Uasi
-W takim razie,-ominęliśmy pierwsze drzewo,więc Muuaji porozglądał się do okoła,po czym wyszeptał,-witaj,w lesie.Kiedy lew,wypowiedział te słowa,poczułam,że serce mi przyspiesza.Ja naprawdę to robię! W jednej chwili,strach zawładnął mną,pomału mnie pochłaniając,niczym dusza,zjadająca,pomału,swojego pobratyńca.W jednej chwili,miałam ochotę,odwrócić się i wrócić na bez...nie,nie była bezpieczna,ale była to moja ziemia.Duma,nie pozwoliła mi jednak zawrócić,a natura mrocznoziemca,dała się beznaki i zareagowałam,niekątrolowanym warknięciem.Chodź był to tylko cichy dźwięk,uszy lwa drgnęły.
-Idziemy,-kiwnęłam głową i ruszyłam za lwem,już w abselutnej ciszy.Zmierzaliśmy,czujnymi i cichymi krokami,przed siebie,przechodząc przez drzewa.Muuaji,co kilka minut się zatrzymywał,wąchał powietrze i szliśmy dalej,inną drogą.Mogłam się więc domyśleć,że w lesie,roiło się,od wielu,wielu strażników.No ba Uasi! A czego ty się spodziewałaś?!-usłyszałam w myślach.
Szliśmy jeszcze dłuższą chwilę,po czym zatrzymaliśmy się przed rzeką,a ja nie mogłam uwierzyć,że była tak blisko.Pewnie,zasilała wodopój,więc..może pod wodopojem,też jest przejście? Postanowiłam sobie,że kiedyś to sprawdzę.Było też dla mnie jasne,dlaczego mamie,udało się uciec z powrotem na granicę.Była po prostu blisko.
Muuaji,odwrócił się w moją stronę.
-Dalej,musisz iść sama.Ledwie co,tu doszliśmy.Zrozum..nie mogę ryzykować,-no tak! wkońcu był tchórzem,z resztą,wszyscy ją tchórzmi.No,może nie licząc mnie i wielu mrocznoziemców,ale,tylko niektórych.
Zmrużyłam oczy i starałam się,dalej zgrywać miłą.
-To i tak wiele,-odparłam,-dobrze,Muuaji,dalej przepłynę sama
Lew,zamrugał kilkadziesiąt razy
-Przepłyniesz?! Uasi,to jest głupie.
-Zawsze jakieś,-syknęłam,-no już,idź
Muuaji,nic już nie odpowiedział,a po prostu odszedł,spoglądając jeszcze wiele razy przez ramię.Nie czekałam na nic.Było już za późno na wycofanie się.Teraz,miałam jedyny cel:Przeżyć.
Pomału weszłam do wody,a kiedy lodowate szpony,zacisnęły się na mnie,pisnęłam lekko.Poruszałam łapami energicznie,niemal z gracją,płynąc dalej w dół rzeki.Kiedy przepłynęłam większą część,zanurkowałam i dalej pływałam pod wodą,co jakiś czas,wynurzając się,by złapać oddech.Woda-był to zdecydowanie,nie mój żywioł! Ale ktoś mi kiedyś powiedział,że chęci,zdobycia tego co się chce,trzeba samemu wywalczyć.Dlatego,płynęłam dalej,aż do czasu,gdy...
-Ej ty! Zatrzymaj się!
Szybki rzut w stronę brzegu.Najpierw dwójka,później trójka strażników,biegła w moją stronę z wysuniętymi pazurami.Musiałam płynąć dalej.
-Ej ty!-krzyczeli dalej,biegnąć za mną,a ja tym czasem,płynęłam bez ustanku,po czym wskoczyłam na brzeg,wysunęłam pazury i puszczając się biegiem przed siebie,rozpoczęłam szaleńczy bieg,na zasadach Maisha i Kifo,a wygrać,chciałam Ja.
Nigdy nie biegłam tak szybko,jak w tej chwili.Mój oddech,stał się ciężki,a łapy piekły mnie niemiłosiernie.Biegłam jednak dalej.Co jakiś czas,wyglądałam przez ramie i zamierałam,kiedy goniło mnie jeszcze więcej strażników.Poruszałam się szlalomem przez drzewa,biegnąc dalej.Z każdym jednak,następnym metrem,czułam,że zwalniam,a lwy przyspieszają.Było prawie po mnie.Własnie,prawie...
Las ,pokrywała ciemność,do której byłam przyzwyczajona.Szara ziemia,była kurzem,czego się domyśliłam.Podskakiwałam na nim,przez co zmieszał się z powietrzem i trwał w powietrzu,sprawiejąc,że byłam przez chwile niewidoczna.Szybka myśl,była następująca;poprostu biegnij.Wiedziałam jednak,że moje szanse na życię,są już przekreślone.Wiedziałam,że strażnicy mnie zaraz dogonią i że od razu zabiją.A niby tak bardzo,różnią się od mrocznoziemców!-prychnęłam.Puściłam się dalej biegiem.
Wytężyłam wzrok.Przedemną,oprócz rozciągających się drzew,widniał kamień,o szpiczastym czubku.Zamyśliłam się.Według mnie,był to jakiś plan,chodź b-a-r-d-z-o ryzykowny.Zatrzymałam się,zgniotłam brązowe nasiona,które podarował mi Kiburi,a ich czerwona farbka,wylała mi się na łapę.Szybko rozrysowałam ją na boku.Odwróciłam się,strażnicy byli blisko.Powaliłam więc kamień i padłam z krzykiem na ziemię.Czubek,leżał koło mojego brzucha,który posmarowałam czerwoną farbką z nasion.Zamknęłam oczy i zaprzestałam oddychania.Jeśli,plan się nie uda,nie wybaczę sobie,że taki plan uknułam.
Strażnicy,podeszli do mnie,a ja czułam,że jest ich jeszcze więcej.Wszyscy wpatrywali się we mnie,co mimo zamkniętych oczu,doskonale wiedziałam,obwąchiwali i obchodzili do okoła.
-Widzicie,zabita!-zadrwił jeden czarny lew,-gapa!
-Co robimy? Zakopujemy?
-Taak..ale najpierw chodźcie obejrzeć co z Furahą.Potknął się po drodze i chyba skręcił nogę.Niech dwóch pilnuję ciała,chociaż z resztą..wracać do obowiązków,nic tu po nas!
Te lwy ,były takie dziwne.Nie wąchali mojej "krwi",tylko odeszli,nie do końca,przejmując się ofiarą.Byli inni..
Został tylko jeden lew,który usiadł dalej i począł sobie podśpiewywać.Słyszałam jednak tylko urywane części.
..dzika,niedotknięta,przerośnięta..
..dzika lwica,z Ziemi złowieszczej..
..pokonani nie będziemy..
..na kolejnego króla,czekamy..
Pieśń,nie miała sensu,ale ponieważ lew,był na niej wpełni skupiony,zdołałam rozeznać się w sytuacji,przemyśleć drogę dalszej ucieczki,spojrzeć,ile zostało do powrotu strażników (sądzacpo głosach,sporo) i po chwili wstałam,podeszłam cicho do lwa i ogłuszyłam (nie zabiłam) go,po czym puściłam się biegiem dalej.Zyskałam parę minut.Jak się mogłam domyślać,dalej jest mniej strażników,bo zapewne,jestem jedyną,która doszła tak daleko.Na pełniło mnie to niespotykaną dumą.Biegłam,biegłam,dalej.
Schowałam się za drzewem i wstrzymałam oddech,strażnik,na szczęście odszedł,a ja pobiegłam dalej.Gwałtownie się jednak zatrzymałam.Był to koniec lasu.Wstrzymałam oddech i zmrużyłam oczy.Oświeciło mnie dziwne...światło? Postawiałam kilka kroków na przód i kolejnych kilka,aż wkońcu,wyszłam z lasu,a przedemną,zabłysnął piękny widok.Niebo było jasnoniebieskie,na na górze,widniały białe obłoki i jakaś złota kula.Całą ziemię,pokrywał złoty piasek.Zaparło mi wdech w piersiach.Zawiał lekki wiatr i poczochrał moje futro,a ja poczułam przyjemny chłodek.Czułam niewyobrażalną radość,spokój...wolność.
Przez myśl,przebiegło mi pytanie,czy mama by po mnie wróciła,gdyby udało jej się uciec? Czułam,że nie.Mrocznoziemcy,nie kochają swoich dzieci.Ja..ja może będę,sama tego nie wiedziałam.Wzięłam głęboki wdech,a na moim pysku,pojawił się uśmiech,który po chwili szybko znikł.To nie był koniec ucieczki.Za mną,dały się słyszeć stłumione głosy.Strażnicy mnie doganiali.Musiałam być szybsza.Tak więc,puściłam się biegiem,przez złoty piasek.Czułam się,na prawdę wolna.
Hej! Mam nadzieję,że rozdział mi się udał (oceńcie sami).
1.Podoba wam się narracja Uasi?
Pozdrawiam c:
1. Yes of course
OdpowiedzUsuń