czwartek, 26 lipca 2018

#16 /Przekroczyć możliwości/

Uasi przewróciła oczami,po czym ponownie upadła na ziemię.Podłożyła łapy ,pod siebie,a głowa opadła na trawę.Zmrużyła oczy i wróciła umysłem,do wszystkich wspomnień i..
-Czemu ja się ciągle z tobą przyjaźnie?!-bąknęła,wpatrując się z irytacją w stronę Kifo
Czarny lew,zaprzestał,obserwowania latających w górze ptaków i spojrzał na Uasi,z przymrużonymi szaro-niebieskimi oczami.
-W jakim sensie? Masz przecież duże szczęście,każdy chciałby się ,że mną przyjaźnić
Uasi wybuchnęła śmiechem
-Kifo,rusz mózgiem,jeśli go masz,-wstała i podeszła do lwa,-tutaj nie ma przyjaźni,dobrze to wiesz
Pokiwał głową
-Oprócz naszej
Lwica kiwnęła głową,po czym także spojrzała w niebo.
-Miejmy nadzieję,że te pierzaste istoty wylądują,byśmy mogli na nie zapolować.
Kifo usiadł i chwile jeszcze,wpatrywał się w niebo,po czym przeniusł wzrok na córkę Mwany.
-Jak się czujesz,jako Morderca Średniej Kategorii?-spytał obojętnie
Uasi zgromiła go wzrokiem i usiadła
-Mamy tą samą pozycję,KIFO
-Wiem,-burknął,-ale ja będę dalej pnął się w górę.Tak..
-Tak chce Vita i Ty sam,lewku,-syknęła,-ja też idę w górę,według własnej woli
Kiwnął głową
-Idzie nam całkiem nieźle co?
-Może,-wzruszyła ramionami,-nie wiesz jednak Kifo,czy pewnego mrocznego*,nie będziemy musieli stanąć ,że sobą do walki
Wiatr zawiał i pocochrał futra obu lwów.Nie zwrócili na to jednak uwagi,wciąż w siebie wpatrzeni.Kifo podniusł wargi,by coś powiedzieć,ale natychmiast je zamknął.Widocznie i on,nie miał pojęcia,co będzie dalej i co postanowią,jeśli zmuszą ich do wzajemnej walki ,na zasadach Maisha i Kifo.
Uasi,przerwała niezręczną ciszę.
-Chodź,upolujemy coś.
Po czym,poszła w swoim kierunku,a Kifo za nią.I to by było na tyle.
***
-Bij z większą siłą.Całą siłą!!-wzasnął Mwana,do córki.Uasi,kiwnęła głową,ledwo łapiąc oddech i wykonała kolejny cios,w stronę,oblanego krwią kamienia.Było to ćwiczenie,które wykonywała bardzo często.Nigdy się wówczas nie wypierała i chodź go nieznosiła,wierzyła,że pomoże jej to stać się równie silną,jak jej ojciec.Marzyła,o wysokiej pozycji.Najlepiej takiej,jak ta jej matki.Wydawało jej się,że byłaby to najodpowiedniejsza pozycja,dla młodej lwicy.
-Koniec!-warknął Mwana i wyszedł z jednej z mniejszych "pokoi".Uasi,wybiegła za nim.
-Ojcze,czy coś jest nie tak?
Mwana,zatrzymał się,by na nią spojrzeć
-Wraz z Czarnymi,zbierzemy trzy ofiary i wyrzucimy ich za granicę.Zdaję mi się,że nasz teren jest coraz mniejszy.A dobrze wiesz..-szepnął jej do ucha,-..że z mrocznoziemcami,nie ma żartów.
-Tak,wiem,-odpowiedziała,-Jeśli jednak pozwolisz,chce iść z wami.Nie boję się!
Mwana,chwile jej się przyglądał,z wysoko uniesioną brwią,po czym pokiwał głową i zwrócił się do lwów z Czarnych Skał,-Idziemy już pora,a Uasi idzie z nami
Córka Shetani,uśmiechnęła się szyderczo,a lwy cofnęły się o kilka kroków.Po chwili jednak,wybiegli za swoim przywódcą,a za nimi Uasi,ciesząca się,że znajdzie się ponownie za granicą.

Na ofiary,wybrano dwa lwy i lwice,którzy trzesąc się,że strachu,szli krok w krok za lwami z Czarnych Skał i Uasi. Uasi,szła dzielnie do przodu,rozglądając się co i rusz,aż stanęła na granicy i z dumnie uniesioną głową pomyślała,ile razy ona przeżywała na granicy.Przez chwile,w jej głowie narodziła się myśl o ucieczce,która szybko wyparowała.
Ofiary,przeszły przez granicę i zatopiły się w lesie.Nie minęło sporo czasu,a dało się słyszeć krzyki,a ciała ofiar,zostały przerzucone na ich stronę.Zebrani,zdołali dostrzec,pobliskie oczy,świecące z wrogością.
Mwana warknął.
-Są blisko.Za blisko.
-Co więc robimy?-spytał jakiś lew z tłumu,który właśnie się zebrał
-Nic.Po prostu ,rubmy to co zawsze
Lecz ta odpowiedź,nie wystarczyła większości,którzy jeszcze długo,wpatrywali się w ciała trójki lwów,a następnie odeszli,by mogły zgnić i wtopić się w twardą ziemię,otoczone przez robaki.Uasi natomiast,już dawno leżała w swoim legowisku,myśląc i pół-drzemiąc.
***
Tydzień później,wszystko zdawało się być takie samo.Strażnicy,dalej przebywali blisko,co Lwy z Czarnych Skał,sprawdzali,wysyłając za granicę,kolejne ofiarne lwy.Działało za każdym razem i jak tylko weszli w las,gineli od razu.Lwy,sprubowali nawet,z nieżywą ofiarą,ale wówczas,po prostu znikała w niczości,co w zamyśleniu,obserwowała Uasi.Wyglądało na to,że nieżywych,po prostu zakopują.

Uasi
Minął kolejny tydzień,a na Mrocznej Ziemi,wciąż panowała napięta atmosfera.Lwice ukrywały swoje futrzaki,które uważały za największe cudy świata.Nie było jednak powodu do obaw,co doskonale wiedziałam.Kiedy spróbowali przeżucić na granicę lwiątko,wróciło z małymi zadrapaniami i blizną na oku.Nazwałam to naznaczeniem.Lwiątek strażnicy nie tykali,ale wymierzali kary.Gorzej było,że to ich matki,mogły zostać wybrane i od razu zabite-o co pewnie się bały i starały się udawać,że są stu procentowymi matkami,bez których lwiątko sobie nie poradzi.Phi! Ja jakoś dałam sobie radę.Lwy natomiast,starali się zyskać koleżeństwo u Lwów z Czarnych Skał,by oni nie zostali wybrani.Dzięki czemu,mieliśmy pełne brzuchy.Kilku nawet,starało się mnie poderwać i jeszcze tej samej nocy,zostali zagryzieni,przez nieskromną mnie.Wktótce,spodziewałam się,że osiągnę wyższą rangę.Pozycję,dostawało się u nas,po egzaminie dojrzałości,później wówczas,zbierali się wszyscy i mówili,na którą pozycję pasujemy.
Przed oczami mignęła mi scenka,z ostatniego przerzcania ofiar,były to wówczas,dwa nastoletnie lwy,z najniższych rang.Miałam ochotę jednak warczeć.Znów ofiarą nie padła Mlezi,czy Vita.Wiem,Kifo nie wybaczy mi śmierci jego matki,ale wówczas,niewiele mnie to obchodziło.Przeszłam kolejnych kilka kroków,po czym radykarnie się zatrzymałam.Przedemną,przebiegł góralek.Oblizałam pysk i poczęłam się skradać.Na szczęście,moje ciemne futro,stanowiło doskonały kamuflarz.Chwile później,rzuciłam się na zwierzę i góralek padł martwy.Pochwyciłam go w zęby i od razu puściłam,by warknąć wściekle.
-Czego?!
-Witaj Uasi,-syknęła lwica,-oddaj!
Lwica,rzuciła się na MOJEGO góralka,za co oberwała porządnie w policzek.Powaliłam ją i wbijając w nią pazury,uniemożliwiłam,poruszanie się.Lwica wiła się chwile,po czym ją puściłam.Miałam lepszy dzień.Podeszłam do góralka i aż syknęłam.Ralwy.Ralwy,wyłaziły spod futra góralka,aż mnie zmuliło.Odwróciłam się w stronę,którą odchodziła lwica.
-Wiesz co,możesz wziąść tego góralka.Znaj moją łaskę
Nastolatka,odwróciła się napięcie
-Yyy..dzięki?
Odeszłam szybko,z szyderczym uśmiechem.Tak,teraz miałam już całkiem,udany dzień.

Narrator
Kifo,podszedł do wyjścia z jaskini i stanął obok Vity.Teraz był równy wielkości,co ona.Przypomniało mu się,jak jako lwiatko,stawał na tylnych łapkach,by tylko chodź trochę,być jej wysokości.Zawsze go wtedy odpychała.Teraz,oboje wpatrywali się w daleki widnokrąg.
-Jeszcze sporo do mroku,-odparła,wąchając powietrze,-pewnie zaraz,będą łapać kolejne ofiarne lwy,by tylko wyrzucić ich na pewną śmierć...będzie ubaw.
-Mówisz to takim głosem,że każdy by ci uwierzył,że to będzie śmieszne
-A niby nie,Kifo? Śmierć jest zabawna
Kifo przewrócił oczami,tak,by lwica tego nie widziała,co nie było trudne,bo ciągle spoglądali na horyzont.
-Myślisz,że na kogo teraz padnie?-spytał
-Nie na nas,to mnie nie obchodzi.Niech zginie kto kolwiek,zwłaszcza Mwana i Uasi
-Od Uasi się odczep,-warknął gardłowo,a Vita spiorunowała go wzrokiem.
-Jeśli tak bardzo ją uwielbiasz,to wejdź z nią w związek,-i nim Kifo,zdążył zaprotestować,Vita już mówiła dalej,-ty byś się nie dał,a twoja matka,jest pod moją ochroną..was nie tkną
I znowu zapadła cisza.
***
Uasi
Jako mrocznoziemca (chodź,nie można nas uznać za wspólnotę) nie zwracałam zbytniej uwagi na wygląd.Często opadał na moje futro kurz,czy błoto,od deszczu,lecz żadko,je wówczas czyściłam.Jest jednak plus,lwy nie oglądają się za naszym wyglądem,a tym,która ma największe szanse,by wygrywać walki.Głównie dlatego,większość z nich,porzuca lwice,kiedy im się znudzą ich umiejętności,lub lwice lwy w tym samym kontekscie.Ale żadko się to działo.
Oczywiście,wiele lwów już zaczęło mnie sobie ubierać za kurs.Ciamne futro,ładne oczy,sylwetka,a przedewszystkim,zaciętość w walce.Tak,nie jestem specjalnie skromna.Powiem jednak,że miłość w naszych stronach nie istnieje,no może w niektórych przypadkach.Zwykle jednak,jest to po prostu chęć,lepszych warunków,u boku partnerki/partnera,za którego nie będzie się trzeba wstydzić (jak to można określić)
Dobra,koniec tego lamentu.
Skączyłam myć futro (czasem to robie) i z rezygnacją,rozejrzałam się po jaskini.Czarni,opuścili ją już dawno,zmierzając na obchód.Był to ich sposób,na kontrole podporządkowania dalej wyrzutków.Westchnęłam tylko i podeszłam do konta,gdzie leżała niedojedzona antylopa-czyli przysmak z ostatniego rzutu przez strażników.Zatopiłam w niej kły.Kiedy tylko skączyłam posiłek,usiadłam,zastanawiając się,co dalej zrobić.Jedną z najtrfajszych myśli,było pójście na granicę i sprawdzenie,czy nic się na niej nie dzieję.Ta myśl zwycięrzyła i wybiegłam z jaskini.

Otworzyłam lekko usta,by wyczuć powietrze.Jeszcze daleko do nocy.Kierując się tą myślą,ruszyłam dalej.

Na granicy,unosił się duszący zapach,co zapowiadało,że zebrał się tu tłum lwów.Mogłam się domyślić,że kolejna ofiara przeszła przez zakazaną linę.Na Wielkich Przodków,co oni chcą jeszcze udowadniać?! Czy serio się aż tak głupi?!
Usiadłam i bystrym wzrokiem,błądziłam na horyzoncie.Mogłoby się zdawać,że wszystko było spokojnie,kiedy dostrzegłam parę zielonych oczu,przyklejonych do mojego wizerunku.Nie cofnęłam się jednak.Wciąż byłam na swoim.
-Strażnik,-wysyczałam,w stronę oczu
-O! Tym razem wiesz kim jestem,lwiczko,-odezwał się gardłowy głos,a moje uszy drgnęły.Znałam ten głos,a przynajmniej,starałam się go sobie przypomnieć.Sierść zjerzyła mi się jednak,mimo wszystko.
-Lwiczko? Już dawno nią nie jestem.Jestem Morderczynią Średniej Kategorii,-wysyczałam licząc,że to odstraszy strażnika.Oczy jednak,wciąż tam były.
-Aha.Ale zwiesz się Uasi,jak mniemam
-Skąd wiesz?-spytałam gardłowo,chodź pomyślałam,że mogą mieć jerestr wyrzutków.Ale..chwila.Czy ja byłam wyrzutkiem? Otóż nie,nie byłam.Jak większość tutejszych lwów,byłam po prostu dzieckiem wyrzutka i lwem,walcącym o większą pozycję.Jak najwyższą.
-Tak,jestem Uasi,-to jedyne,co w tej chwili zdołałam wypowiedzieć,-a ty to?
-Serio? Przecież spotkaliśmy się stosunkowo nie dawno..
Prychnęłam
-Wiele oczu widuję!
Właśnie wtedy,z krzewów,wyszedł czarny lew,a ja poczułam ,że sierść znów zaczyna mi się jerzyć.Nie był to Kifo,czy Lew z Czarnych Skał,był to strażnik-ale miał rację,już go kiedyś widziałam.
-Muuaji?
Lew kiwnął głową i podszedł troszkę bliżej mnie,wciąż zachowując ostrożność,a ja rozejrzałam się,bu mieć pewność,że nikt mnie nie widzi.
-Znowu zmiana?-spytałam
-Tak,wiesz,już taki niewinny nie jestem,kilka żyć już dawno odebrałem,-w jego głosie,słyszałam tyle smutku,że aż westchnęłam.No tak.Lwy zza tego lasu,są inne.Pewnie nie bawi je zabijanie.Czego się więc mogę spodziewać i po tym?
-Ja także już niewinna nie jestem,-syknęłam,a lew pokiwał głową
-Jesteś nastolatką
Puściłam to mimo uszu
-Czemu przybliżacie się?
Muuaji,ściszył głos tak,jakby nie chciał mi,tego mówić,ale i tak to usłyszałam.
-Królowie z Ziem,tak każą.Podobno,wyrzutków ciągle przybywa...-i tu miał rację.Ostatnio,coraz więcej Nowych,przybywało na granicę,jak zawsze wściekli z bezsilności.Zwykle jednak,szybko umierali.Nie miał jednak racji,co do tego,że jest nas za dużo.Rodziło się zwykle lwicą,tylko jedno lwiątko (tak jak mojej matce,ja),co najwyżej dwa.Trzy były już żadkością.Więc,więcej nas umierało,niż przychodziło do świat,a to każdej ciemności.
-Mów dalej,-ponagliłam
-Więc,przybliżamy się,by mieć większą pewność,że nie uciekniecie.Moi pobratyńcy,poszli w inne strony,oczywiście nie wszyscy.Twoi,nie poszli w drugą stronę lasu?
-Możliwę,-wzruszyłam ramionami,a w głowie poczułam pomysł.-będziesz tu jutro?
-Postaram się,-kiwnął głową i zniknął

Pomysł.Leżąc w moim legowisku i udając ,że śpię,dobrowadzałam go do ładu i składu.Mrocznoziemką byłam zawsze,wyrzutkiem nigdy.Przypomniał mi się obraz matki,która tyle poświęciła czasu,by znaleźć wyjście z tąt.Wiedziałam,że gdzieś w lesie jest woda i to nie daleko,a także,że strażników jest coraz więcej i że chcą,by wszyscy umarli.Czy więc,była to otwarta wojna? Wiedział,że prędzej czy później,wszystkich się nas pozbęda.Postanowiłam więc,rozważyć pewną opcję.Była nią próba ucieczki.Wkońcu,co mi szkodziło? Nic,oprócz śmierci-ale..to rzecz,którą pominęłam.
Kiedy więc obudziłam się rano,miałam wiele energi i czułam się,jak nowo narodzeniowa.Wstałam jednak dość wcześnie,gdyż wszyscy sprzymierzeńcy ojca i on sam,jeszcze spali.Przewróciłam oczami i wyszłam spokojnie z jaskini.Przemyślałam cały plan i wiedziałam,że jeśli nie chce przejść przez porażkę,będę musiała wszystko wziąść pod uwagę.Dlatego właśnie,zmierzałam do drzewa.
***
-Więc,jeśli dobrze cię Uasi rozumiem,planujesz ucieczkę?
Pokiwałam głową
-No cóż,chociaż powiedz mi,czy masz jakiś plan
-Tak,-przyznałam lwu,-jest dość skąplikowany,ale wiem,że muszę posłużyć się sprytem,by dać radę.Poza tym,mam kogoś,kto mi pomoże.
-Kifo?-spytał szary lew
-Nie.-odpowiedziałam krótko
Kiburi,pokiwał powoli głową,najwyrażniej się nad czymś zastanawiając,po czym wszedł za skały i wyciągnął zza nich,zieloną roślinę,przypominającą (nie wiem czemu przyszło mi to do głowy) grubą łodygę.Położył ją przedemną,a ja cofnęłąm się z obrzydzeniem,nie ciekawie pachniałam.Kiburi się zaśmiał.
-Nie smakuję tak źle,jak pachnie.To roślina ,na wzmocnienie.A to..-wyciągnął kolejną roślinę zza kamienia.Tym razem,były to jednak nasiona,które zręcznie owinął w wielki liść,-przyda ci się na ból,gdybyś,nie daj przodkowie! została zraniona,-podał mi "woreczek",który przyjęłam z wdzięcznością i szybko zjadłam poprzednią roślinę.Nie była taka zła.Lew zaśmiał się krótko,-Oh Uasi! Niech przodkowie cię prowadzą! Miejmy nadzieję,że nie przegrasz tej bitwy.
Spojrzałam na niego z dumnie uniesioną głową
-Na pewno nie
Kiburi smutno pokiwał głową
-Pamiętaj Uasi,jeśli już uda ci się wyjść z lasu,kieruj się pustynnym szlakiem,wprost do kanionu,a z tamtąt,na ziemię,która wyda ci się odpowiednia.Tam za lasem,są inne zasady.Wszyscy,żyją że sobą w harmonii i miejmy nadzieję,że tobie to się spodoba..
-Sugerujesz,że nie wrócę tutaj!?-warknęłam
-A co..planowaś to?
-Ja..niewiem,-westchnęłam,-posłuchaj,wrócę,ale najpierw..muszę zdobyć to,o czym marzył każdy
-I..wrócisz do niewoli?
-Nie wiem,Kiburi,-powiedziałam,po czym zniknęłam,rzucajac szybkie "cześć".

O mojej ucieczce,powiedziałam tylko Kifo.Lew,no cóż..myślałam,że się obraził,kiedy odmówiłam mu udziału w mojej ucieczce.Dwójka lwów,miała mniejsze szanse,niż jeden.Później jednak,Kifo pokiwał głową.
-Dobrze.Znajdę sposób,żeby się jakoś z tobą komunikować,-po czym szepnął,-Będę tęsknić przyjaciółko
-Ja też,-odpowiedziałam,-ale pomyśl,teraz masz szansę,być silniejszym
-Ha! I tak miałem
Przewróciłam oczami,po czym powiedziałam:
-Kiedy wrócę..czuję,że wiele się zmieni.Na pewno,nie pozwolę,by mieli nas za słabszych
A Kifo tylko przytaknął

Rozmowa z ojcem,zdecydowanie,była trudniejsza.Lew,akurat leżał na swoim legowisku i pochrapywałam,a otaczali go wszyscy sprzymierzeńcy z Czarnych Skał.Chrząknęłam kilka razy,by mnie zauważyli.Kiedy to się wkońcu stało,ojciec z grymasem na twarzy,warknął:
-Czego?!
-Tego,że musimy porozmawiać!!-odwarknęłam
Mwana niechętnie,ruszył za mną.Widocznie z czystej ciekawości.Zatrzymaliśmy się,w jednej z mniejszych jaskiń.Wpatrywałam się w lwa,jasnoniebieskimi oczami,chyba..przepełnionymi zastanowieniem.
-Więc,co jest?!-warknął,z nutą zapytania
-Uciekam,zza las.Na inną ziemię,-po czym,poszpieśnie,dodałam,-By nabrać doświadczenia,a potem wrócę.To jest jedyne rozwiązanie..
-Śmierć,jest jedynym rozwiązaniem,-ryknął,-Nie zgadzam się Uasi,słyszysz,nie zgadzam się.Nie po to cię karmiłem,nie po to,dałem ci legowisko i ochronę,byś teraz z własnej głupoty ginęła! Co z ciebie za lew!
Ogarnął mnie wulkan wściekłości.Wybuchł i już nie dało się go zatrzymać.
-Milcz,głupcze! Mam więcej odwagi,niż ci się zdaję! Właśnie dlatego,walczę o przetrwanie.
-Ginąc?
-Nie zginę,zobaczysz,że wrócę
Zapadła chwila ciszy
-Jesteś pewna?-spytał z wrogością,ale i troską(chyba).
-To nie jest twoje życie,tylko moje! Zrobie z nim co zechce i wiem,że podejmę dobre decyzję,-warknęłam i odeszłam.Musiałam ochłonąć.
***
Zatrzymałam się,niedaleko drzew.Przekroczyłam granicę,ale jeszcze nie weszłam w las.Jeszcze.Była godzina lekko popołudniowa.Mój plan skłaniał się do innej,więc narazie,były to tylko przygotowania.Wzięłam głęboki wdech.
-Muuaji?
Mój głos,uniusł się w przepaść lasu,ale był to tylko niesiony z wiatrem szept.Dosłownie chwile później,pojawił się obok mnie Muuaji.
-Jestem.
-Mam sprawę,-po czym szepnęłam,-pomożesz mi wydostać się zza las?
Automatycznie się cofnął,o mało się nie wywróciwszy i spoglądał na mnie,oczami przepełnionymi gniewem,strachem i smutkiem.
-Zwariowałaś?! Nie będę ryzykować! Nie dla wyrzutka!
-Nie jestem wyrzutkiem,-warknęłam,lecz wówczas poczułam,że żeby wygrać,muszę kłamać,-Ja..jestem po prostu zwykłą lwicą
-Wczoraj mówiłaś,że Morderczynią..-warknął
-Nie.U nas nazywa się tak istota,która nie potrafi zabijać,-skłamałam,-Tych którzy zabijają,nazywamy..B-bohaterami!
-Aha,-przytaknął

-Ja..nie proszę cię o wiele.Chce tylko,żebyś doprowadził mnie zza pierwsze drzewa i wskazał,gdzie mogę spotkać najwięcej strażników.
-Uasi,ja..
Już prawie go urobiłam.Kłamałam dalej.Postanowiłam także,zagrać sztuczkami lwic,których uczyła mnie mama.Ominęłam go do okoła,na koniec,muskając ogonem,jego brodę,aż usłyszałam jego,mimowolne mruczenie.
-Chce,być po prostu dobra!-skłamałam,-Nie pomożesz? Nie dasz szansy?
Muuaji westchnął i już wiedziałam,że mi się udało.
-Dobrze,a teraz usiądź i posłuchaj.Wytłumaczę ci,którędy uda ci się przejść,także jeśli chodzi o rzekę.Radzę jednak zakryć zapach,czuć od ciebie wyrzutkiem,co może cię zdradzić.Będę tutaj jutro po..
-Rano
-Rano.Okey.Pomogę ci,byś przeszła kilka kilometów,ale dalej radzisz sobie sama.Pytanie tylko,czy dalej chcesz ryzykować?
Przytaknęłam
-Jestem gotowa.
***
Zarówno ojciec,jak i Kifo,pożegnali mnie,chodź cicho,by nikt inny nie wiedział.Chwile później,udałam się do Kiburiego.Szary lew,by zatuszować mój zapach,nasmarował mnie jakimś świnstwem.Mam tylko nadzieję,że warto było i tak,kiedy tylko noc się skączyła,a wszyscy ułożyli się do snu,skączyłam ostrzyć pazury.Ukryłam je i ruszyłam do granicy,gdzie czekał już skryty Muuaji.
-Uf,Uasi,nie było łatwo.Mamy niewiele czasu,-wysapał,-tłumaczyłem ci,gdzie masz się kierować...dasz radę?
-Dam,-potwierdziłam
-W takim razie,-ominęliśmy pierwsze drzewo,więc Muuaji porozglądał się do okoła,po czym wyszeptał,-witaj,w lesie.


*mroczny-chodzi tutaj o noc
Hej! Udał się długi rozdział. Bardzo długo czekałam na ten rozdział.Akcja nabiera tępa.Nie długo,powinnien pokazać się kolejny rozdział.Myślicie,że Uasi uda się ujść cało? Odpowiedź ,nie musi być oczywista.A może ,właśnie takie będzie zakończenie bloga?
Potrzymałam klimacik,mam nadzieję.
Pozdrawiam c:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz