu wstała i skierowała się do baobabu Rafikiego.Skorzystała,że szamana nie było i porwała kilka przypadkowych liści.Udała się następnie na Złą Ziemię i zerwała z niego kilka korzeni.Napiła się wody i wrzuciła mieszankę w jej błękit.Zaśmiała się szyderczo,kiedy zauważyła,że ryba pływająca w wodopoju padła na dno nieżywa...Silna trucizna,idealnie.
Ale skoro miała być podlejsza..
Odeszła na granicę i wywołała ogień.Czerwony płomień zaczął się szybko rozprzestrzeniać.Uasi uznała,że jest idealnie okrutna.Szybkim krokiem wróciła na Lwią Skałę.Tam przyczepiła się do dwójki małych lwiątek.Wolała udawać ,że się z nimi bawi,by mieć wymówkę.
Faktycznie,niewiele czasu później,pożar wyszedł na jaw.Na zdziwienie Uasi,szybko został ugaszony.Z niezadowoleniem,zdała sobie z tego sprawę.Dumna mogła być natomiast z tego,że nikt jej nie podejrzewał.Mała ,szara lwiczka i druga kremowa,spojrzały na nią prosząco.
-Pobawisz się z nami jeszcze jutro?
Zobaczywszy,że Kiara wchodzi do jaskini,uśmiechnęła się miło.
-Oczywiście.Chętnie.
Lwiczki szczęśliwe odbiegły.Uasi pomyślała,że to dziwne,jak szybko mogła je uszczęśliwić i jak nie musiały kryć się z przyjaźnią.U nich na Mrocznej...poczekaj,po co ona ciągle musiała o tym myśleć? To był inny świat i chciała się z niego cieszyć.
Podeszła do Kiary.
-Coś się stało?
-Właściwie to tak,-Kiara westchnęła,-ktoś zatruł rzekę podczas pożaru wiele zwierząt poszło się napić i wszystkie odeszły z Kręgu Życia,-zatrzęsła się,-to straszne..kto mógł to zrobić?!
-Przynajmniej była to tylko trzydziestka ssaków,dobrze,że tak szybko wyszło to na jaw,-Kovu polizał Kiarę za uchem,-bo mogło się skączyć gorzej.
-I tak jest źle.
-Prawda..kto mógł to zrobić?-Uasi udała zaskoczenie.Pochyliła przed parą władców głowę,-pójdę już spać.
-Nie idź.Chce byś wyszła z Sawą,Leah na patrol wzdłuż granicy,-zarządził Kovu
Skinęła głową i szybko opuściła jaskinię.Sawa czekał na szczycie Lwiej Skały i zawołał ją do siebie.Uasi wspięła się,by usiąść obok niego.Wyczuła ciepłe spojrzenie pary królewskiej z dołu i uśmiech Sawy.
-Uwielbiam tu siadać.Patrz..zachód! Wkrótce niebo rozświetlą gwiazdy,obejrzymy je.I Rafiki mówił,że księżyc ma być czerwony..mega ,prawda?
Uasi musiała przyznać mu rację.Złączyła z nim ogon.
-Racja.Wspaniale.
-Podoba ci się na Lwiej Ziemi?-spytała Leah
Uasi musiała przyznać,że teraz nie skłamała:
-Podoba mi się.
Lubiła czuć mięką trawę pod łapami,oglądać nocą gwiazdy,polować,jeść,spacerować i być WOLNĄ.
Idąc za lwioziemcami wzdłuż granicy,zastanawiała się czy jest jedną z nich.Nie..zdecydowanie nie była.Nie zamierzała być przemiła,czy pomocna.Kiedy Sawa objął ją ogonem,nie odepchnęła go jednak.Mogła przecież korzystać jeszcze,prawda? Przecież do czego miała wracać.
Spojrzała na gwieździste niebo i czerwony księżyc.Tak..tu było okey.
Hej.Rozdział pisany na szybko,bez weny,dlatego jest taki krótki.Tutaj Uasi zaczyna mieć wątpliwości,czy chce być Mrocznoziemką,wyrzutkiem.Jak myślicie ,którą drogę wybierzę? I który lew stanie u jej boku? Możecie się tego dowiedzieć,jeśli będziecie dalej czytać historię Uasi!
Pozdrawiam c: i życzę miłej księżycowej nocy!
Jutro mam osiemnaste urodziny siostry,więc nie będzie chyba rozdziału ;)
piątek, 27 lipca 2018
czwartek, 26 lipca 2018
#20 /Co to są uczucia?/
Uasi przeciągnęła się.Nie była przyzwyczajona,że budzi ją rano snob ciepłego światła.Podobało jej się to jednak.Rozejrzała się po jaskini.Wszyscy jeszcze spali.Typowe.Wstała i równym krokiem opuściła jaskinię.Zamierzała udać się na własnoręczne zwiedzanie terytorium,a także znaleźć kogoś,kto przekaże wiadomość Kifo.Wiadomość,że jest blisko zwyciężtwa.
Nim jednak zdołała chociażby udać się na sawanne,wpadła na kogoś.Szybko się podniosła i z wrogością spojrzała na lwa.
-Uważaj jak chodzisz,okey?!
Lew zamrugał kilka razy ,nim się uśmiechnął.
-Przepraszam..chyba ślepnę na starość.
Uasi zjeżyła futro.Już miała zaatakować,swoją najsilniejszą bronią-językiem,-gdy wygląd lwa wydał jej się znajomy.Oświeciło ją,więc zmarszczyła brwi.
-Król Simba,tak?
-Poprawka ,były król,-następnie przybrał poważny wyraz pyska,-z kim mam do czynienia?
-Uasi.Jestem nowa w stadzie,-odpowiedziała,starając się brzmieć miło.
Nienawidziła tego lwa całym sercem! To on skazał jej matkę na wygnanie.Shetani wiele o nim opowiadała.Wielki król!-prychnęła z kpiną Uasi.Nie miała do niego żadnego szacunku,już od początku opowiadanych przez matkę historii.Miała ochotę go od razu zabić (w tym była najlepsza) ale w porę się powstrzymała.Jeszcze nie teraz.
Spojrzała na własne łapy.
-Ja lepiej już pójdę.Zapoluje i..
-U nas poluje się całym stadem,-uśmiechnął się lew,-Poczekaj trochę.Leah wyprowadzi zaraz lwicę.
Co mogła zrobić?.Skinęła tylko głową.
Dość długo oczekiwała na lwice.Leah uśmiechnęła się do niej szeroko.
-Fajnie,że się zgodziałaś.Nie będzie tak źle!
-Wiem,-mruknęła Uasi.
Cała grupa lwic,ruszyła w stronę pastwisk.Uasi szła na końcu,obok kremowej i rudej lwicy.Pastwisko było pełne stad antylop.Uasi spojrzała na Leah.
-Polujemy po pięć osób.Rozdzielcie się i znajdźcie najsłabszą zdobycz.Uasi,pójdziesz ze mną,dobrze?
Czyli co? Uważasz mnie za słabszą? Ja ci zaraz pokaże,nie potrzebuję litości.Nie ja!-pomyślała.
-Jasne,-odparła kwaśno.
Przyczupnęły ,udając się w głąb żółto-zielonej trawy.Skradały się cicho i bezszelestnie,w stronę antylop ,które znalazła jedna z lwic.Uasi należała do grupy Leah.Szła na końcu,cicho przemieszczając się.Skupiła się.
Gałązka złamała się,a cichy szelest,rozbudził antylopy,uciekły.Brązowa lwica,o jasnych oczach,spojrzała wściekła na Uasi.
-Coś zrobiła!
-Spokojnie,Kukaa, nie ma powodu do złości.Następnym razem się uda,-zwróciła się do Uasi.Ruszyły na trop drugiego stada i szybko je znalazły.Znów podeszły do polowania.Tym razem Uasi bardziej uważała.
Nadszedł moment skoku.Brązowa wyprężyła mięśnie i na znak,skoczyła.Wylądowała na zadzie antylopy,kiedy inne rzuciły się na jej szyję.Uasi ześlizgnęła się i niezadowolona,skoczyła na równe łapy,w pogoni za uciekającą antylopą.Biegła szybko,ale zaczęło kręcić się jej w głowie.Może to przez słońce.Tak czy siak,kiedy skoczyła,antylopa kopnęła ją w szczękę i biedna lwica padła na ziemię.
Chwile później,podeszła do niej Leah.Wyglądała na zmartwioną.
Głupia lwioziemka..
-Nic ci nie jest Uasi?
-Nie.
-Powinnaś udać się do Rafikiego
-Po co?-spytała,wstając.
Reszta lwic odeszła,ciągnąc za sobą zwierzynę.
-Tyle złapałyście?
-Dokładnie.Nie przejmuj się tym,że nie umiesz polować,mogę cię nauczyć.
Uasi była wstrząśnięta.Rzeczywiście,kiepsko jej poszło.Dlaczego nie umiała upolować antylopy..skoro polowała na góralki,myszy,ptaki u siebie.
No właśnie...dopadła ją nagła odpowiedź.To było co innego.Zmartwiona,spojrzała na własne łapy.
-Zgoda.Jeśli możesz to mnie naucz.
Miała w tym także inny cel.Albowiem,Leah mogła jej pokażać najlepsze kryjówki.Dwa w jednym,piekielnie dobrze.
Leah zaprowadziła ciemną lwicę do baobabu szamana.Rafiki powitał Leah miło.
-Witaj,jak się czujesz?
-Bardzo dobrze.Dziękuję,Rafiki,ale przyprowadziłam ci dzisiaj Uasi..na polowaniu wydarzył jej się przykry wypadek.
Rafiki zmarszczył brwi,gdy przyglądał się lwicy.Coś mu w niej nie pasowało.Stary szaman widział w niej złą aurę.Uasi rzuciła mu nienawistne spojrzenie.Rafiki westchnął,wyprosił Leah i zajął się ranną.
Szybko ją wyleczył.
-Może ci powróżę,co powiesz?
-Nie..nie chce,-odparła Uasi.Opuściła szybko baobab.Rafiki wyglądał jeszcze trochę za nią.Nie mylił się.Lwica musiała pochodzić z zakazanych miejsc.
Sawa podbiegł w te pędy do Uasi.Otarł się o jej bok,czym zdziwił lwicę.Zarumieniłby się,gdyby nie futro.Wyjąkał:
-Może..miałabyś..ochotę przejść się do dżungli?
-Nie.-Uasi wiedziała,że nie może się narażać na złapanie.
-Oh..no a może zgodzisz się chociaż na spacer na łąkę.
-W sumie,czemu by nie?
Sawa miał ochotę skakać z radości.Poprowadził znajomą w stronę łąki.
Po drodze dużo rozmawiali,a właściwie odpowiadali na swoje pytania.
-Nie masz rodzeństwa Sawa?
-Nie.Jakoś tak nigdy się nie udało namówić rodziców,-spojrzał w niebo,nie zwalniając,-czasem czuję się jak jeden z wyrzutków..z Ziemi Wyrzutków.
-Mrocznej?
-Tak..i wiesz..
-Co takiego jest ciekawego w Mrocznej Ziemi, -Uasi skorzystała z momentu,by zadać to pytanie.
-Nic..tylko wyrzutki.Strażnicy ich pilnują.Wiesz,każdy strażnik ma kod,jak ktoś pozna wszystkie cztery,może przecisnąć się na ziemię wygnańców i z niej uciec.
Uasi szokowała ta informacja.
Zaśmiała się.
-Znasz te kody?
-Pewnie!-uśmiechnął się lew,zadowolony z radości lwicy,- M-a K-a B-a i S-a
W nagłej radości,przytuliła lwa mocno.
Ruszyli w dalszą drogę.
Łąka ukazała im się szybko.Uasi z niedowierzaniem wpatrywała się w piękną łakę,iście zieloną.Nie mogąc się powstrzymać ,zbiegła w dół zbocza.Trawa powiewała na wietrze,ziemia pod łapami była mięka i żyzna.Uasi padła na trawę,kładąc się na niej plecami.Niepostrzeżenie śmiała się.Przekręciła się na drugi bok.Sawa podszedł do niej spokojnie.
-Czyli ci się podoba?
Uasi siada
-Tak! Jest reweracyjnie!
Sawa uśmiechnął się szerzej na te słowa i....pocałował Uasi.
Brązowa trwała w tym,puki zaskoczona nie odskoczyła.Odwróciła się,po czym odbiegła. Musiała wszystko przemyśleć.
Sawa zerwał się.
-Uasi,przepraszam!
Ciemna lwica ułożyła się pod Lwią Skałą.Myśli kotłowaly jej w głowie,nie wytrzymała.Pobiegła w stronę Złej Ziemi.Paskudny klimat,przypomniał jej dom.Usiadła.Nie wiedziała czemu,ale pocałunek księcia jej się spodobał.Poczuła rozlewające się ciepło.Marzyła by to powtórzyć.
Ale nie..
Co jej było?
Ale..poczekaj!
Poderwała się.Dlaczego miałaby nie poderwać księcia Sawy? Zdobędzie wtedy jeszcze większą przewagę.
Zmarszczyła brwi.Zrobi to szybko.
Jej uwagę przykuł jednak niewielki czerwono-niebieski ptak.
-Hej! -krzyknęła w jego stronę,-zrobisz coś dla mnie,za kilkadziesiąt ziaren?
-Słucham..-ptak spojrzał na nią,-co takiego?
-Musisz przekazać komuś wiadomość..
***
Unikała Sawy.
Dlatego rano udała się z Leah na polowanie.
Leah dobrze ją uczyła,ciemna starała się wszystko zapamiętać.
Hej.Ten rozdział został sto procent napisany 26.07.2018,a nie jak jego poprzednicy.Szykujcie się na to,że chce zakończyć wszystkie blogi w wakacje.
Mam nadzieję,że rozdział się spodobał.Zakładka "Bohaterowie" wkrótce zostanie zaaktualizowana.
Pozdrawiam c:
Ps:Wróciłam!
#19 /Nie zapomnij o misji/
Uasi z niedowierzaniem przyglądała się Lwiej Ziemi.Nie mogła zrozumieć,jak funkcjonuję to królestwo.Brzydził ją dotyk trawy,chodź był milutki.Denerwował śpiew ptaków,chodź był kojący.Każdy krok przyprawiał ją o niepewność.Powtarzała ciągle swój plan,nie mogła o nim zapomnieć.Musiała go dopracować.
Sawa poprowadził ją wkońcu po kamiennych schodach,prost na sam szczyt Lwiej Skały.Gdy doszli do końca,spojrzał na nią wymownie.
-Zaczekaj tutaj.Uprzedzę tylko rodziców,-odparł szybko,nim zniknął we wnętrzu jaskini.Uasi przewróciła oczami i trzepnęła ogonem o ziemię.Miała już dość czekania,nie było czasu.Sawa wrócił jednak szybciej niż myślała i od razu,wprowadził ją do środka.
Jaskinia stada była duża.Na samym jej końcu,było podwyższenie,na którym siedziało dwoje lwów.Jeden miał ciemną sierść,grzywę i zielone oczy.Lwica była jasnozłota,o czerwono-brązowych oczach.
Uasi wbrew sobie,pokłoniła się lwom,by wyglądać na grzeczną.
-Kim jesteś? Sawa opowiadał,że pochodzisz z Ptasiej Ziemi,-zaczęła lwica.Królowa.
-Jestem Uasi,pani.Z Ptasiej Ziemi,rządzonej przez władców Ndege i Hakarę.Moi rodzice nie żyją,przyszłam poszukać nowego domu.
-Rozumiem,-teraz mówił lew.Król.-Ja jestem król Kovu,a to moja małżonka ,królowa Kiara.Masz nietypowe umaszczenie Uasi.
-To po przodkach,-mówiła dalej Uasi.Świetnie jej wychodziło udawanie.-Wszyscy od pokoleń jesteśmy ptasioziemcami.
-Więc witamy w stadzie Uasi.Liczymy,że dobrze się u nas będziesz czuła,-powiedziała łagodnie Kiara.Uasi skinęła jej z szacunkiem głową-a przynajmniej udawała.
-Sawa,oprowadzisz ją,dobrze?-zaproponował Kovu,znudzony.
Sawa energicznie skinął głową.
-Z wielką chęcią.
"lepsze to niż nic"-pomyślała Uasi,-"wszystko idzie po mojej myśli".
Uasi szła u jego boku.Próbowała nadążyć za lwem,ale nie czuła takiej radości jak on.Bardziej znudzenie.Była naprawdę zmęczona podróżą,ale starała się grać pozory silnej.Sawa jednak zauważył,że coś jest nie tak.Zatrzymał się,a lwica omal na niego nie wpadła.
-Zmęczona?
-Ja? Nawet nie sugeruj,zawsze mam siłę,-odparła,przewracając oczami.
Dojrzała ptaka niebieskopiórego,powoli stąpającego po ziemi.Uasi oblizała pysk ,ustawiła się w pozycji i wystawiła pazury gotowa do działania.Burzowały w niej emocje,coś co kochała bardzo-chęć jedzenia.
Coś przed nią wskoczyła,więc zdziwiona upadła na plecy.Ptak odleciał.Rzuciła wściekłe spojrzenie na to "Coś",podczas kiedy Sawa witał się z miodożerem jak z bratem.
-A to kto?-spytała nieprzyjaźnie Uasi.To "Coś" wypłoszyło jej obiad.
-To ja powinnienem o to zapytać,-mruknął miodożer,a następnie uśmiechnął się szeroko,-Ty to pewnie dziewczyna Sawy! Ah,wiedziałem stary,że jakąś sobie przygruchasz
-Babu,to nie moja dziewczyna,-Sawa zapewne zarumienił by się,gdyby nie jasne futro.-To Uasi,nowa w stadzie.Oprowadzam ją.
-Pokazałeś jej już wodopój? I baobab? I pastwiska? Ja chętnie się do was przyłącze! Chodźcie!
"Babu" "Babu" skąś powinnam kojarzyć.Czułam coraz większy gniew,kiedy uświadomiłam sobie powagę sytuacji.Syn Bungi.Tego co zesłał moją mamę na wygnanie.Ale za co ją zesłał? Za zabicie jakiegoś lwa? Wielkie mi rzeczy! U nas gorsze mordy się odprawia!
Poczułam gniew do miodożera.Jak śmiał wogóle coś takiego proponować?!
-Nigdzie nie zamierzam z tobą iść!-fuknęła wściekła lwica,-Lepiej idź szukać robaków,ale chwila,masz je na swoim futrze!!
Sawa i Babu stanęli w miejscu zaszkoczeni wybuchem lwicy.Uasi dalej gotowała się ze złości.Ogonem wskazała na Sawę.
-Jeśli dalej chcesz mnie oprowadzić,to idziemy!
Nie odwracając się za siebie,zaczęła podążać w jednym z kierunków.Wiedziała,że lew i tak za nią podąży.
Miała racje.Chwile później rozległy się znajome kroki.Sawa zatrzymał ją.
-Co się stało?
-Nic się nie stało,-próbowała udawać miłą
-Naskoczyłaś na Babu.On nic nie zrobił
Myśl Uasi ,jak wybrnąć z tej sytuacji.No myśl niepotrzebna kupo futra,no myśl!
-Bo..bo jest synem Bungi.Bałam się gniewu strażnika.Bo przecież napewno Babu teraz jest strażnikiem,kiedy jego ojciec nie żyje,
Sawa spojrzał na nią zdziwiony.
-Babu to mój przyszły doradca,jest bardzo mądry ,chodź nie widać,-po czym dodał,-A Bunga żyję.
Zdziwiona lwica znieruchomiała.Tego się nie spodziewała,myślała ,że miodożer już dawno szedł na zawał lub inny powód.Następnie zmrużyła oczy.Nie lubiła Babu,więc stał się jej celem to zabicia.Ale skoro Bunga żyję...Może zniszczyć dwóch za jednym zamachem,a zwłaszcza jednego-tego odważnego,że aż głupiego.
Chciała zaśmiać się szyderczo,ale się powstrzymała.Zamiast tego uśmiechnęła się do Sawy.
-To co,dalej chcesz mi pokazać Lwią Ziemię?
Sawa uśmiechnął się
-Z wielką ochotą.Chodź!
Ruszyła za lwem.Oczywiście,zniszczy Bungę,ale musi to zrobić szybko,nim rozpozna w niej córkę Shetani.
Z tą myślą przyspieszyła.Sawa ruszył w pogoń za nią.Wyglądało to jak ich wyścig i sprawiał im obojgu przyjemność.
Uasi zachwyciła się wodopojem,pastwiskami,baobabem i wieloma innymi miejscami na Lwiej Ziemi.Sawa był dumny,że może mieszkać w miejscu,które spodobało się jego koleżance.Uasi poczuła jednak zazdrość i gniew.Jakim prawem mrocznoziemcy musieli żyć w koszmarnych warunkach,żeby tym mogło się żyć lepiej? Minęła jednak ta chwila z wiatrem.Uszczęśliwiona lwica,rzuciła się ku łące,po której długo biegała z lwem u boku,nim położyła się na trawie.Oddychała ciężko zmęczona.Sawa siedział obok,uśmiechając się.
Kiedy odpoczeli na tyle,by mieć siłę wrócić na Lwią Skałę,cały czas lew nawijał jak szalony o Kręgu Życia i powstaniu Lwiej Ziemi.Uasi zaciekawiła tylko historia o Skazie.Podziwiała w głębi duszy lwa.
Niestety nie zdążyli na kolacje,o czym bardzo marzyła lwica.Położyła się więc w koncie jaskini,wbrew zaciekawionym spojrzenią reszty stada,puki nie podszedł do niej książe.
-Czego?-spytała zaspana
-Chodź,matka się zgodziła,tej nocy możesz spać na podwyższeniu ze mną.
Uasi nie myślała długo,nim ułożyła się w miłym legowisku ksiącia.Kovu nie był specjalnie zadowolony z jej obecności,ale bez słowa zasnął.Uasi postawiła sobie za cel,że nad ranem porozmawia z Kiarą.Liczyła że wyciągnie od niej przydatne informacje.
Sawa złączył z nią ogon i zapadł szybko w sen.Uasi spojrzała na niego,a następnie na śpiących lwioziemców.
-Śpijcie,śpijcie,bo..-nie dokończyła,gdyż łapa księcia powaliła ją do pozycji podłogi.Nic jednak nie zrobiła,a jedynie zasnęła.
Obudziła się bardzo wcześnie,co ją zdziwiło.Skorzystała jednak z tego,by wybrać się na małą przebieżkę.Ruszyła znajomą trasą ku pastwiskowi,aż do wodopoju.Napiła się chłodnej wody,nim powróciła na Lwią Skałę.Akurat stado nie spała i szykowało się do wyjścia.Podbiegł do niej złoty lew z uśmiechem.Także się uśmiechnęła.
-No co jest?
-Mam dla ciebie propozycję,-zaczął,-Moja przyjaciółka Leah,dowodzi dzisiejszym polowaniem.Powiedziała,że możesz do nich dołączyć.To dla ciebie idealna okazja,do poznania jeszcze innych lwic.Leah jest serio fajna.
Uasi skrzywiła się.Nie myśłała o tym,by się zaprzyjaźniać z innymi lwicami.Mimo wszystko,przystała jednak na propozycję księcia,chcąc wypaść jak najlepiej w jego oczach.W zamian,syn Kiary obiecał jej jakąś niespodziankę.
Leah była złotą lwicą,o czerwonych oczach i zadartym nosie.Przywitała Uasi radosnym uśmiechem.Ciemna lwica niepewnie ruszyła za nią.Wszystkie inne lwice polujące,czekały już na pastwiskach.Było widać jednak,że Leah nie spieszy się i chce jak najwięcej czasu poświęcić nowo przybyłej.
-Więc,jesteś z Rajskiej Ziemi?-spytała,na co Uasi skinęła głową.-Jest tam pięknie?
-Trochę brzydziej niż tutaj,-odparła Uasi,chodź wcale nie widziała królestwa Rajskiej Ziemi.Nigdy.
Leah wydała się zdziwiona.
-U nas ma być piękniej?
-Ceń miejsce swego urodzenia,-odpowiedziała Uasi,z lekkim uśmiechem.
Wkońcu dotarły na pastwiska.Wszystkie oczy zwróciły się ku Uasi,ale lwica olała to.Do Leah ,podeszła pomarańczowa lwica.Po sylwetce,oczach i geście porozumiewania się (lwice się przytuliły i liznęły za uchem),Uasi domyśliła się,że to siostry.
-Upatrzyłyśmy stado zebr.Możemy już ruszać.
-Idealnie Asha.Weź pierwszą grupę i je zaatakuj.Ja,Uasi i druga grupa poszukamy czegoś innego.
Asha skinęła głową,dała znać kilku lwicą i w mnieniu oka ,zniknęły w wysokiej trawie.Leah miała talent przywódcy,co nie umknęło uwadze mrocznoziemki.Uasi uśmiechnęła się szyderczo.
-Więc jaki dla mnie rozkaz?
Leah spojrzała na nią.
-Poszukamy jakiś antylop.Trzeba przecież nakarmić całe stado.
Polowanie.Uasi doskonale wiedziała co ono oznacza.Że nie długo znów się naje! Lubiła być najedzona,zwłaszcza kosztem innych.Dlatego zdziwiła się,kiedy Leah po drodze powiedziała jej,że wszyscy są sobie przydatni w Kręgu Życia,a zwierzyna którą upolują,pójdzie najpierw do jedzenia przez parę królewską,starszych i lwiątka.Uasi nawet nie wiedziała,że trzeba się dzielić,ale z jednej strony-podobało jej się to.
-Są antylopy,-szepnęła jakaś lwica.Leah zatrzymała się.
-Świetnie.No dziewczęta,gotowe?-wszystkie skinęły głowami,-to do dzieła.Pamiętajcie,wystarczą nam tylko dwie,trzy sztuki.
Uasi skinęła niepewnie głową.Weszła w wysoką trawę,po czym przybrała odpowiednią pozycję.Wystawiła pazury i pozwoliła łapą przylegać do ziemi.Następnie odczekała troche czasu.Nigdy nie polowała na antylopy,było to dla niej niezwykłe,że może spróbować.Odczekała trochę,nim skoczyła.Wgryzła się w kark antylopy,nim ta ją z siebie rzuciła i kopnęła mocno w brzuch.Następnie zwierzę odbiegło z niewielką liczbą stada.Uasi wściekła,podniosła się szybko pomimo bólu ,by ruszyć w ślad za nimi.Zatrzymały ją śmiechy ,dobiegające zza pleców.Odwróciwszy się,ujrzała lwioziemki w najlepsze śmiejące się z jej porażki.
-To było komiczne!
-Kto cię uczył polować?
-Tego nawet łowiectwem nie można było nazwać,katastrofa jak ty!
Leah nie śmiała się,ale napominała Uasi wzrokiem.Lwica skinęła głową i szybko pobiegła za antylopami.Wskoczyła na jedną i chodź wieżgała,szybko wbiła kły w jej brzuch.Leah skoczyła także na tą antylopę i we dwie ją powaliły.
-Warto jest czasem skorzystać z kogoś pomocy,-powiedziała
Uasi prychnęła.
-Tja.Dawać powód słabości? Słyszysz te śmiechy,ja im pokaże ,że nie można się śmiać że mnie!-pochyliła się i zaczęła jeść swój łup,nie zważając na to co mówi Leah.Kiedy już się najadła,poprostu odeszła.Niczym obrażone lwiątko.Ale prawda była taka,że poszła polować na góralki i ptaki.To może zaoferować Lwiej Ziemi.
Cały łup schowała do schowka na Lwiej Skale.A było tego naprawdę dużo.Właśnie wtedy,spotkała Kiarę.Lwica siedziała na czubku Lwiej Skały,wpatrzona w horyzont.Uasi zbliżyła się do niej,wcześniej chrząkając.Kiara zachęciła ją,by ta usiadła obok niej.Uasi więc,także mogła wpatrywać się w Lwią Ziemię i czuła zachwyt.Naprawdę była piękna.
-Mieszkacie w bardzo pięknym miejscu
-Teraz to także twój dom,-Kiara spojrzała na nią z troską.Uasi pomyślała,że lwica jest naprawdę szczerze miła.-Chciałaś coś,Uasi?
-Tak,królowo Kiaro,-skłoniła lekko głowę,-chciałam zapytać o ...o polowania.Czy muszę brać w nich udział? Nie poluje dobrze na zwierzynę łowną.
Kiara zaśmiała się cicho.
-Ja też nie jestem w tym za dobra.Proponuję ci jednak nie poddawać się tak szybko,-następnie znów mówiła,-Leah daje świetne lekcje.Mogę ją poprosić by..
-Nie ma potrzeby.
-Poznałaś już Leah? Miła prawda.To przyszła żoną mego syna,są zaręczeni.
Uasi otworzyła szerzej oczy ,że zdziwienia.Tego się nie spodziewała.Nic nie mówiąc,opuściła królową.Ten dzień wydawał jej się nie mieć końca,a kiedy przechodziła obok wodopoju,usłyszała śmiechy lwic.Schowała się za skałą.
-Ta Uasi jest serio dziecinna i taka...żałosna!
-Nie umieć polować? Przecież to śmieszne!
-A jej futro,no okropność.Pewnie myje się w błocie!
Uasi zacisnęła szczękę ze złości i wbiła pazury w ziemię.Nie będą o niej plotkować,o nie! W porę jednak się powstrzymała,przed skokiem na nie i ostatecznym pozbyciu się problemu.Musiała grać pozory,chodź nie pamiętała zadobrze,co tu robi,a nawet zaczynało jej się tu podobać.Ustawiła sobie za cel,że lwice jeszcze pożałują swoich słów i odeszła cicho.Tęskniła za tym,że budziła lęk.
Usiadła na jednym z kamieni,by smutnym wzrokiem wpatrywać się w granatowe niebo.Nie długo zapadnie noc,musi wrócić na Lwią Skałę.Chodź...a może powinna przeczekać wszystko tutaj? W samotności.
Po dosłownie sekundzie,od wypowiedzenia ostatniej myśli,obok niej pojawił się jak cień książe.Uśmiechnął się do lwicy,czego nie odpowiedziała.
-Nie mam powodu do śmiechu.Słyszałeś co się stało na polowaniu?
-Leah mówiła,że niezbyt ci wyszło..
-To była katastrofa!-wybuchła,-polowałam na ptaki,góralki,ale nigdy na antylopy czy zebry! To taka niesprawiedliwość! A teraz mam być słabszą?
Sawa wyprostował się,a uśmiech szedł mu z pyska.
-Następnym razem ci się uda.Jutro kolejne polowanie,będziesz?
-Nie wiem..
-Zrób to dla mnie,-złączył z nią ogon.Odsunęła głowę.
-Co masz na myśli?
-Wiesz...Leah jest dla mnie jak siostra.Jako jedynak,tylko na nią mogłem liczyć .Ty podobno też nie masz rodzeństwa,więc wiesz,jak to jest.Rodzice co prawda mnie kochali,a ja ich.Spędzaliśmy noce na spacerach czy patrzeniu w gwiazdy.Uczono mnie tego co powinnienem wiedzieć i miałem wspaniałych przyjaciół.Ogółem nie muszę narzekać.
Uasi pokręciła głową.
-Ja też mam przyjaciela.Kifo,jak już mówiłam.Razem z nim próbowałam przetrwać...
-Przetrwać?
-Znaczy...w zabawie,-skłamała,-z matką miałam chyba normalny kontakt.A ojciec..uczył mnie walki.
-Jest ok,-skinał głową lew,-przynajmniej możemy na nich liczyć.Patrz!
Łapą chwycił podbrudek lwicy,by ta spojrzała na niebo.Granat rozpływał się morzem.Błyszczały na nim pojedyńcze punkciki,mieniące się złotym błyskiem.Uasi zaniemówiła.Było ich milony.Wszystkie tak oddalone,a bliskie.Migotały spokojnie na bezchmurnym ciemnym niebie.Sawa sprawił,że oboje spadli z kamienia,kładąc się na trawie.Uasi z fascynacją przyglądała się gwiazdą.Uśmiechnęła się i szczerze zaśmiała.To było piękne.
Sawa także się uśmiechnął.
-Mówiłem,że będzie niespodzianka.
-Dzi..Dziękuje.To bardzo miłe,-szepnęła,wciaż nie przestając wpatrywać się w gwiazdy.
Hej! Podobał się rozdział?
Sawa poprowadził ją wkońcu po kamiennych schodach,prost na sam szczyt Lwiej Skały.Gdy doszli do końca,spojrzał na nią wymownie.
-Zaczekaj tutaj.Uprzedzę tylko rodziców,-odparł szybko,nim zniknął we wnętrzu jaskini.Uasi przewróciła oczami i trzepnęła ogonem o ziemię.Miała już dość czekania,nie było czasu.Sawa wrócił jednak szybciej niż myślała i od razu,wprowadził ją do środka.
Jaskinia stada była duża.Na samym jej końcu,było podwyższenie,na którym siedziało dwoje lwów.Jeden miał ciemną sierść,grzywę i zielone oczy.Lwica była jasnozłota,o czerwono-brązowych oczach.
Uasi wbrew sobie,pokłoniła się lwom,by wyglądać na grzeczną.
-Kim jesteś? Sawa opowiadał,że pochodzisz z Ptasiej Ziemi,-zaczęła lwica.Królowa.
-Jestem Uasi,pani.Z Ptasiej Ziemi,rządzonej przez władców Ndege i Hakarę.Moi rodzice nie żyją,przyszłam poszukać nowego domu.
-Rozumiem,-teraz mówił lew.Król.-Ja jestem król Kovu,a to moja małżonka ,królowa Kiara.Masz nietypowe umaszczenie Uasi.
-To po przodkach,-mówiła dalej Uasi.Świetnie jej wychodziło udawanie.-Wszyscy od pokoleń jesteśmy ptasioziemcami.
-Więc witamy w stadzie Uasi.Liczymy,że dobrze się u nas będziesz czuła,-powiedziała łagodnie Kiara.Uasi skinęła jej z szacunkiem głową-a przynajmniej udawała.
-Sawa,oprowadzisz ją,dobrze?-zaproponował Kovu,znudzony.
Sawa energicznie skinął głową.
-Z wielką chęcią.
"lepsze to niż nic"-pomyślała Uasi,-"wszystko idzie po mojej myśli".
***
Sawa,był bardzo szczęśliwy,mogąc oprowadzić nową lwioziemkę,po jego przyszłym królestwie.On otóż,jako jedynak,miał w przyszłości sprawować władzę na Lwiej Ziemi.Od zawsze był posłuszny zasadą Kręgu Życia i działał zgodnie z własnym przeczuciem.Pamiętał jeszcze swoją babcię,Nalę,nim los zdecydował się ją odebrać.Simba jeszcze żył.Uasi szła u jego boku.Próbowała nadążyć za lwem,ale nie czuła takiej radości jak on.Bardziej znudzenie.Była naprawdę zmęczona podróżą,ale starała się grać pozory silnej.Sawa jednak zauważył,że coś jest nie tak.Zatrzymał się,a lwica omal na niego nie wpadła.
-Zmęczona?
-Ja? Nawet nie sugeruj,zawsze mam siłę,-odparła,przewracając oczami.
Dojrzała ptaka niebieskopiórego,powoli stąpającego po ziemi.Uasi oblizała pysk ,ustawiła się w pozycji i wystawiła pazury gotowa do działania.Burzowały w niej emocje,coś co kochała bardzo-chęć jedzenia.
Coś przed nią wskoczyła,więc zdziwiona upadła na plecy.Ptak odleciał.Rzuciła wściekłe spojrzenie na to "Coś",podczas kiedy Sawa witał się z miodożerem jak z bratem.
-A to kto?-spytała nieprzyjaźnie Uasi.To "Coś" wypłoszyło jej obiad.
-To ja powinnienem o to zapytać,-mruknął miodożer,a następnie uśmiechnął się szeroko,-Ty to pewnie dziewczyna Sawy! Ah,wiedziałem stary,że jakąś sobie przygruchasz
-Babu,to nie moja dziewczyna,-Sawa zapewne zarumienił by się,gdyby nie jasne futro.-To Uasi,nowa w stadzie.Oprowadzam ją.
-Pokazałeś jej już wodopój? I baobab? I pastwiska? Ja chętnie się do was przyłącze! Chodźcie!
"Babu" "Babu" skąś powinnam kojarzyć.Czułam coraz większy gniew,kiedy uświadomiłam sobie powagę sytuacji.Syn Bungi.Tego co zesłał moją mamę na wygnanie.Ale za co ją zesłał? Za zabicie jakiegoś lwa? Wielkie mi rzeczy! U nas gorsze mordy się odprawia!
Poczułam gniew do miodożera.Jak śmiał wogóle coś takiego proponować?!
-Nigdzie nie zamierzam z tobą iść!-fuknęła wściekła lwica,-Lepiej idź szukać robaków,ale chwila,masz je na swoim futrze!!
Sawa i Babu stanęli w miejscu zaszkoczeni wybuchem lwicy.Uasi dalej gotowała się ze złości.Ogonem wskazała na Sawę.
-Jeśli dalej chcesz mnie oprowadzić,to idziemy!
Nie odwracając się za siebie,zaczęła podążać w jednym z kierunków.Wiedziała,że lew i tak za nią podąży.
Miała racje.Chwile później rozległy się znajome kroki.Sawa zatrzymał ją.
-Co się stało?
-Nic się nie stało,-próbowała udawać miłą
-Naskoczyłaś na Babu.On nic nie zrobił
Myśl Uasi ,jak wybrnąć z tej sytuacji.No myśl niepotrzebna kupo futra,no myśl!
-Bo..bo jest synem Bungi.Bałam się gniewu strażnika.Bo przecież napewno Babu teraz jest strażnikiem,kiedy jego ojciec nie żyje,
Sawa spojrzał na nią zdziwiony.
-Babu to mój przyszły doradca,jest bardzo mądry ,chodź nie widać,-po czym dodał,-A Bunga żyję.
Zdziwiona lwica znieruchomiała.Tego się nie spodziewała,myślała ,że miodożer już dawno szedł na zawał lub inny powód.Następnie zmrużyła oczy.Nie lubiła Babu,więc stał się jej celem to zabicia.Ale skoro Bunga żyję...Może zniszczyć dwóch za jednym zamachem,a zwłaszcza jednego-tego odważnego,że aż głupiego.
Chciała zaśmiać się szyderczo,ale się powstrzymała.Zamiast tego uśmiechnęła się do Sawy.
-To co,dalej chcesz mi pokazać Lwią Ziemię?
Sawa uśmiechnął się
-Z wielką ochotą.Chodź!
Ruszyła za lwem.Oczywiście,zniszczy Bungę,ale musi to zrobić szybko,nim rozpozna w niej córkę Shetani.
Z tą myślą przyspieszyła.Sawa ruszył w pogoń za nią.Wyglądało to jak ich wyścig i sprawiał im obojgu przyjemność.
Uasi zachwyciła się wodopojem,pastwiskami,baobabem i wieloma innymi miejscami na Lwiej Ziemi.Sawa był dumny,że może mieszkać w miejscu,które spodobało się jego koleżance.Uasi poczuła jednak zazdrość i gniew.Jakim prawem mrocznoziemcy musieli żyć w koszmarnych warunkach,żeby tym mogło się żyć lepiej? Minęła jednak ta chwila z wiatrem.Uszczęśliwiona lwica,rzuciła się ku łące,po której długo biegała z lwem u boku,nim położyła się na trawie.Oddychała ciężko zmęczona.Sawa siedział obok,uśmiechając się.
Kiedy odpoczeli na tyle,by mieć siłę wrócić na Lwią Skałę,cały czas lew nawijał jak szalony o Kręgu Życia i powstaniu Lwiej Ziemi.Uasi zaciekawiła tylko historia o Skazie.Podziwiała w głębi duszy lwa.
Niestety nie zdążyli na kolacje,o czym bardzo marzyła lwica.Położyła się więc w koncie jaskini,wbrew zaciekawionym spojrzenią reszty stada,puki nie podszedł do niej książe.
-Czego?-spytała zaspana
-Chodź,matka się zgodziła,tej nocy możesz spać na podwyższeniu ze mną.
Uasi nie myślała długo,nim ułożyła się w miłym legowisku ksiącia.Kovu nie był specjalnie zadowolony z jej obecności,ale bez słowa zasnął.Uasi postawiła sobie za cel,że nad ranem porozmawia z Kiarą.Liczyła że wyciągnie od niej przydatne informacje.
Sawa złączył z nią ogon i zapadł szybko w sen.Uasi spojrzała na niego,a następnie na śpiących lwioziemców.
-Śpijcie,śpijcie,bo..-nie dokończyła,gdyż łapa księcia powaliła ją do pozycji podłogi.Nic jednak nie zrobiła,a jedynie zasnęła.
Obudziła się bardzo wcześnie,co ją zdziwiło.Skorzystała jednak z tego,by wybrać się na małą przebieżkę.Ruszyła znajomą trasą ku pastwiskowi,aż do wodopoju.Napiła się chłodnej wody,nim powróciła na Lwią Skałę.Akurat stado nie spała i szykowało się do wyjścia.Podbiegł do niej złoty lew z uśmiechem.Także się uśmiechnęła.
-No co jest?
-Mam dla ciebie propozycję,-zaczął,-Moja przyjaciółka Leah,dowodzi dzisiejszym polowaniem.Powiedziała,że możesz do nich dołączyć.To dla ciebie idealna okazja,do poznania jeszcze innych lwic.Leah jest serio fajna.
Uasi skrzywiła się.Nie myśłała o tym,by się zaprzyjaźniać z innymi lwicami.Mimo wszystko,przystała jednak na propozycję księcia,chcąc wypaść jak najlepiej w jego oczach.W zamian,syn Kiary obiecał jej jakąś niespodziankę.
Leah była złotą lwicą,o czerwonych oczach i zadartym nosie.Przywitała Uasi radosnym uśmiechem.Ciemna lwica niepewnie ruszyła za nią.Wszystkie inne lwice polujące,czekały już na pastwiskach.Było widać jednak,że Leah nie spieszy się i chce jak najwięcej czasu poświęcić nowo przybyłej.
-Więc,jesteś z Rajskiej Ziemi?-spytała,na co Uasi skinęła głową.-Jest tam pięknie?
-Trochę brzydziej niż tutaj,-odparła Uasi,chodź wcale nie widziała królestwa Rajskiej Ziemi.Nigdy.
Leah wydała się zdziwiona.
-U nas ma być piękniej?
-Ceń miejsce swego urodzenia,-odpowiedziała Uasi,z lekkim uśmiechem.
Wkońcu dotarły na pastwiska.Wszystkie oczy zwróciły się ku Uasi,ale lwica olała to.Do Leah ,podeszła pomarańczowa lwica.Po sylwetce,oczach i geście porozumiewania się (lwice się przytuliły i liznęły za uchem),Uasi domyśliła się,że to siostry.
-Upatrzyłyśmy stado zebr.Możemy już ruszać.
-Idealnie Asha.Weź pierwszą grupę i je zaatakuj.Ja,Uasi i druga grupa poszukamy czegoś innego.
Asha skinęła głową,dała znać kilku lwicą i w mnieniu oka ,zniknęły w wysokiej trawie.Leah miała talent przywódcy,co nie umknęło uwadze mrocznoziemki.Uasi uśmiechnęła się szyderczo.
-Więc jaki dla mnie rozkaz?
Leah spojrzała na nią.
-Poszukamy jakiś antylop.Trzeba przecież nakarmić całe stado.
Polowanie.Uasi doskonale wiedziała co ono oznacza.Że nie długo znów się naje! Lubiła być najedzona,zwłaszcza kosztem innych.Dlatego zdziwiła się,kiedy Leah po drodze powiedziała jej,że wszyscy są sobie przydatni w Kręgu Życia,a zwierzyna którą upolują,pójdzie najpierw do jedzenia przez parę królewską,starszych i lwiątka.Uasi nawet nie wiedziała,że trzeba się dzielić,ale z jednej strony-podobało jej się to.
-Są antylopy,-szepnęła jakaś lwica.Leah zatrzymała się.
-Świetnie.No dziewczęta,gotowe?-wszystkie skinęły głowami,-to do dzieła.Pamiętajcie,wystarczą nam tylko dwie,trzy sztuki.
Uasi skinęła niepewnie głową.Weszła w wysoką trawę,po czym przybrała odpowiednią pozycję.Wystawiła pazury i pozwoliła łapą przylegać do ziemi.Następnie odczekała troche czasu.Nigdy nie polowała na antylopy,było to dla niej niezwykłe,że może spróbować.Odczekała trochę,nim skoczyła.Wgryzła się w kark antylopy,nim ta ją z siebie rzuciła i kopnęła mocno w brzuch.Następnie zwierzę odbiegło z niewielką liczbą stada.Uasi wściekła,podniosła się szybko pomimo bólu ,by ruszyć w ślad za nimi.Zatrzymały ją śmiechy ,dobiegające zza pleców.Odwróciwszy się,ujrzała lwioziemki w najlepsze śmiejące się z jej porażki.
-To było komiczne!
-Kto cię uczył polować?
-Tego nawet łowiectwem nie można było nazwać,katastrofa jak ty!
Leah nie śmiała się,ale napominała Uasi wzrokiem.Lwica skinęła głową i szybko pobiegła za antylopami.Wskoczyła na jedną i chodź wieżgała,szybko wbiła kły w jej brzuch.Leah skoczyła także na tą antylopę i we dwie ją powaliły.
-Warto jest czasem skorzystać z kogoś pomocy,-powiedziała
Uasi prychnęła.
-Tja.Dawać powód słabości? Słyszysz te śmiechy,ja im pokaże ,że nie można się śmiać że mnie!-pochyliła się i zaczęła jeść swój łup,nie zważając na to co mówi Leah.Kiedy już się najadła,poprostu odeszła.Niczym obrażone lwiątko.Ale prawda była taka,że poszła polować na góralki i ptaki.To może zaoferować Lwiej Ziemi.
Cały łup schowała do schowka na Lwiej Skale.A było tego naprawdę dużo.Właśnie wtedy,spotkała Kiarę.Lwica siedziała na czubku Lwiej Skały,wpatrzona w horyzont.Uasi zbliżyła się do niej,wcześniej chrząkając.Kiara zachęciła ją,by ta usiadła obok niej.Uasi więc,także mogła wpatrywać się w Lwią Ziemię i czuła zachwyt.Naprawdę była piękna.
-Mieszkacie w bardzo pięknym miejscu
-Teraz to także twój dom,-Kiara spojrzała na nią z troską.Uasi pomyślała,że lwica jest naprawdę szczerze miła.-Chciałaś coś,Uasi?
-Tak,królowo Kiaro,-skłoniła lekko głowę,-chciałam zapytać o ...o polowania.Czy muszę brać w nich udział? Nie poluje dobrze na zwierzynę łowną.
Kiara zaśmiała się cicho.
-Ja też nie jestem w tym za dobra.Proponuję ci jednak nie poddawać się tak szybko,-następnie znów mówiła,-Leah daje świetne lekcje.Mogę ją poprosić by..
-Nie ma potrzeby.
-Poznałaś już Leah? Miła prawda.To przyszła żoną mego syna,są zaręczeni.
Uasi otworzyła szerzej oczy ,że zdziwienia.Tego się nie spodziewała.Nic nie mówiąc,opuściła królową.Ten dzień wydawał jej się nie mieć końca,a kiedy przechodziła obok wodopoju,usłyszała śmiechy lwic.Schowała się za skałą.
-Ta Uasi jest serio dziecinna i taka...żałosna!
-Nie umieć polować? Przecież to śmieszne!
-A jej futro,no okropność.Pewnie myje się w błocie!
Uasi zacisnęła szczękę ze złości i wbiła pazury w ziemię.Nie będą o niej plotkować,o nie! W porę jednak się powstrzymała,przed skokiem na nie i ostatecznym pozbyciu się problemu.Musiała grać pozory,chodź nie pamiętała zadobrze,co tu robi,a nawet zaczynało jej się tu podobać.Ustawiła sobie za cel,że lwice jeszcze pożałują swoich słów i odeszła cicho.Tęskniła za tym,że budziła lęk.
Usiadła na jednym z kamieni,by smutnym wzrokiem wpatrywać się w granatowe niebo.Nie długo zapadnie noc,musi wrócić na Lwią Skałę.Chodź...a może powinna przeczekać wszystko tutaj? W samotności.
Po dosłownie sekundzie,od wypowiedzenia ostatniej myśli,obok niej pojawił się jak cień książe.Uśmiechnął się do lwicy,czego nie odpowiedziała.
-Nie mam powodu do śmiechu.Słyszałeś co się stało na polowaniu?
-Leah mówiła,że niezbyt ci wyszło..
-To była katastrofa!-wybuchła,-polowałam na ptaki,góralki,ale nigdy na antylopy czy zebry! To taka niesprawiedliwość! A teraz mam być słabszą?
Sawa wyprostował się,a uśmiech szedł mu z pyska.
-Następnym razem ci się uda.Jutro kolejne polowanie,będziesz?
-Nie wiem..
-Zrób to dla mnie,-złączył z nią ogon.Odsunęła głowę.
-Co masz na myśli?
-Wiesz...Leah jest dla mnie jak siostra.Jako jedynak,tylko na nią mogłem liczyć .Ty podobno też nie masz rodzeństwa,więc wiesz,jak to jest.Rodzice co prawda mnie kochali,a ja ich.Spędzaliśmy noce na spacerach czy patrzeniu w gwiazdy.Uczono mnie tego co powinnienem wiedzieć i miałem wspaniałych przyjaciół.Ogółem nie muszę narzekać.
Uasi pokręciła głową.
-Ja też mam przyjaciela.Kifo,jak już mówiłam.Razem z nim próbowałam przetrwać...
-Przetrwać?
-Znaczy...w zabawie,-skłamała,-z matką miałam chyba normalny kontakt.A ojciec..uczył mnie walki.
-Jest ok,-skinał głową lew,-przynajmniej możemy na nich liczyć.Patrz!
Łapą chwycił podbrudek lwicy,by ta spojrzała na niebo.Granat rozpływał się morzem.Błyszczały na nim pojedyńcze punkciki,mieniące się złotym błyskiem.Uasi zaniemówiła.Było ich milony.Wszystkie tak oddalone,a bliskie.Migotały spokojnie na bezchmurnym ciemnym niebie.Sawa sprawił,że oboje spadli z kamienia,kładąc się na trawie.Uasi z fascynacją przyglądała się gwiazdą.Uśmiechnęła się i szczerze zaśmiała.To było piękne.
Sawa także się uśmiechnął.
-Mówiłem,że będzie niespodzianka.
-Dzi..Dziękuje.To bardzo miłe,-szepnęła,wciaż nie przestając wpatrywać się w gwiazdy.
Hej! Podobał się rozdział?
#18 /Ucieczki,ciąg dalszy/
Uasi
Ta wolność mogła się jednak szybko skączyć.Słyszałam,obijające się łapy o twarde podłoże.Musiałam zamknąć oczy,gdyż gorący wiatr uniemożliwiał mi widzienie.Czułam też irytacje-słońce grzało zbyt gorąco.Postawiłam uszy do pionu-głosy strażników były bliskie.A już myślałam,że ich zgubiłam!Przyspieszyłam.Gnałam dalej przed siebie,Królestwo Pustynii musiałam pokonać szybko.Co mnie czeka dalej? Właśnie dotarła do mnie ta świadomość.Nie miałam planu! Zatrzymałam się gwałtownie,o mało co się nie wywalając.Wbiłam pazury w ziemię.Było zapóźno by wrócić na Mroczną Ziemię.Zresztą..czy bym to zrobiła? Taa..już widzę tą hańbę jaką bym się okryła,czy gniew ojca.Po drugie i tak bym nie dała radę ujść z życiem tym razem w drodze powrotnej.No chyba,że podejdę do strażników,że słowami:"Siemka,postanowiłam wrócić.Nie zabijajcie!".Taa..rozerwą mnie w kilka chwil.Takim jak oni nie można ufać.Nikomu nie można.
Znów poderwałam się do biegu.
O ile pamiętam,Lwia Ziemia była blisko.Matka opowiadała mi o niej,o tym co tam dokonała.Wiedziałam,że nie mogą się przyznawać z kąt pochodzę,ani kto mnie na ten świat wydał.Ocenie Lwią Ziemię.Ocenie i zniszczę.Przysięgam to,jako być Uasi.
Trawa.Mała trawa.Kiedy poczułam ją pod poduszkami łap,poczułam niewyobrażalną ulgę.Piasek minął.Podbiegłam do kałuży,zachłanie pijąc chłodną wodę.Oblizałam pysk.Przyglądałam się długo własnemu odbiciu.Ciemna sierść przykreiła się do skóry,łapy były poranione od ciągłego biegu.Ja sama czułam się zmęczona.Odwróciłam się za siebie.Mogłam domyślić się,że strażnicy tak łatwo nie odpuszczą.Te łajna uważają,że mnie złapią,niedoczekanie! Nie poddam się tak łatwo.Kłamstwo nikomu nie szkodzi,prawda? Właśnie nim się posłuże.
Wstałam,otrzepałam się z piachu i ruszyłam dalej.Zatrzymam się jeszcze na krótki postój,by zadbać o swoją sierść.Muszę wyglądać profesjonalnie.Prychnęłam:
Czasem chceba robić to,by robiło się TO.
Przejdę kanionem,będzie szybciej.Prawda? Bo co się może stać..
Z tą myślą,przyspieszyłam tempa.
Kamienne ściany,otaczające kanion,sprowadzały światło.Słońce niemiłosiernie ogrzewało moje futro,kiedy szłam coraz bardziej do przodu.Wytrwale.Zewsząd panowała cisza,przerywana od czasu do czasu,tupotem moich łap.Uszy miałam postawione do pionu-musiałam być pewna,że nic mnie nie zaskoczy.
Zatrzymałam się,kiedy wyczułam zapach.Koło mnie przemknął gad.Nie wiem dokładnie,co to za zwierzę,ale wygląda smakowicie.Przypadłam do ziemi,wystawiłam pazury i zmrużyłam oczy,by gorące powietrze,nie drapało ich.Miałam nadzieję,że będzie dość głupi,by nie zauważyć mnie.Przygotowałam się i skoczyłam.Jednak,nie wylądowałam na tym czymś.Zniknął.Szybko.Niezauważalnie.
Zaklnęłam w myślach.Czemu muszę mieć takiego pecha? Akurat kiedy jestem głodna!
-Kameleonów nie złapiesz,-gwałtownie ugięłam się.Warknęłam ostrzegawczo,odsłaniając ostre kły.Pazury poszły w ruch.-Lepsze antylopy..
-Kim jesteś!-syknęłam
Zauważyłam cień.Ciemny kształt,rósł..rósł..nim pojawił się koło mnie.Był to lew o złotej sierści i ciemnej grzywie.Zielonymi oczami,wpatrywał się we mnie z..drwiną? O nie! Nikt nie będzie tak na mnie patrzył! No na pewno nie jakiś głupiec,któremu się wydaję,że wszystko wie lepiej!
Skoczyłam na niego.Niespodziewany atak wytrącił go z równowagi.Przyszpiliłam go do ziemi.Lew westchnął.
-Nie atakuje się księcia
-Księcia?-plunęłam,-wielki mi książę.Ciekawe czego?!
-Lwiej Ziemi.Tak się składa,że następca tronu.
Zamurowało mnie.Następca..książę..nie robiło to na mnie wrażenia.Gorsze było słowo:Lwia Ziemia.Czyli byłam blisko,a ten imbecyl był moją przepustką do bezpiecznego transportu.
Zeszłam z lwa.
Trzeba to dobrze rozegrać.
-Prze..praszam?-ledwo wykstusiłam.Spojrzałam swoimi oczami-jasnoniebieskimi,jak niebo,które widniało nad nami.Taa.. Lew usiadł.
-Jestem Sawa.Książę Lwiej Ziemi.
-Mówiłeś,-burknęłam,w miarę grzecznie,-kto chwilowo rządzi?
Zdziwił się.
-Nie wiesz?-następnie spojrzał na mnie podejrzanie,-z której ziemi jesteś?
-Z...Ptasiej Ziemi,-wymyśliłam.Nie wiedziałam nawet,czy taka ziemia istnieje.Widząc minę lwa,domyśliłam się jednak,że istnieję.Kontynuowałam.-Jestem młoda,niedoświadczona.Potrzebuję nowego domu,bo moi rodzice zmarli.
-To smutne.
-Wiem,koch..lubiłam ich bardzo,-mówiłam dalej,zaciskając usta,by czegoś nie wypaplać.Dobrze,że mrocznoziemcy to urodzeni kłamcy.-A tak wogóle,to jestem Uasi
-Ładne imię.Pierwszy raz się z takim spotykam,-odparł lew
-Może..zaprowadzisz mnie na Lwią Ziemię,do twoich rodziców.Muszę poprosić o dołączenie do stada
Skoczył na równe łapy.Co mu jest,to ja nie wiem.Zmierzyłam go spojrzeniem.
-Z chęcią.Chodź Uasi.
Ruszyłam za nim.Za..jak miał na imię? Aha,Sawa.Więc,szłam dalej za Sawą,przez kanion do królestwa głównego lwów.Zacisnęłam usta,teraz wszystko musiało pójść gładko.
-Jak król Ndege?
-O,król Ndege-"pierwsze słyszę!"-a..ma się dobrze.
-Czy królowa Hakara już urodziła?-zadał kolejne pytanie lew
-Tak,-rzuciłam szybko,nim przyspieszyłam kroków.
Sawa zatrzymał się nagle.
-Nie wiem,gdzie podziewa się Babu,
-Kto to Babu?-spojrzał na niego.
-To mój kumpel.Chce mnie ciągle pilnować,więc go zgubiłem
-Przed kumplem uciekasz?-spytałam z irytacją
-Noo..na to wygląda.Wiesz,to syn Bungi,tego z Lwiej Straży.Słyszałaś o nich?
Zamknęłam oczy,by nie wpaść w gniew.Bunga! Lwia Straż! Tak,słyszałam o nich.Shetani opowiadała mi o nich sporo,a zwłasza o swoim zabójstwie na Kionie.
Wiedziałam,że nie mogę przyznać się do swoich korzeni.
-Nie znam
Sawa skinął głową,nim spojrzał w niebo.Powędrowałam w tym samym kierunku.Zapowiadało się na deszcz,o ile się nie myle.
-A ty..masz jakiś przyjaciół?
Pytanie lwa,zbiło mnie z tropu.Wytrzymał jego spojrzenie,kiedy świdrował mnie wzrokiem.
-Tak.Kifo się zwie,-teraz nie skłamałam.Raczej dalej byłam przyjaciółką tego lwa.Sawa wzruszył ramionami i oboje ruszyliśmy dalej.
-Może przyspieszymy.Będziemy szybciej,-zaproponowałam,regulując oddech.
Sawa rzucił mi zielone spojrzenie
-Może..a masz siłę?
-Pewnie.Mam już..wprawę w bieganiu
Puściłam się biegiem przed siebie,nawet nie zwracając uwagi,czy lew za mną nadąża.Ale nadążał..słyszałam to po jego łapach.
Nie długo później,wyszliśmy z kanionu.Poczułam mięką zieloną trawę.Słyszałam ćwiergot ptaków.Promienie słońca stały się bardziej łaskawę,wiatr muskał mnie z delikatnością.Ujrzałam też..kwiaty? O ile się nie myle,tak się nazywały.I widziałam drzewa.Mniej niż mnie otacało na Mrocznej Ziemi,ale zawsze.Nie daleko pasła się zwierzyna,a jeszcze dalej,mój wzrok napotkał Lwią Skałę.Zaniemówiłam.
-Pięknie,co?-zagaił Sawa.Skinęłam mu głową,więc kontynuował,-zabiorę cię do rodziców,ale jestem pewien,że cię przyjmą raz dwa! Chcesz,żebym cię później oprowadził?
-Nie ma potrzeby
-Ej weź.Jako jedynak,mam trudne życie.
-Jedynak? Ja też nie mam rodzeństwa.Ale to nie jest złe.
-Nie odczuwasz samotności?
-Nigdy.
-Ani trochę?
-Ani ani.
Sawa spojrzał na mnie wzrokiem..którego nie potrafiłam rozpoznać.Też na niego spojrzałam.
-Wiesz,oprowadzę cię.Obojgu nam to dobrze zrobi.A teraz chodź,bo zaczyna się ściemniać.
"Czyli zajdzie tutaj noc?"-nie dowierzałam."Prawdziwa noc.Nie ciemność.Noc.A może gwiazdy?" W moich oczach pojawiły się iskierki.
-Żadko oglądam gwiazdy.Chce je teraz uważnie zobaczyć.
-Dobrze.
Krok za krokiem,ruszyliśmy do Lwiej Skały.
#17 /Droga nie jest łatwa/
Uasi
-W takim razie,-ominęliśmy pierwsze drzewo,więc Muuaji porozglądał się do okoła,po czym wyszeptał,-witaj,w lesie.Kiedy lew,wypowiedział te słowa,poczułam,że serce mi przyspiesza.Ja naprawdę to robię! W jednej chwili,strach zawładnął mną,pomału mnie pochłaniając,niczym dusza,zjadająca,pomału,swojego pobratyńca.W jednej chwili,miałam ochotę,odwrócić się i wrócić na bez...nie,nie była bezpieczna,ale była to moja ziemia.Duma,nie pozwoliła mi jednak zawrócić,a natura mrocznoziemca,dała się beznaki i zareagowałam,niekątrolowanym warknięciem.Chodź był to tylko cichy dźwięk,uszy lwa drgnęły.
-Idziemy,-kiwnęłam głową i ruszyłam za lwem,już w abselutnej ciszy.Zmierzaliśmy,czujnymi i cichymi krokami,przed siebie,przechodząc przez drzewa.Muuaji,co kilka minut się zatrzymywał,wąchał powietrze i szliśmy dalej,inną drogą.Mogłam się więc domyśleć,że w lesie,roiło się,od wielu,wielu strażników.No ba Uasi! A czego ty się spodziewałaś?!-usłyszałam w myślach.
Szliśmy jeszcze dłuższą chwilę,po czym zatrzymaliśmy się przed rzeką,a ja nie mogłam uwierzyć,że była tak blisko.Pewnie,zasilała wodopój,więc..może pod wodopojem,też jest przejście? Postanowiłam sobie,że kiedyś to sprawdzę.Było też dla mnie jasne,dlaczego mamie,udało się uciec z powrotem na granicę.Była po prostu blisko.
Muuaji,odwrócił się w moją stronę.
-Dalej,musisz iść sama.Ledwie co,tu doszliśmy.Zrozum..nie mogę ryzykować,-no tak! wkońcu był tchórzem,z resztą,wszyscy ją tchórzmi.No,może nie licząc mnie i wielu mrocznoziemców,ale,tylko niektórych.
Zmrużyłam oczy i starałam się,dalej zgrywać miłą.
-To i tak wiele,-odparłam,-dobrze,Muuaji,dalej przepłynę sama
Lew,zamrugał kilkadziesiąt razy
-Przepłyniesz?! Uasi,to jest głupie.
-Zawsze jakieś,-syknęłam,-no już,idź
Muuaji,nic już nie odpowiedział,a po prostu odszedł,spoglądając jeszcze wiele razy przez ramię.Nie czekałam na nic.Było już za późno na wycofanie się.Teraz,miałam jedyny cel:Przeżyć.
Pomału weszłam do wody,a kiedy lodowate szpony,zacisnęły się na mnie,pisnęłam lekko.Poruszałam łapami energicznie,niemal z gracją,płynąc dalej w dół rzeki.Kiedy przepłynęłam większą część,zanurkowałam i dalej pływałam pod wodą,co jakiś czas,wynurzając się,by złapać oddech.Woda-był to zdecydowanie,nie mój żywioł! Ale ktoś mi kiedyś powiedział,że chęci,zdobycia tego co się chce,trzeba samemu wywalczyć.Dlatego,płynęłam dalej,aż do czasu,gdy...
-Ej ty! Zatrzymaj się!
Szybki rzut w stronę brzegu.Najpierw dwójka,później trójka strażników,biegła w moją stronę z wysuniętymi pazurami.Musiałam płynąć dalej.
-Ej ty!-krzyczeli dalej,biegnąć za mną,a ja tym czasem,płynęłam bez ustanku,po czym wskoczyłam na brzeg,wysunęłam pazury i puszczając się biegiem przed siebie,rozpoczęłam szaleńczy bieg,na zasadach Maisha i Kifo,a wygrać,chciałam Ja.
Nigdy nie biegłam tak szybko,jak w tej chwili.Mój oddech,stał się ciężki,a łapy piekły mnie niemiłosiernie.Biegłam jednak dalej.Co jakiś czas,wyglądałam przez ramie i zamierałam,kiedy goniło mnie jeszcze więcej strażników.Poruszałam się szlalomem przez drzewa,biegnąc dalej.Z każdym jednak,następnym metrem,czułam,że zwalniam,a lwy przyspieszają.Było prawie po mnie.Własnie,prawie...
Las ,pokrywała ciemność,do której byłam przyzwyczajona.Szara ziemia,była kurzem,czego się domyśliłam.Podskakiwałam na nim,przez co zmieszał się z powietrzem i trwał w powietrzu,sprawiejąc,że byłam przez chwile niewidoczna.Szybka myśl,była następująca;poprostu biegnij.Wiedziałam jednak,że moje szanse na życię,są już przekreślone.Wiedziałam,że strażnicy mnie zaraz dogonią i że od razu zabiją.A niby tak bardzo,różnią się od mrocznoziemców!-prychnęłam.Puściłam się dalej biegiem.
Wytężyłam wzrok.Przedemną,oprócz rozciągających się drzew,widniał kamień,o szpiczastym czubku.Zamyśliłam się.Według mnie,był to jakiś plan,chodź b-a-r-d-z-o ryzykowny.Zatrzymałam się,zgniotłam brązowe nasiona,które podarował mi Kiburi,a ich czerwona farbka,wylała mi się na łapę.Szybko rozrysowałam ją na boku.Odwróciłam się,strażnicy byli blisko.Powaliłam więc kamień i padłam z krzykiem na ziemię.Czubek,leżał koło mojego brzucha,który posmarowałam czerwoną farbką z nasion.Zamknęłam oczy i zaprzestałam oddychania.Jeśli,plan się nie uda,nie wybaczę sobie,że taki plan uknułam.
Strażnicy,podeszli do mnie,a ja czułam,że jest ich jeszcze więcej.Wszyscy wpatrywali się we mnie,co mimo zamkniętych oczu,doskonale wiedziałam,obwąchiwali i obchodzili do okoła.
-Widzicie,zabita!-zadrwił jeden czarny lew,-gapa!
-Co robimy? Zakopujemy?
-Taak..ale najpierw chodźcie obejrzeć co z Furahą.Potknął się po drodze i chyba skręcił nogę.Niech dwóch pilnuję ciała,chociaż z resztą..wracać do obowiązków,nic tu po nas!
Te lwy ,były takie dziwne.Nie wąchali mojej "krwi",tylko odeszli,nie do końca,przejmując się ofiarą.Byli inni..
Został tylko jeden lew,który usiadł dalej i począł sobie podśpiewywać.Słyszałam jednak tylko urywane części.
..dzika,niedotknięta,przerośnięta..
..dzika lwica,z Ziemi złowieszczej..
..pokonani nie będziemy..
..na kolejnego króla,czekamy..
Pieśń,nie miała sensu,ale ponieważ lew,był na niej wpełni skupiony,zdołałam rozeznać się w sytuacji,przemyśleć drogę dalszej ucieczki,spojrzeć,ile zostało do powrotu strażników (sądzacpo głosach,sporo) i po chwili wstałam,podeszłam cicho do lwa i ogłuszyłam (nie zabiłam) go,po czym puściłam się biegiem dalej.Zyskałam parę minut.Jak się mogłam domyślać,dalej jest mniej strażników,bo zapewne,jestem jedyną,która doszła tak daleko.Na pełniło mnie to niespotykaną dumą.Biegłam,biegłam,dalej.
Schowałam się za drzewem i wstrzymałam oddech,strażnik,na szczęście odszedł,a ja pobiegłam dalej.Gwałtownie się jednak zatrzymałam.Był to koniec lasu.Wstrzymałam oddech i zmrużyłam oczy.Oświeciło mnie dziwne...światło? Postawiałam kilka kroków na przód i kolejnych kilka,aż wkońcu,wyszłam z lasu,a przedemną,zabłysnął piękny widok.Niebo było jasnoniebieskie,na na górze,widniały białe obłoki i jakaś złota kula.Całą ziemię,pokrywał złoty piasek.Zaparło mi wdech w piersiach.Zawiał lekki wiatr i poczochrał moje futro,a ja poczułam przyjemny chłodek.Czułam niewyobrażalną radość,spokój...wolność.
Przez myśl,przebiegło mi pytanie,czy mama by po mnie wróciła,gdyby udało jej się uciec? Czułam,że nie.Mrocznoziemcy,nie kochają swoich dzieci.Ja..ja może będę,sama tego nie wiedziałam.Wzięłam głęboki wdech,a na moim pysku,pojawił się uśmiech,który po chwili szybko znikł.To nie był koniec ucieczki.Za mną,dały się słyszeć stłumione głosy.Strażnicy mnie doganiali.Musiałam być szybsza.Tak więc,puściłam się biegiem,przez złoty piasek.Czułam się,na prawdę wolna.
Hej! Mam nadzieję,że rozdział mi się udał (oceńcie sami).
1.Podoba wam się narracja Uasi?
Pozdrawiam c:
#16 /Przekroczyć możliwości/
Uasi przewróciła oczami,po czym ponownie upadła na ziemię.Podłożyła łapy ,pod siebie,a głowa opadła na trawę.Zmrużyła oczy i wróciła umysłem,do wszystkich wspomnień i..
-Czemu ja się ciągle z tobą przyjaźnie?!-bąknęła,wpatrując się z irytacją w stronę Kifo
Czarny lew,zaprzestał,obserwowania latających w górze ptaków i spojrzał na Uasi,z przymrużonymi szaro-niebieskimi oczami.
-W jakim sensie? Masz przecież duże szczęście,każdy chciałby się ,że mną przyjaźnić
Uasi wybuchnęła śmiechem
-Kifo,rusz mózgiem,jeśli go masz,-wstała i podeszła do lwa,-tutaj nie ma przyjaźni,dobrze to wiesz
Pokiwał głową
-Oprócz naszej
Lwica kiwnęła głową,po czym także spojrzała w niebo.
-Miejmy nadzieję,że te pierzaste istoty wylądują,byśmy mogli na nie zapolować.
Kifo usiadł i chwile jeszcze,wpatrywał się w niebo,po czym przeniusł wzrok na córkę Mwany.
-Jak się czujesz,jako Morderca Średniej Kategorii?-spytał obojętnie
Uasi zgromiła go wzrokiem i usiadła
-Mamy tą samą pozycję,KIFO
-Wiem,-burknął,-ale ja będę dalej pnął się w górę.Tak..
-Tak chce Vita i Ty sam,lewku,-syknęła,-ja też idę w górę,według własnej woli
Kiwnął głową
-Idzie nam całkiem nieźle co?
-Może,-wzruszyła ramionami,-nie wiesz jednak Kifo,czy pewnego mrocznego*,nie będziemy musieli stanąć ,że sobą do walki
Wiatr zawiał i pocochrał futra obu lwów.Nie zwrócili na to jednak uwagi,wciąż w siebie wpatrzeni.Kifo podniusł wargi,by coś powiedzieć,ale natychmiast je zamknął.Widocznie i on,nie miał pojęcia,co będzie dalej i co postanowią,jeśli zmuszą ich do wzajemnej walki ,na zasadach Maisha i Kifo.
Uasi,przerwała niezręczną ciszę.
-Chodź,upolujemy coś.
Po czym,poszła w swoim kierunku,a Kifo za nią.I to by było na tyle.
-Ojcze,czy coś jest nie tak?
Mwana,zatrzymał się,by na nią spojrzeć
-Wraz z Czarnymi,zbierzemy trzy ofiary i wyrzucimy ich za granicę.Zdaję mi się,że nasz teren jest coraz mniejszy.A dobrze wiesz..-szepnął jej do ucha,-..że z mrocznoziemcami,nie ma żartów.
-Tak,wiem,-odpowiedziała,-Jeśli jednak pozwolisz,chce iść z wami.Nie boję się!
Mwana,chwile jej się przyglądał,z wysoko uniesioną brwią,po czym pokiwał głową i zwrócił się do lwów z Czarnych Skał,-Idziemy już pora,a Uasi idzie z nami
Córka Shetani,uśmiechnęła się szyderczo,a lwy cofnęły się o kilka kroków.Po chwili jednak,wybiegli za swoim przywódcą,a za nimi Uasi,ciesząca się,że znajdzie się ponownie za granicą.
Na ofiary,wybrano dwa lwy i lwice,którzy trzesąc się,że strachu,szli krok w krok za lwami z Czarnych Skał i Uasi. Uasi,szła dzielnie do przodu,rozglądając się co i rusz,aż stanęła na granicy i z dumnie uniesioną głową pomyślała,ile razy ona przeżywała na granicy.Przez chwile,w jej głowie narodziła się myśl o ucieczce,która szybko wyparowała.
Ofiary,przeszły przez granicę i zatopiły się w lesie.Nie minęło sporo czasu,a dało się słyszeć krzyki,a ciała ofiar,zostały przerzucone na ich stronę.Zebrani,zdołali dostrzec,pobliskie oczy,świecące z wrogością.
Mwana warknął.
-Są blisko.Za blisko.
-Co więc robimy?-spytał jakiś lew z tłumu,który właśnie się zebrał
-Nic.Po prostu ,rubmy to co zawsze
Lecz ta odpowiedź,nie wystarczyła większości,którzy jeszcze długo,wpatrywali się w ciała trójki lwów,a następnie odeszli,by mogły zgnić i wtopić się w twardą ziemię,otoczone przez robaki.Uasi natomiast,już dawno leżała w swoim legowisku,myśląc i pół-drzemiąc.
Hej! Udał się długi rozdział. Bardzo długo czekałam na ten rozdział.Akcja nabiera tępa.Nie długo,powinnien pokazać się kolejny rozdział.Myślicie,że Uasi uda się ujść cało? Odpowiedź ,nie musi być oczywista.A może ,właśnie takie będzie zakończenie bloga?
Potrzymałam klimacik,mam nadzieję.
Pozdrawiam c:
-Czemu ja się ciągle z tobą przyjaźnie?!-bąknęła,wpatrując się z irytacją w stronę Kifo
Czarny lew,zaprzestał,obserwowania latających w górze ptaków i spojrzał na Uasi,z przymrużonymi szaro-niebieskimi oczami.
-W jakim sensie? Masz przecież duże szczęście,każdy chciałby się ,że mną przyjaźnić
Uasi wybuchnęła śmiechem
-Kifo,rusz mózgiem,jeśli go masz,-wstała i podeszła do lwa,-tutaj nie ma przyjaźni,dobrze to wiesz
Pokiwał głową
-Oprócz naszej
Lwica kiwnęła głową,po czym także spojrzała w niebo.
-Miejmy nadzieję,że te pierzaste istoty wylądują,byśmy mogli na nie zapolować.
Kifo usiadł i chwile jeszcze,wpatrywał się w niebo,po czym przeniusł wzrok na córkę Mwany.
-Jak się czujesz,jako Morderca Średniej Kategorii?-spytał obojętnie
Uasi zgromiła go wzrokiem i usiadła
-Mamy tą samą pozycję,KIFO
-Wiem,-burknął,-ale ja będę dalej pnął się w górę.Tak..
-Tak chce Vita i Ty sam,lewku,-syknęła,-ja też idę w górę,według własnej woli
Kiwnął głową
-Idzie nam całkiem nieźle co?
-Może,-wzruszyła ramionami,-nie wiesz jednak Kifo,czy pewnego mrocznego*,nie będziemy musieli stanąć ,że sobą do walki
Wiatr zawiał i pocochrał futra obu lwów.Nie zwrócili na to jednak uwagi,wciąż w siebie wpatrzeni.Kifo podniusł wargi,by coś powiedzieć,ale natychmiast je zamknął.Widocznie i on,nie miał pojęcia,co będzie dalej i co postanowią,jeśli zmuszą ich do wzajemnej walki ,na zasadach Maisha i Kifo.
Uasi,przerwała niezręczną ciszę.
-Chodź,upolujemy coś.
Po czym,poszła w swoim kierunku,a Kifo za nią.I to by było na tyle.
***
-Bij z większą siłą.Całą siłą!!-wzasnął Mwana,do córki.Uasi,kiwnęła głową,ledwo łapiąc oddech i wykonała kolejny cios,w stronę,oblanego krwią kamienia.Było to ćwiczenie,które wykonywała bardzo często.Nigdy się wówczas nie wypierała i chodź go nieznosiła,wierzyła,że pomoże jej to stać się równie silną,jak jej ojciec.Marzyła,o wysokiej pozycji.Najlepiej takiej,jak ta jej matki.Wydawało jej się,że byłaby to najodpowiedniejsza pozycja,dla młodej lwicy.
-Koniec!-warknął Mwana i wyszedł z jednej z mniejszych "pokoi".Uasi,wybiegła za nim.-Ojcze,czy coś jest nie tak?
Mwana,zatrzymał się,by na nią spojrzeć
-Wraz z Czarnymi,zbierzemy trzy ofiary i wyrzucimy ich za granicę.Zdaję mi się,że nasz teren jest coraz mniejszy.A dobrze wiesz..-szepnął jej do ucha,-..że z mrocznoziemcami,nie ma żartów.
-Tak,wiem,-odpowiedziała,-Jeśli jednak pozwolisz,chce iść z wami.Nie boję się!
Mwana,chwile jej się przyglądał,z wysoko uniesioną brwią,po czym pokiwał głową i zwrócił się do lwów z Czarnych Skał,-Idziemy już pora,a Uasi idzie z nami
Córka Shetani,uśmiechnęła się szyderczo,a lwy cofnęły się o kilka kroków.Po chwili jednak,wybiegli za swoim przywódcą,a za nimi Uasi,ciesząca się,że znajdzie się ponownie za granicą.
Na ofiary,wybrano dwa lwy i lwice,którzy trzesąc się,że strachu,szli krok w krok za lwami z Czarnych Skał i Uasi. Uasi,szła dzielnie do przodu,rozglądając się co i rusz,aż stanęła na granicy i z dumnie uniesioną głową pomyślała,ile razy ona przeżywała na granicy.Przez chwile,w jej głowie narodziła się myśl o ucieczce,która szybko wyparowała.
Ofiary,przeszły przez granicę i zatopiły się w lesie.Nie minęło sporo czasu,a dało się słyszeć krzyki,a ciała ofiar,zostały przerzucone na ich stronę.Zebrani,zdołali dostrzec,pobliskie oczy,świecące z wrogością.
Mwana warknął.
-Są blisko.Za blisko.
-Co więc robimy?-spytał jakiś lew z tłumu,który właśnie się zebrał
-Nic.Po prostu ,rubmy to co zawsze
Lecz ta odpowiedź,nie wystarczyła większości,którzy jeszcze długo,wpatrywali się w ciała trójki lwów,a następnie odeszli,by mogły zgnić i wtopić się w twardą ziemię,otoczone przez robaki.Uasi natomiast,już dawno leżała w swoim legowisku,myśląc i pół-drzemiąc.
***
Tydzień później,wszystko zdawało się być takie samo.Strażnicy,dalej przebywali blisko,co Lwy z Czarnych Skał,sprawdzali,wysyłając za granicę,kolejne ofiarne lwy.Działało za każdym razem i jak tylko weszli w las,gineli od razu.Lwy,sprubowali nawet,z nieżywą ofiarą,ale wówczas,po prostu znikała w niczości,co w zamyśleniu,obserwowała Uasi.Wyglądało na to,że nieżywych,po prostu zakopują.
Przed oczami mignęła mi scenka,z ostatniego przerzcania ofiar,były to wówczas,dwa nastoletnie lwy,z najniższych rang.Miałam ochotę jednak warczeć.Znów ofiarą nie padła Mlezi,czy Vita.Wiem,Kifo nie wybaczy mi śmierci jego matki,ale wówczas,niewiele mnie to obchodziło.Przeszłam kolejnych kilka kroków,po czym radykarnie się zatrzymałam.Przedemną,przebiegł góralek.Oblizałam pysk i poczęłam się skradać.Na szczęście,moje ciemne futro,stanowiło doskonały kamuflarz.Chwile później,rzuciłam się na zwierzę i góralek padł martwy.Pochwyciłam go w zęby i od razu puściłam,by warknąć wściekle.
-Czego?!
-Witaj Uasi,-syknęła lwica,-oddaj!
Lwica,rzuciła się na MOJEGO góralka,za co oberwała porządnie w policzek.Powaliłam ją i wbijając w nią pazury,uniemożliwiłam,poruszanie się.Lwica wiła się chwile,po czym ją puściłam.Miałam lepszy dzień.Podeszłam do góralka i aż syknęłam.Ralwy.Ralwy,wyłaziły spod futra góralka,aż mnie zmuliło.Odwróciłam się w stronę,którą odchodziła lwica.
-Wiesz co,możesz wziąść tego góralka.Znaj moją łaskę
Nastolatka,odwróciła się napięcie
-Yyy..dzięki?
Odeszłam szybko,z szyderczym uśmiechem.Tak,teraz miałam już całkiem,udany dzień.
-Jeszcze sporo do mroku,-odparła,wąchając powietrze,-pewnie zaraz,będą łapać kolejne ofiarne lwy,by tylko wyrzucić ich na pewną śmierć...będzie ubaw.
-Mówisz to takim głosem,że każdy by ci uwierzył,że to będzie śmieszne
-A niby nie,Kifo? Śmierć jest zabawna
Kifo przewrócił oczami,tak,by lwica tego nie widziała,co nie było trudne,bo ciągle spoglądali na horyzont.
-Myślisz,że na kogo teraz padnie?-spytał
-Nie na nas,to mnie nie obchodzi.Niech zginie kto kolwiek,zwłaszcza Mwana i Uasi
-Od Uasi się odczep,-warknął gardłowo,a Vita spiorunowała go wzrokiem.
-Jeśli tak bardzo ją uwielbiasz,to wejdź z nią w związek,-i nim Kifo,zdążył zaprotestować,Vita już mówiła dalej,-ty byś się nie dał,a twoja matka,jest pod moją ochroną..was nie tkną
I znowu zapadła cisza.
*mroczny-chodzi tutaj o noc
Uasi
Minął kolejny tydzień,a na Mrocznej Ziemi,wciąż panowała napięta atmosfera.Lwice ukrywały swoje futrzaki,które uważały za największe cudy świata.Nie było jednak powodu do obaw,co doskonale wiedziałam.Kiedy spróbowali przeżucić na granicę lwiątko,wróciło z małymi zadrapaniami i blizną na oku.Nazwałam to naznaczeniem.Lwiątek strażnicy nie tykali,ale wymierzali kary.Gorzej było,że to ich matki,mogły zostać wybrane i od razu zabite-o co pewnie się bały i starały się udawać,że są stu procentowymi matkami,bez których lwiątko sobie nie poradzi.Phi! Ja jakoś dałam sobie radę.Lwy natomiast,starali się zyskać koleżeństwo u Lwów z Czarnych Skał,by oni nie zostali wybrani.Dzięki czemu,mieliśmy pełne brzuchy.Kilku nawet,starało się mnie poderwać i jeszcze tej samej nocy,zostali zagryzieni,przez nieskromną mnie.Wktótce,spodziewałam się,że osiągnę wyższą rangę.Pozycję,dostawało się u nas,po egzaminie dojrzałości,później wówczas,zbierali się wszyscy i mówili,na którą pozycję pasujemy.Przed oczami mignęła mi scenka,z ostatniego przerzcania ofiar,były to wówczas,dwa nastoletnie lwy,z najniższych rang.Miałam ochotę jednak warczeć.Znów ofiarą nie padła Mlezi,czy Vita.Wiem,Kifo nie wybaczy mi śmierci jego matki,ale wówczas,niewiele mnie to obchodziło.Przeszłam kolejnych kilka kroków,po czym radykarnie się zatrzymałam.Przedemną,przebiegł góralek.Oblizałam pysk i poczęłam się skradać.Na szczęście,moje ciemne futro,stanowiło doskonały kamuflarz.Chwile później,rzuciłam się na zwierzę i góralek padł martwy.Pochwyciłam go w zęby i od razu puściłam,by warknąć wściekle.
-Czego?!
-Witaj Uasi,-syknęła lwica,-oddaj!
Lwica,rzuciła się na MOJEGO góralka,za co oberwała porządnie w policzek.Powaliłam ją i wbijając w nią pazury,uniemożliwiłam,poruszanie się.Lwica wiła się chwile,po czym ją puściłam.Miałam lepszy dzień.Podeszłam do góralka i aż syknęłam.Ralwy.Ralwy,wyłaziły spod futra góralka,aż mnie zmuliło.Odwróciłam się w stronę,którą odchodziła lwica.
-Wiesz co,możesz wziąść tego góralka.Znaj moją łaskę
Nastolatka,odwróciła się napięcie
-Yyy..dzięki?
Odeszłam szybko,z szyderczym uśmiechem.Tak,teraz miałam już całkiem,udany dzień.
Narrator
Kifo,podszedł do wyjścia z jaskini i stanął obok Vity.Teraz był równy wielkości,co ona.Przypomniało mu się,jak jako lwiatko,stawał na tylnych łapkach,by tylko chodź trochę,być jej wysokości.Zawsze go wtedy odpychała.Teraz,oboje wpatrywali się w daleki widnokrąg.-Jeszcze sporo do mroku,-odparła,wąchając powietrze,-pewnie zaraz,będą łapać kolejne ofiarne lwy,by tylko wyrzucić ich na pewną śmierć...będzie ubaw.
-Mówisz to takim głosem,że każdy by ci uwierzył,że to będzie śmieszne
-A niby nie,Kifo? Śmierć jest zabawna
Kifo przewrócił oczami,tak,by lwica tego nie widziała,co nie było trudne,bo ciągle spoglądali na horyzont.
-Myślisz,że na kogo teraz padnie?-spytał
-Nie na nas,to mnie nie obchodzi.Niech zginie kto kolwiek,zwłaszcza Mwana i Uasi
-Od Uasi się odczep,-warknął gardłowo,a Vita spiorunowała go wzrokiem.
-Jeśli tak bardzo ją uwielbiasz,to wejdź z nią w związek,-i nim Kifo,zdążył zaprotestować,Vita już mówiła dalej,-ty byś się nie dał,a twoja matka,jest pod moją ochroną..was nie tkną
I znowu zapadła cisza.
***
Uasi
Jako mrocznoziemca (chodź,nie można nas uznać za wspólnotę) nie zwracałam zbytniej uwagi na wygląd.Często opadał na moje futro kurz,czy błoto,od deszczu,lecz żadko,je wówczas czyściłam.Jest jednak plus,lwy nie oglądają się za naszym wyglądem,a tym,która ma największe szanse,by wygrywać walki.Głównie dlatego,większość z nich,porzuca lwice,kiedy im się znudzą ich umiejętności,lub lwice lwy w tym samym kontekscie.Ale żadko się to działo.
Oczywiście,wiele lwów już zaczęło mnie sobie ubierać za kurs.Ciamne futro,ładne oczy,sylwetka,a przedewszystkim,zaciętość w walce.Tak,nie jestem specjalnie skromna.Powiem jednak,że miłość w naszych stronach nie istnieje,no może w niektórych przypadkach.Zwykle jednak,jest to po prostu chęć,lepszych warunków,u boku partnerki/partnera,za którego nie będzie się trzeba wstydzić (jak to można określić)
Dobra,koniec tego lamentu.
Skączyłam myć futro (czasem to robie) i z rezygnacją,rozejrzałam się po jaskini.Czarni,opuścili ją już dawno,zmierzając na obchód.Był to ich sposób,na kontrole podporządkowania dalej wyrzutków.Westchnęłam tylko i podeszłam do konta,gdzie leżała niedojedzona antylopa-czyli przysmak z ostatniego rzutu przez strażników.Zatopiłam w niej kły.Kiedy tylko skączyłam posiłek,usiadłam,zastanawiając się,co dalej zrobić.Jedną z najtrfajszych myśli,było pójście na granicę i sprawdzenie,czy nic się na niej nie dzieję.Ta myśl zwycięrzyła i wybiegłam z jaskini.
Otworzyłam lekko usta,by wyczuć powietrze.Jeszcze daleko do nocy.Kierując się tą myślą,ruszyłam dalej.
Na granicy,unosił się duszący zapach,co zapowiadało,że zebrał się tu tłum lwów.Mogłam się domyślić,że kolejna ofiara przeszła przez zakazaną linę.Na Wielkich Przodków,co oni chcą jeszcze udowadniać?! Czy serio się aż tak głupi?!
Usiadłam i bystrym wzrokiem,błądziłam na horyzoncie.Mogłoby się zdawać,że wszystko było spokojnie,kiedy dostrzegłam parę zielonych oczu,przyklejonych do mojego wizerunku.Nie cofnęłam się jednak.Wciąż byłam na swoim.
-Strażnik,-wysyczałam,w stronę oczu
-O! Tym razem wiesz kim jestem,lwiczko,-odezwał się gardłowy głos,a moje uszy drgnęły.Znałam ten głos,a przynajmniej,starałam się go sobie przypomnieć.Sierść zjerzyła mi się jednak,mimo wszystko.
-Lwiczko? Już dawno nią nie jestem.Jestem Morderczynią Średniej Kategorii,-wysyczałam licząc,że to odstraszy strażnika.Oczy jednak,wciąż tam były.
-Aha.Ale zwiesz się Uasi,jak mniemam
-Skąd wiesz?-spytałam gardłowo,chodź pomyślałam,że mogą mieć jerestr wyrzutków.Ale..chwila.Czy ja byłam wyrzutkiem? Otóż nie,nie byłam.Jak większość tutejszych lwów,byłam po prostu dzieckiem wyrzutka i lwem,walcącym o większą pozycję.Jak najwyższą.
-Tak,jestem Uasi,-to jedyne,co w tej chwili zdołałam wypowiedzieć,-a ty to?
-Serio? Przecież spotkaliśmy się stosunkowo nie dawno..
Prychnęłam
-Wiele oczu widuję!
Właśnie wtedy,z krzewów,wyszedł czarny lew,a ja poczułam ,że sierść znów zaczyna mi się jerzyć.Nie był to Kifo,czy Lew z Czarnych Skał,był to strażnik-ale miał rację,już go kiedyś widziałam.
-Muuaji?
Lew kiwnął głową i podszedł troszkę bliżej mnie,wciąż zachowując ostrożność,a ja rozejrzałam się,bu mieć pewność,że nikt mnie nie widzi.
-Znowu zmiana?-spytałam
-Tak,wiesz,już taki niewinny nie jestem,kilka żyć już dawno odebrałem,-w jego głosie,słyszałam tyle smutku,że aż westchnęłam.No tak.Lwy zza tego lasu,są inne.Pewnie nie bawi je zabijanie.Czego się więc mogę spodziewać i po tym?
-Ja także już niewinna nie jestem,-syknęłam,a lew pokiwał głową
-Jesteś nastolatką
Puściłam to mimo uszu
-Czemu przybliżacie się?
Muuaji,ściszył głos tak,jakby nie chciał mi,tego mówić,ale i tak to usłyszałam.
-Królowie z Ziem,tak każą.Podobno,wyrzutków ciągle przybywa...-i tu miał rację.Ostatnio,coraz więcej Nowych,przybywało na granicę,jak zawsze wściekli z bezsilności.Zwykle jednak,szybko umierali.Nie miał jednak racji,co do tego,że jest nas za dużo.Rodziło się zwykle lwicą,tylko jedno lwiątko (tak jak mojej matce,ja),co najwyżej dwa.Trzy były już żadkością.Więc,więcej nas umierało,niż przychodziło do świat,a to każdej ciemności.
-Mów dalej,-ponagliłam
-Więc,przybliżamy się,by mieć większą pewność,że nie uciekniecie.Moi pobratyńcy,poszli w inne strony,oczywiście nie wszyscy.Twoi,nie poszli w drugą stronę lasu?
-Możliwę,-wzruszyłam ramionami,a w głowie poczułam pomysł.-będziesz tu jutro?
-Postaram się,-kiwnął głową i zniknął
Pomysł.Leżąc w moim legowisku i udając ,że śpię,dobrowadzałam go do ładu i składu.Mrocznoziemką byłam zawsze,wyrzutkiem nigdy.Przypomniał mi się obraz matki,która tyle poświęciła czasu,by znaleźć wyjście z tąt.Wiedziałam,że gdzieś w lesie jest woda i to nie daleko,a także,że strażników jest coraz więcej i że chcą,by wszyscy umarli.Czy więc,była to otwarta wojna? Wiedział,że prędzej czy później,wszystkich się nas pozbęda.Postanowiłam więc,rozważyć pewną opcję.Była nią próba ucieczki.Wkońcu,co mi szkodziło? Nic,oprócz śmierci-ale..to rzecz,którą pominęłam.
Kiedy więc obudziłam się rano,miałam wiele energi i czułam się,jak nowo narodzeniowa.Wstałam jednak dość wcześnie,gdyż wszyscy sprzymierzeńcy ojca i on sam,jeszcze spali.Przewróciłam oczami i wyszłam spokojnie z jaskini.Przemyślałam cały plan i wiedziałam,że jeśli nie chce przejść przez porażkę,będę musiała wszystko wziąść pod uwagę.Dlatego właśnie,zmierzałam do drzewa.
Pokiwałam głową
-No cóż,chociaż powiedz mi,czy masz jakiś plan
-Tak,-przyznałam lwu,-jest dość skąplikowany,ale wiem,że muszę posłużyć się sprytem,by dać radę.Poza tym,mam kogoś,kto mi pomoże.
-Kifo?-spytał szary lew
-Nie.-odpowiedziałam krótko
Kiburi,pokiwał powoli głową,najwyrażniej się nad czymś zastanawiając,po czym wszedł za skały i wyciągnął zza nich,zieloną roślinę,przypominającą (nie wiem czemu przyszło mi to do głowy) grubą łodygę.Położył ją przedemną,a ja cofnęłąm się z obrzydzeniem,nie ciekawie pachniałam.Kiburi się zaśmiał.
-Nie smakuję tak źle,jak pachnie.To roślina ,na wzmocnienie.A to..-wyciągnął kolejną roślinę zza kamienia.Tym razem,były to jednak nasiona,które zręcznie owinął w wielki liść,-przyda ci się na ból,gdybyś,nie daj przodkowie! została zraniona,-podał mi "woreczek",który przyjęłam z wdzięcznością i szybko zjadłam poprzednią roślinę.Nie była taka zła.Lew zaśmiał się krótko,-Oh Uasi! Niech przodkowie cię prowadzą! Miejmy nadzieję,że nie przegrasz tej bitwy.
Spojrzałam na niego z dumnie uniesioną głową
-Na pewno nie
Kiburi smutno pokiwał głową
-Pamiętaj Uasi,jeśli już uda ci się wyjść z lasu,kieruj się pustynnym szlakiem,wprost do kanionu,a z tamtąt,na ziemię,która wyda ci się odpowiednia.Tam za lasem,są inne zasady.Wszyscy,żyją że sobą w harmonii i miejmy nadzieję,że tobie to się spodoba..
-Sugerujesz,że nie wrócę tutaj!?-warknęłam
-A co..planowaś to?
-Ja..niewiem,-westchnęłam,-posłuchaj,wrócę,ale najpierw..muszę zdobyć to,o czym marzył każdy
-I..wrócisz do niewoli?
-Nie wiem,Kiburi,-powiedziałam,po czym zniknęłam,rzucajac szybkie "cześć".
O mojej ucieczce,powiedziałam tylko Kifo.Lew,no cóż..myślałam,że się obraził,kiedy odmówiłam mu udziału w mojej ucieczce.Dwójka lwów,miała mniejsze szanse,niż jeden.Później jednak,Kifo pokiwał głową.
-Dobrze.Znajdę sposób,żeby się jakoś z tobą komunikować,-po czym szepnął,-Będę tęsknić przyjaciółko
-Ja też,-odpowiedziałam,-ale pomyśl,teraz masz szansę,być silniejszym
-Ha! I tak miałem
Przewróciłam oczami,po czym powiedziałam:
-Kiedy wrócę..czuję,że wiele się zmieni.Na pewno,nie pozwolę,by mieli nas za słabszych
A Kifo tylko przytaknął
Rozmowa z ojcem,zdecydowanie,była trudniejsza.Lew,akurat leżał na swoim legowisku i pochrapywałam,a otaczali go wszyscy sprzymierzeńcy z Czarnych Skał.Chrząknęłam kilka razy,by mnie zauważyli.Kiedy to się wkońcu stało,ojciec z grymasem na twarzy,warknął:
-Czego?!
-Tego,że musimy porozmawiać!!-odwarknęłam
Mwana niechętnie,ruszył za mną.Widocznie z czystej ciekawości.Zatrzymaliśmy się,w jednej z mniejszych jaskiń.Wpatrywałam się w lwa,jasnoniebieskimi oczami,chyba..przepełnionymi zastanowieniem.
-Więc,co jest?!-warknął,z nutą zapytania
-Uciekam,zza las.Na inną ziemię,-po czym,poszpieśnie,dodałam,-By nabrać doświadczenia,a potem wrócę.To jest jedyne rozwiązanie..
-Śmierć,jest jedynym rozwiązaniem,-ryknął,-Nie zgadzam się Uasi,słyszysz,nie zgadzam się.Nie po to cię karmiłem,nie po to,dałem ci legowisko i ochronę,byś teraz z własnej głupoty ginęła! Co z ciebie za lew!
Ogarnął mnie wulkan wściekłości.Wybuchł i już nie dało się go zatrzymać.
-Milcz,głupcze! Mam więcej odwagi,niż ci się zdaję! Właśnie dlatego,walczę o przetrwanie.
-Ginąc?
-Nie zginę,zobaczysz,że wrócę
Zapadła chwila ciszy
-Jesteś pewna?-spytał z wrogością,ale i troską(chyba).
-To nie jest twoje życie,tylko moje! Zrobie z nim co zechce i wiem,że podejmę dobre decyzję,-warknęłam i odeszłam.Musiałam ochłonąć.
-Strażnik,-wysyczałam,w stronę oczu
-O! Tym razem wiesz kim jestem,lwiczko,-odezwał się gardłowy głos,a moje uszy drgnęły.Znałam ten głos,a przynajmniej,starałam się go sobie przypomnieć.Sierść zjerzyła mi się jednak,mimo wszystko.
-Lwiczko? Już dawno nią nie jestem.Jestem Morderczynią Średniej Kategorii,-wysyczałam licząc,że to odstraszy strażnika.Oczy jednak,wciąż tam były.
-Aha.Ale zwiesz się Uasi,jak mniemam
-Skąd wiesz?-spytałam gardłowo,chodź pomyślałam,że mogą mieć jerestr wyrzutków.Ale..chwila.Czy ja byłam wyrzutkiem? Otóż nie,nie byłam.Jak większość tutejszych lwów,byłam po prostu dzieckiem wyrzutka i lwem,walcącym o większą pozycję.Jak najwyższą.
-Tak,jestem Uasi,-to jedyne,co w tej chwili zdołałam wypowiedzieć,-a ty to?
-Serio? Przecież spotkaliśmy się stosunkowo nie dawno..
Prychnęłam
-Wiele oczu widuję!
Właśnie wtedy,z krzewów,wyszedł czarny lew,a ja poczułam ,że sierść znów zaczyna mi się jerzyć.Nie był to Kifo,czy Lew z Czarnych Skał,był to strażnik-ale miał rację,już go kiedyś widziałam.
-Muuaji?
Lew kiwnął głową i podszedł troszkę bliżej mnie,wciąż zachowując ostrożność,a ja rozejrzałam się,bu mieć pewność,że nikt mnie nie widzi.
-Znowu zmiana?-spytałam
-Tak,wiesz,już taki niewinny nie jestem,kilka żyć już dawno odebrałem,-w jego głosie,słyszałam tyle smutku,że aż westchnęłam.No tak.Lwy zza tego lasu,są inne.Pewnie nie bawi je zabijanie.Czego się więc mogę spodziewać i po tym?
-Ja także już niewinna nie jestem,-syknęłam,a lew pokiwał głową
-Jesteś nastolatką
Puściłam to mimo uszu
-Czemu przybliżacie się?
Muuaji,ściszył głos tak,jakby nie chciał mi,tego mówić,ale i tak to usłyszałam.
-Królowie z Ziem,tak każą.Podobno,wyrzutków ciągle przybywa...-i tu miał rację.Ostatnio,coraz więcej Nowych,przybywało na granicę,jak zawsze wściekli z bezsilności.Zwykle jednak,szybko umierali.Nie miał jednak racji,co do tego,że jest nas za dużo.Rodziło się zwykle lwicą,tylko jedno lwiątko (tak jak mojej matce,ja),co najwyżej dwa.Trzy były już żadkością.Więc,więcej nas umierało,niż przychodziło do świat,a to każdej ciemności.
-Mów dalej,-ponagliłam
-Więc,przybliżamy się,by mieć większą pewność,że nie uciekniecie.Moi pobratyńcy,poszli w inne strony,oczywiście nie wszyscy.Twoi,nie poszli w drugą stronę lasu?
-Możliwę,-wzruszyłam ramionami,a w głowie poczułam pomysł.-będziesz tu jutro?
-Postaram się,-kiwnął głową i zniknął
Pomysł.Leżąc w moim legowisku i udając ,że śpię,dobrowadzałam go do ładu i składu.Mrocznoziemką byłam zawsze,wyrzutkiem nigdy.Przypomniał mi się obraz matki,która tyle poświęciła czasu,by znaleźć wyjście z tąt.Wiedziałam,że gdzieś w lesie jest woda i to nie daleko,a także,że strażników jest coraz więcej i że chcą,by wszyscy umarli.Czy więc,była to otwarta wojna? Wiedział,że prędzej czy później,wszystkich się nas pozbęda.Postanowiłam więc,rozważyć pewną opcję.Była nią próba ucieczki.Wkońcu,co mi szkodziło? Nic,oprócz śmierci-ale..to rzecz,którą pominęłam.
Kiedy więc obudziłam się rano,miałam wiele energi i czułam się,jak nowo narodzeniowa.Wstałam jednak dość wcześnie,gdyż wszyscy sprzymierzeńcy ojca i on sam,jeszcze spali.Przewróciłam oczami i wyszłam spokojnie z jaskini.Przemyślałam cały plan i wiedziałam,że jeśli nie chce przejść przez porażkę,będę musiała wszystko wziąść pod uwagę.Dlatego właśnie,zmierzałam do drzewa.
***
-Więc,jeśli dobrze cię Uasi rozumiem,planujesz ucieczkę?Pokiwałam głową
-No cóż,chociaż powiedz mi,czy masz jakiś plan
-Tak,-przyznałam lwu,-jest dość skąplikowany,ale wiem,że muszę posłużyć się sprytem,by dać radę.Poza tym,mam kogoś,kto mi pomoże.
-Kifo?-spytał szary lew
-Nie.-odpowiedziałam krótko
Kiburi,pokiwał powoli głową,najwyrażniej się nad czymś zastanawiając,po czym wszedł za skały i wyciągnął zza nich,zieloną roślinę,przypominającą (nie wiem czemu przyszło mi to do głowy) grubą łodygę.Położył ją przedemną,a ja cofnęłąm się z obrzydzeniem,nie ciekawie pachniałam.Kiburi się zaśmiał.
-Nie smakuję tak źle,jak pachnie.To roślina ,na wzmocnienie.A to..-wyciągnął kolejną roślinę zza kamienia.Tym razem,były to jednak nasiona,które zręcznie owinął w wielki liść,-przyda ci się na ból,gdybyś,nie daj przodkowie! została zraniona,-podał mi "woreczek",który przyjęłam z wdzięcznością i szybko zjadłam poprzednią roślinę.Nie była taka zła.Lew zaśmiał się krótko,-Oh Uasi! Niech przodkowie cię prowadzą! Miejmy nadzieję,że nie przegrasz tej bitwy.
Spojrzałam na niego z dumnie uniesioną głową
-Na pewno nie
Kiburi smutno pokiwał głową
-Pamiętaj Uasi,jeśli już uda ci się wyjść z lasu,kieruj się pustynnym szlakiem,wprost do kanionu,a z tamtąt,na ziemię,która wyda ci się odpowiednia.Tam za lasem,są inne zasady.Wszyscy,żyją że sobą w harmonii i miejmy nadzieję,że tobie to się spodoba..
-Sugerujesz,że nie wrócę tutaj!?-warknęłam
-A co..planowaś to?
-Ja..niewiem,-westchnęłam,-posłuchaj,wrócę,ale najpierw..muszę zdobyć to,o czym marzył każdy
-I..wrócisz do niewoli?
-Nie wiem,Kiburi,-powiedziałam,po czym zniknęłam,rzucajac szybkie "cześć".
O mojej ucieczce,powiedziałam tylko Kifo.Lew,no cóż..myślałam,że się obraził,kiedy odmówiłam mu udziału w mojej ucieczce.Dwójka lwów,miała mniejsze szanse,niż jeden.Później jednak,Kifo pokiwał głową.
-Dobrze.Znajdę sposób,żeby się jakoś z tobą komunikować,-po czym szepnął,-Będę tęsknić przyjaciółko
-Ja też,-odpowiedziałam,-ale pomyśl,teraz masz szansę,być silniejszym
-Ha! I tak miałem
Przewróciłam oczami,po czym powiedziałam:
-Kiedy wrócę..czuję,że wiele się zmieni.Na pewno,nie pozwolę,by mieli nas za słabszych
A Kifo tylko przytaknął
Rozmowa z ojcem,zdecydowanie,była trudniejsza.Lew,akurat leżał na swoim legowisku i pochrapywałam,a otaczali go wszyscy sprzymierzeńcy z Czarnych Skał.Chrząknęłam kilka razy,by mnie zauważyli.Kiedy to się wkońcu stało,ojciec z grymasem na twarzy,warknął:
-Czego?!
-Tego,że musimy porozmawiać!!-odwarknęłam
Mwana niechętnie,ruszył za mną.Widocznie z czystej ciekawości.Zatrzymaliśmy się,w jednej z mniejszych jaskiń.Wpatrywałam się w lwa,jasnoniebieskimi oczami,chyba..przepełnionymi zastanowieniem.
-Więc,co jest?!-warknął,z nutą zapytania
-Uciekam,zza las.Na inną ziemię,-po czym,poszpieśnie,dodałam,-By nabrać doświadczenia,a potem wrócę.To jest jedyne rozwiązanie..
-Śmierć,jest jedynym rozwiązaniem,-ryknął,-Nie zgadzam się Uasi,słyszysz,nie zgadzam się.Nie po to cię karmiłem,nie po to,dałem ci legowisko i ochronę,byś teraz z własnej głupoty ginęła! Co z ciebie za lew!
Ogarnął mnie wulkan wściekłości.Wybuchł i już nie dało się go zatrzymać.
-Milcz,głupcze! Mam więcej odwagi,niż ci się zdaję! Właśnie dlatego,walczę o przetrwanie.
-Ginąc?
-Nie zginę,zobaczysz,że wrócę
Zapadła chwila ciszy
-Jesteś pewna?-spytał z wrogością,ale i troską(chyba).
-To nie jest twoje życie,tylko moje! Zrobie z nim co zechce i wiem,że podejmę dobre decyzję,-warknęłam i odeszłam.Musiałam ochłonąć.
***
Zatrzymałam się,niedaleko drzew.Przekroczyłam granicę,ale jeszcze nie weszłam w las.Jeszcze.Była godzina lekko popołudniowa.Mój plan skłaniał się do innej,więc narazie,były to tylko przygotowania.Wzięłam głęboki wdech.
-Muuaji?
Mój głos,uniusł się w przepaść lasu,ale był to tylko niesiony z wiatrem szept.Dosłownie chwile później,pojawił się obok mnie Muuaji.
-Jestem.
-Mam sprawę,-po czym szepnęłam,-pomożesz mi wydostać się zza las?
Automatycznie się cofnął,o mało się nie wywróciwszy i spoglądał na mnie,oczami przepełnionymi gniewem,strachem i smutkiem.
-Zwariowałaś?! Nie będę ryzykować! Nie dla wyrzutka!
-Nie jestem wyrzutkiem,-warknęłam,lecz wówczas poczułam,że żeby wygrać,muszę kłamać,-Ja..jestem po prostu zwykłą lwicą
-Wczoraj mówiłaś,że Morderczynią..-warknął
-Nie.U nas nazywa się tak istota,która nie potrafi zabijać,-skłamałam,-Tych którzy zabijają,nazywamy..B-bohaterami!
-Aha,-przytaknął
-Ja..nie proszę cię o wiele.Chce tylko,żebyś doprowadził mnie zza pierwsze drzewa i wskazał,gdzie mogę spotkać najwięcej strażników.
-Uasi,ja..
Już prawie go urobiłam.Kłamałam dalej.Postanowiłam także,zagrać sztuczkami lwic,których uczyła mnie mama.Ominęłam go do okoła,na koniec,muskając ogonem,jego brodę,aż usłyszałam jego,mimowolne mruczenie.
-Chce,być po prostu dobra!-skłamałam,-Nie pomożesz? Nie dasz szansy?
Muuaji westchnął i już wiedziałam,że mi się udało.
-Dobrze,a teraz usiądź i posłuchaj.Wytłumaczę ci,którędy uda ci się przejść,także jeśli chodzi o rzekę.Radzę jednak zakryć zapach,czuć od ciebie wyrzutkiem,co może cię zdradzić.Będę tutaj jutro po..
-Rano
-Rano.Okey.Pomogę ci,byś przeszła kilka kilometów,ale dalej radzisz sobie sama.Pytanie tylko,czy dalej chcesz ryzykować?
Przytaknęłam
-Jestem gotowa.
***
Zarówno ojciec,jak i Kifo,pożegnali mnie,chodź cicho,by nikt inny nie wiedział.Chwile później,udałam się do Kiburiego.Szary lew,by zatuszować mój zapach,nasmarował mnie jakimś świnstwem.Mam tylko nadzieję,że warto było i tak,kiedy tylko noc się skączyła,a wszyscy ułożyli się do snu,skączyłam ostrzyć pazury.Ukryłam je i ruszyłam do granicy,gdzie czekał już skryty Muuaji.
-Uf,Uasi,nie było łatwo.Mamy niewiele czasu,-wysapał,-tłumaczyłem ci,gdzie masz się kierować...dasz radę?
-Dam,-potwierdziłam
-W takim razie,-ominęliśmy pierwsze drzewo,więc Muuaji porozglądał się do okoła,po czym wyszeptał,-witaj,w lesie.
Hej! Udał się długi rozdział. Bardzo długo czekałam na ten rozdział.Akcja nabiera tępa.Nie długo,powinnien pokazać się kolejny rozdział.Myślicie,że Uasi uda się ujść cało? Odpowiedź ,nie musi być oczywista.A może ,właśnie takie będzie zakończenie bloga?
Potrzymałam klimacik,mam nadzieję.
Pozdrawiam c:
#15 /Pierwsza ofiara/
-Jesteś już gotowa,-Mwana uśmiechnął się szyderczo,zataczając kółko,wokół płaskiej skały,służącej mu za podstawę do legowiska.Pozostałe lwy,siedziały niedaleko i wysyłały w stronę dwójki lwów,skinienia głowy i co jakiś czas,potwierdzały słowa Mwany.
Sam ciemny lew,czuł wyjątkowo radość,a zarazem gniew.Dziś mógł udowodnić,że jest najsilniejszy,lub że najsłabszy.
Spojrzał w oczy ciemnej.
-Masz się postarać,dla honoru,-odparł,-Po to cię szkoliłem! Pamiętasz,wszystko!
-Jestem gotowa ,ojcze,-odpowiedziała ciemna lwica,wciąż siedząc prosto,z ogonem blisko łap.W jej oczach iskrzyła obojętność,a także rządza zwyciężtwa.Uasi wystawiła pazury,-Nie zawiodę cię!
Mwana kiwnął głową z sadysfakcją
-Ufam,że tego nie uczynisz,-powiedział,-Pamiętaj,musisz tylko udowodnić,że jesteś najlepszym łowcą.Nie bój się zabijać.
-Nie boję!
-Więc to pokaż,-odparł z jadem.
Jeden z lwów z Czarnych Skał,poruszył ogonem dając jasny znak,że już czas.Mwana spojrzał jeszcze raz na córkę.
-Już czas
-Już czas,-powtórzyła,po czym odbiła się od ziemi i ruszyła w stronę wyjścia z jaskini.Zatrzymała się jednak przy samym końcu,by wysunąć pazury,zjeżyć sierść i obnażyć kły.Jesteś już gotowa,-przypomniała sobie słowa ojca.Wydawało jej się także,że pobrzmiewają w nich słowa matki.Ona także chciała,by jej się udało,a Uasi chciała,mieć wysoką pozycję.
Ciemna nie była już lwiątkiem,weszła w wiek nastolatki.Ten wiek,gwarantował walkę o pozycję,a ona nie zamierzała nawalić.Nie mogła! Była silna,taka jak chciała.Była Uasi.Tą Uasi,która już nigdy nie da sobą pomiatać,jeśli da radę.A na to,przygotowywała się od zawsze.
Tak jak u nastoletnich lwic bywa,miała dłuższe łapy i smutlejsze rysy,a jako mrocznoziemka,szczuplejszą budowę ciała.Urosła przez ten czas,chodź nadal była najmniejszą lwicą u mrocznoziemców.Nadrabiała to jednak podłością.
Wzięła głęboki oddech i wybiegła.Pierwsze jej nocne łowy,niech nie będą jej ostatnimi.
Starała się,by jej kroki były ciche,wręcz niesłyszalne.Sama lwica,ukrywała się w cieniu,oraz za skałami.Wciąż docierały do niej odgłosy walki.Poczuła ekscytację.Nie długo,ona znajdzie się w jej szeragu.
Wyskoczyła i pognała w tamtą stronę,po czym skoczyła na "dach" jednej z jaskiń i tam przyczupnęła.Kiedy doszczegła postać lwa,skoczyła na niego,przybijając go do ziemi.Lew odepchnął ją,po czym oddał atak.Uasi ryknęła,po czym zatopiła kły w jego ciele,drapiąc go zaciekle.Szary lew nie pozostał dłużny.Uderzył ją.Lwica syknęła,po czym przyszpiliła go do ziemi,a jej pazury,wtopiły się w jego klatkę,powodując syk.
Uasi zaśmiała się pod nosem
-Witaj Kifo,czyżbyś szukał zguby?
-Uasi,miło cię widzieć,jak widzę..nie możesz się odemnie odpędzić
Uasi prychnęła,pomogła wstać lwu i oboje stanęli,wpatrując się w siebie
-To..powodzenia,-powiedziała ciemna
-Nawzajem,-odpowiedział Kifo i oddalił się,wskakując na walcących.Uasi przewróciła oczami i także ruszyła dalej.Była ciekawa,czy przyjdzie jej walczyć z Vitą,a może innym jej wrogiem.Przymrużyła oczy i oblizała pysk,tym samym kły-była gotowa!
Wyskoczyła zza kamienni.Widziała przed sobą wiele lwów,niczym rozmazanych kształtów,pełnych różnorakich barw-od złotej,do czarnej.Zaśmiała się w duchu i przyczupnęła,by po chwili wskoczyć na plecy szarej lwicy.Lwica była w jej wieku,co jeszcze bardziej ułatwiało sprawę.Pewnie tak jak i Uasi,liczyła na zwyciężstwo.Niestety..nie spełni swoich planów.
Hej! Mam nadzieję,że rozdział się spodobał! Zapraszam do zaktualizowanej zakładki z bohaterami i Pozdrawiam! c:
Sam ciemny lew,czuł wyjątkowo radość,a zarazem gniew.Dziś mógł udowodnić,że jest najsilniejszy,lub że najsłabszy.
Spojrzał w oczy ciemnej.
-Masz się postarać,dla honoru,-odparł,-Po to cię szkoliłem! Pamiętasz,wszystko!
-Jestem gotowa ,ojcze,-odpowiedziała ciemna lwica,wciąż siedząc prosto,z ogonem blisko łap.W jej oczach iskrzyła obojętność,a także rządza zwyciężtwa.Uasi wystawiła pazury,-Nie zawiodę cię!
Mwana kiwnął głową z sadysfakcją
-Ufam,że tego nie uczynisz,-powiedział,-Pamiętaj,musisz tylko udowodnić,że jesteś najlepszym łowcą.Nie bój się zabijać.
-Nie boję!
-Więc to pokaż,-odparł z jadem.
Jeden z lwów z Czarnych Skał,poruszył ogonem dając jasny znak,że już czas.Mwana spojrzał jeszcze raz na córkę.
-Już czas
-Już czas,-powtórzyła,po czym odbiła się od ziemi i ruszyła w stronę wyjścia z jaskini.Zatrzymała się jednak przy samym końcu,by wysunąć pazury,zjeżyć sierść i obnażyć kły.Jesteś już gotowa,-przypomniała sobie słowa ojca.Wydawało jej się także,że pobrzmiewają w nich słowa matki.Ona także chciała,by jej się udało,a Uasi chciała,mieć wysoką pozycję.
Ciemna nie była już lwiątkiem,weszła w wiek nastolatki.Ten wiek,gwarantował walkę o pozycję,a ona nie zamierzała nawalić.Nie mogła! Była silna,taka jak chciała.Była Uasi.Tą Uasi,która już nigdy nie da sobą pomiatać,jeśli da radę.A na to,przygotowywała się od zawsze.
Tak jak u nastoletnich lwic bywa,miała dłuższe łapy i smutlejsze rysy,a jako mrocznoziemka,szczuplejszą budowę ciała.Urosła przez ten czas,chodź nadal była najmniejszą lwicą u mrocznoziemców.Nadrabiała to jednak podłością.
Wzięła głęboki oddech i wybiegła.Pierwsze jej nocne łowy,niech nie będą jej ostatnimi.
Starała się,by jej kroki były ciche,wręcz niesłyszalne.Sama lwica,ukrywała się w cieniu,oraz za skałami.Wciąż docierały do niej odgłosy walki.Poczuła ekscytację.Nie długo,ona znajdzie się w jej szeragu.
Wyskoczyła i pognała w tamtą stronę,po czym skoczyła na "dach" jednej z jaskiń i tam przyczupnęła.Kiedy doszczegła postać lwa,skoczyła na niego,przybijając go do ziemi.Lew odepchnął ją,po czym oddał atak.Uasi ryknęła,po czym zatopiła kły w jego ciele,drapiąc go zaciekle.Szary lew nie pozostał dłużny.Uderzył ją.Lwica syknęła,po czym przyszpiliła go do ziemi,a jej pazury,wtopiły się w jego klatkę,powodując syk.
Uasi zaśmiała się pod nosem
-Witaj Kifo,czyżbyś szukał zguby?
-Uasi,miło cię widzieć,jak widzę..nie możesz się odemnie odpędzić
Uasi prychnęła,pomogła wstać lwu i oboje stanęli,wpatrując się w siebie
-To..powodzenia,-powiedziała ciemna
-Nawzajem,-odpowiedział Kifo i oddalił się,wskakując na walcących.Uasi przewróciła oczami i także ruszyła dalej.Była ciekawa,czy przyjdzie jej walczyć z Vitą,a może innym jej wrogiem.Przymrużyła oczy i oblizała pysk,tym samym kły-była gotowa!
Wyskoczyła zza kamienni.Widziała przed sobą wiele lwów,niczym rozmazanych kształtów,pełnych różnorakich barw-od złotej,do czarnej.Zaśmiała się w duchu i przyczupnęła,by po chwili wskoczyć na plecy szarej lwicy.Lwica była w jej wieku,co jeszcze bardziej ułatwiało sprawę.Pewnie tak jak i Uasi,liczyła na zwyciężstwo.Niestety..nie spełni swoich planów.
Uasi ugryzła mocno przeciwniczkę i zdołała,wetknąć pazury bardziej w jej futro,z którego pociekła strużka czerwonej cieczy.Szara lwica syknęła i z warkiem,wierzgała,by zgubić ciemnobrązową.Uasi jeszcze mocniej się jej uczepiła i ponownie ugryzła ją,tym razem w kark.Powaliła ją na ziemię i po chwili,szara lwica leżała już martwa.Uasi oblizała pysk z krwi przewodniczki,a na jej pysku ,pojawił się zachwyt.Pokonała ją.Właśnie tej nocy,dokonała tego,czego powinnien dokonać każdy mrocznoziemiec:zabiła.
Kolejną jej ofiarą,padł młody lew-pewnie też w jej wieku.Przyczaiła się na niego na "dachu",po czym,wykonała pewny skok,a lekko zaskoczony lew,dał się łatwo powalić.Po chwili jednak,zwalił ją z siebie i stanął do ciemnobrązowej twarzą w twarz.W jego złotych oczach,zaiskrzyła nienawiść.Uasi odpowiedziała tym samym i po niecałej minucie,skoczyli na siebie z pazurami.Zakręcili się,drapiąc szalenie,a krew pociekła ze świeżych ran.Uasi ryknęła i ponownie skoczyła.Trudny przeciwnik-musiała to przyznać.Nie zamierzała się jednak poddać.Lew w końcu,powalił ją na ziemię.Z całej siły,odepchnęła go tylnymi łapami i z warkiem,ponownie znalazła się na jego boku.Ugryzła go w łapę,a lew syknął,próbując oddać jej tym samym.Wkońcu,beżowy,wlepił w nią wściekły wzrok,w którym zaiskrzył wstyd i Uasi warknęła wyzywająco.
Lew się poddał
Uciekł
Uasi zaśmiała się pod nosem i wzrokiem,poszukała kolejnej ofiary.Wolała walczyć z lwicami.Szybko,bezproblemowo.Może dlatego,że miały podobną siłę mięśni?
Wypatrzyła brązową lwicę,obdarzoną białym pyskiem.Pokonała ją w mniej więcej dziesięć minut,z czego była zadowolona.Uasi zmrużyła oczy i spojrzała w niebo.Zapowiadała się jeszcze długa noc..
***
-Myślisz,że jej się uda?-spytał z warkotem Mwana,kierując się w stronę Kivuliego
Lew pokiwał głową
-Jest silna,na pewno wróci cała,-po czym dodał szeptem,-pierwszy raz mnie się o coś pytasz,czuję,że coś cię trapi
Mwana tylko warknął i przewrócił się na drugi bok,wydobywając z siebie ciche:
-To tylko MOJA sprawa
***
Uasi obudziła się z pół krzykiem,po czym westchnęła.Znów miała ten sam sen.Sen w którym znajduję się w dziwnym miejscu,z dwoma lwami.Rozejrzała się niepewnie i dopiero po upewnieniu się,gdzie się znajduję,westchnęła z ulgą.Zmarszczyła jednak brwi,kiedy zdała sobie sprawę,że jest na zewnątrz.Spojrzała na swoje ciało.Nie nosiło tylu ran.Musiała spędzić noc na zewnątrz.Przewróciła oczami.Łud szczęścia,że nic jej nie jest.Zaczęła biec w stronę Czarnych Skał.Była zadowolona,że swoich ofiar,których było sporo.Dobre szkolenie.Była Morderczynią Średniej Kategorii.
Hej! Mam nadzieję,że rozdział się spodobał! Zapraszam do zaktualizowanej zakładki z bohaterami i Pozdrawiam! c:
#14 /Strażnik/
Uasi wstała z trudem,po czym wyjrzała na zewnątrz.Powietrze zapowiadało,że było jeszcze za wcześnie na wstawanie.Mimo to,nie miała ochoty ponownie zapadać w sen.Podeszła do ojca i pacnęła go lekko łapką.Lew otworzył jedno oko i spojrzał na nią czujnie.Uniusł wargi, by oskarżyć ją o budzenie,ale lwiczka mu przerwała.
-Wyjdę na zewnątrz.Może zwierzyna już wróciła..
Lew kiwnął głową,więc lwiczka ruszyła w stronę wyjścia,a następnie prosto przed siebie.Mieszkała u ojca już trzy tygodnie i wydawało jej się,że pomału zaczyna dorastać i zauważać zmiany na własnym ciele.Dobiegła do wodopoju,wzięła kilka łyków i ruszyła dalej.Miała nadzieję,że znajdzie zwierzynę.Tak długo,żywiła się samymi kośćmi.Miała ochotę na mięso.Nie zależnie na jakie.Liczyła też,że spotka Kifo.Przez cały ten czas,widziała go tylko raz,kiedy spacerował z Mlezi.Nie mogli jednak do siebie podejść,bo było za dużo lwów.Spojrzeli jednak na siebie,jakby chcieli powiedzieć "musimy porozmawiać".I rzeczywiście musieli.Uasi chciała wyjaśnić sprawę z Vitą,której nie mogła zapomniej.Zadżała,przypominając sobie,swoją walkę że...skałą.Nie wiedziała,co ją w tamtym czasie opanowało,ale skałę dalej pokrywała głęboka krew.Poza tym,zastanawiała ją myśl,jak Vita dowiedziła się,o jej przyjaźni z Kifo.Może to lwiak jej powiedział? Przegryzła wargę.Nie.Pewnie była to Mlezi.Lwiczka warknęła cicho.Nie ufała jej i nie zamierzała.Czuła,że to ona powiedziała swojej matce.
Przed nią,ukazał się widok mrocznoziemskiego świata.Wyglądało na to,że wiele mieszkańców,pogrążonych jest jeszcze we śnie,bo dostrzegała,raz czy dwa lwy.Ukryła się za skałą ,wypatrując wydarzeń.Może stanie się coś ciekawego? Jednak nic takiego się nie działo,a ona czuła,że nie może spędzić całego dnia,na bezsensownym siedzeniu za kamieniem.Wyszła zza niego i rozejrzała się,czujnie niuchając.Odór lwów unosił się w powietrzu,ale czuła coś jeszcze.Pociągnęła nosem i dopiero wówczas,była pewna,że się nie pomyliła.Przyczupnęła.Odgłosy lekkich kroków ustały,a zza kamieni,wynurzył się obraz ptaka.Oblizala pyszczek.Przepyszna ofiara,na którą mogła się z łatwością rzucić.Poczęła się skradać.Wiedziała jednak,że ją zauważy,więc musiała wyczuć moment.Kiedy ptak zaczął odlatywać.Pędem na niego skoczyła,przyciskając młode ciałko do ziemi.Wgryzła się w zwierzę,pozbawiając je życia.Zaśmiała się z sadysfakcją.
-Wkońcu coś dobrego!
Zanurzyła kły i szybko zjadła swój łup,przypominając sobie,kiedy to lwica zabrała jej i Kifo jedzenie,bo byli zbyt słabi.Kiedy zjadła swój posiłek,rozejrzała się jeszcze raz.Była wciąż głodna,a wolała się pośpieszyć.Najprawdopodobniej,zwierzyna już wróciła,a ona zamierzała z tego skorzystać.
Przez resztę czasu,zdołała złapać jeszcze dwie myszy dla siebie i góralka,którego oddała ojcu.Zdołała też jeszcze raz napić się z wodopoju,nim ułożyła się wygodnie na swoim legowisku ,zasypiając.Polowanie nie należało na najłatwiejszych i na pewno,sporo wysiłku kosztowało lwiczkę.
Uasi ziewnęła,odsłaniajac ząbki.Pomlaskała parę razy i przymkniętymi oczami,zdołała rozejrzeć się po jaskini.Lwy z Czarnych Skał,albo rozmawiali,albo urządzali walkę,nie koniecznie dla zabawy.Dojrzała także łup zwierzyny,na co się lekko uśmiechnęła.Wkońcu zwierzyna wróciła i będzie mogła zaspokajać głód.Wzięła jedną mysz,szybko ją zjadła i wybiegła.Mwany nigdzie nie było,a ją dręczyło złe przeczucie.Kiedy matka znikała,pewnego dnia zmarła,czy i jego los taki będzie?
Uasi nie chciała o tym nawet myśleć.
Jeśli nie pozostanie jej żaden rodzic,z łatwością ją rozszarpią.Szybko jednak pokręciła głową.Mwana był zbyt silny,by dać się tak poprostu zabić.Ruszyła spokojnym krokiem ,rozkoszując się spokojem.Wokół oczywiście słyszała odgłosy walk,ale nic sobie z tego nie robiła.Powietrze także się nie zmieniło,wciąż było ciężkie.Wydawało się nawet,że na dworze jest jeszcze ciemniej niż zazwyczaj.Może właśnie dlatego,nie była pewna,czy przed nią wyrasta jakiś kształt.Zatrzymała się by mieć pewność,czy aby na pewno to kamień i przyczupnęła.Poczuła znajomy zapach.Kifo.Kształt zamienił się w lewka,który zatrzymał się,kiedy i ona się pokazała.Kiwnął jej głową i poruszał ogonem.
-Hej Uasi
-Witaj Kifo,-odpowiedziała,-także wybrałeś się na nocne polowanie?
-Trzeba korzystać,-wzruszył ramionami,-ale ty raczej nie tylko dlatego..
-A co według ciebie mam robić?-syknęła
-Zawszo coś się znajdzie..
-Żeby znowu Vita mnie zaatakowała,-warknęła
Kifo wybałuszył oczy
-Ale...jak to? Byłaś na nocnych łowach?
-Nie imbecylu!-warknęła,-zaatakowała mnie,bo się dowiedziała,że się przyjaźnimy!
-Kto jej powiedział?
-Dalej nie wiesz!-syknęła,-Mlezi napewno!
-Nie oskarżaj jej,-warknął,-napewno nie ona!
-Skąd możesz mieć tą pewność?!-syknęła ciemna
-Bo mam,-odparł,-może to ty powinnaś bardziej nauczyć się walczyć!
Uasi zmrużyła gniewnie brwi i podeszła bliżej lewka,warcąc.
-To nie twój zasmarkany interes!-warknęła,-lepiej naucz się szybko biegać,bo nie długo możesz obudzić się z pazurami na szyi
-Grozisz mi!-warknął
-Ja tylko z troski,-syknęła z drwiną i odbiegła,kierując się na kolejny horyzont.Łapy ją bolały od długiego biegu,ale nie przestawała.W głowie gotowało się wiele myśli,ale jedna wychodziła mocno na wieszch:Co ten Kifo sobie wyobraża?!
Zatrzymała się nagle,przy znajomych drzewach.Granica.Przełknęła ślinę,cofając się kilka kroków do tyłu.To tutaj zginęła Shetani.Przed oczami Uasi,przebiły się znajome wspomnienia jej śmierci i zdawało się,że pulsują w niej te same uczucia jak wtedy.Była jednak tak zła na Kifo,że nie specjalnie jej obchodziło,czy uda jej się przejść,czy zginie.Chciała poprostu znaleźć się daleko,poza tym wszystkim.Przeszła kilka kroków,a za nimi następne kilka.Ciekawił ją świat,poza lasem.Czy tam także panuję wieczna ciemność.Przyczupnęła,schowała pazury,starając się być jak najciszej,mknąc dalej,chowając się za wielkimi drzewami.Poczuła to samo duszące powietrze,a przez jej głowę przeleciały urywki histrorii sprzed wieków,które słyszała.O pierwszych lwach na Mrocznej Ziemi i pierwszych wojnach.Zatrzymała się nagle.Właściwie,ile ich tam żyło? Umierali i rodzili się,przez ciągłe walki.Uasi dopiero teraz zdała sobie sprawę,że nie wie,ile w mroku czai się mrocznoziemców.Warknęła z irytacji,po czym przyspieszyła,ruszając dalej,przez drzewa.Jej łapki ,poczuły mech.Była już w lesie.
Przemknął obok kształt,a w ciemności zaiskrzyły zielone oczy.Uasi cofnęła się,po czym z jej gardła wydobył się ostrzegawczy warkot.
-Nie zblizaj się! Będę umiała się obronić!-wysunęła pazury
Krzaki rozsunęły się i wyszedł z nich czarny lew.Wydawał się jeszcze dość młody,mimo to,budził respekt.Pazury także miały wysunięte,a sierść zjerzoną.Przez Uasi przemknął nagły strach.Był to jeden z Czarnych Strażników.Teraz sobie przypomniała,to oni mordowali tych,którzy przekroczyli granice.Cofnęła się znacząco i także zjerzyła sierść.Szybko rozejrzała się wokół.Nikogo innego nie widziała.Była gotowa w razie czego,walczyć o swoje życie.
Lew zbliżył się do niej.
-Znowu ty,już cię kiedyś tu widziałem,-jego głos nie był ostry,czego spodziewała się lwiczka,nie przestała jednak warczeć i jeżyć sierści,-spokojnie i tak nie masz większych szans na pokonanie mnie
-Wiem,-syknęła,-ale będę walczyła!
Lew kiwnął głową
-To dobrze,ale radzę ci zamiast tego wracać,-odparł,co zdziwiło Uasi,-Nie patrz tak,nie mam ochoty cię mordować..przynajmniej teraz.Nie przechodź już jednak wyrzutku poza granicę!
-Nie jestem wyrzutkiem,-syknęła ciemna,-jestem Uasi,mrocznoziemiec,z rodziców wyrzutków
Zapadło milczenie
-Ja jestem Muuaji,od ojca strażnika,-wzruszył ramionami,po czym westchnął,-masz szczęście,że to ja dziś pełniłem zmianę przy granicy.Dobrze,że nie dojrzał cię Kutarajia lub Napenda,mogłabyś wtedy zginąć od razu.
Uasi kiwnęła głową
-Ty nie masz ochoty mnie zabić?
-Jesteś mała,-wzruszył ramionami,-Trochę jak moja siostra.Eh! Zresztą wracaj już do siebie,sio! I nie przechodź tu więcej!
Uasi cofnęła się,ale później stanęła prosto
-Mam nadzieję,że jeszcze kiedyś się zobaczymy,-odparła i nim lew coś dodał,zniknęła spowrotem na granicy,kierując się w stronę Czarnych Skał.Czuła od tego strażnika słabość,co mogło się jeszcze kiedyś trzymać.Postanowiła też,nie chować urazy do Kifo.Kiedy dotarła do Czarnych Skał,westchnęła głęboki.Pora na kolejną lekcję!
-Wyjdę na zewnątrz.Może zwierzyna już wróciła..
Lew kiwnął głową,więc lwiczka ruszyła w stronę wyjścia,a następnie prosto przed siebie.Mieszkała u ojca już trzy tygodnie i wydawało jej się,że pomału zaczyna dorastać i zauważać zmiany na własnym ciele.Dobiegła do wodopoju,wzięła kilka łyków i ruszyła dalej.Miała nadzieję,że znajdzie zwierzynę.Tak długo,żywiła się samymi kośćmi.Miała ochotę na mięso.Nie zależnie na jakie.Liczyła też,że spotka Kifo.Przez cały ten czas,widziała go tylko raz,kiedy spacerował z Mlezi.Nie mogli jednak do siebie podejść,bo było za dużo lwów.Spojrzeli jednak na siebie,jakby chcieli powiedzieć "musimy porozmawiać".I rzeczywiście musieli.Uasi chciała wyjaśnić sprawę z Vitą,której nie mogła zapomniej.Zadżała,przypominając sobie,swoją walkę że...skałą.Nie wiedziała,co ją w tamtym czasie opanowało,ale skałę dalej pokrywała głęboka krew.Poza tym,zastanawiała ją myśl,jak Vita dowiedziła się,o jej przyjaźni z Kifo.Może to lwiak jej powiedział? Przegryzła wargę.Nie.Pewnie była to Mlezi.Lwiczka warknęła cicho.Nie ufała jej i nie zamierzała.Czuła,że to ona powiedziała swojej matce.
Przed nią,ukazał się widok mrocznoziemskiego świata.Wyglądało na to,że wiele mieszkańców,pogrążonych jest jeszcze we śnie,bo dostrzegała,raz czy dwa lwy.Ukryła się za skałą ,wypatrując wydarzeń.Może stanie się coś ciekawego? Jednak nic takiego się nie działo,a ona czuła,że nie może spędzić całego dnia,na bezsensownym siedzeniu za kamieniem.Wyszła zza niego i rozejrzała się,czujnie niuchając.Odór lwów unosił się w powietrzu,ale czuła coś jeszcze.Pociągnęła nosem i dopiero wówczas,była pewna,że się nie pomyliła.Przyczupnęła.Odgłosy lekkich kroków ustały,a zza kamieni,wynurzył się obraz ptaka.Oblizala pyszczek.Przepyszna ofiara,na którą mogła się z łatwością rzucić.Poczęła się skradać.Wiedziała jednak,że ją zauważy,więc musiała wyczuć moment.Kiedy ptak zaczął odlatywać.Pędem na niego skoczyła,przyciskając młode ciałko do ziemi.Wgryzła się w zwierzę,pozbawiając je życia.Zaśmiała się z sadysfakcją.
-Wkońcu coś dobrego!
Zanurzyła kły i szybko zjadła swój łup,przypominając sobie,kiedy to lwica zabrała jej i Kifo jedzenie,bo byli zbyt słabi.Kiedy zjadła swój posiłek,rozejrzała się jeszcze raz.Była wciąż głodna,a wolała się pośpieszyć.Najprawdopodobniej,zwierzyna już wróciła,a ona zamierzała z tego skorzystać.
Przez resztę czasu,zdołała złapać jeszcze dwie myszy dla siebie i góralka,którego oddała ojcu.Zdołała też jeszcze raz napić się z wodopoju,nim ułożyła się wygodnie na swoim legowisku ,zasypiając.Polowanie nie należało na najłatwiejszych i na pewno,sporo wysiłku kosztowało lwiczkę.
Uasi ziewnęła,odsłaniajac ząbki.Pomlaskała parę razy i przymkniętymi oczami,zdołała rozejrzeć się po jaskini.Lwy z Czarnych Skał,albo rozmawiali,albo urządzali walkę,nie koniecznie dla zabawy.Dojrzała także łup zwierzyny,na co się lekko uśmiechnęła.Wkońcu zwierzyna wróciła i będzie mogła zaspokajać głód.Wzięła jedną mysz,szybko ją zjadła i wybiegła.Mwany nigdzie nie było,a ją dręczyło złe przeczucie.Kiedy matka znikała,pewnego dnia zmarła,czy i jego los taki będzie?
Uasi nie chciała o tym nawet myśleć.
Jeśli nie pozostanie jej żaden rodzic,z łatwością ją rozszarpią.Szybko jednak pokręciła głową.Mwana był zbyt silny,by dać się tak poprostu zabić.Ruszyła spokojnym krokiem ,rozkoszując się spokojem.Wokół oczywiście słyszała odgłosy walk,ale nic sobie z tego nie robiła.Powietrze także się nie zmieniło,wciąż było ciężkie.Wydawało się nawet,że na dworze jest jeszcze ciemniej niż zazwyczaj.Może właśnie dlatego,nie była pewna,czy przed nią wyrasta jakiś kształt.Zatrzymała się by mieć pewność,czy aby na pewno to kamień i przyczupnęła.Poczuła znajomy zapach.Kifo.Kształt zamienił się w lewka,który zatrzymał się,kiedy i ona się pokazała.Kiwnął jej głową i poruszał ogonem.
-Hej Uasi
-Witaj Kifo,-odpowiedziała,-także wybrałeś się na nocne polowanie?
-Trzeba korzystać,-wzruszył ramionami,-ale ty raczej nie tylko dlatego..
-A co według ciebie mam robić?-syknęła
-Zawszo coś się znajdzie..
-Żeby znowu Vita mnie zaatakowała,-warknęła
Kifo wybałuszył oczy
-Ale...jak to? Byłaś na nocnych łowach?
-Nie imbecylu!-warknęła,-zaatakowała mnie,bo się dowiedziała,że się przyjaźnimy!
-Kto jej powiedział?
-Dalej nie wiesz!-syknęła,-Mlezi napewno!
-Nie oskarżaj jej,-warknął,-napewno nie ona!
-Skąd możesz mieć tą pewność?!-syknęła ciemna
-Bo mam,-odparł,-może to ty powinnaś bardziej nauczyć się walczyć!
Uasi zmrużyła gniewnie brwi i podeszła bliżej lewka,warcąc.
-To nie twój zasmarkany interes!-warknęła,-lepiej naucz się szybko biegać,bo nie długo możesz obudzić się z pazurami na szyi
-Grozisz mi!-warknął
-Ja tylko z troski,-syknęła z drwiną i odbiegła,kierując się na kolejny horyzont.Łapy ją bolały od długiego biegu,ale nie przestawała.W głowie gotowało się wiele myśli,ale jedna wychodziła mocno na wieszch:Co ten Kifo sobie wyobraża?!
Zatrzymała się nagle,przy znajomych drzewach.Granica.Przełknęła ślinę,cofając się kilka kroków do tyłu.To tutaj zginęła Shetani.Przed oczami Uasi,przebiły się znajome wspomnienia jej śmierci i zdawało się,że pulsują w niej te same uczucia jak wtedy.Była jednak tak zła na Kifo,że nie specjalnie jej obchodziło,czy uda jej się przejść,czy zginie.Chciała poprostu znaleźć się daleko,poza tym wszystkim.Przeszła kilka kroków,a za nimi następne kilka.Ciekawił ją świat,poza lasem.Czy tam także panuję wieczna ciemność.Przyczupnęła,schowała pazury,starając się być jak najciszej,mknąc dalej,chowając się za wielkimi drzewami.Poczuła to samo duszące powietrze,a przez jej głowę przeleciały urywki histrorii sprzed wieków,które słyszała.O pierwszych lwach na Mrocznej Ziemi i pierwszych wojnach.Zatrzymała się nagle.Właściwie,ile ich tam żyło? Umierali i rodzili się,przez ciągłe walki.Uasi dopiero teraz zdała sobie sprawę,że nie wie,ile w mroku czai się mrocznoziemców.Warknęła z irytacji,po czym przyspieszyła,ruszając dalej,przez drzewa.Jej łapki ,poczuły mech.Była już w lesie.
Przemknął obok kształt,a w ciemności zaiskrzyły zielone oczy.Uasi cofnęła się,po czym z jej gardła wydobył się ostrzegawczy warkot.
-Nie zblizaj się! Będę umiała się obronić!-wysunęła pazury
Krzaki rozsunęły się i wyszedł z nich czarny lew.Wydawał się jeszcze dość młody,mimo to,budził respekt.Pazury także miały wysunięte,a sierść zjerzoną.Przez Uasi przemknął nagły strach.Był to jeden z Czarnych Strażników.Teraz sobie przypomniała,to oni mordowali tych,którzy przekroczyli granice.Cofnęła się znacząco i także zjerzyła sierść.Szybko rozejrzała się wokół.Nikogo innego nie widziała.Była gotowa w razie czego,walczyć o swoje życie.
Lew zbliżył się do niej.
-Znowu ty,już cię kiedyś tu widziałem,-jego głos nie był ostry,czego spodziewała się lwiczka,nie przestała jednak warczeć i jeżyć sierści,-spokojnie i tak nie masz większych szans na pokonanie mnie
-Wiem,-syknęła,-ale będę walczyła!
Lew kiwnął głową
-To dobrze,ale radzę ci zamiast tego wracać,-odparł,co zdziwiło Uasi,-Nie patrz tak,nie mam ochoty cię mordować..przynajmniej teraz.Nie przechodź już jednak wyrzutku poza granicę!
-Nie jestem wyrzutkiem,-syknęła ciemna,-jestem Uasi,mrocznoziemiec,z rodziców wyrzutków
Zapadło milczenie
-Ja jestem Muuaji,od ojca strażnika,-wzruszył ramionami,po czym westchnął,-masz szczęście,że to ja dziś pełniłem zmianę przy granicy.Dobrze,że nie dojrzał cię Kutarajia lub Napenda,mogłabyś wtedy zginąć od razu.
Uasi kiwnęła głową
-Ty nie masz ochoty mnie zabić?
-Jesteś mała,-wzruszył ramionami,-Trochę jak moja siostra.Eh! Zresztą wracaj już do siebie,sio! I nie przechodź tu więcej!
Uasi cofnęła się,ale później stanęła prosto
-Mam nadzieję,że jeszcze kiedyś się zobaczymy,-odparła i nim lew coś dodał,zniknęła spowrotem na granicy,kierując się w stronę Czarnych Skał.Czuła od tego strażnika słabość,co mogło się jeszcze kiedyś trzymać.Postanowiła też,nie chować urazy do Kifo.Kiedy dotarła do Czarnych Skał,westchnęła głęboki.Pora na kolejną lekcję!
Hej!
Mam nadzieję,że rozdział się spodobał
#13 /Druga strona medalionu/
Uasi potparła się mocniej łapami,by nie upaść i rozpaczliwie nabrała powietrza.Zmrużyła oczy i znów zamachnęła się na lwa.Mwana zrobił unik,ponownie odpychając ją znacznie dalej.Mwana prychnął.
-Aż tak szybko się męczysz? Jak zamierzasz pokonać przeciwnika?!
Uasi wyprostowała się,gniewnie mrużąc brwi.
-Kiedy będę walczyć z przeciwnikiem,będę już dużą lwicą!
-Nigdy nic nie wiadomo,-odparł lew,znowu ustawiając się w pozycji-atakuj
Uasi kiwnęła głową i ruszyła do przodu.Skoczyła mu na plecy,wgryzając się w nie i chwytając się pazurami.Mwana,z całą siłą ją z nich rzucił i w locie,złapał lwiczkę za ogon.Uasi pisnęła z bólu,po czym kopnęła lwa w nos.Ten ją upuścił.Znów skoczyła na jego plecy,tym razem wykonując mocniejszy ruch.Kiedy poczuła,że napręża mięśnie by ją rzucić,odskoczyła.Uniknęła ciosu i znowu zajęła miejsce na plecach,szalenie walcząc.Mwana rzucił jej zadowolone spojrzenie,a ciemna lwiczka na chwile zbita z tropu,została powalona na ziemię.
-Wykorzystuj każdą okazję,-syknął,opuszczając tę część jaskini.Uasi usiadła znów łapiąc oddech.Lekcje z Mwaną ,były wyczerpujące, ale przynosiły skutki.Uasi zdawało się,że stała się silniejsza i na pewno,bardziej doświadczona,a może nawet i okrutniejsza.Brała w jego lekcjach udział,dopiero tydzień.
Wyszła z Czarnych Skał,udając się nad wodopój.Chciało jej się pić.
Ukryła się za kamieniem,obserwując mrocznoziemców,także wykonujących czyności koło wodu.Nie pili,a się kłucili.Z resztą jak zawsze.Uasi to zirytowało,bo ile można stać,czekając na dojście do wody.Wiedziała jednak,że musi poczekać,ale nie bezczynnie.To było ostatnie,co by zrobiła.Poderwała się i cicho,ruszyła dalej.Było to miejsce,które porastała niewielka trawka i kamienne szeregi.Położyła się z zamiarem odpoczynku.
Lwiczka nawet nie pamiętała,kiedy porwał ją sen.Obudziła się gwałtownie.Powąchała powietrze.Dość długo spała,a jednak nikogo nie było obok,by ją zabić,ale nie było też pory nocnych łowów.Westchnęła ciężko i poszła z powrotem do wodopoju,tym razem,nikogo nie zostawiając,wzięła potężne łyki wody.Ach! Jak jej tego brakowało.
Poczuła się pewniej i już miała ruszyć do Czarnych Skał,kiedy przed nią wyrosła ni z tąt,ni z owąt,Vita.Lwica zadała jej potężny cios,odsyłając ją kilka mętrów dalej,koło wody.Woda potrafiła i odebrać życie i je podarować.Uasi spojrzała na nia kontem oka,po czym się podniosła z bólem.To był silny upadek.Zgromiła Vitę wzrokiem,a złota lwica,odpowiedziała tym samym.
Nie powiedziała nic,nim po raz kolejny,uderzyła Uasi.Lwiczka nie zdążyła zrobić uniku i wpadła do wody.Wynurzyła się z niej,czując nagły strach.Biegiem,ruszyła w stronę Czarnych Skał.Vita,od razu ją dostrzegła,biegnąc w jej kierunku,z wysuniętymi pazurami.
Złota lwica zadała kolejny cios,a z nosa Uasi pociekła krew.Córka Shetani warknęła.Tego już za wiele! Udała ofiarę,wystraszone kocię,po czym rzuciła się na plecy lwicy,zatapiając w karku ostre kiełki i pazury.Lwica nie syknęła jednak,a tylko pokazała zęby,próbując wychylić się na tyle,by złapać lwiczkę.Uasi zadżała,po czym ugryzła lwice z całą siłą w ucho.W końcu jednak,spadła,a Vita od razu,zatopiła kły w jej ciałku,że pociekła krew.Uasi syknęła z bólu i starała się kopnąć lwice.Czuła jednak się za słaba.Vita wyszczerzyła kły.
-On będzie najokrutniejszy,-warknęła,-żegnaj..
Podniosła łapę,pazury mignęły,gdy ktoś nagle na nią skoczył.Mwana przycisnął ją do ziemi i warknął z jadem.Oboje rzucili się na siebie ,w zaciętej walce,a Uasi podniosła się ledwo i pobiegła w stronę Czarnych Skał,żeby się schować.Do jej uszu,docierały okrzyki walki,a także kontem oka,widziała zbierających się zaciekawionych mrocznoziemców.Jutro porozmawiam z Kifo..-pomyślała z determinacją,przyspieszając.Kiedy znalazła się w jaskiniach,położyła się w najmniejszej jaskini,chcąc jakoś wyjść z bólu.Umyła futro i czekała,aż Mwana wróci.
Lew zjawił się o wiele później,wtapiając w nią gniewne spojrzenie i pokazując kły.Uasi cofnęła się pod samą ścianę zaskoczona.Lew warknął,podchodząc bliżej.
-Jesteś beznadziejna,Uasi,-warknął,-mogła cię zabić bez najmniejszego powodu,nie po to cię szkolę,żeby cię w końcu stracić.Beznadziejna!
Złapał ją za skórę na karku i wyniusł z jaskini,a ciekawe Lwy z Czarnych Skał,wyglądali,przyglądając się im,puki Mwana nie zgromił ich spojrzeniem,tak,że się cofnęli i zniknęli.
Mwana wyprowadził Uasi nie daleko,po czym upuścił ją na ziemię.Lwiczka spojrzała na niego z przymkniętymi oczami.Lew wskazał jej ogonem skałę.
-Wiesz,co to jest?
-Skała,-prychnęła,-lecz jakie to...
-Będziesz w nią waliła...-warknął,- tak długo,puki cała nie ocieknie krwią
Uasi skrzywiła się.Skała była trochę większa od niej,ale nie największa,ale i tak ją to przerażało.
-Nie!
-Wrrr,powiedziałem,-syknął,-będziesz w nią walić tak długo,puki nie ocieknie krwią,wtedy każę ci przestać.
-Nie!-jeszcze raz się sprzeciwiła,ale lew zgromił ją takim spojrzeniem,że w końcu podeszła do skały i z całej siły,zaczęła w nią bić.Najpierw była to dla niej kara,później robiła to z większą siłą,wyobrażając sobie w niej wszystkie zmartwienia,wszystko co ją spotyka.Łapki jej krwawiły i bolały,ale nie przestawała.
Mwana patrzył na nią jeszcze chwile,po czym wrócił na Czarne Skały,a Uasi dalej w nią waliła,mimo iż już nie musiała.
-Aż tak szybko się męczysz? Jak zamierzasz pokonać przeciwnika?!
Uasi wyprostowała się,gniewnie mrużąc brwi.
-Kiedy będę walczyć z przeciwnikiem,będę już dużą lwicą!
-Nigdy nic nie wiadomo,-odparł lew,znowu ustawiając się w pozycji-atakuj
Uasi kiwnęła głową i ruszyła do przodu.Skoczyła mu na plecy,wgryzając się w nie i chwytając się pazurami.Mwana,z całą siłą ją z nich rzucił i w locie,złapał lwiczkę za ogon.Uasi pisnęła z bólu,po czym kopnęła lwa w nos.Ten ją upuścił.Znów skoczyła na jego plecy,tym razem wykonując mocniejszy ruch.Kiedy poczuła,że napręża mięśnie by ją rzucić,odskoczyła.Uniknęła ciosu i znowu zajęła miejsce na plecach,szalenie walcząc.Mwana rzucił jej zadowolone spojrzenie,a ciemna lwiczka na chwile zbita z tropu,została powalona na ziemię.
-Wykorzystuj każdą okazję,-syknął,opuszczając tę część jaskini.Uasi usiadła znów łapiąc oddech.Lekcje z Mwaną ,były wyczerpujące, ale przynosiły skutki.Uasi zdawało się,że stała się silniejsza i na pewno,bardziej doświadczona,a może nawet i okrutniejsza.Brała w jego lekcjach udział,dopiero tydzień.
Wyszła z Czarnych Skał,udając się nad wodopój.Chciało jej się pić.
Ukryła się za kamieniem,obserwując mrocznoziemców,także wykonujących czyności koło wodu.Nie pili,a się kłucili.Z resztą jak zawsze.Uasi to zirytowało,bo ile można stać,czekając na dojście do wody.Wiedziała jednak,że musi poczekać,ale nie bezczynnie.To było ostatnie,co by zrobiła.Poderwała się i cicho,ruszyła dalej.Było to miejsce,które porastała niewielka trawka i kamienne szeregi.Położyła się z zamiarem odpoczynku.
Lwiczka nawet nie pamiętała,kiedy porwał ją sen.Obudziła się gwałtownie.Powąchała powietrze.Dość długo spała,a jednak nikogo nie było obok,by ją zabić,ale nie było też pory nocnych łowów.Westchnęła ciężko i poszła z powrotem do wodopoju,tym razem,nikogo nie zostawiając,wzięła potężne łyki wody.Ach! Jak jej tego brakowało.
Poczuła się pewniej i już miała ruszyć do Czarnych Skał,kiedy przed nią wyrosła ni z tąt,ni z owąt,Vita.Lwica zadała jej potężny cios,odsyłając ją kilka mętrów dalej,koło wody.Woda potrafiła i odebrać życie i je podarować.Uasi spojrzała na nia kontem oka,po czym się podniosła z bólem.To był silny upadek.Zgromiła Vitę wzrokiem,a złota lwica,odpowiedziała tym samym.
Nie powiedziała nic,nim po raz kolejny,uderzyła Uasi.Lwiczka nie zdążyła zrobić uniku i wpadła do wody.Wynurzyła się z niej,czując nagły strach.Biegiem,ruszyła w stronę Czarnych Skał.Vita,od razu ją dostrzegła,biegnąc w jej kierunku,z wysuniętymi pazurami.
Złota lwica zadała kolejny cios,a z nosa Uasi pociekła krew.Córka Shetani warknęła.Tego już za wiele! Udała ofiarę,wystraszone kocię,po czym rzuciła się na plecy lwicy,zatapiając w karku ostre kiełki i pazury.Lwica nie syknęła jednak,a tylko pokazała zęby,próbując wychylić się na tyle,by złapać lwiczkę.Uasi zadżała,po czym ugryzła lwice z całą siłą w ucho.W końcu jednak,spadła,a Vita od razu,zatopiła kły w jej ciałku,że pociekła krew.Uasi syknęła z bólu i starała się kopnąć lwice.Czuła jednak się za słaba.Vita wyszczerzyła kły.
-On będzie najokrutniejszy,-warknęła,-żegnaj..
Podniosła łapę,pazury mignęły,gdy ktoś nagle na nią skoczył.Mwana przycisnął ją do ziemi i warknął z jadem.Oboje rzucili się na siebie ,w zaciętej walce,a Uasi podniosła się ledwo i pobiegła w stronę Czarnych Skał,żeby się schować.Do jej uszu,docierały okrzyki walki,a także kontem oka,widziała zbierających się zaciekawionych mrocznoziemców.Jutro porozmawiam z Kifo..-pomyślała z determinacją,przyspieszając.Kiedy znalazła się w jaskiniach,położyła się w najmniejszej jaskini,chcąc jakoś wyjść z bólu.Umyła futro i czekała,aż Mwana wróci.
Lew zjawił się o wiele później,wtapiając w nią gniewne spojrzenie i pokazując kły.Uasi cofnęła się pod samą ścianę zaskoczona.Lew warknął,podchodząc bliżej.
-Jesteś beznadziejna,Uasi,-warknął,-mogła cię zabić bez najmniejszego powodu,nie po to cię szkolę,żeby cię w końcu stracić.Beznadziejna!
Złapał ją za skórę na karku i wyniusł z jaskini,a ciekawe Lwy z Czarnych Skał,wyglądali,przyglądając się im,puki Mwana nie zgromił ich spojrzeniem,tak,że się cofnęli i zniknęli.
Mwana wyprowadził Uasi nie daleko,po czym upuścił ją na ziemię.Lwiczka spojrzała na niego z przymkniętymi oczami.Lew wskazał jej ogonem skałę.
-Wiesz,co to jest?
-Skała,-prychnęła,-lecz jakie to...
-Będziesz w nią waliła...-warknął,- tak długo,puki cała nie ocieknie krwią
Uasi skrzywiła się.Skała była trochę większa od niej,ale nie największa,ale i tak ją to przerażało.
-Nie!
-Wrrr,powiedziałem,-syknął,-będziesz w nią walić tak długo,puki nie ocieknie krwią,wtedy każę ci przestać.
-Nie!-jeszcze raz się sprzeciwiła,ale lew zgromił ją takim spojrzeniem,że w końcu podeszła do skały i z całej siły,zaczęła w nią bić.Najpierw była to dla niej kara,później robiła to z większą siłą,wyobrażając sobie w niej wszystkie zmartwienia,wszystko co ją spotyka.Łapki jej krwawiły i bolały,ale nie przestawała.
Mwana patrzył na nią jeszcze chwile,po czym wrócił na Czarne Skały,a Uasi dalej w nią waliła,mimo iż już nie musiała.
Hej! Mam nadzieję,że rozdział się spodobał! c:
Przepraszam,że taki krótki..
#12 /Komu można zaufać?/
-Będziesz żywą ofiarą
-Już jest
-Prawda!
-Ha!
-Wrr,chcesz się przekonać?!
-Dawaj!
-Wrrr!
-Wrrr!
Czasem zachowują się jak maleńkie lwiątka,-pomyślała Uasi,nie otwierając jeszcze oczu,-a niby wielkie straszne lwy,a na razie straszne jest to,że potrafią zabić,jak każdy.. Wszystko jest takie samo,a jednak,jakoś się zawsze wyróżnia.
Ciemnobrązowo lwiczka,ziewnęła cicho i otworzyła jasnoniebieskie oczy.Lwy z Czarnych Skał,staczała pojedynek,inni knuli,lub także spali.Uasi nie zamierzała na razie wstawać,miło było leżeć w koncie,gdzie czuć było większe ciepło.Ostatnio,na dworze panował chłód,więc tym bardziej,lubiła się wylegiwać.Pomyśleć,że jeszcze dwa dni temu,włuczyła by się jeszcze.Podwinęła łapki pod siebie.Przez najbliższe dni,Mwana-jej ojciec,nauczył ją tylko i wyłącznie jak posługiwać się władczym tonem,by nikt nie wszedł na głowę.Uasi wolała uczyć się sama,nie chciała od razu zaufać.Zwierzyna jeszcze nie wróciła,więc wciąż czuła głód.Chodziła na wodopój i zapijała to wodą.Widziała tam wczoraj Kifo-pierwszy raz od ostatniego spotkania.Opowiedziała mu o wszystkim,on odpowiedział i rozeszli się,jak by byli samymi kolegami.
Uasi spojrzała na siebie za ramienia.Była dalej małą lwiczką,po której nikt nie mógł się spodziewać wielkiego ataku.To było upokarzające dla mrocznoziemca.Mwana opowiedział jej,że kiedy on był na pozycji lwiątka,już wzbudzał strach,ale Uasi wiedziała,że ona może tylko u najmłodszych lwiątek,bo z Kifo nie chciała zapadać w nienawiść.
-O,młoda się obudziła,-Kivuli rzucił w nią spojrzeniem,-Mwana wyszedł z grupą sprawdzić terytorium,chyba nie chcemy,by ktoś podważał naszą wielkość.
Uasi usiadła
-A dlaczego my symbolizujemy wielkość?
-Bo zło to wielkość,-odparł Mabaya
-Bo Lwy z Czarnych Skał,już takie są,-zmieszał się Shetan
-Aha,-wzruszyła ramionami Uasi
Nie miała zdania co do tych lwów.Oni nie mogli jej zabić,ona nie musiała z nimi rozmawiać.Poznała już większość informacji o każdym z nich,ale to jej nie wystarczyło.Kto wie,może jej spojrzenie prześwieci ich od stóp do głów,wyciągnie brudy? Zaśmiała się wewnętrznie,lecz na zewnątrz,wciąż pozostał obojętny wyraz twarzy.
Mwana pojawił się kilka minut później,a za nim trzy inne lwy.
-Nic nowego,-syknął,po czym zwrócił się do Uasi,-przygotuj się,dzisiaj najważniejsze lekcje
-Lekcje?-kiwnęła głową,po czym wyszła z tego zakątku jaskini,ruszając w stronę innej,mniejszej,w której trenowali po raz pierwszy.
Mwana poszedł za nią
-Co będzie dzisiaj?-spytała lwiczka
-Pierwsza lekcja to walka.Podstawy znasz prawda?-Uasi przytaknęła,-codzinnie będziemy odprawiać jedną bądź dnie lekcje z walką,musisz być w tym najlepsza
Uasi przegryzła wargę i spojrzała na swoje łapy,z wysuniętymi pazurami.
-Gotowa?
-Tak,-przytaknęła i usiadła.Mwana także usiadł.Inaczej się opowiadało,a inaczej działało to w praktyce,dlatego po kilku chwilach,stanęli prosto.Uasi w odpowiedniej pozycji,słuchając rad i uprzedzeń lwa.
Pod koniec,dyszała ciężko.Mwana podniusł wysoko brwi
-Nie będziesz robiła tak po każdej walce?
-W końcu się przyzwyczaję,-odparła,-dawno nie ćwiczyłam
-Pod koniec lekcji,stoczymy prawdziwy pojedynek,-odparł Mwana,-to jeszcze sporo czasu
-Będę starsza,może nawet dam radę cię pokonać,-odpowiedziała lwiczka,ruszając w stronę pierwszego pomieszczenia.Mwana pokręcił głową.Ta mała miała charakterek,mimo wszystko,czuł,że będzie jeszcze blisko sukcesu.
Uasi wybiegła z czarnych jaskiń,gnając w stronę polany,na której wiedziała,że zastanie Kifo.I rzeczywiście,czarny lwiak czekał jakby na nią,siadząc na kamieniu.Uasi uśmiechnęła się szyderczo.
-Co za spotkanie
-Przecież wiedziałaś,że przyjdę,-prychnął,-co chciałaś?
-Muszę,zawsze coś chcieć
-Zwykle..
Uasi pokręciła głową,po czym rzuciła się na lewka,przybijając go do ziemi.Uśmiechnęła się szyderczo,kiedy nie mógł się wydostać.
-Jestem silniejsza,co?
-Chyba śnisz,-rzucił ją z siebie i po chwili,oboję próbowali udowodnić,kto jest lepszy.Uasi myślała z zachwytem,że relacja nie spadła,z kolei Vita,czająca się za skałami,przyglądała się temu z zaciekawieniem.Ta lwiczka tylko mu szkodzi,przez nią może nie być najlepszy,czuję,że ma na niego zły wpływ,-pomyślała,znikając.Jeszcze pozbędę się tej lwiczki,już niedługo..
Mwana czekał na Uasi,a kiedy ta się zjawiła,wbił w nią spojrzenie.
-Następnym razem,trochę szybciej!-syknął
-Nie mam skrzydeł,-prychnęła Uasi,po czym szybko zmieniła temat,-co teraz?
Mwana uśmiechnął się szyderczo
-Chodź
Ruszyli w cieniu,kryjąc się dobrze,dzięki ciemnej sierści.Zatrzymali się przy dawnym "namiocie" lwiczki i ta aż zadżała.Czy miała wracać do dawnego życia samotnika? Dobrze się czuła w Czarnych Skałach,jakby miała władzę nad innymi.
-Wiesz co tu robimy?
-Chyba,-mruknęła Uasi
-Poczekaj tutaj,-Mwana kiwnął głową w jej stronę i zniknął na horyzoncie.Uasi usiadła.Zapowiadało się,że tak szybko się nie pojawi.
Myliła się
Lew wrócił po chwili,lustrując ją wzrokiem,ciagnąc za sobą ciało lwicy.Położył ją przed lwiczką,a ta obejrząła ją z podziwem.
-Szybko się uwinołeś
-To nie taka trudna praca,-odpowiedział obojętnie Mwana,-ty też będziesz tak szybko..
-..zabijać,-dokończyła
Mwana kiwnął głową i rozciął brzuch lwicy pazurem,odsłaniając krew.Uasi się skrzywiła.
-Pamiętaj widok tylko pierwszej krwi ofiary,-powiedział,-ale zapach każdej.
Uasi kiwnęła głową,pochyliła się i powąchała czerwoną ciecz,krzywiąc się.
-Nie czuję aż takiego pociągu do tego
Lew kiwnął głową
-To tyle
-Tyle,-powtórzyła
Zostawili zabite ciało,spowrotem zbliżając się w stronę Czarnych Skał.
-Pomału robisz postępy,-powiedział Mwana
-Mhm,-mruknęła,-Mwana,dlaczego nie chciałeś potomka?
Zatrzymali się,by lew na nią spojrzał wyraźnie.Jego pysk nie zdradzał żadnych emocji.
-Bo lwiątka są zwykle słabością,-odparł,-Cierpi się po ich stracie,jeśli są ci bliskie.Dlatego,nie okazujemy im przywiązania,-po czym dodał,-Uasi..jesteś mrocznoziemką,wygnańcem,musisz nauczyć się,że nie można mieć sumienia i odpowiedzieć sobie na pytanie,czy określa cię dobro czy zło?
-Zło,-powiedziała pewnie ciemna
-Pewna nie możesz być,-syknął,-to się okaże z czasem
Nosem dotknął jej boku,po czym ruszył szybkim krokiem przed siebie.Uasi ruszyła za nim.A kiedy już leżała w swoim kącie,obserwujac rozmawiające i pomału wychodzące z jaskini lwy,w jej głowie utwiło pewne pytanie,na które odpowiedź było jej trudno znaleźć.Kifo-czy zawsze będzie przyjacielem,Mwana-czy zawsze będzie chciał być po jej stronie.Uasi mocno zacisnęła łapki.Komu można zaufać? Komu Ona,może zaufać? Z tą myślą,zapadła w niespokojny sen.
Uasi kiwnęła głową,pochyliła się i powąchała czerwoną ciecz,krzywiąc się.
-Nie czuję aż takiego pociągu do tego
Lew kiwnął głową
-To tyle
-Tyle,-powtórzyła
Zostawili zabite ciało,spowrotem zbliżając się w stronę Czarnych Skał.
-Pomału robisz postępy,-powiedział Mwana
-Mhm,-mruknęła,-Mwana,dlaczego nie chciałeś potomka?
Zatrzymali się,by lew na nią spojrzał wyraźnie.Jego pysk nie zdradzał żadnych emocji.
-Bo lwiątka są zwykle słabością,-odparł,-Cierpi się po ich stracie,jeśli są ci bliskie.Dlatego,nie okazujemy im przywiązania,-po czym dodał,-Uasi..jesteś mrocznoziemką,wygnańcem,musisz nauczyć się,że nie można mieć sumienia i odpowiedzieć sobie na pytanie,czy określa cię dobro czy zło?
-Zło,-powiedziała pewnie ciemna
-Pewna nie możesz być,-syknął,-to się okaże z czasem
Nosem dotknął jej boku,po czym ruszył szybkim krokiem przed siebie.Uasi ruszyła za nim.A kiedy już leżała w swoim kącie,obserwujac rozmawiające i pomału wychodzące z jaskini lwy,w jej głowie utwiło pewne pytanie,na które odpowiedź było jej trudno znaleźć.Kifo-czy zawsze będzie przyjacielem,Mwana-czy zawsze będzie chciał być po jej stronie.Uasi mocno zacisnęła łapki.Komu można zaufać? Komu Ona,może zaufać? Z tą myślą,zapadła w niespokojny sen.
Trawa powiewa na wietrze
Ziemia pod łapami jest mięka i żyzna
Uasi kładzie się na plecach
Śmieję się.
Nie jest jednak pewna czy szczerze
Przekręcza się na bok
W oddali widzi znajomą sylwetkę
Lew uśmiecha się
Odwzajemnia to
Lew biegnie w jej stronę
Wstaję,by także zacząć do niego biec..
..kiedy traci grunt pod łapami
Wszystko spowrotem staję się ciemne
A ją znów otaczają drzewa
Dostrzega kolejną sylwetkę
Tym razem mniej wyraźną
Wyszczerze ona kły i rzuca się w jej stronę
Hej! No i kolejny rozdział za nami.Mam nadzieję,że się spodobał i oczywiście przepraszam,że ciągle daję fragmenty z uwielbieniem zabijania i krwi,ale próbuję dobrze przybliżyć obraz mrocznoziemców.
Pozdrawiam c:
Subskrybuj:
Posty (Atom)