czwartek, 26 lipca 2018

#18 /Ucieczki,ciąg dalszy/

Uasi
Ta wolność mogła się jednak szybko skączyć.Słyszałam,obijające się łapy o twarde podłoże.Musiałam zamknąć oczy,gdyż gorący wiatr uniemożliwiał mi widzienie.Czułam też irytacje-słońce grzało zbyt gorąco.Postawiłam uszy do pionu-głosy strażników były bliskie.A już myślałam,że ich zgubiłam!
Przyspieszyłam.Gnałam dalej przed siebie,Królestwo Pustynii musiałam pokonać szybko.Co mnie czeka dalej? Właśnie dotarła do mnie ta świadomość.Nie miałam planu! Zatrzymałam się gwałtownie,o mało co się nie wywalając.Wbiłam pazury w ziemię.Było zapóźno by wrócić na Mroczną Ziemię.Zresztą..czy bym to zrobiła? Taa..już widzę tą hańbę jaką bym się okryła,czy gniew ojca.Po drugie i tak bym nie dała radę ujść z życiem tym razem w drodze powrotnej.No chyba,że podejdę do strażników,że słowami:"Siemka,postanowiłam wrócić.Nie zabijajcie!".Taa..rozerwą mnie w kilka chwil.Takim jak oni nie można ufać.Nikomu nie można.
Znów poderwałam się do biegu.
O ile pamiętam,Lwia Ziemia była blisko.Matka opowiadała mi o niej,o tym co tam dokonała.Wiedziałam,że nie mogą się przyznawać z kąt pochodzę,ani kto mnie na ten świat wydał.Ocenie Lwią Ziemię.Ocenie i zniszczę.Przysięgam to,jako być Uasi.

Trawa.Mała trawa.Kiedy poczułam ją pod poduszkami łap,poczułam niewyobrażalną ulgę.Piasek minął.Podbiegłam do kałuży,zachłanie pijąc chłodną wodę.Oblizałam pysk.Przyglądałam się długo własnemu odbiciu.Ciemna sierść przykreiła się do skóry,łapy były poranione od ciągłego biegu.Ja sama czułam się zmęczona.Odwróciłam się za siebie.Mogłam domyślić się,że strażnicy tak łatwo nie odpuszczą.Te łajna uważają,że mnie złapią,niedoczekanie! Nie poddam się tak łatwo.Kłamstwo nikomu nie szkodzi,prawda? Właśnie nim się posłuże.
Wstałam,otrzepałam się z piachu i ruszyłam dalej.Zatrzymam się jeszcze na krótki postój,by zadbać o swoją sierść.Muszę wyglądać profesjonalnie.Prychnęłam:
Czasem chceba robić to,by robiło się TO.
Przejdę kanionem,będzie szybciej.Prawda? Bo co się może stać..
Z tą myślą,przyspieszyłam tempa.

Kamienne ściany,otaczające kanion,sprowadzały światło.Słońce niemiłosiernie ogrzewało moje futro,kiedy szłam coraz bardziej do przodu.Wytrwale.Zewsząd panowała cisza,przerywana od czasu do czasu,tupotem moich łap.Uszy miałam postawione do pionu-musiałam być pewna,że nic mnie nie zaskoczy.
Zatrzymałam się,kiedy wyczułam zapach.Koło mnie przemknął gad.Nie wiem dokładnie,co to za zwierzę,ale wygląda smakowicie.Przypadłam do ziemi,wystawiłam pazury i zmrużyłam oczy,by gorące powietrze,nie drapało ich.Miałam nadzieję,że będzie dość głupi,by nie zauważyć mnie.Przygotowałam się i skoczyłam.Jednak,nie wylądowałam na tym czymś.Zniknął.Szybko.Niezauważalnie.
Zaklnęłam w myślach.Czemu muszę mieć takiego pecha? Akurat kiedy jestem głodna!

-Kameleonów nie złapiesz,-gwałtownie ugięłam się.Warknęłam ostrzegawczo,odsłaniając ostre kły.Pazury poszły w ruch.-Lepsze antylopy..
-Kim jesteś!-syknęłam
Zauważyłam cień.Ciemny kształt,rósł..rósł..nim pojawił się koło mnie.Był to lew o złotej sierści i ciemnej grzywie.Zielonymi oczami,wpatrywał się we mnie z..drwiną? O nie! Nikt nie będzie tak na mnie patrzył! No na pewno nie jakiś głupiec,któremu się wydaję,że wszystko wie lepiej!
Skoczyłam na niego.Niespodziewany atak wytrącił go z równowagi.Przyszpiliłam go do ziemi.Lew westchnął.
-Nie atakuje się księcia
-Księcia?-plunęłam,-wielki mi książę.Ciekawe czego?!
-Lwiej Ziemi.Tak się składa,że następca tronu.
Zamurowało mnie.Następca..książę..nie robiło to na mnie wrażenia.Gorsze było słowo:Lwia Ziemia.Czyli byłam blisko,a ten imbecyl był moją przepustką do bezpiecznego transportu.
Zeszłam z lwa.
Trzeba to dobrze rozegrać.
-Prze..praszam?-ledwo wykstusiłam.Spojrzałam swoimi oczami-jasnoniebieskimi,jak niebo,które widniało nad nami.Taa.. Lew usiadł.
-Jestem Sawa.Książę Lwiej Ziemi.
-Mówiłeś,-burknęłam,w miarę grzecznie,-kto chwilowo rządzi?
Zdziwił się.
-Nie wiesz?-następnie spojrzał na mnie podejrzanie,-z której ziemi jesteś?
-Z...Ptasiej Ziemi,-wymyśliłam.Nie wiedziałam nawet,czy taka ziemia istnieje.Widząc minę lwa,domyśliłam się jednak,że istnieję.Kontynuowałam.-Jestem młoda,niedoświadczona.Potrzebuję nowego domu,bo moi rodzice zmarli.
-To smutne.
-Wiem,koch..lubiłam ich bardzo,-mówiłam dalej,zaciskając usta,by czegoś nie wypaplać.Dobrze,że mrocznoziemcy to urodzeni kłamcy.-A tak wogóle,to jestem Uasi
-Ładne imię.Pierwszy raz się z takim spotykam,-odparł lew
-Może..zaprowadzisz mnie na Lwią Ziemię,do twoich rodziców.Muszę poprosić o dołączenie do stada
Skoczył na równe łapy.Co mu jest,to ja nie wiem.Zmierzyłam go spojrzeniem.
-Z chęcią.Chodź Uasi.
Ruszyłam za nim.Za..jak miał na imię? Aha,Sawa.Więc,szłam dalej za Sawą,przez kanion do królestwa głównego lwów.Zacisnęłam usta,teraz wszystko musiało pójść gładko.
-Jak król Ndege?
-O,król Ndege-"pierwsze słyszę!"-a..ma się dobrze.
-Czy królowa Hakara już urodziła?-zadał kolejne pytanie lew
-Tak,-rzuciłam szybko,nim przyspieszyłam kroków.

Sawa zatrzymał się nagle.
-Nie wiem,gdzie podziewa się Babu,
-Kto to Babu?-spojrzał na niego.
-To mój kumpel.Chce mnie ciągle pilnować,więc go zgubiłem
-Przed kumplem uciekasz?-spytałam z irytacją
-Noo..na to wygląda.Wiesz,to syn Bungi,tego z Lwiej Straży.Słyszałaś o nich?
Zamknęłam oczy,by nie wpaść w gniew.Bunga! Lwia Straż! Tak,słyszałam o nich.Shetani opowiadała mi o nich sporo,a zwłasza o swoim zabójstwie na Kionie.
Wiedziałam,że nie mogę przyznać się do swoich korzeni.
-Nie znam
Sawa skinął głową,nim spojrzał w niebo.Powędrowałam w tym samym kierunku.Zapowiadało się na deszcz,o ile się nie myle.
-A ty..masz jakiś przyjaciół?
Pytanie lwa,zbiło mnie z tropu.Wytrzymał jego spojrzenie,kiedy świdrował mnie wzrokiem.
-Tak.Kifo się zwie,-teraz nie skłamałam.Raczej dalej byłam przyjaciółką tego lwa.Sawa wzruszył ramionami i oboje ruszyliśmy dalej.
-Może przyspieszymy.Będziemy szybciej,-zaproponowałam,regulując oddech.
Sawa rzucił mi zielone spojrzenie
-Może..a masz siłę?
-Pewnie.Mam już..wprawę w bieganiu
Puściłam się biegiem przed siebie,nawet nie zwracając uwagi,czy lew za mną nadąża.Ale nadążał..słyszałam to po jego łapach.

Nie długo później,wyszliśmy z kanionu.Poczułam mięką zieloną trawę.Słyszałam ćwiergot ptaków.Promienie słońca stały się bardziej łaskawę,wiatr muskał mnie  z delikatnością.Ujrzałam też..kwiaty? O ile się nie myle,tak się nazywały.I widziałam drzewa.Mniej niż mnie otacało na Mrocznej Ziemi,ale zawsze.Nie daleko pasła się zwierzyna,a jeszcze dalej,mój wzrok napotkał Lwią Skałę.Zaniemówiłam.
-Pięknie,co?-zagaił Sawa.Skinęłam mu głową,więc kontynuował,-zabiorę cię do rodziców,ale jestem pewien,że cię przyjmą raz dwa! Chcesz,żebym cię później oprowadził?
-Nie ma potrzeby
-Ej weź.Jako jedynak,mam trudne życie.
-Jedynak? Ja też nie mam rodzeństwa.Ale to nie jest złe.
-Nie odczuwasz samotności?
-Nigdy.
-Ani trochę?
-Ani ani.
Sawa spojrzał na mnie wzrokiem..którego nie potrafiłam rozpoznać.Też na niego spojrzałam.
-Wiesz,oprowadzę cię.Obojgu nam to dobrze zrobi.A teraz chodź,bo zaczyna się ściemniać.
"Czyli zajdzie tutaj noc?"-nie dowierzałam."Prawdziwa noc.Nie ciemność.Noc.A może gwiazdy?" W moich oczach pojawiły się iskierki.
-Żadko oglądam gwiazdy.Chce je teraz uważnie zobaczyć.
-Dobrze.
Krok za krokiem,ruszyliśmy do Lwiej Skały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz