sobota, 18 sierpnia 2018

#38 /Mowa skał/

Przed Gizą rozciągnął się znajomy widok.
Lwica pędziła przez pustynię,aż łapy zaczęły odmawiać jej posłuszeństwa. Było jednak warto.Dotarła do lasu ,mrocznego i tajemniczego.
-Witaj w domu,-szepnęła do siebie.
Kiedyś ,pewnie by już zosyała zaatakowana przez strażników,teraz..spokojnie szła przez las.

Kiedy znajome drzewa się skończyły ,lwica dotarła do obozu.
Uznała,że nie jest głodna.Nie zapolowała więc na ptaka,który skubał ziarna niedaleko.

Obecni,spojrzeli na nią zaciekawieni.Chyba sądzili ,że zginęła.
Giza posłała im nienawistne,jak i triumfalne spojrzenie.
Z uniesiona głową przeszła przez odcinek ,aż do jaskini ,w której mieszkała.
Nikogo nie było jednak w środku.

Giza zmarszczyła brwi.Uznała,że mogą być w Czarnych Skałach.

I nie myliła się.
Kifo przywitał czule córkę.
-Dobrze cię widzieć.Pokażę ci jaskinię,w której zamieszkasz. Jesteś już przecież dorosła.
-Nie wątpię ojcze,ale mam teraz pytanie,gdzie podziewa się mama?
-Wyszła na patrol.Nie spodziewaliśmy się twojego powrotu,-lew skinął głową,-naprawdę.
-Czyli myśleli mała ,że zdradzisz,-szepnął któryś z lwów.
Oberwał strasznym wzrokiem od Kifo.
-Nigdy  nie zdradzę .-zmarszczyła brwi Giza.
Kiedy Kifo na nią spojrzał, nie mógł uwierzyć,jak bardzo pod innym wyglądem,jest równocześnie podobna do matki.
Kifo skinął jej głową.
-Poczekaj na nią przy granicy.
-Tak zrobię,-skinęła głową lwica.
Wybiegła z jaskini.

Kifo spojrzał na lwy czarne.
-MARSZ DO ROBOTY! -ryknął
Lwy westchnęły,omiotły wzrokiem winowajcę gniewu i poczęli zajmować się swoją pracą. Kifo czuł sadysfakcje.

Giza tym czasem, poszukiwała swojej matki. Mijała różnych członków stada.
W końcu zgłodniała ,więc by nie polować,odebrała ptaka jakiemuś lwiątku ,sama go zjadła i ponownie zabrała się za szukanie matki.

Jej kroki rozbrzmiewały o ziemię.Lwicy aż brakowało miękkości trawy,ciepłych promienni słońca i błękitu nieba.

Znalazła Uasi na granicy. Lwica zakopywała coś w ziemi.Kiedy dostrzegła córkę,ogonem dała jej znać. Lwica puściła się biegiem w stronę końca lasu. Giza ruszyła za nią.
Droga minęła im szybko.
Giza podziwiała strumień ,drzewa i wszystko wokół.

Usiadła z Uasi, wpatrzona w horyzont. Z bardzo daleka rysował się mały punkcik -Lwia Skała.
Giza opuściła po sobie uszy.
-Mamo..przepraszam. Tak bardzo mi przykro! Zostawiłam przy życiu jednego z przedstawicieli rodu królewskiego, syna Sawy ,Simbę. Zabiłam jednak Leah ,wiele lwic ze stada ,zatrułam wodę, zabiłam szamana...więc...
Uasi spojrzała na córkę.
Giza skuliła się, gdy w jej oczach dojrzała gniew.
Sama lwica jednak...śmiała się.
Był to śmiech tak radosny,jak jeszcze nigdy.Giza się zdziwiła.
Uasi nie przestawała się śmiać.Dopiero później ,zwolniła.
-Kiedy byłam na Lwiej Ziemi,ostrzędziłam Sawę bo czułam do niego koleżeństwo.Ty oszczędziłaś Simbę,bo czułaś do niego coś więcej. Jesteśmy takie podobne.
Oczy Gizy zaświeciły.Ciemna lwica mówiła dalej:
-Niech żyję.Przygnębiony twoją stratą ,nie urodzi mu się żaden potomek ,przez co Lwia Ziemia przepadnie. My wtedy zaatakujemy ją,zdobędziemy,porzucimy i tu wrócimy.Chodźby nie wiem co się stało,musimy pozostać przy życiu i by Mroczna Ziemia pozostała wolna.Wybaczam ci córko.
-Wiesz mamo.Zapisałaś się w historii bardziej niż ktokolwiek inny,-córka uśmiechnęła się.
Uasi spojrzała na nią z dumą.
-Musimy wygrać.
-Już to zrobiliśmy
Teraz wszystko wokół nich zdawało się mówić, nawet płaska szara skała, na której siedziały.
Uasi przytuliła z czułością córkę. Giza odwzajemniła uścisk. To wszystko,czego brakowało do tej układanki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz